Wykleci - Granitowy Wierch


Go to content

Rozdzial XVII

Ksiazka > Rozdzial 15-23

Rozdział pierwszy Elf

Rozdział siedemnasty              Pamiątka

 

 

 

Cisza wybiegła spod osłony. Nie było daleko do cierpiącego orła, ale odległość wydawała się nieskończona. Gdyby w tej chwili wzięli ją sobie za cel łucznicy, to zginęłaby. To nie ona była ich głównym celem. Jeszcze nie teraz.

-Co ty robisz!

Usłyszała za sobą głos Szarego Wilka. Usłyszała w nim przerażenie. On nie mógł za nią pobiec. Był uwiązany do osłon. Tylko ona była od nich wolna. Ale jeśli jej się powiedzie, to za chwilę będzie bezpieczna. A razem z nią orzeł. Nie odpowiedziała Mistrzowi. Ale Zmrok znał jej plany.

-Strzelajcie!- padła komenda. Tym razem łuki były wymierzone w nią. Niedobrze. Zabrakło jej trochę czasu. I szczęścia. Ale była Gorianem. Jej bratem był wiatr. Strzały zostały wypuszczone. W tym samym momencie wzniosła się w powietrze. W ogromnej sali zaczęło wiać. Zerwała się prawdziwa wichura. Tak jak chciała. Przeleciała te dwa metry, które dzieliły ją od orła. Ale zanim go dotknęła, to wyciągnęła miecz. Przykucnęła podczas lądowania. Runy zaśpiewały swoją pieśń, której słów jeszcze nie rozumiała. Znowu poczuła zbliżające się strzały. Wyciągnęła w ich stronę rękę i zmieniła tor lotu. Minęły dosłownie o milimetry zarówno ją jak i orła. Magowie nie mieli tak wiele szczęścia. Dwaj upadli ciężko ranni. Jak zginą uwolni ich dusze.

-Idioci, nie strzelać!- usłyszała tuż obok siebie. Widocznie komendant stał obok magów. Dziwne myślała, że znajduje się z tyłu sali. Jego podwładni posłusznie opuścili łuki. Doskonale. Teraz mogła zacząć walczyć. Znowu uśmiechnęła się złośliwie. Ilhion nie lubił tego uśmiechu. Ale na szczęście nie zobaczy tego, co miała zamiar zrobić. Zło nie zawsze można pokonać dobrem.

Zaczęła swój taniec. Poruszała się niesamowicie szybko. Nigdy tak nie walczyła z Fechmistrzem. Nie chciała pokazać mu jak wiele umie. I z jaką łatwością zabija. Ale zanim dopadła pierwszego wykorzystała swoją moc do stworzenia osłony nad orłem. Teraz nikt nie będzie mógł zrobić mu krzywdy. Ani przy pomocy magii ani miecza. Ale nie mogła równocześnie rzucić takiego samego czaru na siebie. Ona musiała pozostać odsłonięta. Dopadła pierwszego maga. Mieczem elfów przebiła się przez osłony, które właśnie zaczynał stawiać. Zginął od idealnego cięcia prosto w szyję. Zobaczyła jak jego moc uwalnia się. Mogła ją pochwycić, ale nie chciała. Była skażona złem. Zobaczyła jak jego towarzysze rzucają się na nią. Oni nie mieli takich obiekcji jak ona. Każdy z nich chciał wziąć jak najwięcej dla siebie. To był ich błąd. Była szybsza od nich. Uwolniła duszę pierwszego zabitego. Moc wzleciała razem z nią. Jeszcze zostało tylko czterech. I komendant. Resztą zbrojnych nie martwiła się. Zostawi ich żywych. Szybka niczym wiatr. Zanim zdążyli zareagować dopadła drugiego. Uśmierciła go natychmiast. Kolejna dusza wzniosła się do mściwego boga, w którego wierzyli. Zrobiła szybki półobrót i zginął trzeci. On również nie zdążył postawić osłon. Ale zostało jeszcze dwóch. Oni nie chcieli przejąć mocy swoich towarzyszy. Oni od momentu, kiedy zabiła pierwszego, budowali osłony. Ich nie będzie mogła pokonać przy pomocy miecza. Nawet tego wykutego przez elfich panów. On mógł przebić się przez dopiero budowane osłony, ale nie gotowe. Teraz nie przyda się już na nic. Szczególnie, że komendant też schronił się za magami. Uwolniła duszę trzeciego oraz dwóch pierwszych zabitych przez strzały. Moc poszybowała ku niebiosom. Moc wraca tam skąd pochodzi. Otarła szybko ostrze o szatę jednego z zabitych. Zobaczyła jego twarz. Zastygłą w przerażeniu. Potem spojrzała na drugą. Zdziwienie... niedowierzanie. Magowie za często wierzą, że skoro posiadają moc to są nieśmiertelni. Zapominają, że nie są bogami. Ale to jest ich ostatni błąd jaki popełnią w życiu. Nie mają szans na zmianę swoich przekonań. Schowała miecz. Czuła się okropnie. Niechętnie zabierała życie nawet takim ludziom jak oni. Popatrzyła na magów. Stali oniemiali. Zbudowali osłonę, ale nadal nie wierzyli w to, co zobaczyli. Wpatrywali się w jej czoło. Oczywiście. Jej znak. Na pewno świecił równie jasno jak jej oczy. Teraz nie dadzą jej już spokoju. Będzie już zawsze dla nich celem gdziekolwiek się uda. Gdziekolwiek będzie. Chyba że... chyba że ich wszystkich pozabija. Wtedy nie powiedzą nikomu tego, co zobaczyli. A ona będzie mogła spokojnie nadal mieszkać sobie w świątyni. To było rozwiązanie. Zabić ich. Przecież i tak nie zasługiwali na życie. Zbyt wiele zła uczynili. Tak umrą, a ona okaże im tyle dobroci, że uwolni ich dusze i umożliwi im jak najszybsze dotarcie do ich boga. Już miała uwolnić moc i zabić ich wszystkich, kiedy przyszło opamiętanie. Nie! Ona tak nie myślała. Znowu się to zaczynało. Znowu coś kazało jej tak myśleć. Ale to nie była ona. Ona tak nie myślała. Ona szanowała każde życie i lepiej pozostawić przy życiu zbrodniarza niż pozbawić życia niewinnego. Stłumiła moc. Nie użyje jej w ten sposób. Nie teraz. Chyba że zostanie do tego zmuszona. Podbiegła do orła. Leżał w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiła. Osłaniany przez jej moc. Dobrze, że chociaż panowała nad własną mocą. Położyła dłoń na głowie orła. Poczuła jego ból. To cierpienie dzielił razem z Mistrzem Zwyczajów. Tak jak się domyślała byli połączeni w jakiś sposób. Nie na zasadzie sługi i pana, ale inaczej. Przyjaciele? Może... Musiała stłumić jego ból. Uzdrowić, tak jak uzdrawiała już nieraz. Nie mogła przezwyciężyć bólu, ale mogła część jego przejąć, tak żeby ułatwić uzdrawianie. Tak też zrobiła. Zachwiała się. Poczuła, że ilość mocy, którą miała w sobie i którą przejęła z przedmiotów magów wypływa z niej jak z dziurawego wiadra. Do ziemi. Jeśli chciała uzdrawiać to nie mogła mieć w sobie tak wielkiej mocy. Musiała ją ograniczyć. Pozwalała jej więc wypływać. Znów zachwiała się. Poczuła, że ma coraz mniej sił. To moc dodawała jej ich. Zaczęła uzdrawiać. Szło jej to bardzo wolno, ponieważ musiała równocześnie pomagać zarówno orłowi jak i Mistrzowi.

-Co ona wyprawia?- krzyknął komendant. Ale nadal nie ruszył się z miejsca. Wolał stać bezpiecznie za magami, chroniony przez ich osłony. Jego podkomendni nie wiedzieli co mają zrobić. Stali w milczeniu bojąc się do niej podejść, jakby była jakimś berserkerem. Tak jakby ktokolwiek się do niej zbliżył, to miał zginąć. Wiedziała już co się stało ptakowi. Został ogłuszony przez moc i przez nią okaleczony. Wystarczyło złagodzić obrażenia, otłuczenia, które były zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne. Załagodzić. A nie uleczyć. Nie miała teraz czasu na całkowite uzdrawianie. Potem jak będą bezpieczni, ale nie teraz. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że nie może tego przedłużać. Zaraz się zniecierpliwią i będą próbować po raz kolejny ją zabić.

-Wzleć.- wyszeptała w mowie elfów do orła. To był jedyny język, który rozumiały zwierzęta i każde inne stworzenia służące jasności. Ptak zrozumiał. I zaufał jej. Rozpostarł skrzydła. Wydał okrzyk radości. Wiedział, że nie jest jeszcze w pełni zdrów, ale mógł już latać. Przekazała mu bezgłośnie, w uczuciach, że będzie musiał jeszcze długo się oszczędzać, albo ją odwiedzić w świątyni, żeby wrócić do pełni sił. Zrozumiał też to. Zamachał skrzydłami wywołując wiatr. Z krzykiem wzniósł się do góry. Zaczął kołować nad jej głową. Po chwili poleciał w stronę okna. Zanim jednak do niego dotarł, zniknął. Mistrz Zwyczajów był już na tyle silny, żeby odesłać go tam, skąd pochodził. Czyli mogła wrócić do nich. Ale jak. Nagle zdała sobie sprawę, że ona jest tutaj, obok magów i kilkunastu zbrojnych, a oni są tam. Gdyby była razem z nimi, mogliby już się przenieść z powrotem do świątyni. A tak mogli, ale bez niej. Nie patrzyła na nich. Spojrzała na magów. Zostało ich jeszcze tylko dwóch. Jeśli ich pokona, to odciągnie niebezpieczeństwo od Mistrzów. Celem nie była ona, ale Szary Wilk. Ona tylko się wtrąciła. Rozejrzała się gorączkowo wokół siebie. Nagle poczuła, że coś jest nie tak. Tutaj był jeden z kamieni. Ale który? Wiedziała kto miał cztery: biały, żółty, zielony i czerwony. Sama nosiła piąty – czarny. Brakowało jeszcze jednego, niebieskiego, należącego do magów. Miała wrażenie, że jest on gdzieś w pobliżu. Niedaleko... Blisko...

-Zabić!

Ta komenda przerwała jej rozmyślania i ucięła pojawiające się przeczucia niczym nożem. To komendant zauważył, że w coś się wsłuchuje i postanowił wykorzystać, jak mniemał, jej nieostrożność. Tylko nie wiedział, że ona nigdy nie była nieostrożna. Za dobrze wyszkolił ją Ilhion.

Dobre sobie, zabić. Była ciekawa jak chcą to uczynić. Dwóch magów połączyło siły. Zaczęli rzucać w nią magicznymi sztyletami. Uskoczyła szybko. Kilka z nich upadło na podłogę, wypalając w niej dziury. Jednak nie przerwali rzucania sztyletów. Musiała przed nimi uskakiwać. Jej osłony były zespolone z tą, rozciągniętą nad Mistrzami i Zmrokiem. Znowu uskoczyła. Tylko kilka sztyletów dotknęło jej, kiedy nie okazała się wystarczająco szybka. Ale tylko otarły ją lekko. Czuła ich niecierpliwość. Nie byli zadowoleni z tego, że ciągle im umyka. Podkomendni doszli do wniosku, że rozkaz dotyczy również ich. Zaczęli więc zmierzać w jej kierunku. Niedobrze. Nie chciała ich zabijać. Naprawdę zrobiło się niewesoło. Nagle poczuła, że ktoś ją przenosi. To Mistrz Zwyczajów przyciągał ją do siebie. Po chwili stała obok nich, a zbrojni razem z magami stali zdziwieni w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się również ona.

-Dziękuję.- powiedziała Cisza do Mistrza Zwyczajów. Ten jednak tylko pokręcił głową. Mistrzowie szykowali atak. Chcieli zabić magów. Ludzie ich nie obchodzili. Jeśli zginą przez przypadek, to trudno. Znajdą się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu. Czuła ich myśli, jakby mówili na głos. Przejęła swoja osłonę. Tym samym Szary Wilk zerwał z nią kontakt myślowy. Nie pozwoli zabić kilkunastu niewinnych.

-Nie, nie róbcie tego!- zawołała do Mistrzów, ale oni ją zignorowali. Mieli jeden cel. Zniszczyć magów ciemnej strony mocy. Poczuła jak zaczynają uwalniać czary. Szary Wilk miał za zadanie zniszczyć osłony magów, uziemić je trwale, a w tym samym czasie Mistrz Zwyczajów uderzy mocą błyskawicy w nich. Ale wtedy zabije wszystkich, którzy staną na drodze do celi magicznej błyskawicy. Zaczęła zbierać w sobie moc. Nie chcieli jej posłuchać. Myśleli, że wiedzą lepiej.

-Zmroku?- zapytała cicho swojego varga. Nie było czasu na tłumaczenia. Miała za mało sił. Jej własna moc jej nie wystarczy. Musiał jej pomóc.

-Bierz ile chcesz. Jestem z tobą.- nadeszła prawie natychmiast odpowiedź. Zmrok popierał ją. Ufał jej bezgranicznie. Przez chwilę poczuła ciężar odpowiedzialności za niego. Ale zaraz napłynęła do niej moc. On też był osłabiony, ale nie utratą mocy, ale trudnością w podtrzymywaniu osłon.

-Dziękuję. – powiedziała Cisza do niego. Szary Wilk uziemił właśnie osłony magów. Teraz dopiero zauważyła, że były to dwie kobiety o czarnych włosach. Oznaka ciemnej strony mocy. Mistrz Zwyczajów wypuścił błyskawicę. W tej samej chwili znalazła się obok zbrojnych. Poczuła wszechogarniające zdziwienie, napływające do niej zarówno od Mistrzów jak i od pozostałych znajdujących się w tej sali. Ona też miała w zanadrzu coś. Rzuciła czar, który wyczytała w jednej z zakazanych ksiąg dla uczniów. Lekko go tylko zmodyfikowała. Zadziałał dokładnie tak jak chciała. Przeniosła ich ciała na moment do Świata Mocy i Cieni. Błyskawice przeszły przez nich, nie czyniąc im krzywdy. Musiała się uchylić żeby w nią nie uderzyły. Zaklęcie minęło ich. Rozproszyła czar przeniesienia. Zbrojni byli bezpieczni. Szybko powróciła na miejsce obok varga. Nadal trzymała rękę na jego głowie. Opadła na kolana. Straciła całą swoją moc. Teraz nawet moc Zmroku nie mogła jej pomóc. Musiała przecież mieć swoją, aby zapanować nad tą pochodzącą od niego. Błyskawica trafiła w kobiety. Zginęły. Czuła to. A razem z nimi zginął komendant. Zbrojni nie mieli pojęcia co się stało. W jaki sposób im udało się przeżyć. Zaczęła płakać. Zawsze tak reagowała jak nie miała już na nic sił. Nie nadużyła tym razem swojej mocy, po prostu całą zużyła. Teraz musiała zgromadzić ją ponownie. Były jej potrzebne trzy dni odpoczynku. Tak w każdym bądź razie mówili zawsze uzdrowiciele. Usiadła na podłodze. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie jest ona zimna. No tak, oczywiście że nie była, w końcu nie był to czarny kamień do którego tak przywykła. Siedziała na dywanie. Miłym, ciepłym dywanie. Schowała twarz w dłoniach i nadal płakała. Poczuła jak Mistrzowie do niej podchodzą. Po zużyciu mocy jej osłony działały jednostronnie. Nikt nie mógł się dowiedzieć co ona myśli i czuje, ale ona wiedziała co czują inni.

-Dobra robota, dziecko.- usłyszała głos Szarego Wilka. Podniosła na niego zmęczone oczy. Nie panowała nad nimi. Musiały świecić, ponieważ moc do niej wracała.- To my powinniśmy o tym pomyśleć a nie ty.- czuła, że on nie wierzy w to co zobaczył, że uważa to za jakąś sztuczkę.

-Doskonale sobie poradziłaś, Ciszo.- za to w głosie Mistrza Zwyczajów brzmiała duma. Nagle zdała sobie sprawę, że już gdzieś słyszała ten głos. Dawno, bardzo dawno temu.... Nie mogła sobie tylko przypomnieć kiedy. W dzieciństwie? Możliwe... Jej pamięć przechowywała niezwykłe rzeczy, o większości z nich nie miała jeszcze pojęcia. To rodzice kiedy wiedzieli, że jej już więcej nie zobaczą, zostawili w jej głowie swoje wspomnienia, tak żeby wiedziała, kiedy spotka kogoś, kto będzie jej mógł o nich opowiedzieć. To była ochrona zostawiona dla ich jedynego dziecka. Dziecka Mocy. Powoli wstała. Zmrok podtrzymywał ją, stojąc u jej boku.

-Potem o tym porozmawiamy. Zaraz pojawią się tutaj inni magowie, a my jesteśmy już osłabieni walką. Czas wracać.- to Szary Wilk jak zwykle przejął rolę dowódcy. Czuła, że nie ufa jej.

-Tak, masz rację. Wracajmy już.- Mistrz Zwyczajów wyciągnął w jego kierunku rękę. Po chwili wahania Szary Wilk złapał ją w swoją. Jeśli chciał być przeniesiony musiał dotykać tego, kto miał ten dar. Nie było innej możliwości. Brak zaufania. Podejrzliwość. Cisza nie chciała odbierać tych uczuć. Chciała odpocząć. To był bardzo ciężki dzień i dzięki Zapomnianemu już się kończył. Nagle wszystko zaczęło znikać. To Mistrz Zwyczajów zaczął przenoszenie. Poczuła jak robi jej się niedobrze. Przestała widzieć świat ludzi. Teraz były już tylko rozbłyski ze świata Mocy i Cieni. Świata, który stawał jej się coraz bliższy, a prawdziwy coraz bardziej odległy. Uderzyły w nią uczucia ludzi. Strach, lęk, rozkosz, niepokój, zmartwienie, przerażenie... poczuła, że jest coraz słabsza. Jeśli to się zaraz nie skończy, to ona zostanie rozerwana na drobiny i każda z nich pójdzie w stronę innego uczucia, które ją wzywało. Nie miała siły się bronić. Zaraz oszaleje... Nawet jej to nie przerażało.

-Jestem. Pamiętaj o naszej więzi.- usłyszała nagle czyjś głos. Zmrok. Dzięki niemu jakoś utrzymywała swoją osobowość w jednej części. Nagle poczuła wiatr na twarzy. Jeszcze przez chwilę jej żołądek buntował się, ale nie miała w nim niczego. Po chwili mogła otworzyć oczy. Znajdowali się na pustej przestrzeni. Nie znała tego miejsca. Przez chwilę wpatrywała się w niebo. Nasłuchiwała wiatru. Jak zwykle szeptał do niej swoje tajemnice. Nie była więc na teranie świątyni, tam jej brat milczał. Tutaj śpiewał. witając ją.

-Co się stało?- zapytał Szary Wilk. Nie rozumiała jego słów. Słuchała tylko wiatru. Tak dawno tego nie robiła. Tak bardzo jej brakowało jego cichej obecności...

-Nie mogłem nas dalej przenosić. Cisza jest w gorszym stanie niż myślałem. Musimy tutaj przez chwilę zaczekać. Za mniej niż miarkę na świecy przybędą po nas smoki. Dwa już się zadeklarowały. Twój i mój.- to był Mistrz Zwyczajów. Cisza zrozumiała z tego tylko tyle, że ma jeszcze miarkę na świecy na rozmowę z wiatrem. Bardzo się z tego ucieszyła. Właśnie opowiadał jej co słychać w klanach. Szczęsnomir zginął przed dwoma dniami podczas polowania na niedźwiedzie. Miał z tym wspólnego ktoś, kto nosił imię Niedźwiedzia. Osierocił swoje dzieci, ale klan oczywiście zajmie się nimi. Wiatr zaszeptał, że zostawił narzeczoną. Dziewczynę czternastoletnią. To już jej się bardziej podobało. Była ciekawa co słychać u innych, ale wiatr nie chciał jej wszystkiego mówić. Miał też swoje tajemnice. Przypomniał jej o tym, co powinna zrobić. Wyciągnęła miecz z pochwy. Nie jaśniał tak jak przed walką. Pozostała na nim zaschnięta krew magów ciemnej strony mocy. Musiała go wyczyścić. Spróbowała zrobić to o trawę, ale nie dało rady. Byłą za bardzo zaschnięta. Niedobrze. Gdyby to była krew zwykłych ludzi to nie przejmowałaby się tym, ale ta należała do magów, którzy niejednokrotnie podczas swojego życia przelewali krew niewinnych. Nie mogła pozostać na ostrzu. Runy zaszeptały sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy. Woda, ogień albo krew oczyszcza z przeklętego oręża lub krwi. Najlepiej ogień. Ale nie potrafiła wzniecić teraz nawet małego ognia, nie mówiąc o dużym. Poprosić o to Szarego Wilka? Zerknęła na niego. Usiadł na ziemi. Nie wyglądał na zadowolonego. Najprawdopodobniej nie był uszczęśliwiony, że pomogła mu wyjść cało z opresji uczennica pierwszego roku na Bezimiennego. Nie mogła mu powiedzieć prawdy. Nikomu nie mogła. Ale ogień był się przydał. Mistrza Zwyczajów stał patrząc na trawę. Widocznie zastanawiał się czy powinien siadać czy nie. Ziemia nie była ciepła, tak naprawdę była wychłodzona przymrozkiem, ale jeśli ktoś potrafił z nią rozmawiać i żył w zgodzie z nią, nie musiał bać się. Ziemia wtedy zawsze go ogrzeje. Ją w każdym bądź razie zawsze wspierała, oczywiście pod warunkiem, że robiła coś z myślą o dobru ziemi. Czerpała moc z powietrza i ziemi. Wiatr potrafiła zrozumieć poprzez krew Gorian, ale z ziemią było trudniej. Czasami miała wrażenie, że ziemia to ogromna rozumna istota, bardzo potężna, a jednocześnie mająca wiele słabych punktów. Trzeba było działać bardzo ostrożnie żeby nie nadużyć korzystania z niej. Ogień. Przypomniała sobie, że potrzebuje ognia. Popatrzyła na Zmrok. On jednak zwinął się w kłębek obok niej, grzejąc ją w plecy. Czuła jego zmęczenie. Musi poprosić o pomoc Szarego Wilka. Westchnęła z rezygnacją. Nie chciała tego robić, ale nie miała innego pomysłu. Spróbowała podnieść się. Nie udało jej się to jednak. Spróbowała jeszcze dwukrotnie wstać, ale nadal bezskutecznie. Siedziała więc przez chwilę niezadowolona. Wiatr i ziemia- te dwa żywioły powoli napełniały ją siłami. Ale nie wystarczająco szybko. Zauważyła, że Mistrzowie przyglądają się jej próbom wstania. Nie skomentowali tego jednak. I dobrze. Lepiej niech nic nie mówią. Wszystko było przecież jasne. Była tak słaba, że nie mogła się podnieść. Ogień. Po raz kolejny przypomniała sobie, co powinna zrobić, a raczej to wiatr zaszeptał jej ponownie o tym do ucha. Musiała więc poprosić.

-Mistrzu Szary Wilku, widziałam jak przywołaliście Wielki Ogień w Mieście Korony. Czy moglibyście rozpalić tutaj taki sam?- zapytała bardzo cicho. Nie miała odwagi powiedzieć tego głośniej. Mistrz udał, że nie usłyszał. Nie powtórzyła swojej prośby. Poczuła, że się czerwieni. Nie potrafiła zapanować nad tym. Poradzi sobie sama.

-Bracie Wietrze, pomożesz mi?- zaszeptała w języku elfów. Wiatr jak zwykle wysłuchał tego co do niego mówiła, tak samo jak ona zawsze jego słuchała. Ucieszył się, że pomyślała o nim. Oczywiście, że jej pomoże. Zaraz napełni ją swoją siłą. Poczuła jak moc napływa do niej zewsząd. Wiatr otaczał ją, szeptał o kamieniach mocy, o tym że zostały odnalezione i że są w niebezpieczeństwie, że musi jak najszybciej wsłuchać się w dzwon, to znajdzie odpowiedzi. Tak mało czasu zostało. Musi zrobić to najpóźniej w pierwszy dzień tygodnia. Obiecała mu to bez słów. Przyjął jej obietnicę. W zamian zostawił moc.

-Smoki zaraz tu będą.- usłyszała głos Mistrza Zwyczajów. Miał troskę w głosie. Najprawdopodobniej zastanawiał się jak varg poleci na smoku do świątyni. No cóż. Każdy miał swoje tajemnice. Ona też miała ich sporo. Chociażby taką, że już odzyskała siły i była gotowa do oczyszczenia miecza. Otworzyła oczy. Widziała podwójnie świat. Lepiej tak widzieć niż nie widzieć nic. Położyła dłoń na grzbiecie Zmroku. Wyszczerzył zęby w proteście, jakby wiedział co ma zamiar zrobić i protestował w jedyny sposób, w jaki miał jeszcze siłę. Ale jej nie przestraszy. Za dobrze go znała. Zaczęła dzielić się z nim mocą. Nie potrzebowała jej przecież aż tyle. Powoli łagodziła jego rany zadane przez moc. Po chwili varg otworzył oczy. Zaświeciły na żółto w czarnym pysku.

-Nie musiałaś.- powiedział z wyrzutem.

-Ale chciałam.- odpowiedziała po prostu. Zrozumiał. On to samo zrobiłby dla niej i dla Ziu. Wstała. Tym razem nie musiała próbować kilkakrotnie. Udało się za pierwszym razem. Nikt na nią nie patrzył. Mistrzowie wpatrywali się w niebo, czekając na smoki. Nie mała zamiaru ich uświadamiać, że zanim oni ich zobaczą, ona wyczuje ich obecność. Musiała oczyścić ostrze. Jeśli nadejdzie świt a ona tego nie zrobi, to będzie musiała oddać miecz elfiemu panu, żeby je oczyścił swoją mocą. Zmrok również wstał. Musiał wyczytać w jej głowie co miała zamiar zrobić. Miecz chyba też to wiedział, bo zaczął śpiewać swoją pieśń. Z radości, nie ze smutku. Był zadowolony z właściciela, który mu się trafił. Zebrała w sobie moc. Nie było łatwe to co miała zamiar teraz zrobić. Należało do jednych z najtrudniejszych zaklęć, jakie znalazła w księgach. O wiele prościej byłoby wezwać ogień, ale jej dar był za mały. O czarze, który zaczęła snuć, nie powinna nawet wiedzieć. Nazywał się oczyszczaniem i można go zarówno stosować do rzeczy jak i do ludzi. Odnalazła w sobie jasną stronę mocy. Tylko tę, która była jasnością. W prawej dłoni trzymała miecz. Tak jak zwykle, kiedy szykowała się do walki.

-Oczyszczenie.- zaszeptała w języku elfów. Wiatr podchwycił jej słowa i zaczął je powtarzać. Radośnie odleciał gdzieś dalej niosąc tę wiadomość. Jego siostra będzie oczyszczała ostrze elfów. Lewą ręką chwyciła za rękojeść miecza. A po chwili za ostrze. Jeśli zrobi wszystko dobrze, to nie powinna mieć blizny. Oczyścić we własnej krwi. Poczuła ból w ręce, kiedy złapała w nią ostrze u samej nasady. Zaczęła lecieć krew. Przesuwała dłoń wzdłuż ostrza. Pozostawiała moc i krew. Najpierw z jednej strony a potem z drugiej. Kiedy znowu dotarła do rękojeści, tak jak poprzednio chwyciła za ostrze. Znowu poczuła ból. Jednak nie przestała. To już był koniec zaklęcia. Zaraz się przekona czy zadziałało. Zamknęła na chwilę oczy.

-Oczyszczenie.- powtórzyła znowu w mowie elfów. Podniosła rękę do góry. Otworzyła oczy. Pierwsze co zrobiła, to przyjrzała się dokładniej mieczowi. Udało się. Nie mogła w to uwierzyć. Ostrze zostało oczyszczone. Zniknęła krew magów. Nie było również jej krwi. A teraz musi zobaczyć swoją rękę. Podniosła ją do oczy. Rany zasklepiły się. Ale zostały blizny. Niestety. To był znak, że nosi w sobie ciemność. Ale ponieważ były tylko blizny, równocześnie oznaczało to, że walczy ze złem, które tkwi w niej samej i że ma szansę powodzenia w tej walce. Poczuła nadzieję.

- Nieźle, mogło być gorzej.- Zmrok stał nadal przy niej. – A wiesz, że przyglądała się dwuosobowa widownia twojemu przedstawieniu?

Nic na to nie odpowiedziała. Oczywiście, że o tym wiedziała. Przecież nie była ślepa. Popatrzyła na Mistrzów. Chyba nie wierzyli własnym oczom.

-Przecież ona była taka słaba, że nie mogłeś nas przenieść do świątyni, a teraz rzuca czar, który może potrafi rzucić czterech Mistrzów!- Szary Wilk powiedział to niebezpiecznie spokojnym głosem. Widocznie poddawał w wątpliwość osąd Mistrza Zwyczajów.

-Sam przecież widziałeś, że nie miała nawet na tyle sił, żeby się podnieść z ziemi.

-Może jest dobrą aktorką.

-A może ty nie potrafisz zobaczyć prawdy nawet wtedy, kiedy widzisz ją na własne oczy.

- Albo kiedy wydaje mi się, że ją widzę, a tak naprawdę to iluzja.

-Zawsze lubiłeś przesadzać i szukać dziury w całym.

-Nie ty będziesz mnie osądzał. I nigdy nie szukałem dziury w całym, cokolwiek to oznacza.

Cisza nie miała ochoty przysłuchiwać się dalej ich wymianie zdań. Jeśli chcą to niech się kłócą. Miała nadzieję, że to im pomoże w określeniu swojego stanowiska. Czasami miała wrażenie, że Szary Wilk w nic nie wierzy. Wszystko podważa. Miała nadzieję, że chociaż wierzy w Równowagę i moc Zapomnianego. Mistrzowie chyba zapomnieli o tym, że ona tutaj nadal jest i wszystko słyszy. Tu nawet nie chodziło o nią, ale o coś innego, coś sprzed wielu lat. Patrzyła na nich. Zachowywali się jak ojciec i syn. Nagle coś poczuła. Smoki.

-Nadlatują smoki.- powiedziała głośno, jakby wcale nie słyszała tego co przed chwilą o niej mówili. Popatrzyli na nią zdziwieni. Tak jak się spodziewała, zapomnieli całkowicie o tym, gdzie się znajdują, i że jest z nimi ona. Popatrzyli w niebo, ale niczego nie zobaczyli. Znowu więc spojrzeli na nią. Poczuła się trochę niepewnie pod ich spojrzeniami, tak jakby zrobiła coś złego.

-Nic nam nie powiesz?- jako pierwszy odezwał się Szary Wilk. Patrzył na nią wyczekująco. Na pewno chciał, żeby jakoś ustosunkowała się do tego, co powiedział. Ale ona nie miała zamiaru. Żaden z nich nie chciał poznać prawdy. Musiała więc milczeć.

-Dlaczego milczysz?- dopytywał się nadal Szary Wilk.

-Ponieważ nie mogę powiedzieć tego, co chcecie usłyszeć Mistrzu.- przez chwilę patrzyła na niego. Postanowiła jednak powiedzieć coś jeszcze.- Mistrzu, śmiem zauważyć, że prosiłam was o pomoc, ale nie chcieliście mi jej udzielić. Musiałam więc poradzić sobie sama. Ostrze musiało zostać oczyszczone przed świtem. Nie mogłam ryzykować.

Szary Wilk nie wyglądał na uszczęśliwionego jej słowami, podobnie zresztą jak Mistrz Zwyczajów. Przecież ostrzegała, że nie mówi tego, czego się po niej spodziewają. Ale oni w to też nie uwierzyli. Powinni zacząć bardziej ufać innym, szczególnie tym posiadających moc.

-Widzę smoki.- lakonicznie stwierdził Mistrz Zwyczajów przerywając niewygodną ciszę. Popatrzyła tak samo jak oni w niebo. Smoki były tylko ciemniejszymi punktami na granatowym niebie. Leciały bardzo szybko, ale prawie nie poruszały skrzydłami. Wiatr więc musiał być sprzyjający. Uśmiechnęła się słysząc cichy śmiech. Oczywiście, że był sprzyjający. Przecież nie mógł przeszkadzać swojej siostrze w powrocie do świątyni. Smoki wylądowały po chwili tuż obok nich. Była w nich niesamowita gracja jak na tak ogromne stworzenia. Srebrny i ziemny.

-Jesssteśśśśmyy.- zasyczał jeden z nich. Do drugiego podszedł właśnie Szary Wilk. Położył dłoń na szyi stworzenia i zaczął coś do niego mówić. Najprawdopodobniej mówił coś o niej, ponieważ po chwili smok spojrzał na nią. Poczuła również wzrok drugiego. Jeśli chcą patrzeć to niech patrzą. Mistrzowie zatonęli w rozmowie ze smoka. Szkoda, że Ziu nie było. Dwa tygodnie temu opuścił Granitowy Wierch. Przed odlotem powiedział jej, że musi uporządkować swoje myśli. Wyczuła, że wie o jakimś niebezpieczeństwie czekającym na nią po przesileniu. Ona też to czuła. Dobrze, że chociaż został jej Zmrok.

-Cieszę się, że jeszcze czasami o mnie pamiętasz. Potrafię sam się przenosić, ale jestem teraz na to za słaby. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym tak po prostu wejść na grzbiet smoka, usiąść jak człowiek i tak polecieć. Przecież to jest niemożliwe. Będziesz musiała więc mnie tutaj zostawić a ja będę czekał aż wrócisz. Przecież to nie będzie długo trwało. Na pewno dojdziesz do siebie szybciej niż ja. Na wszelki wypadek jednak będę szedł w kierunku świątyni. Będziesz pamiętała o mnie?

-Zmroku, nawet nie myśl, że tutaj Ciebie zostawię samego.- odpowiedziała w ten sposób w jaki on zawsze do niej mówił. Szybko podeszła do Mistrza Zwyczajów. Jeśli miała kogoś poprosić o pomoc, to tylko jego. Tylko on okazał zrozumienie. Szary Wilk był.... niejednoznaczny. Miała mieszane uczucia jak o nim myślała. Nie życzył jej źle- tego była akurat pewna, ale równocześnie nie chciał jej pomóc. Zostawał więc tylko Mistrz Zwyczajów.

-Przepraszam, że przeszkadzam Mistrzu, ale mam pewien kłopot.- zaczęła niepewnie. Zastanawiała się czy zechce jej pomóc. Odwrócił się w jej kierunku i spojrzał dobrotliwie. Zdała sobie sprawę, że rzadko kiedy tak na nią patrzono. Najczęściej były to spojrzenia pełne lęku, albo podejrzliwości. Nie wiedziała dlaczego to wzbudziło jej podejrzliwość.

-Mistrzu, Zmrok jest osłabiony. Nie jest w stanie sam się przenieść do świątyni. A na smoku nie może polecieć. Nie chciałabym zostawiać go tutaj samego. Pomyślałam sobie... ja... - zawahała się. Dlaczego czuła podejrzliwość?

-Tak, jaki masz pomysł dziecko? Chętnie go wysłucham. – zapewnił Mistrz.

-Mam dwie propozycje. – postanowiła jednak zaryzykować. - Zarówno ja jak i Zmrok jesteśmy osłabieni. Może tego nie widać za dobrze, ale właśnie tak jest. Najlepiej wypoczywamy, kiedy jesteśmy na dworze, nie wewnątrz Granitowego Wierchu. Chcę powiedzieć, że jeśli mogłabym wrócić razem z nim, na własnych nogach do świątyni to o wiele szybciej odzyskalibyśmy naszą moc. Wtedy już pojutrze, to jest chciałam powiedzieć jutro, szóstego dnia tygodnia moglibyśmy wrócić do wszystkich naszych obowiązków.- przerwała na chwilę, bo zauważyła, że zaczyna mówić coraz szybciej i głośniej. Musiała się opanować. Bardzo chętnie spędziłaby jeden dzień na dworze, bez wszechobecnej czarnej skały, która zabierała jej wszystkie siły. Nabrała powietrza i uspokoiła oddech. Poczuła jak pojawia się ból głowy. Niedobrze. Jeśli zaraz nie przekona Mistrza, żeby ją tutaj zostawił, to może się zdziwić, kiedy zobaczy jak będzie musiała walczyć z własną mocą. Nie mogła pozwolić, żeby uwolniła się zła część, ta która chciała zabijać, dla której nic i nikt się nie liczył oprócz samej mocy. Będzie musiała porozmawiać na ten temat z Ziu.

-A drugi pomysł?- zapytał Mistrz Zwyczajów. Przez chwilę nie wiedziała o co pyta. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że powiedziała mu o dwóch pomysłach.

-Natomiast drugie rozwiązanie, które przyszło mi do głowy jest następujące. Oczywiście jeśli można mi takowe zaproponować.- zastrzegła.

-Mów.- machnął przyzwalająco ręką Mistrz. Widocznie nie miało dla niego znaczenia co powie.

-Ośmielę się zaproponować, żeby, jeśli oczywiście jesteście na siłach, żebyście przenieśli Zmrok do świątyni, albo przynajmniej bliżej niej. Niechętnie zostawię go tutaj samego.- przyznała na końcu. Mistrz nie patrzył na nią, kiedy to mówiła. Nie wyglądał jednak za oburzonego jej propozycją. Chociaż tyle dobrego. Czekała, aż coś odpowie.

-Nie wiem, co powinienem tobie rzec. Myślę, że twój varg jest przystosowany doskonale do tego, żeby samemu wrócić do świątyni. Nie musimy się nim martwić. My polecimy na smokach do świątyni, a on wróci tam o własnych siłach jutro.- mówił powoli nadal nie patrząc na nią. Wyglądało to tak, jakby myślał o czymś innym.

-Mistrzu, śmiem przypomnieć, że nie zostawię Zmroku samego.- przypomniała mu z naciskiem. Nadal mówiła spokojnie i grzecznie, tak jak powinno się zwracać do kogoś, kto jest Mistrzem, ale nie miała zamiaru postąpić tak jak chciał. Miała nadzieję, że Mistrz domyśli się sam tego.

-Jesteś moją uczennicą, a ja jestem twoim mistrzem. Musisz się mnie słuchać.- tym razem nie mówił już dobrotliwie. Popatrzył na nią. Poczuła się bardzo mała pod jego spojrzeniem. Nic nie odpowiedziała. Pochyliła tylko głowę. I tak zrobi po swojemu.

-Zmroku, słyszałeś?- zapytała w myślach varga.

-Każde słowo.- odpowiedział natychmiast.

-I co ty na to?

-A mamy jakiś wybór?

-Jeśli nawet go nie mamy, to go stwórzmy. Mam dosyć podporządkowywania się innym. Tym razem naprawdę nie mam zamiaru zostawiać ciebie samego. Przecież razem sobie poradzimy. Do świątyni nie jest przecież tak daleko.

-Nie, wcale.- poczuła ironię w jego głosie.

-Zapominasz o moim bracie w sercu.- przypomniała mu delikatnie.

-Nie rozumiem.- w głosie varga rzeczywiście nie było zrozumienia. Nie miał pojęcia o jej bracie Wietrze. Dziwne. Myślała, że domyślił się skąd wzięła się w  niej moc do oczyszczenia miecza. Jednak nic nie odpowiedziała. To nie był odpowiedni czas na kontynuowanie tej rozmowy. Mistrz Zwyczajów właśnie skończył rozmawiać ze smokiem. Stworzenie schyliło ogromny łeb. Zaczęła iść w kierunku, gdzie stał Zmrok. Jak tylko do niego dojdzie, to znikną razem im z oczu. Jeśli dobrze pójdzie, to nie będą ich szukać.

-A ty dokąd?- to Szary Wilk zauważył, że przemyka się powoli w stronę drzew. Niedaleko czuła obecność lasu. Tam nie wypatrzą ich podczas lotu.

-Idę do varga.- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Mistrz przyglądał jej się przez chwilę podejrzliwie. Po chwili zaczął się śmiać. Był to prawdziwy, szczery śmiech, jakiego od dawna nie słyszała.

-Na Zapomnianego, jak bardzo kogoś przypominasz. Musisz tak samo jak on zawsze postawić na swoim, prawda?- Szary Wilk nie oczekiwał odpowiedzi, ponieważ mówił dalej. - Zawsze się okazywało, ku utrapieniu Mistrzów, że miał rację.- znowu zaśmiał się. Nie śmiał się jednak z niej, ale ze wspomnień. Uśmiechnęła się również, ale nie przyłączyła się do śmiechu. - Szczególnie raz okazało się, że byliśmy ślepi, wszyscy oprócz jednego, którego nikt nie chciał słuchać.- Szary Wilk nadal mówił zagadkami. Ale już się nie śmiał. Przyglądał się jej uważnie. Tak jakby spodziewał się zobaczyć kogoś innego na jej miejscu. Po chwili westchnął. - Dobrze, nie będę ciebie zatrzymywał. Chyba jesteś w stanie poradzić sobie sama. Oczywiście pozostawiam ciebie pod opieką twojego przyjaciela, chociaż nie jestem wcale przekonany do końca, kto się w waszym duecie tak naprawdę kim się opiekuje.- znowu uśmiechnął się ciepło. - To idźcie spokojnie, na pewno traficie do świątyni. I kiedy już tam wrócisz, liczę, że pomożesz w uzdrawianiu Ceresha.- znowu poczuła na sobie jego spojrzenie, ale ona nie patrzyła na niego, tylko w ziemię. – Acha, zapomniałbym. Zawsze możesz do mnie przyjść. Od dzisiaj możesz uważać mnie za swojego Mistrza. To będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt. Powiem o tym na Radzie. Szukali kogoś, kto się tobą zajmie. Tylko Fechmistrz był chętny i nie dziwię się po tym co dzisiaj zobaczyłem. – znowu zawiesił głos, jakby oczekiwał od niej odpowiedzi. Ale ona milczała. - No, to zmykaj. Będę na ciebie czekał w świątyni jutro po zachodzie słońca.

Po tych słowach odwrócił się od niej. Nie widział więc jak skłoniła głowę na pożegnanie. Zaraz potem sama też się odwróciła i podbiegła do Zmroku.

-Czas poczuć wiatr.- powiedziała do niego. Doskonale wiedział, co ma na myśli, bo zaczął tak jak ona biec. Po chwili wyczuła, że Szary Wilk odwraca się w kierunku, gdzie spodziewał się, że będzie się znajdować. Ale jej już tam nie było. Pędziła z wiatrem w wyścigi. A obok niej biegł Zmrok. Sam jej na to pozwolił. Powiedział przecież, że teraz on będzie jej Mistrzem. Był postawiony wyżej w hierarchii od Mistrza Zwyczajów, więc mógł tak zrobić. A to oznaczało, że teraz powinna go słuchać, a nie swojego poprzedniego Mistrza. Biegła w stronę lasu, który wyczuła z daleka. Przypomniała sobie Wielką Puszczę. Zdała sobie dopiero teraz sprawę, jak bardzo za nią tęskni. Za jej tajemnicami, które skrzętnie skrywała nawet przed elfami. A już przed ludźmi w szczególności. Wiatr szeptał do niej. Czuła się tak jakby urosły jej skrzydła. Bez problemu dotrzymywała kroku Zmrokowi. Była Gorianem. Zwano ich przecież dziećmi wiatru, podobnie jak elfy. Czuła radość i pewność, że wszystko będzie dobrze. W końcu zobaczyła ciemny kształt przed sobą. Drzewa, początek lasu. Przystanęła tuż przed nimi. Zaczęła nasłuchiwać. Ale to nie były ogromne drzewa z Wielkiej Puszczy. One nie miały swoich tajemnic, jak tamte. Te były zwyczajne, a nie posadzone przez nieznanych ogrodników. Poczuła rozczarowanie. Spodziewała się usłyszeć szelest tajemnic w szumie liści. Lecz ten las nie mówił.

-Nie masz odwagi wejść?- Zmrok przypatrywał się jej, nie rozumiejąc jej zachowania. Pokręciła przecząco głową. Musiała dojść do porządku ze swoimi odczuciami. Już nie biegła, ale szła. Nie miała do czego się śpieszyć.

-Cisza!!!!

Nagły krzyk rozdarł powietrze. Dotarł nawet do niej, chociaż wiedziała, że dobiegał z bardzo daleka. To Mistrz Zwyczajów okazywał swoje niezadowolenie z powodu jej zniknięcia. Nie odwróciła się jednak ani w żaden inny sposób nie zareagowała. Szła między drzewami. To wiatr przyniósł do niej słowa Mistrza. Słuchała tajemnic. I czuła niecierpliwość Zmroku. Ledwo zdążyła przejść przez linię drzew, kiedy coś przeleciało nad jej głową. Nie musiała podnosić głowy, żeby wiedzieć, że to smoki jej szukają na polecenie Mistrza Zwyczajów. Nic ją to nie obchodziło. Dla niej ważne było tylko to, że w końcu może pobyć sama ze sobą i uporządkować myśli. Opatuliła się szczelniej peleryną. Było zimno. W końcu zbliżała się już zima. Za kilka dni, po święcie przesilenia się zacznie. Przykucnęła pod jednym z drzew. Nie dotknęła jego pnia. Nie miała przecież pewności czy nie zrobi czegoś złego, na przykład przez pomyłkę pozbawi go mocy potrzebnej do dalszego rośnięcia. Tak łatwo było naruszyć Równowagę w przyrodzie. Ziemia to niby najpotężniejszy z żywiołów, a równocześnie najbardziej kruchy. Oparła się plecami o drzewo. Opatuliła się szczelnie peleryną i tak przez chwilę siedziała. Musiała się zastanowić.

-Czy coś się stało, Ciszo?- to zaniepokojony Zmrok przysiadł na ziemi obok niej. Patrzył na nią świecącymi w ciemnościach oczami. Jak u kota. Ona też widziała prawie każdy szczegół otoczenia. Kiedyś miała gorszy w nocy wzrok. Varg przysunął się jeszcze bliżej. Teraz opierał się o jej bok. Poczuła, że dzieli się z nią swoim ciepłem.

-Wszystko co moje, to twoje, pamiętaj.- usłyszała jego cichy głos. Chyba zapadał w sen, bo poczuła jak jego świadomość jest coraz dalej od niej. Popatrzyła w stronę nieba. Ciekawe, jak daleko jeszcze do świtu. Chyba już niedługo. Musiała więc w końcu zrobić to, z czym tak długo zwlekała. Zerknęła jeszcze na varga. Spał spokojnie. Nie chciała go martwić, ale walka nie poszła tak łatwo jak się mogło wydawać. Niech śpi. Odczekała jeszcze chwilę. Potem odsunęła się od niego. Zaczęła nasłuchiwać. Musiała odnaleźć rzekę. Po chwili usłyszała cichy szum płynącej wody. Zaczęła biec w tamtym kierunku. Jeśli dobrze pójdzie, to Zmrok nawet nie zauważy jej chwilowej nieobecności. Po chwili dostrzegła rzeczkę. Nie była duża. Ale wystarczy. Musiała się wykąpać, chociażby potem miała się rozchorować. Szybko zaczęła ściągać z siebie odzienie. Kiedy została już tylko w samej bieliźnie, weszła do wody. Nurt był dosyć rwący, ale na szczęście nie było za głęboko. Jak przykucnęła, to woda sięgała do szyi. Woda w rzece była lodowata, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Mimowolnie zaczęła szczękać zębami. W porównaniu z temperaturą tej wody, woda w puszczy wydawała się ciepła. Zanurzyła głowę. Dopiero jak zabrakło jej powietrza, wynurzyła się. Mokre włosy przykleiły jej się do pleców. Ostatnio urosły jej do pasa. Zmieniała się. Nie, to nie tak. To moc zmieniała ją, nie pytając się, czy jej się podobają te zmiany. Popatrzyła w niebo. Ciemne chmury uniemożliwiały zobaczenie czegokolwiek. Nie było ani jednej gwiazdy... gwiazdy przewodniczki. Chmury... tylko chmury... Znowu zerwał się wiatr. Zaczął padać deszcz ze śniegiem. Przecież musi w końcu to zrobić. Popatrzyła na ramię. Straciła dech. Nie, przecież to niemożliwe. Była przecież tak bardzo ostrożna! Nie może przecież zostać naznaczona na całe życie, tylko dlatego, że chciała uratować dwóch Mistrzów. Zamknęła oczy. Po chwil jeszcze raz spojrzała, a potem trzeci.... nadal bez zmian, ciągle widziała to samo. Prawdę. Na jej lewym ramieniu był znak zranienia przez ostrze ożywieńców, przez ich przeklęte ostrze. Nic nie będzie mogło jej pomóc. Nic... znała się na tyle na ziołach, żeby mieć tę pewność. Mimo wszystko jeszcze raz zamknęła oczy, modląc się, że jak je otworzy, to żeby nie było już rany po przeklętym orężu. Bardzo długo miała je zaciśnięte. Jeśli je otworzy i zobaczy to samo co przed chwilą, będzie musiała w to uwierzyć. Stała tak przez kilka minut. Już nie liczył się ani deszcz ze śniegiem, ani to że była cała mokra i trzęsła się z zimna. Ważne było tylko to co widziała, mianowicie długą, podłużną, czarną ranę ciągnąca się od połowy przedramienia do jego końca. Nie mogła tego uzdrowić, spowodować, że zniknie, ale mogła zrobić coś innego. Prawą dłonią otoczyła ranę na ramieniu. Zaczęła zmniejszać zły czar, zaklęty w przeklętym orężu. Zaczęła minimalizować zranienie. Nie było krwi, którą musiałaby tamować. Długo zmieniała czar. Kiedy w końcu to zrobiła i cofnęła rękę. Spojrzała na ramię. Teraz zamiast długiego cięcia przez prawie całą rękę, miała tylko nieregularną obręcz wokół ramienia. Wiedziała, że jeśli będzie słaba, to obręcz się powiększy, a kiedy zaatakuje całe ramię i dojdzie do serca, to wtedy nadejdzie koniec. Najdłużej za dwa lata. Wątpiła czy uzdrowiciele zdążą znaleźć w tym czasie uzdrawiające zioło. Nie. Najlepiej będzie jak nikomu nie powie o tym, co się stało. O tym że została zraniona. Może tylko przyzna się Zmrokowi i Ziu. Powie im o tym kiedyś, ale jeszcze nie teraz.

-Oczyszczenie.- powiedziała cicho na sam koniec. To właśnie robiła, oczyszczała swój umysł i swoje ciało. Miała nadzieję, ze wystarczy to na pewien czas. Nie mogła rzucić pełnego czaru oczyszczenia tak jak zrobiła to z mieczem, ale to powinno trochę przyhamować rozprzestrzenianie się przekleństwa. Może nie umrze za dwa miesiące, ale dożyje swoich osiemnastych urodzin. Miała ochotę rozpłakać się, ale powstrzymała się. Spróbowała podejść do tego z ironią. W końcu miała jakąś pamiątkę z walki. Do tej pory nikt nie mógł nawet ją drasnąć a tutaj proszę, udało się to takim, co wcale nie myślą, tylko wymachują bez ładu i składu swoimi toporami. Uczynili z niej znów przeklętą. A tak bardzo z tym walczyła. Tak bardzo nie chciała być przeklętą, ale wyklętą. I nic. Wszystko, wszelkie jej starania zostały w jednej chwili zniszczone małym draśnięciem, które przez może dwie miarki tak się rozrosło, bo nie miała czasu się tym zająć. Nie będzie mogła nigdy zapomnieć o tym zranieniu, bo jak to zrobi, to już potem nie powstrzyma rozprzestrzeniania czaru przeklęcia. Mogła tylko raz rzucić na siebie czar oczyszczania na rok. Z wściekłością zaczęła nacierać piaskiem znalezionym na dnie rzeki ramię. A potem znaki mocy, które jaśniały w ciemności błękitnym światłem. Czuła ból od szorstkiego piasku, ale nie przestawała. Może uda jej się to trochę zmniejszyć. Po chwili skóra była czerwona, ale znaki nie zniknęły. Opuściła bezwładnie ręce. One już nie znikną. Nigdy... Powoli wyszła z wody. Musi skoncentrować się na rzeczywistości, a nie żyć we własnym świecie, gdzie najważniejsza była tylko moc i nic poza nią. Deszcz ze śniegiem padał nadal niemiłosiernie. Nie musiała patrzeć na niebo, żeby wiedzieć, że zaczął się świt. Gdzieś na dnie jej świadomości dzwon zaczął wybijać nowy dzień. To dlatego wiedziała, która jest już godzina. Wiał wiatr. Poczuła jak napływa do niej moc ze wszystkich stron. Zarówno jej brat, wiatr, jak i ziemia postanowili ją wesprzeć. Teraz miała w sobie tyle sił, żeby rzucić prosty czar osuszania. Machnęła z góry na dół a potem z dołu do góry prawą ręką. Wolała nie używać lewej. Tak na wszelki wypadek. Ona nosiła ciężar przeklęcia. Była sucha. Szybko ubrała pozostawione rzeczy na brzegu. Nie zmokły jeszcze za bardzo. Zaczęła iść tam, gdzie zostawiła Zmrok. Nie miała kłopotów z odnalezieniem go, ale nie dlatego że wiedziała, gdzie został, lecz dlatego że potrafiła iść za dziwną więzią, która się między nimi pokazała. W końcu zobaczyła go. Spał spokojnie w tym samym miejscu, co przed jej odejściem. Drzewo trochę zasłaniało go przed deszczem i śniegiem, ale nie wystarczająco. Ona się postara, żeby nie marznął. Jeszcze tyle może dla niego zrobić. Zaczęła budować magiczną osłonę przeciwko deszczowi. Po chwili kopuła była już gotowa. Wewnątrz trwała wiosna. Nie potrafiła przywołać lata, była na to za słaba, ale wiosnę się udało. Weszła pod tarczę. Było tutaj dosyć ciepło. Tylko wiatr czasami wiał tak samo jak poza nią. Nie chciała się go pozbywać. Poprosiła tylko bez słów, żeby nie szalał za bardzo, ponieważ chce, żeby było im ciepło. Zrozumiał. Usiadła na ziemi. Varg nagle łypnął oczami.

-Coś ciepło tutaj się zrobiło.- to było stwierdzenie oczywistego faktu.

-Mały czar. A teraz bądź dobrym kotkiem i połóż się tutaj.- wskazała na miejsce, które ociepliła czarem. Varg prychnął prawie tak samo jak człowiek. Cisza uśmiechnęła się w odpowiedzi szeroko. Zmrok bez słowa przesunął się tam, gdzie wskazała. Po chwili spał znowu. Leżał na boku. Ona też się położyła, plecami do niego. Będzie im w ten sposób cieplej. Położyła na nich pelerynę elfów, a miecz przed sobą. Długo nie mogła zasnąć. Napływały wspomnienia z minionego dnia. Przetwarzała walkę powoli, szukając innego sposobu na jej wygranie, takiego, podczas którego nie zostałaby zraniona. Ale żadnego nie mogła znaleźć. Musiała przecież pomóc w walce Szaremu Wilkowi. Gdyby tego nie zrobiła, to najprawdopodobniej już byłby martwy. Wygrała bitwę, a równocześnie ją przegrała. Zaczęła płakać. Nie miało już sensu powstrzymywać łez. Czasami płacz pomaga. Miała nadzieję, że teraz właśnie tak będzie, chociaż w to wątpiła. Tak bardzo nie chciała umrzeć, jako przeklęta. Zawsze walczyła z mianem przeklętej, a teraz stała się naprawdę przeklętą. Ta myśl ciągle powracała do niej. A przecież walczyła ze wszystkich sił! Otarła łzy... Niech ten znak będzie dla niej pamiątką, że nie zawsze się wygrywa wojnę, nawet po wygranej bitwie. Czasami za bardzo też wierzyła w siebie, w swoją moc. Musi w końcu zdać sobie sprawę, że jest tylko zwykłym człowiekiem, że można ją zabić jak każdego. To była kara za pychę. Tak właśnie było. Za bardzo uwierzyła w siebie. Dotknęła ramienia, gdzie została czarna blizna. Było zimne. Tak, to będzie doskonała pamiątka, żeby nigdy nie zapominała o tym, że jest tylko człowiekiem, a nie herosem czy bogiem. Tylko na Zapomnianego, dlaczego akurat ona?

Tylko, że On milczał. Jak zawsze.

 


Uwagi dotyczące strony lub książki proszę wpisywać do "Komentarza". Dziękuję. | barbarakosinska@[SKASUJ-ZAWARTOŚĆ-NAWIASU]op.pl

Back to content | Back to main menu