Wykleci - Granitowy Wierch


Go to content

Rozdzial II

Ksiazka > Rozdzial 1-14

Rozdział pierwszy Elf

Rozdział drugi               Wizja Wróżbiarki

 

 

 

To nie był łatwy rok dla Psyche. Każda miarka na świecy, mimo że była doskonale zorganizowana przez starszych, to wydawała się wiecznością. Pragnęła pobierać nauki, więc uczyła się, ale teraz po roku zdała sobie sprawę, że jak prosiła wtedy, a raczej żądała nagrody za zwycięstwo, to myślała, że będzie ona trochę inaczej wyglądać. No może nawet więcej niż trochę. Po prostu całkowicie inaczej. Przecież jeśli pragniemy uczyć się walki, to nie chodzi nam o to w jaki sposób powinno się czyścić zbroje i broń, ani jak wyrabia się oszczepy, czy też strzały. Pragnęła nauczyć się walczyć, tak jak walczą mężczyźni, a nie jak stać się jeszcze bardziej użyteczną dla nich. Po roku znowu nastało święto Równowagi. Tylko, że tym razem nie mogła brać udziału w konkursie, ponieważ zwyciężyć można tylko raz. Teraz czekała, aż jakieś inne dziecko zapragnie zrównania, chociaż było to mało prawdopodobne. Jedyną korzyścią, którą wyniosła ze swojego zeszłorocznego zwycięstwa było to, że wiedząca pozwoliła jej na spełnienie życzenia. Nie pozwoliła tylko przeczytać kilku ksiąg związanych z magią. Psyche nie mogła nawet się do nich zbliżyć na wyciągnięcie ręki, bo wtedy działo się coś dziwnego. Pojawiała się jakaś mgła, albo głosy, albo jeszcze coś innego. Wróżbiarka też to zauważyła, i może dlatego sama wybierała dokładnie księgi, które potem Psyche mogła czytać.

Usłyszała wybuch śmiechu. Tak, niech się bawią. W końcu zaczyna się wiosna, wydłużają się dnie a skracają noce. Święto Równowagi.... Tylko że nikt go już prawie nie obchodził. Nikt za wyjątkiem klanów. Jeśli wierzyć księgom, pozostała tylko pamięć o Równowadze, ale nikt już nie pamiętał, jak ona wyglądała, ponieważ miała miejsce tysiąc lat temu, albo jeszcze wcześniej. Dokładnie nie wiedziała, ponieważ księgi często zawierały pieśni mówiące o tym co się działo tysiące pełni temu, co jak wiadomo, nie jest dokładną datą. Znowu usłyszała śmiech. Nie mogła tego słuchać. Rozejrzała się wokół. Wszyscy doskonale się bawili, oprócz dzieci biorących udział w konkursie. Nagle poczuła się dziwnie osamotniona. Jeszcze raz rozejrzała się. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Wróżbiarki też nie było. Widocznie pilnowała dzieci. A gdyby tak wstać od stołu? Może nikt by nie zauważył. Na próbę wstała, udając że sięga po coś na stole. Nic. Nawet nikt na nią nie spojrzał. W każdym bądź razie ona niczego nie zauważyła. Wstała jeszcze raz, tylko że tym razem odsunęła krzesło i powoli poszła w stronę wspólnej izby. Niech myślą, że musi iść do wychodka. Taki wybieg już nieraz się sprawdzał, szczególnie w tym roku, kiedy uciekała od różnych nudnych zajęć, takich jak moczenie wełny, albo czesanie jej, czy przebieranie warzyw, aby chociaż pół miarki przeznaczyć na czytanie. Szła więc w kierunku domostwa dzieci starszych, ale nie weszła tam. Udała tylko, że wchodzi, a tak naprawdę kucnęła i na czworakach, aby nie było jej widać, posuwając się wzdłuż ściany, doszła do najbliższego drzewa. Schowała się za pień i dopiero teraz rozejrzała się uważnie, mając pewność, że jest niewidoczna. Wiedziała, iż najprawdopodobniej gdyby normalnie odeszła od stołu, to i tak nikt by nie zwrócił na to uwagi, ale wolała na wszelki wypadek być ostrożna. Ostrożności nigdy nie za wiele - jak mówiła księga przysłów. Nigdy nie wiadomo, czyje oczy spoczywają w danym momencie na tobie – to też znalazła w jednej z ksiąg, ale jak zwykle nie mogła sobie przypomnieć w której. Zresztą czy ma znaczenie w jakiej? Najważniejsze i tak jest przesłanie. Nikogo nie było widać. No i dobrze. Na wszelki wypadek i tak postanowiła być ostrożna. W ciągu ostatniego roku spełniła prośbę elfa i nie oddalała się od osady, teraz też nie miała zamiaru tego zrobić. Miała inny cel. Chata Wróżbiarki. Najprawdopodobniej wiedząca wróci dopiero nad ranem do swojego domostwa, więc Psyche będzie mogła cały wieczór czytać. I miała zamiar tak właśnie postąpić. Do świtu jeszcze ponad dwanaście miarek, więc czasu wiele. Zamknęła na chwilę oczy. Jak nie patrzyła, to wtedy lepiej mogła się skoncentrować na tym co słyszy. A słuch miała najlepszy w całej osadzie. Może właśnie przez te uszy. Nikt takich nie miał. Usłyszała daleki śmiech. Dotarł do niej także zapach pieczystego. Poczuła głód. Rozkoszowała się przez chwilę zapachem. Dzisiaj w nocy będzie ostatnia uczta aż do żniw. Według dawnego zwyczaju obchodzą odejście zimy, a przybycie wiosny. W dzień zrównania dnia i nocy. Większość ludów wolała obchodzić święto Śródzimy, albo Śródlata, ale nie klany. Klany pozostawały wierne, chociaż same nie wiedziały czemu. Pamiętano tylko, że tak było zawsze, więc tak też musi być teraz i w przyszłości. Wiedzę należy przekazywać z pokolenia na pokolenie. Ostatnio za często to słyszała. Jesienią obchodzić będzie dziesiąty Dzień Urodzin. A w swoje szesnaste urodziny wejdzie ostatecznie w dorosłość, ale ostatnio ceremonię zaczęły przechodzić dziewczęta już czternastoletnie, więc było wielce prawdopodobne, że pozostało jej jeszcze tylko cztery lata wolności. A wszystko było spowodowane najazdem, który miał miejsce ponad pięć lat temu. Klan stracił wtedy ponad połowę liczebności i musiał nadrabiać straty. Także wtedy okazało się, że dwadzieścioro dzieci straciło rodziców. A według dawnego zwyczaju, jeśli dziecko traci rodziców, a najbliższa rodzina nie może zapewnić mu wychowania, to obowiązku tego podejmuje się cały klan. Każdy w miarę swoich możliwości zajmuje się nimi, ucząc wedle zdolności. Rzeczywistość wyglądał jednak inaczej, jak się przekonała osobiście. Otworzyła oczy. Nie chciała o tym myśleć.

Poczuła delikatny wiatr. Możliwe, że zmieni się pogoda. Czyżby burza śnieżna? To możliwe, szczególnie teraz, w trzecim miesiącu roku. Lepiej jednak, żeby tak nie stało się. Ta zima i tak była nazbyt ciężka. Gdyby nastąpił jej powrót, część oziminy zostałaby zniszczona i zacząłby się głód. Chociaż w klanie nie było wielu ludzi, to większość z nich była bardzo młoda, a przez to słaba. Zamiast rozważać to w tej chwili, rozejrzała się raz jeszcze wokół. Już nazbyt wiele razy przyłapywano ją na nieposłuszeństwie. Powoli zaczęła przemykać się w stronę chaty Wróżbiarki. Od czasu do czasu musiała przystawać, ponieważ wracały dzieci, które nie znalazły wystarczająco dobrej kryjówki, aby spędzić w niej cały dzień, aż do wieczora. Jej udało się to jako jedynej. Nikt nie pamiętał, kiedy ostatnim razem nie znaleziono dziecka przed zmierzchem. A księgi mówiły jasno, zresztą nauczyła się tego na pamięć, ponieważ dotyczyło jej.

Raz do roku, w dzień Równowagi, każdy jest równy każdemu. Pozwólcie więc swoim dzieciom decydować o sobie, o tym czego pragną. Urządźcie konkurs dla każdego, kto nie wkroczył jeszcze w wiek dorosły. Przed świętem niech dzieci wyjdą ze swoich chat i udadzą się do kryjówek, których mogły szukać przez cały rok. Niech Wróż, albo inna osoba posiadająca Moc ma ich w swej pieczy, kiedy najstarsze dziecko będzie szukało pozostałych. Ten kto zostanie odnaleziony ostatni ma prawo do jednego życzenia, jeśli jednak ktoś nie zostanie znaleziony, a sam wróci po zmroku, to ma prawo do wypowiedzenia dwóch pragnień i niech wtedy nastąpi Równowaga.

Dla Psyche nie były to aż takie jasne reguły, ale wiedziała, że te słowa były przez lata przekazywane ustnie, a dopiero jakieś sto lat temu spisane w księgach, więc coś może zostało przed zapisaniem zmienione, albo zapomniane. Sama uważała, że gorzej jeśli zostało zmienione, ponieważ wtedy najczęściej ludzie nie wiedzą nawet, że coś zmieniło swoją pierwotną treść. I wierzą w coś, co może być błędem w zapamiętywaniu. Psyche znowu przystanęła. Tym razem zauważyła Rocha. Prawie wtopiła się w drzewo, które właśnie mijała. Roch był uczniem na wojownika. Jednym z najlepszych. Wiedziała o tym, bo w minionym roku jak miała te niby lekcje u mistrza miecza, to nieraz przyglądała się jego walce. Mówiono, że może pójdzie do zamku lub gildii na dalsze szkolenie. Oczywiście jeśli Rada Klanu podejmie taką decyzję. Jednak wyróżnienie zostaniem wojownikiem w Imperium było bardzo wielkie, ponieważ taki wojownik przynosił honor swojemu klanowi, szczególnie jeśli wsławił się w boju. Było więc wielce prawdopodobne, że go wyślą, chociaż było niewiele ludzkich rąk do pracy przy codziennych czynnościach. Ale jeszcze nie teraz. Roch miał jeszcze dwa lata do ceremonii przejścia. Psyche przyglądała mu się uważnie. Zatrzymał się właśnie. Czyżby ją zauważył? Nie, niemożliwe, przecież jest niewidoczna od strony ulicy. Prawie zamarła. I wstrzymała oddech. Znała Rocha dobrze, ponieważ postanowił pomóc jej w nauce sztuki walki, do czego nie kwapił się zbytnio mistrz miecza. Kiedy więc skończyła czyścić broń, albo naprawiać uszczerbki w zbrojach ćwiczebnych, walczyła z nim. A raczej próbowała walczyć przy pomocy drewnianego miecza. Zawsze oczywiście przegrywała, ale wiedziała, że teraz dzięki niemu wie więcej o walce niż rok temu. I najprawdopodobniej nadal będzie ją uczył. Obiecał to co prawda, jak go przyłapała z córką kowala, ale nie wątpiła, że spełni obietnicę. Mimo że Roch przestał się z nią spotykać, kiedy po ceremonii przejścia została przyrzeczona młynarzowi, temu staremu capowi, który pochwał już dwie żony. No ale sprawy dorosłych to sprawy dorosłych i nie miała zamiaru się w nie wtrącać. Najważniejsze, że postawiła na swoim i będzie mogła dalej się uczyć. Roch nie zmieni zdania jeśli mu zależy na pójściu do armii. A komu by nie zależało? Ona by chętnie poszła na dalszą naukę do świątyni, ale jej na pewno na to nie pozwolą.

Roch w końcu się ruszył. Przestał rozglądać się wokół i poszedł ścieżką w stronę skąd dobiegały radosne odgłosy, czyli tam gdzie zaczynano już świętować. Psyche odetchnęła z ulgą. Mogła teraz iść dalej. Ale nadal musi zachowywać czujność. Możliwe, że jeszcze jakiś spóźniony biesiadnik będzie śpieszył na ucztę. Zapadł zmrok. Czyli skończył się już konkurs. Mogła zatem spokojniej przemykać się dalej. Tak też zrobi.

Chwilę później była już przed drzwiami chaty Wróżbiarki. Delikatnie popchnęła je. Tak jak się spodziewała - zamknięte. Podeszła więc do ławki, stojącej pod jednym z okien. Usiadła na niej. Zawsze istniała możliwość, że jednak ktoś jej się przygląda, a jeśli rzeczywiście ma to miejsce, to pomyśli, że czeka na wiedzącą. Zamknęła oczy wsłuchując się w otoczenie. Jednak wokół odezwały się tylko nocne ptaki oraz zwierzęta. Gdzieś daleko zawył wilk. Tęsknie ku księżycowi w pełni, jakby żalił się na odejście zimy. Wilki lubiły zimę, szczególnie te żyjące w pobliżu wielkiej puszczy, ponieważ wtedy miały największe tereny łowieckie. Rzadko napadały na ludzi, ale bywały lata, kiedy cała wataha gnana głodem naprzód, potrafiła napadać na ludzkie osady i zagryźć wszystkich mieszkańców, aby zjeść hodowane bydło. Cisza była idealna. Żadnego niezidentyfikowanego dźwięku. Wszystko znajome. Można zatem podjąć dalsze kroki. Pod ławką, jak kiedyś zauważyła, znajdował się klucz do chaty Wróżbiarki. Macała tak długo aż wyczuła pod palcami chłodny metal. Wyciągnęła przedmiot ze skrytki. Klucz do królestwa ksiąg. Uradowana podbiegła szybko do drzwi i otworzyła je. Weszła szybko do środka. Zamknęła za sobą drzwi na klucz, aby nie wzbudzić niczyjej ciekawości. Schowała klucz do kieszeni i poszła znaną sobie drogą do pomieszczenia przeznaczonego na księgozbiór. Tutaj także raz na tydzień odbywały się zajęcia, które miały na celu nauczyć wszystkie dzieci pisania, czytania, liczenia, podstaw wiedzy o położeniu Imperium, jego zwyczajach oraz przede wszystkim tradycji. Raz na tydzień także dzieci mogły wymieniać książkę, którą wzięły tydzień wcześniej i wziąć nową. Jednak niewiele spośród dziatwy tak czyniło. Psyche często czytała księgi pożyczone przez inne dzieci. Bywało tak, ponieważ Wróżbiarka wprowadziła zasadę, że jedną książkę można trzymać najdłużej przez dwa miesiące. A zawsze jak się oddawało ją, to trzeba było streścić jej zawartość. Psyche często brała książkę od kogoś, kto jej nie przeczytał, i potem opowiadała czego ona dotyczyła. W ten prosty sposób przeczytała już większość ksiąg, które wiedząca pozwalała czytać dzieciom młodszym jak i starszym. Chociażby taki jak teraz i zakradać się do księgozbioru pod nieobecność Wróżbiarki i czytać, czytać i raz jeszcze czytać. Niestety bardzo rzadko jej się to udawało. Jest! W końcu znalazła się na miejscu. Miała wszystkie księgi dla siebie. Przeczytała z nich już bardzo wiele, ale jeszcze na pewno nie połowę. Chyba pięćset ksiąg dopiero. Podeszła do znanych sobie półek, z których mogły korzystać dzieci młodsze i starsze. Dziwne, ale mimo półmroku doskonale widziała tytuły tomów stojących naprzeciwko regału, z którego zazwyczaj korzystała. Podeszła powoli do dziwnych ksiąg. Miała wrażenie, że świecą one własnym blaskiem. Ale przecież to niemożliwe. Księga nie może się błyszczeć, a już z pewnością, nie można w ciemnościach widzieć tytułów wyrytych na grzbietach. Stała już przy nich. Może były magiczne? Chciałaby jedną z nich przeczytać. Najlepiej tę najdrogocenniejszą dla Wróżbiarki i najlepiej chronioną. Lepiej zatem nie dotykać jej gołą dłonią. Ściągnęła szal z szyi. Obwinęła nim rękę. Może to coś da. Powoli zbliżała prawą dłoń do księgi. Kiedy dzieliły ją już centymetry, nagle rozległ się głos.

-Nie dotykaj! Nie dotykaj, przeklęta!

Odwróciła się szybko w kierunku skąd dochodził głos, ale nic nie zobaczyła. Nie słyszała nigdy wcześniej takich dźwięków. Miała wrażenie, że dochodziły one z bardzo daleka, a jednak sprawiały wrażenie, że wypowiedział je ktoś stojący tuż za jej plecami. Jednak otaczała ją tylko niezmącona cisza. Musiała się przesłyszeć. Podeszła znowu do regału. Teraz przyjrzała się jemu uważniej. Może dźwięk dochodził z niego? Jednak bez światła nie zobaczyła za wiele, a bała się zaświecić świecę, ponieważ mogło to wzbudzić czyjeś zainteresowanie. Psyche dokładniej obwinęła szalem dłoń i na nowo spróbowała zbliżyć ją do księgi.

-Nie dotykaj! Nie dotykaj, przeklęta!-

Głos znowu zabrzmiał. Był tak samo skrzekliwy jak poprzednio. Zatrzymała dłoń. Zamknęła oczy, żeby wsłuchać się dokładniej, z którego miejsca dobiega. Lekko przybliżyła palce do księgi.

-Nie dotykaj! Nie dotykaj, przeklęta!

Przeczucie ją nie zawiodło. Słowa powtórzyły się raz jeszcze. Cofnęła dłoń i otworzyła oczy. Albo miała wrażenie, albo głos stawał się coraz głośniejszy. Tym razem nie był to już skrzek, ale prawie krzyk. Najprawdopodobniej, gdyby wzięła księgę, to ten głos zacząłby krzyczeć na całą osadę. Psyche nie chciała zbiegowiska. Jeśli dobrze słyszała to ten przeraźliwy głos dobiegał z innego regału. Podeszła tam. Przyjrzała się jemu. Jeśli nie mylił jej wzrok w tych ciemnościach, to były to dawne legendy. Te księgi znała dobrze, przeczytała prawie wszystkie. Oczywiście, te które mogła. W tej chwili jednak nie miała ochoty czytać nieznanych jeszcze legend. Patrzyła na jedną tylko księgę. Miała wrażenie, że jest przyzywana. Tam powinna iść. Te księgi powinna czytać. To one ją tutaj wezwały. Tam jedna z nich świeciła dla niej jak latarnia na morzu, wzywając do przeczytania. Nagle poczuła dziwny ucisk w dłoni. Podniosła ją do oczu. Wyglądała normalnie. Zwyczajny szal. Odwinęła go. Nie! Dłonie poprzecinane były czerwonymi pręgami, które nabiegały coraz bardziej krwią. Zaraz pękną. Psyche cofnęła się przerażona. Jak to się mogło stać? Zaczęła powoli wychodzić z komnaty, kierując się do drzwi. Szła tyłem. Ciekawość minęła. Pozostała tylko uczucie zagrożenia. Tutaj znajdowało się coś, czego nie powinno tutaj być. Coś, co nie powinno istnieć. Jakaś nieznana siła. Zła siła. Skąd ona się wzięła w zapomnianym przez wszystkim zakątki Imperium. Gdzie nie ma nic drogocennego, tylko wielka puszcza, do której ludzie i tak nie mogą wchodzić, ponieważ jeśli to uczynią, to nigdy nie wrócą. Poczuła ból w dłoni. Nawet nie chciała na nią patrzeć. I tak wiedziała co ujrzy. Szybko pobiegła do drzwi i otworzyła je. Wiedziała, że jeśli tutaj zostanie chociaż chwilę dłużej, stanie się coś bardzo złego, czego nie będzie mogła naprawić mówiąc zwyczajne przepraszam. Drżącymi dłońmi z trudem otworzyła drzwi. Świeże, chłodne powietrze. Dopiero teraz poczuła jaki zaduch panował w chacie Wróżbiarki. I wcale nie był to zapach suszonych ziół. To był zapach zła.

Szybko zamknęła drzwi za sobą. Przekręciła klucz. Podbiegła do ławki. Robiła to co zwykle. Nie myślała o tym, co czyni. Spojrzała na kawałek metalu, który trzymała w dłoni. Cały był we krwi. Jej krwi. Szybko wytarła go dokładnie. Schowała klucz na miejsce. Dopiero teraz rozejrzała się uważnie wokół. Nic. Cisza. Odetchnęła z ulgą. Obwinęła szybko dłoń w szal, aby zatamować krwawienie. Działo się tutaj coś niezwykłego, a ona nie była aż tak ciekawa, aby doświadczać na własnej skórze tych wszystkich niezwykłości. Zdecydowanie wolała pozostać w całości, a nie przykładowo stracić prawą dłoń, której przecież potrzebowała do wszystkiego począwszy od mieszania w kotle z zupą, a skończywszy na władaniu mieczem. To właśnie z prawej dłoni czytają Wróże jasnej ścieżki, a Wróżbiarka do nich należała. Jak pokaże wiedzącej w dzień urodzin dłoń, to wszystko się wyda. Jednak będzie się martwić tym później. Teraz jak najszybciej musiała odejść stąd, zanim ktoś ją zauważy. Tym razem nie skradała się. Nie miała na to ochoty. I tak wszyscy na pewno siedzą przy wspólnym stole i nawet nie zauważyli jej nieobecności. Pobiegła do chaty zajmowanej przez dzieci młodsze, które pozostawały pod opieką klanu. Nikogo w niej nie było. Spokojnie podeszła do łaźni, gdzie zawsze znajdowała się beczka z wodą. Nabrała jej trochę czerpakiem. Odwinęła szal. Spodziewała się rany, a nie tego co zobaczyła. Nie pozostał nawet najdrobniejszy ślad po zranieniu. Tylko krew i blizny. Białe blizny, nawet nie podrażnione! Na wszelki wypadek polała wodą dłoń. Poczuła ostry ból. Trysnęła krew. Zacisnęła wargi, aby nie krzyczeć z bólu. Piekło. Bardzo piekło, ale przecież obojętnie czy będzie krzyczeć czy nie, to i tak nie zmniejszy bólu. Musi opatrzyć ranę. Poszukała czegoś czystego. Znalazła płótno do wycierania. Było trochę za duży, ale nie chciała go ciąć. Wolała wziąć całe. Jest bardziej prawdopodobne, że ktoś nie zauważy zniknięcia ręcznika, niż że ktoś zauważy, że ręcznik jest dziwnie postrzępiony i o połowę krótszy. Jeszcze raz zaczerpnęła wody i polała nią dłoń. Tym razem nie piekło tak bardzo. Krwi też nie było tak wiele. Na wszelki wypadek jednak dokładnie owinęła rękę płótnem. Wylała wodę z krwią na dwór, pod mały krzaczek, aby nikt niczego nie zauważył. Miskę zaniosła z powrotem. Opłukała ją i jeszcze raz wylała wodę na dwór. Miała nadzieję, że wszystkiego dopatrzyła i nikt nie dowie się, o tym co miało miejsce dzisiejszej nocy. Stanęła przed chatą. Nie wiedziała co teraz powinna robić. Pójść na biesiadę? Lepiej nie. Gdyby teraz się pojawiła, to dopiero zdaliby sobie sprawę z jej nieobecności.

Usiadła na małej ławeczce przed wspólną chatą dla dzieci młodszych. Nie lubiła jej. Nie lubiła tego wszystkiego. Takiego przypisania do miejsca. To że miał ją wychowywać klan, było jedną wielką bzdurą, bo jak dwieście dorosłych osób może wychować jedno dziecko? Dziecko powinno mieć jednych rodziców, a nie bezimienny tłum. Ona swoich nie pamiętała. Zresztą jak mogłaby ich pamiętać, jeśli Wróżbiarka mówiła, że jej ojciec zginął przed jej urodzeniem, a matka zaraz po jej narodzinach. Straciła rodziców zanim mogła do nich powiedzieć chociażby jedno słowo. Zanim mogłaby poznać ich uczucie. Zostać otoczoną przez ich miłość. Nie znała tego i zazdrościła każdemu dziecku w klanie, które chociaż przez krótki czas miało rodziców. No może nie wszystkim, ponieważ niektórzy rodzice, nie powinni mieć nigdy dzieci, gdyż nie potrafili się nimi zajmować i oddawali je na wychowanie klanowi, a przecież tak nie powinno być. Ale jak gdzieś czytała, nie można zmusić serca do miłości, tak jak nie można zakazać mu kochać. To jednak chyba odnosiło się do miłości takiej jak w pieśniach, a nie rodzicielskiej. Zresztą i tak najważniejsze jest przesłanie. Poczuła zapach jadła. Od jutra koniec z codziennymi wizytami u Wróżbiarki. Wiedząca rano powiedziała, że bardzo cieszy się, iż ten rok minął w końcu i będzie mogła przestać udzielać jej lekcji, ponieważ uważa je za całkowicie niepotrzebne. A prawda była po prostu taka, że Wróżbiarka miała już swoją uczennicę, która obecnie mieszkała w świątyni, gdzie pobierała końcowe nauki, aby już za cztery lata, po praktyce w stolicy, wrócić do rodzinnej osady. Oczywiście jeśli jej talent nie okaże się tak duży, żeby mogła dostać dożywotnią posadę w stolicy. Psyche szczerze w to wątpiła, ale w końcu wszytko jest możliwe. Przekonała się o tym już kilkakrotnie. I tak najważniejsze było postępować zawsze tak, aby nie żałować swoich wyborów. Jak radził Ilhion. Psyche pamiętała doskonale każde słowo, które wypowiedział rok temu. Czasami miała wrażenie, że go widzi. Innym razem natomiast była pewna, że obserwuje ją jakiś młody mężczyzna o białych włosach. Ale kiedy chciała podejść bliżej i przywitać się, najczęściej okazywało się, że to jakaś dziwna gra świateł sprawiła jej figla. Może to co zdarzyło się rok temu też było snem. A gdyby poszła teraz do wielkiej puszczy, to może znalazłaby odpowiedź. Zerwała się na równe nogi, aby pobiec w stronę drzew. Jednak po chwili z powrotem usiadła. Nie, nie może. Dała słowo, że nie będzie opuszczała osady. Przecież nie mogła złamać danego słowa. Patrzyła przed siebie. Niebo pełne było gwiazd. Dziewczynka zaczęła się zastanawiać, jakby to było, gdyby mogła wznieść się wysoko ponad ziemią i oglądać wszystko z wysoka. Najprawdopodobniej mogłaby wtedy robić wszystko, a nie siedzieć bezczynnie i czekać, aż święto Równowagi dobiegnie końca. Pomasowała rękę. Ciągle ją bolała. Dlaczego to wszystko musiało ją spotkać? Przecież tyle razy widziała jak inne dzieci dotykają, a nawet biorą do ręki księgi, które Wróżbiarka nie pozwalała nikomu czytać, a jakoś nigdy nic im się nie stało. Mogła tak miło spędzić dzisiejszą noc. A tak siedzi z daleka od świętujących i zastanawia się, co poszło nie tak. Jeszcze raz wróciła pamięcią do pokoju w domostwie Wróżbiarki. Co właściwie powiedział ten głos? Próbowała przypomnieć to sobie. Jak on ją nazwał... zaraz...

-Nazwał mnie przeklętą!- wykrzyknęła nagle zrywając się na równe nogi.- Przeklętą...- wyszeptała po chwili. To nie było zwykłe słowo. Jeśli ktoś mówi do kogoś, że jest przeklęty, to oznacza, że podąża ciemną stroną mocy. Złą stroną mocy. Jest zaprzysiężony złym bogom i nie widzi dobra.

Dziewczynka przysiadła na brzeżku ławki, jakby bała się, że pęknie pod jej ciężarem. Zaczęła się zastanawiać. Przez ostatni rok, nauczyła się wielu rzeczy, a jedną z nich było, że nie powinno się wydawać sądów, jeśli nie ma się pewności iż tak jest w istocie. Sprawa czy jest przeklętą czy nie była dla niej bardzo istotna, ponieważ jeśli tak byłoby rzeczywiście musiałaby opuścić klany i udać się na poszukiwanie przeznaczenia. A wolałaby to zrobić zanim zostałaby wygnana. Zaczęła myśleć. Jeśli księga mówiła, to znaczy, że ktoś musiał ją zaczarować. Nie mogła być to Wróżbiarka, ponieważ jej moc działała według innych zasad - tyle wiedziała na pewno, ale co z tego wynika? Jest kilka rozwiązań: po pierwsze Wróżbiarka musiała dać komuś tę księgę do zaczarowania, temu kto posiada moc magii. Musiał być to bardzo dobry czar, ponieważ tylko ona, Psyche, nie mogła jej dotykać. Jeśli tak byłoby w istocie, to Wróżbiarka nie chciałaby, aby ta księga dostała się w jej ręce. Dlaczego - na to nie mogła znaleźć na razie odpowiedzi. Była też druga możliwość. Księga ta dopiero od niedawna jest u Wróżbiarki i to chwilowo. Jeśli to byłaby prawda, księga ta miałaby bardzo dużą wartość, gdyż gdzie można ukryć coś bardzo cennego, jeśli nie na krańcu Imperium. Dalej podążając tym tropem, dziewczynka doszła do wniosku, że ten ktoś musiał ostatnio odwiedzić klany, a przecież nikogo takiego nie widziała. Ale to i tak było możliwe, ponieważ Wróżbiarka mogła otrzymać księgę w innej osadzie, albo przez posłańca niewidzialnego dla niepożądanego wzroku. Obie możliwości wydawały się Psyche prawdopodobne. Osobiście wolałaby, żeby drugie rozwiązanie było prawdziwe, ponieważ wtedy jej sytuacja nie byłaby taka zła. Nie chciała być przeklętą. Chociaż i tak na to nie miała wpływu. Według ksiąg człowiek rodził się przeklętym, ale nie musiał umierać. Gdzieś kiedyś czytała coś na ten temat, ale w tej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć gdzie i co jeszcze tam pisało.

Psyche podniosła wyżej głowę. Znowu popatrzyła w gwiazdy. Lubiła na nie patrzeć i wyobrażać sobie, że tam ktoś jest. A najchętniej wmawiać sobie, że tam są jej rodzice i patrzą na nią. Dlatego musi być grzeczna i dobrze postępować. Nie chciałaby przynieść im wstydu. Uczynić coś hańbiącego, byłoby także zmazą na ich honorze, na honorze rodziny, nawet jeśli nie wie się, gdzie ta rodzina przebywa. Dziewczynka po prostu nie chciała, aby ktokolwiek musiał się tłumaczyć z jej postępowania, albo cierpieć z tego powodu. Najlepiej jest czynić najlepiej jak tylko można. Westchnęła i zapatrzyła się jeszcze bardziej w niebo. Nie myślała już o niczym. Słuchała tylko dalekich odgłosów zabawy, oraz cichych dźwięków nocy. Nagle poczuła, że ktoś jej się przypatruje. Oderwała wzrok od rozgwieżdżonego nieba i spojrzała przed siebie. Nikogo nie było. Rozejrzała się uważniej. Nadal nic. Również nie słyszała niczego, co wzbudziłoby jej niepokój. Ale nadal miała wrażenie, że jej się ktoś przypatruje. Wstała. Uczucie się wzmogło. Zaczęła szybko iść przed siebie. Wiedziała, że nie powinna dłużej zostać w tamtym miejscu. Skąd brała tę pewność - nie chciała nawet wiedzieć. Z ksiąg wiedziała, że powinno się ufać przeczuciom, a one mówiły jednoznacznie: idź. Tak też zrobiła. Szybkim krokiem zmierzała w stronę uczty. Zatrzymała się tuż poza kręgiem światła. Nie chciała wchodzić dalej. Wiedziała, że jeśli by to zrobiła, to popsułaby wszystkim zabawę, gdyż dopiero wtedy zauważyliby jej nieobecność. Psyche przystanęła obok rozłożystego dębu. Oparła się o jego pień. Nadal czuła na sobie ten dziwny wzrok. Spojrzenie nie należące do żadnej ludzkiej istoty. Poczuła dreszcz na plecach. Nie powinna sama siebie straszyć. Lepiej skoncentrować się na czymś innym. Spojrzała uważniej na to co robią ludzie.

Właśnie mistrz miecza układał drewno. Czynił to w zgodzie z ceremonią. Teraz powinna podejść do niego Wróżbiarka i przywołać święty ogień. Psyche wiedziała, że wiedząca nie może ot tak po prostu wyczarować ognia, nawet świętego. Kiedyś zapytała o to Wróżbiarkę i co ją samą zdziwiło, otrzymała odpowiedź. Otóż wiedząca powiedziała jej, że w jej domostwie znajduje się małe ognisko, które płonie bez przerwy przez dziesięć lat. Nie trzeba, a nawet nie wolno dodawać do niego drewna, ani niczego innego. Po dziesięciu latach ognisko gaśnie. W ten dzień, kiedy ma to nastąpić ze stolicy lub świątyni przybywa Wróż z pochodnią. Wymawia świętą formułę, najpierw sprawdziwszy, czy w danej osadzie znajduje się ktoś posiadający chociaż odrobinę mocy. Ponieważ to osoba posiadająca moc podtrzymywała święty ogień. Ale co najciekawsze mógł to być tylko Wróż albo Kapłan. Bard ani Mag nie wchodzili w grę. I ogień płonął przez dziesięć kolejnych lat. I tak było zawsze. Wróżbiarka właśnie stanęła obok drewna. Wiedząca zaintonowała pieśń. Pieśń bez słów. Była to sama melodia. Śpiewała ją mocnymi gardłowymi dźwiękami. Psyche dopiero jak usłyszała ten dźwięk zdała sobie sprawę, że jest on podobny do tamtego strasznego głosu, który nazwał ją przeklęta. Ale nie chciała w tej chwili nad tym się głowić. Wolała przyglądać się temu co miało nastąpić. Dookoła Wróżbiarki pojawiła się lekka poświata w białym kolorze. Był to znak jej przynależności do mocy. Biały należał do Wróżów, jeśli pozostawali po jasnej stronie mocy. Wiedząca wydała z siebie przeciągły dźwięk. Psyche miała wrażenie, że on trwał i trwał w nieskończoność. Zaczął być coraz głośniejszy i coraz wyższy. Tak stary jak Zapomniany Bóg, tak stary jak Święto Równowagi. Dziewczynka patrzyła zafascynowana jak Wróżbiarka podnosi wolno ręce do góry. Dźwięk ciągle trwał, wzbudzając lekkie dreszcze w zgromadzonych. Miała wrażenie jakby coś przyzywali, a może kogoś? Będzie musiała zapytać o to Wróżbiarki, ale jest wątpliwe, czy otrzyma odpowiedź. Wiedząca mówiła tylko to, co uważała, że powinno się wiedzieć, a po za tym milczała. Nagle dźwięk ustał. Stara kobieta stała na środku kręgu utworzonego z ludzi. Psyche miała wrażenie, jakby wszystko zamarło. Poczuła, że ten obraz na długo wryje jej się w pamięć. Wróżbiarka stojąca pośrodku, obok przygotowanego drewna na ogień, z rękami wzniesionymi do góry... Nad nią znajdował się księżyc w pełni. Ludzie, którzy ją natomiast otaczali, byli w różny wieku: od dzieci stojących z trudem na chwiejących się nóżkach, po starców. To była cała osada, oprócz niemowląt. Trzymali się za ręce. Dłonie skierowali przed siebie. Psyche miała dziwne przeczucie, że to dobrze, że jej nie ma wśród mieszkańców. Tak będzie lepiej. Tylko dla kogo? Dla niej czy dla nich? To wszystko działo się w przeciągu kilku zapierających dech sekund. Nagle Wróżbiarka opuściła dłonie, natomiast zebrani ludzie wznieśli swoje do góry. W tym właśnie momencie zapłonął ogień. Wiedząca swoją mocą przywołała go z domostwa. Pradawny zwyczaj został spełniony. Wróżbiarka osunęła się na kolana. Jej twarz poszarzała. Zaczęła patrzeć przeraźliwie jasnym spojrzeniem dookoła, jakby czegoś szukała. Ludzie stali nadal bez ruchu oniemiali. Tak nigdy nie było. Wiedzieli, że Wróżbiarka jest już bardzo starą kobietą, ale to nie znaczy, że powinna aż tak zmęczyć się podczas ceremonii. Stali jednak nadal bez słowa, jakby wyczuwając, że słowa mogłyby coś zniszczyć. Wróżbiarka w końcu znalazła to, czego szukała. Jej wzrok zatrzymał się na Rochu.

-Musisz odejść.- wyszeptała ostrym tonem. Jej głos był równie przeraźliwy jak wzrok. Psyche nagle zrozumiała, że Wróżbiarka miała widzenie i dlatego jest osłabiona. Skoro wizja była tak potężna, to znaczyło, że powinna dużo wcześniej tak postąpić, ponieważ to ona miała decydujący głos podczas zebrań klanu. Roch zrobił się prawie zielony na twarzy. Czekał na to, co dalej powie wiedząca. Wszyscy wstrzymali oddech w oczekiwaniu. Czy będzie miał możliwość powrotu do klanów czy nie? Wróżbiarka z trudem podniosła się z kolan, mocno opierając się na swojej lasce. Równie starej jak ona.

-Niech droga będzie ci jasną, niech Bogowie pozwolą ci dokonać rzeczy wielkich w imię klanów.- kontynuowała cicho. Jej głos już brzmiał prawie zwyczajnie. Zebrani odetchnęli z ulgą. Roch nie zostanie zapomniany. Będzie zawsze oczekiwany w klanach, a ich osada na zawsze pozostanie jego domem. Psyche poczuła łzy pod powiekami. Miała wrażenie, jakby wydarzyło się coś bardzo ważnego, a ona nie wiedziała co. A także coś smutnego. Straci przyjaciela. Chciała odwrócić się i uciec, ale powstrzymała się. Patrzyła jak Roch występuje z kręgu mieszkańców i podchodzi do wiedzącej. Stara kobieta chwyciła go pod ramię i cicho powiedziała coś niedosłyszalnego dla pozostałych. Było to przeznaczone tylko do uszu chłopca. Zresztą nikt nawet nie śmiałby podsłuchiwać. Roch nadal był bardzo blady. Przygarbił się, jakby to co usłyszał wstrząsnęło nim. Wiedząca złapała go pod ramię.

-Niech nastąpi Równowaga!- zawołała- Akhra!

-Akhra! Akhra! Akhra!- zaczęli krzyczeć zebrani. Coraz głośniej i głośniej. Taki był zwyczaj. Należało jak najgłośniej wykrzyczeć świętą nazwę, aby znalazła ona urzeczywistnienie w realnym świecie, a nie tylko w świecie Bogów.

Ludzie nadal skandowali "Akhra! Akhra!", kiedy Wróżbiarka zaczęła wychodzić razem z Rochem z kręgu zgromadzonych. Nikt jej nie powstrzymywał. Widocznie miała coś ważnego do zrobienia. Tylko opiekunowie chłopca, którego wzięła ze sobą patrzyli ze smutkiem za nią. Zrozumieli, że przestają mieć syna tylko dla siebie. Teraz będzie on synem wszystkich klanów, nie tylko ich. Oni bardziej szeptali magiczne słowo niż wołali je w uniesieniu jak inni. Dla nich nie było radości. Może kiedyś, będą szczęśliwi, ale jeszcze nie teraz. Opiekunowie Rocha byli starszymi ludźmi. Psyche patrzyła na nich długo. Nagle zdała sobie sprawę, że nie mogliby mieć tak młodego syna. A przecież Roch miał jeszcze młodszą o prawie dziesięć lat siostrę. To musieli być jego dziadowie! Albo jeszcze inna, dalsza rodzina, która wzięła osierocone rodzeństwo na wychowanie. A teraz tracili przybranego syna. Nowego już nie będą mogli wziąć. Zostanie im tylko kilkuletnie dziecko na pocieszenie. Ale przecież Leila była w domostwie dzieci młodszych. Coś jej tu nie pasowało.

-Chodź.- usłyszała nagle. Tak się skoncentrowała na tym, na co patrzyła, że nie zauważyła jak Wróżbiarka podeszła do niej z Rochem. Poczuła na sobie jasne spojrzenie. Wiedząca miała prawie białe oczy, świecące dziwnym, wewnętrznym światłem. Kiwnęła głową na znak, że pójdzie. Poczekała, aż stara kobieta odwróci się od niej. Chłopak szedł ciągle obok, podtrzymując Wróżbiarkę, jakby się bał, że gdyby nie on, to wiedząca upadłaby. Jednak Psyche miała wątpliwości, kto tu kogo prowadzi. Według niej to Wróżbiarka prowadziła Rocha a nie on ją. Podążyła za nimi. Kierowali się do chaty Wróżbiarki. Psyche czuła, że to co ją obserwowało, nawet na chwilę nie oderwało od niej wzroku. Teraz też. Wpatrzone w plecy. Szybko odwróciła się. Zobaczyła malutkie światełko, które natychmiast zgasło. Czar! Skąd on się wziął w osadzie. Kto ją pilnował? I po co? A może ten ktoś obserwował Rocha, albo Wróżbiarkę, a ją tylko przy okazji. Zresztą i tak mogła teraz myśleć tylko o tym, dlaczego wiedząca kazała jej iść razem z sobą. Dziewczynka miała wrażenie, że biorą udział w jakiejś ceremonii. Nie znalazła jednak takiego opisu w żadnej z ksiąg. Niestety zdawała sobie sprawę, że jeszcze nie wszystko spisano. A ona nie wszystko przeczytała.

Wróżbiarka w końcu otworzyła drzwi. Wystarczyło, że przyłożyła dłoń do żelaznej klamki. Nie potrzebowała klucza. Więc po co był ten klucz pod ławką? O co w tym chodziło?

-Albo będzie chodzić.- usłyszała cichy głos. Rozejrzała się wokół, ale nikogo nie zauważyła. Ten głos nie należał do towarzyszących jej osób. Może był tutaj jeszcze ktoś. Niewidzialny dla postronnych. Wróżbiarka machnęła ręką, każąc im wejść. Nie pozostawiono jej wyboru. Niechętnie przestąpiła próg. W domostwie nadal unosił się ten dziwny zapach, który ją przestraszył. Poczuła, jak po plecach przechodzą jej ciarki. Kiedy w końcu ten dzień się skończy? Miała już nazbyt wrażeń, nie chciała nowych. Wróżbiarka prowadziła ich do komnaty, gdzie nikt nie miał wstępu, oprócz Rady. Tutaj dokonywały się najważniejsze ceremonie. Na środku znajdował się wieczny ogień. Było to maleńkie ognisko, najmniejsze jakie kiedykolwiek widziała Psyche. W zasadzie nie było większe od światła latarni. Ale co było najciekawsze, to to że nie przypominało zwykłego ognia. Zamiast żółtych, czerwonych i pomarańczowych płomieni, widoczna była niebiesko-biała łuna. Psyche dotychczas nigdzie nie czytała o tym, jak wygląda wieczny ogień. Może to też była tajemnica?

-Siądźcie.- cicho powiedziała Wróżbiarka. Sama zajęła miejsce na jednej z poduszek ułożonych wokół wiecznego ognia. Roch od razu posłuchał i usiadł. Dziewczynka jednak przez chwilę stała, patrząc na wszystko wzrokiem pełnym niezdecydowania. Była pewna, że nie powinno jej tutaj być. To był jeden z najważniejszych momentów w życiu Rocha a nie jej. W końcu jednak usiadła. Nie wypadało przeciwstawiać się Wróżbiarce. W końcu to ona widziała to co niewidzialne. Usiadła tak jak Nomadowie w swoich namiotach, a nie jak siedziała zazwyczaj. Czuła, że nie byłoby to odpowiednie w tym momencie. Tylko skąd miała tę pewność - nie potrafiła powiedzieć. Ze zdziwieniem zauważyła, że Wróżbiarka i Roch też tak siedzą. Zaczęła znowu przyglądać się pomieszczeniu. Coś jeszcze ważnego znajdowało się w nim. Powietrze. Nie było tutaj czuć, tego zła, które uderzyło ją w innych pomieszczeniach w domostwie. Tutaj panował tylko spokój. Żadne złe siły nie miały wstępu tak długo, jak płonie święty ogień. Rozejrzała się dookoła. Nie była w stanie niczego dostrzec, ponieważ jedynym światłem w pokoju, było to, pochodzące od ognia. Żadnych latarni ani pochodni, ani jednej świeczki. Tylko ciemność....

-I tajemnica.-

Poderwała głowę do góry. Znowu usłyszała ten głos! Co to było? Czyżby popadała w obłęd? Popatrzyła na Wróżbiarkę. Ona nie zareagowała na głos. A brzmiał on jak głos młodego męża. Skąd mógł pochodzić jego głos? Nie zastanawiała się na tym, ponieważ Wróżbiarka właśnie wzięła do ręki woreczek z ziołami, który zawsze nosiła przy pasku. Wybrała jeden z listków. Wrzuciła go do ognia. Płomień stał się ciemno brązowy. Wiedząca westchnęła, ale nic nie powiedziała. Była tylko bardzo smutna.

-Dzieci, musimy porozmawiać.- zaczęła mówić zmęczonym głosem. Nie patrzyła na żadne z nich.- Dostąpiłam dzisiaj wizji. Podczas niej dowiedziałam się, że nazbyt zwlekałam z podjęciem decyzji. Przez moje niezdecydowanie, możemy mieć poważne kłopoty. A przecież i tak nie brakuje nam trosk. Dziecko- powiedziała cicho, patrząc na Psyche- złamałaś daną mi obietnicę. Spotkała ciebie za to kara, chociaż tak naprawdę nie można również zapomnieć o moim zaniedbaniu. Ale to ty będziesz nosiła piętno dzisiejszego dnia, nie ja. Dobrze, że chociaż nie posunęłaś się dalej. Teraz chciałabym usłyszeć, co poczułaś jak byłaś tutaj poprzednio i dlaczego nie wzięłaś udziału w ceremonii Zrównania.-

Dziewczynka przez chwilę milczała. Zdziwiło ją, że Wróżbiarka nie robi jej wyrzutów za to, że złamała zakaz. Zerknęła na Rocha. Musiała ostrożnie dobierać słowa. Wróżbiarka chciała poznać jej zdanie. Czyli traktowała ją jak kogoś, kto posiada dar. Więc dobrze. Opowie, ale w ten sposób, aby być dobrze zrozumianą. Nie bała się Wróżbiarki, ale nie chciała mówić za dużo o swoim strachu.

-Czułam coś złego, jakiś zapach. To musiał być ktoś... albo może raczej jakiś potężny czar, działający na dużą odległość, ponieważ nikogo nie słyszałam w pobliżu. Miałam przeczucie, że coś... albo ktoś chce mnie złapać i zrobić mi krzywdę...- zawiesiła głos. Nie wiedziała, co jeszcze może powiedzieć na ten temat. Popatrzyła nieśmiało na Wróżbiarkę. Stara kobieta kiwnęła tylko głową na znak, że rozumie. Psyche postanowiła mówić więc dalej. Nie została ani wyśmiana, ani posądzona o to, że lęka się cieni.- Wiem, gdzie jest źródło tego zła.- stwierdziła z nagłą pewnością. Robiło jej się słabo na samą myśl o tym, że prawie go dotknęła. Wiedząca spojrzała na nią uważniej, ale nie zareagowała na jej oświadczenie. Widocznie sama była w stanie też umiejscowić zło.- Jeśli natomiast chodzi o drugie pytanie, to wiem, że nie powinnam nikogo dotykać.- kiedy wypowiedziała te słowa, miała już pewność, że są one prawdziwe. Właśnie tutaj tkwił problem. Zaczął się on rok temu, jak spotkała Lasena i on bał się jej. Uciekał przed nią. Przed jej dotykiem. Teraz wiedziała, że nie powinna dotykać nikogo, kto posiada moc. Nikogo, kto służy jasnej stronie mocy. Ponieważ dotknęła tego co ciemne. Ale to było bardzo dawno temu... nie potrafiła jednak przypomnieć sobie kiedy. Zresztą wspomnienia nie lubią być przywoływane na siłę.

- Powstanie nowa pieśń mocy.- nagle same przemówiły jej usta. Zasłoniła je szybko dłońmi, ale nie mogła powstrzymać tego, co powiedziała. Skąd wzięły się te słowa? Z przerażeniem popatrzyła na Wróżbiarkę. Wiedząca pokiwała tylko głową, jakby była to prawda. Albo jakby tak samo myślała. Roch patrzył raz na jedną, raz na drugą zdezorientowany. Wróżbiarka wrzuciła znowu coś do ognia. Tym razem zapłonął on prawie białym światłem, a potem znowu niebieskim.

-Za tobą leży mała szkatuła. Dotknij jej i powiedz co widzisz.- to polecenie było znowu skierowane do dziewczynki. Posłusznie wstała i podeszła do ściany. Znalazła tam jakiś przedmiot. Wzięła go do ręki. Przypominał kształtem sześcian. Trzymała go przez chwilę, ale nic nie zobaczyła. Podeszła z nim do ognia. Usiadła tak jak poprzednio. Popatrzyła pytającym wzrokiem na Wróżbiarkę.

-Zamknij oczy.- usłyszała cichy męski głos. Nie zastanawiała się już, skąd on się bierze. Usłuchała. Wtedy zaczęła widzieć... a to co ujrzała od razu wypowiedziały jej usta....

-Krew niewinnych. Zabici, pełno zabitych. Małe dzieci. Śmiertelne ciosy zadawane prosto w serce. Dorośli z poderżniętymi gardłami. Wywrócone oczy w agonii. Niemy krzyk na wargach. Niewinni... Dzieci! Małe dzieci zabite. Ktoś tam stoi. Jakiś mężczyzna. Ogień. Wszystkie domy płoną. Mężczyzna przemyka się między zabitymi. - Psyche czuła jak zimny pot spływa po jej twarzy i po plecach. Jednak nie miała zamiaru stracić tego, co widziała. Było to nazbyt ważne. Obrazy przepływały przed jej oczami. Nie powstrzymywała ich. Postanowiła zobaczyć wszystko, co tylko zostanie jej ukazane. Zrozumiała, że w tej chwili nie ona jest najważniejsza. Z trudem dochodziły do niej jej własne słowa. Najważniejsze były obrazy. Mówiła cichym, nieswoim głosem. Głosem, który należał do dorosłej kobiety. Był niski i matowy, prawie niesłyszalny. Ważne było tylko to, co dane zostało jej ujrzeć. Od tego co powie będzie zależeć w przyszłości życie mieszkańców klanów. Było jej niedobrze. Miała ochotę zwymiotować. Skoncentrowała się na przedmiocie, który trzymała w dłoniach. Chciała zobaczyć więcej. Musiała zobaczyć coś więcej.

-Nikt ich nie pomści. Nikt ich nie pochowa. Ich dusze nie zaznają spoczynku, gdyż ich ciała zostały zbezczeszczone. Ich krew przeznaczono złu. Mężczyzna krąży od jednego ciała do drugiego. Szuka... Szuka ...Kamieni!- Psyche otworzyła nagle oczy. Kamienie! To one były najważniejsze. - Skradzionych ze świątyni.- dodała już spokojniej. Starała się równomiernie oddychać.

-Muszę to przekazać.-cicho powiedział głos mężczyzny. Poczuła, że człowiek, który pomógł jej w dostrzeżeniu tego wszystkiego znika. Gdyby nie jego obecność, nie ujrzałaby tego tak dokładnie. A teraz znika. O ile to był człowiek. Jak straciła wrażenie, że ktoś stoi tuż obok niej i jej pomaga, poczuła ile wizja kosztowała ją sił. Było jej niedobrze. Miała ochotę zamknąć znowu oczy i zapaść w sen. Wypuściła sześcian z dłoni. Potoczył się po drewnianej posadce.

-To mi wystarczy. Odpocznij.- wyszeptała Wróżbiarka. Psyche opuściła głowę. Ciężko oddychała. Słyszała jak wiedząca mówi do Rocha.- Powinnam już rok temu wysłać ciebie do stolicy. Masz szansę zostać doskonałym wojownikiem i ja nie mogę powstrzymać tego, co jest ci przeznaczone. Jutro wyruszysz. W stolicy powołasz się na mnie. Tylko wtedy będziesz mógł spotkać się z głównym Wróżem i on dalej pokieruje twoim życiem wedle zdolności, które odnajdzie w tobie. Ale nie pojedziesz od razu do stolicy. Jutro otrzymasz najszybszego konia, jakiego mamy i udasz się na północ, do świątyni na górze Kalan ...

-Świątynia została powiadomiona.- wyszeptała cicho Psyche. Zdała sobie właśnie sprawę, że ten głos należał do maga. Kiedy odczytywała wizję, przy okazji dowiedziała się co, to za głos ją dzisiaj nawiedzał. Należał do Blasku Księżyca, który pilnował ją na zmianę z Ilhionem. Na polecenie Świątyni na górze Kalan. Spojrzenie, które czuła dzisiaj na sobie też musiało należeć do niego. Ale pozostawał jeszcze ten inny głos... Chociaż część zagadek została wyjaśniona. Jednakże pojawiły się nowe pytania, na które nie znała odpowiedzi. Teraz jednak była nazbyt zmęczona, aby nawet je sformułować. Jednego była pewna: świątynia zostanie poinformowana tak szybko, jak tylko to możliwe. Nie podnosiła głowy. Czuła na sobie uważne spojrzenie Wróżbiarki, ale nie miała siły nic więcej powiedzieć. Zresztą, co miałaby jej rzec skoro sama prawie niczego nie rozumiała?

-Jesteś pewna?- zapytała jednak wiedząca. Jej uważny wzrok powodował, że Psyche czuła się coraz bardziej nieswojo.

-Tak. Wiadomość została wysłana.

-Dobrze, skoro tak mówisz... - Wróżbiarka nie wyglądała jednak na przekonaną. Wzięła znowu ze swej torebki kolejne zioło. Wrzuciła je do ognia. Psyche nie wiedziała, co tam ujrzała wiedząca. Nie miała siły, aby podnieść głowę. Jednak widocznie jej słowa musiały znaleźć potwierdzenie, ponieważ po chwili Wróżbiarka podjęła temat, jakby nigdy nic.

- Skoro nie musisz udać się do świątyni, to pojedziesz prosto do stolicy. Powinieneś szybko przejść przez szkolenie. A teraz poznasz pierwszą lekcję. Musisz zapomnieć o tym, co tutaj zobaczyłeś i usłyszałeś. Zapomnieć musi twój język, natomiast pamięć ma przechować to, ponieważ musisz wiedzieć, że jest wiele oblicz mocy. W stolicy poznasz je, lecz nie wszystkie. Pamiętaj, że jesteś wybrany do tego, co będziesz czynić w przyszłości. Pamiętaj również o Równowadze, nigdy o niej nie zapominaj, nawet wtedy, kiedy znajdziesz się daleko od domu i od naszych zwyczajów. My przechowujemy pamięć o Niej, ale nie wszędzie tak jest. Pozostań wierny sobie i Jej. Niech Zapomniany ma ciebie w swojej opiece...- Wróżbiarka nadal mówiła. Psyche jednak nie słyszała już jej słów. Były skierowane tylko do Rocha. Nie do niej. Jej zadanie zostało wykonane. Nawet nie wiedziała kiedy skończyła się ceremonia przejścia. Roch stał się mężczyzną. Jutro zniknie z klanów. I z jej życia. Będą o nim mówić jak o bohaterze, a nie jak o zwykłym człowieku, żyjącym w klanach. I umierającym w klanach... Nie wiedziała jak doszła do Domostwa Dzieci Młodszych, ani jak znalazła się na swojej pryczy. Opatuliła się szczelnie kocami. Było jej zimno. Czuła się jakby w skórę miała powbijane bryłki lodu. Nawet gorąca kąpiel nie byłaby w stanie jej rozgrzać. Nikogo nie było. Tylko ona. Poczuła jak spływają jej po twarzy długo powstrzymywane łzy. Prawa dłoń paliła żywym ogniem. Reszta ciała wydawała się jakby była jedną wielką bryłą lodu. Nie wiedziała kiedy w końcu Bogowie zesłali jej błogosławiony sen.

 


Uwagi dotyczące strony lub książki proszę wpisywać do "Komentarza". Dziękuję. | barbarakosinska@[SKASUJ-ZAWARTOŚĆ-NAWIASU]op.pl

Back to content | Back to main menu