Main menu:
Ksiazka > Rozdzial 1-14
Cisza uśmiechnęła się. Z tego
co usłyszała, byli bardzo zadowoleni z jej pojawienia się. Poczekała aż
zamilkną i dopiero wtedy wtrąciła się do rozmowy.
-Mistrz mówił, że powinniśmy już iść.-
przypomniała w momencie kiedy Woken kłócił się z Cereshem o to, który z nich
jest bardziej godny by zajmować się nią i dlaczego Woken został wybrany.
Natomiast Orish próbował ich obu uspokoić, ale jakoś nie za bardzo mu to
wychodziło. Może dlatego, że równocześnie starał się opanować śmiech.
-Racja.- zreflektował się Woken,
podrywając się na nogi tak szybko, że zahaczył o ławę. W konsekwencji musiał
przytrzymać się stołu, żeby nie wylądować na plecach. Jakoś udało mu się
utrzymać równowagę i po chwili mówił dalej, jak gdyby nigdy nic.- Powinniśmy
stąd pójść zanim postanowią zatrudnić nas do pomocy w zmywaniu po południowym
posiłku, a niestety wiem, że zajmuje to dwie miarki na świecy. W życiu nie
widziałem tylu brudnych naczyń, co tu.
-Po prostu zawsze byłeś leniwy.
Wymieniasz się ze mną z dyżuru w kuchni na wszystko inne.- jak zwykle ulubionym
zajęciem Ceresha było dogryzanie Wokenowi i widocznie pojawienie się Ciszy nie
zmieniło tego.
-Zamknij się w końcu.- Woken
zdenerwował się lekko jego insynuacjami.- Ciszo pozwól, że oprowadzę ciebie po
miejscu zwanym Świątynią na Granitowym Wierchu.- to mówiąc podał jej rękę. Był
to w jego wykonaniu bardzo naturalny gest. Jakby był przyzwyczajony do takiego
zachowania. Nie chciała mu zrobić przykrości, więc skorzystała z jego pomocy
przy podnoszeniu się z ławy, chociaż przecież nie była jeszcze zażywną damą.
Miała nadzieję, że osłony uniemożliwią jej poznanie uczuć chłopaka. Ceresh
widząc zachowanie kolegi, postanowił go przedrzeźnić i wstając podał tak samo
rękę Orishowi. Ten przyjął pomoc, udając że trzyma w drugiej dłoni wachlarz i
się nim wachluje. Woken widząc to lekko się zarumienił.
-Wyjdźmy stąd, gdyż do wieczerzy nie
mamy wiele czasu, a ja muszę się przed nią stawić w kuchni, aby pomóc przy jej
przygotowaniu.- mówił spokojnie i z czymś trudnym do sprecyzowania w głosie, co
Cisza najchętniej określiłaby jako wytworność. Ale przecież nigdy nie
rozmawiała z kimś pochodzącym z arystokracji więc mogła się mylić.
-O nie! My idziemy z wami.-
zaprotestował Ceresh. Wstał szybko i ponieważ Woken stał już po prawej stronie
Ciszy, więc pozostała mu lewa. Orish dołączył też do nich. Poczuła się tak,
jakby miała obstawę.
-Jak zapewne widziałaś, podczas
posiłku znajdowali się tutaj wszyscy adepci pobierający naukę w świątyni. Tak
naprawdę od momentu zwanego odejściem smoków to właśnie tutaj przybywają
wszyscy, którzy chcą się uczyć panowania nad czterema lub dwoma spośród oblicz
mocy. – mówił poważnym tonem, jakby naśladował głos Mistrza Zwyczajów.
Zastanawiające było to czy naśladował go tylko, czy miał taki zwyczaj mówienia.
Jeśli to pierwsze, to oznaczało że ma poczucie humory, jeśli drugie, to
niestety znajomość z nim mogłaby być męcząca i wiedziałaby już dlaczego Ceresh
tak bardzo lubi bawić się jego kosztem.- Kapłani i uzdrowiciele zajmują
pierwszy stół, drugi wróże, trzeci magowie jasnej strony mocy a czwarty
bardowie i my. Każdy rocznik, który przybył do świątyni na naukę ma swojego
Mistrza. Naszym jest właśnie Mistrz Zwyczajów. Tak było zawsze w świątyni...
-O czym ty zapewne wiesz, o siwobrody
Wokenie.- wtrącił swoje trzy grosze Ceresh. Właśnie wyszli z ogromnej sali i
znaleźli się w małej sieni.
-Po prostu mi zazdrościsz.- Woken w
końcu nie wytrzymał i krzyknął na Ceresha. Ten tylko na to czekał, bo go
popchnął.
-Ani się waż na mnie krzyczeć!-
zawołał jeszcze głośniej Ceresh.
Kiedy oni wdali się w dyskusję mocno
popieraną rękoczynami i dosadnymi gestami, Orish przejął na siebie funkcję
przewodnika. Tamtych dwóch nie zauważyło nawet, kiedy odeszli. Właśnie zaczęli
wylewać żale i pretensje typu: „Zapomniałeś zawołać mnie wczoraj na śniadanie.
Cały dzień byłem głodny!” i odpowiedź typu „To nie moja wina, że nie usłyszałeś
porannego dzwonu. On obudziłby nawet umarłego. Skąd mogłem wiedzieć, że
przewrócisz się na drugi bok i zaśniesz znowu”. „Trzeba było się upewnić. Ja
bym tak zrobił”. „Tak? A kto nie powiedział mi, że szukał mnie Mistrz
Historii?”. „A czy ja muszę o wszystkim pamiętać!”.
Cisza nie słyszała reszty tej wymiany
zdań. Pozostawili ich samych sobie. Orish pokazał jej schody prowadzące na
pierwsze piętro, gdzie znajdowała się ogromna biblioteka. Powiedział, że
mistrzowie na bieżąco, odkąd ona istnieje, uzupełniają zbiory. Następnie
zaprowadził ją do komnat Mistrza Zwyczajów. Powiedział, że są cztery
pomieszczenia. Jeden to pokój uczniów, drugi Mistrza, a trzeci służy do nauki.
Czwarty, który do tej pory stał pusty, teraz będzie należał do niej, ponieważ
jak dowiedzieli się, że nie przybędzie Bezimienny, ale pierwsza od lat
Bezimienna, to musieli znaleźć dla niej osobny pokój. Potem oprowadził ją
świątyni. Cisza dziwiła się, że jest tak wiele pomieszczeń, ponieważ były
należące do uzdrowicieli, wróży, magów, bardów i kapłanów. Schody prowadziły na
sześć kondygnacji. Zakręciło jej się w głowie od tak wielu komnat, szczególnie
wtedy kiedy chłopak powiedział jej, że mieszka tutaj prawie czterysta osób.
Przez chwilę myślała, czy się nie pogubi wśród plątaniny korytarzy. Orish
zaprowadził ją w końcu z powrotem do komnat Mistrza Zwyczajów, jakby rozumiał
jej uczucia. Przygnębiał ją też wszechobecny czarny kolor. Taki sam jaki miała
cała góra. Na korytarzach tylko jasne magiczne światła rozjaśniały ponurość
otocznia. Nie było kolorowych kobierców ani roślin. Zresztą wątpiła czy
jakakolwiek roślina mogłaby przeżyć w takich warunkach. Zastanawiające było to
w jaki sposób docierało do wnętrza góry powietrze, ale kiedy zapytała o to
Orisha, to wzruszył on tylko ramionami i powiedział, że nie ma pojęcia. W
komnatach Mistrza czekali na nich już koledzy. Widocznie Ceresh z Wokenem doszli
do jakiegoś porozumienia, ponieważ zachowywali się spokojnie. Co prawda Woken
miał podbite oko i okropnie wyglądającego siniaka na prawej stronie twarzy, a
Ceresh ślady krwi w okolicy nosa, ale rozmawiali wesoło ze sobą.
-Mistrz powiedział, że nie może zająć
się tobą teraz.- powiedział na przywitanie Woken.- Ma ważne spotkanie Rady
Mistrzów. Masz zgłosić się po ubranie do Kwatermistrza i po plan dyżurów.
-Zaprowadzę ją do Kwatermistrza.-
zaproponował Orish. Widocznie postanowił przypilnować, aby Cisza została o
wszystkim poinformowana, a najprawdopodobniej uważał że najlepiej zrobi, jeśli
sam się tym zajmie.
-Nie ja to zrobię.- poderwał się z
miejsca Woken. – Ty przecież powinieneś już od pół miarki na świecy być w
szwalni na swoim dyżurze.
-A nie chcesz chyba się migać od
obowiązków.- wtrącił się z przekąsem Ceresh nawet nie odrywając wzroku od
czytanej właśnie księgi.
-Kto się miga ten się miga.-
odparował zagadnięty. Jednak uznał chyba, że koledzy mają rację, bo po chwili
westchnął i powiedział.- Rzeczywiście powinienem już iść. Woken, w twoje ręce.
-Sama potrafię o siebie zadbać, więc
nie musicie mówić o mnie tak, jakby mnie tutaj nie było.- zauważyła Cisza.
-To się nią zajmijcie, ja muszę już
iść.- Orish postanowił uniknąć tłumaczeń i szybko wyszedł. Cisza jakoś nie
mogła się powstrzymać myśli, że zrobił to celowo. Widocznie wolał mieć jakiś
tam dyżur w szwalni niż z nią porozmawiać. Popatrzyła na pozostałych. Udawali,
że pilnie się uczą.
-No dobra, gdzie jest ten
kwatermistrz, czy jak mu tam było?- zapytała w końcu pojednawczo. Nie chciała,
aby wzięli ją za jakąś złośliwą i kłótliwą jędzę. Na spory przyjdzie czas
później, kiedy ich lepiej pozna.
-Ja ciebie zaprowadzę.- od razu
poderwał się Woken. Widocznie zawsze chętnie służył innym pomocą, czego z kolei
nie można było powiedzieć o Cereshu, który przyglądał się koledze z pobłażliwym
wyrazem twarzy.
-I pomyśleć, że zanim się tutaj
pojawił, uchodził za milczka.- zauważył, przewracając kolejną stronę w
księdze.- Chociaż może nie powinienem wierzyć Orishowi.
-Chcę ci przypomnieć, że nie tylko we
mnie wywołujesz mordercze instynkty i któregoś pięknego ranka, może się okazać,
że nie ma ciebie wśród żywych.- Woken postanowił już więcej nie ustępować pola
koledze.
-To idziemy?- przerwała Cisza.
Poznała ich już na tyle, że wiedziała, iż jeśli im się nie przerwie, to może
dojść do długiej i gorącej wymiany zdań. W tej chwili uzmysłowiła sobie, że
chcąc nie chcąc tkwiła właśnie w miejscu, gdzie jest około trzystu młodych
ludzi, a ona nie wie, jak powinna się wśród nich zachowywać.
-Co?- Woken wyglądał na lekko
zaskoczonego jej pytaniem. Chwilę zajęło mu, zanim przypomniał sobie o co
pytała.- A. Tak, oczywiście, że idziemy.
I szybko skierował się w stronę
drzwi. Podążyła za nim. Nie odwróciła się, kiedy usłyszała lekkie prychnięcie
Ceresha. Nie było sensu na nie reagować.
-Kwatermistrz znajduje się na
zewnątrz, w domostwach, w których mieszkają ludzie z doliny. Jest on jednym z
rodziców wyklętego, ale nie wiem którego. Oprócz niego jest jeszcze dwóch
rodziców tutaj: kuchmistrz Evin i pomagający nam szukać odpowiednich ksiąg
Kajetan. Swoją drogą Kajetan to chyba najstarszy człowiek, który tutaj mieszka
a nie jest mistrzem, ale ma naprawdę ogromną wiedzę. Jego córka, która była
wyklętą umarła pół wieku temu podczas eksplozji mocy. Nie wiem dlaczego ją
przywołała, a nie chcę pytać o to Kajetana, to taki smutny człowiek. Od razu po
jej śmierci przeprowadził się tutaj. Słyszałem, że ma w sobie dar jasnowidzenia
i to tłumaczyłoby dlaczego nadal przebywa tutaj. A co do Sonosa, to jest
Kwatermistrza, to trochę zajmie zanim do niego dojdziemy, może więc chciałabyś
o czymś się dowiedzieć?
Po tych słowach spojrzał na nią z
pytaniem w oczach. Był od niej o głowę wyższy i bardzo chudy. Wcześniej nie
zauważyła tego, wydawał się raczej drobny w porównaniu z Cereshem.
-Powiedziałeś, że pan Kajetan miał
córkę, która była wyklęta. Jednak ja nie widziałam dziewcząt przy naszym stole.
Dlaczego?
-Ale trafiłaś.- roześmiał się wesoło.
Widocznie nie spodziewał się takiego pytania. Cisza uśmiechnęła się widząc jego
wesołość, ale nie przyłączyła się do niego, bo nie rozumiała z czego się
śmieje.- Tak się składa, że znam akurat na to pytanie odpowiedź, ponieważ nasz
Mistrz to nam niedawno. Wśród czterech oblicz mocy spotyka się zarówno chłopców
jak i dziewczęta, jednak kiedy ujawnia się w nich moc największa i jedno z
dwóch najpotężniejszych oblicz mocy, czyli albo moc Uzdrawiania albo moc
Równowagi, to zauważono pewną prawidłowość. Uzdrowicielami mocy najczęściej
zostają dziewczęta, a wyklętymi chłopcy. Ich liczba zawsze sobie odpowiada. Tak
więc obecnie razem z tobą jest tylko jedna uczennica na Bezimiennego, a wśród
uzdrowicieli mocy tylko jeden uczeń. Teraz wiemy, że skoro pojawiłaś się ty, to
oznacza, że do uzdrowicieli mocy w przeciągu roku dołączy drugi uczeń. Myślę że
tak działa właśnie Równowaga. Ale oto już wychodzimy z tej ciemnicy. Czasami
mam wrażenie, że cała ta góra zwali nam się wszystkim na głowy i zginiemy. Jak
wyjdziemy zamknij na chwilę oczy, aby nie oślepiło ciebie słońce. Acha widzisz
to tutaj na ścianie?- to mówiąc wskazał na mały rysunek. Wydawało się, że
namalowane na nim zwierzęta i drzewa poruszają się.
Przytaknęła głową.
-Teraz jest tam słońce, a konary
drzew poruszają się. To oznacza że na dworze jest duży wiatr i świeci słońce.
Nie wiem w jaki sposób ten rysunek zawsze pokazuje pogodę jaka jest na
zewnątrz, ale tak jest. Gdy chcesz wyjść, musisz dotknąć ściany. Jeśli jesteś
uczniem lub mistrzem zostaniesz wypuszczona, jeśli natomiast jesteś kimś z
zewnątrz, to nigdy się stąd nie wydostaniesz w ten sposób. To są jakieś
pradawne czary, o których my już nie pamiętamy, nawet nie ma o nich słowa w
kronikach. No to co? Wychodzimy?
Znowu przytaknęła głowa. Dotknął
ściany a ona poruszyła się tak samo jak wcześniej przed starcem. Powoli cienki
pasek słońca rozszerzał się, aż zalało ich ciepłe jesienne słońce. Zdziwiła
się, że jest ono takie mocne. Musiała posłuchać dobrej rady Wokena i zamknąć na
chwilę oczy.
-Czy jest tylko to jedno wyjście ze
świątyni? – zapytała towarzyszącego jej chłopca, bo właśnie wyobraziła sobie,
jak cała góra się wali, a ludzie przysypani w niej nie mogą się z niej
wydostać, ponieważ wszyscy ciągną do jednego wyjścia.
-Nie, wyjść jak i wejść jest pięć,
ale to jest główne. Pozostałe są w różnych miejscach świątyni. Jak się
dokładniej przyjrzysz skałom, to zobaczysz, że nad każdym z wejść znajduje się
kamień wtopiony w granit o jednym z kolorów mocy. Tam gdzie jest na przykład
biały, tam mieszkają wróże i ich uczniowie.- to mówiąc wskazał ręką w kierunku
gdzie powinna spojrzeć. Jak wytężyła wzrok rzeczywiście zauważyła biały kamień.
-Rzeczywiście, ale przecież tam skąd
wyszliśmy powinna być świątynia, a nie widziałam jej.
-Ponieważ Arcymistrz wprowadził
ciebie prosto do wielkiej sali, gdzie jadamy. Jeśli będziesz chciała znaleźć
się w świątyni wejdź tymi drzwiami i znajduje się ona na wprost. A wielka sala
w prawo i potem prosto. Proste, nieprawdaż?- kiedy skończył jej to wyjaśniać,
przeszli już przez plac mijając ludzi przy studni i dotarli do najbliżej
położonych budynków. Chłopak załomotał przy pomocy mosiężnej kołatki do drzwi i
nie czekając na pojawienie się kogoś, kto by ich wpuścił, wszedł do środka. A
Cisza za nim. Prawie uśmiechnęła się na widok wnętrza. W przeciwieństwie do sal
wewnątrz Granitowego Wierchu, było tutaj kolorowo, a korytarz oświetlany był
przez zwyczajne lampy, a nie magiczne światło. Dzięki temu od razu zrobiło jej
się cieplej. Mijali kolejne drzwi, najprawdopodobniej za którymi mieli swoje
pokoje mieszkańcy wioski. Zauważyła, że w środku wszystko jest drewniane,
chociaż na zewnątrz zbudowano budynki z kamienia. Gdyby była Kwatermistrzem też
wolałaby tutaj mieszkać. Weszli do jedynych otwartych na oścież drzwi. W małym,
pobielonym wapnem pokoiku, za ogromnym stołem siedział mężczyzna zagłębiony w
papierach.
-Panie, przyprowadziłem nową
uczennicę.- powiedział Woken do mężczyzny.
-Już, już zaraz.- odpowiedział
nieuważnie Kwatermistrz, wpisując coś piórem do papierów. Musiał być zajęty,
skoro nawet nie podniósł głowy, żeby zobaczyć kto do niego przyszedł.
-Nie przejmuj się takim przywitaniem
z jego strony. Jak skończy, to zaraz się tobą zajmie.- zaszeptał do niej cicho
Woken, a widząc, że mężczyzna nadal nie podnosi głowy, szeptał do niej dalej.-
Zajmuje się on księgowaniem tego co wpłynęło do magazynu, ale też tego co
zostało już spożytkowane. Ludzie obdarowują nas bardzo hojnie, ale też
świątynia ma własne stada i pola, którymi zajmują się ci, którzy zrezygnowali z
dawania nauk, albo przybyli ze swoimi dziećmi, albo żebracy, którymi opiekuje
się świątynia. Dzięki dobrom mistrzów świątynia nie jest uzależniona od datków
wiernych. A kiedy przychodzi czas żniw, albo innych ważnych prac polowych,
uczniowie mają zawieszane zajęcia na tydzień albo nawet dłużej i pomagają
ludziom z doliny. Taki system został już dawno wymyślony i nadal działa dobrze.
Nikt się nie skarży. Kwatermistrz więc zapisuje jakie były tegoroczne zbiory,
ile oddano imperium na podatki a ile zostało dla świątyni. Kajetan mówił mi, że
bywały takie lata, kiedy podatki były tak wysokie, że ludzi z doliny skazywano
na głód zabierając im prawie wszystkie zbiory. Świątynia nie przyznawała się
wtedy do swoich zapasów, a poborcy podatkowi nie mają prawa wedrzeć się na
teren świątyni. Potem jak nadeszła zima z tego co schowano w komnatach wewnątrz
Granitowego Wierchu, żywiono wszystkich potrzebujących. Najgorsze jedna jest
to, że my jako Bezimienni nie mamy na to wpływu. No nie mamy, oprócz jednego
Bezimiennego, ale od piętnastu lat nie ma go. Teraz czekają aż ujawni się on.
Mistrz bowiem powiedział...
-Że Woken gada za dużo.- wszedł mu w
słowo Sonos. Nie zajmował się już swoimi papierami, ale patrzył na nich. – W
takich warunkach nie mogę pracować, więc mówcie jaką macie do mnie sprawę, abym
mógł jak najszybciej wrócić do przerwanej pracy.
Mówiąc to uśmiechał się lekko. Był
mężczyzną w sile wieku, o nie wyróżniającej się niczym powierzchowności.
Brązowe oczy i brązowe włosy, a także zniszczona słońcem twarz mogła należeć do
każdego mieszkańca doliny. Nie wiedzieć czemu Ciszy nagle przed oczami stanęła
smagła twarz i lekko skośne oczy ludzi drugiej strony gór, wielkich stepów.
-Nazywam się Cisza i przybyłam
dzisiaj.- przedstawiła się grzecznie.
-Sonos, Kwatermistrz. Wiem, że
uczniowie mówią na mnie po imieniu, chociaż nikogo na tym nie przyłapałem, ale
nie przeszkadza mi to. Jeśli przyprowadził ciebie Woken, to znak, że jesteś
nową Bezimienną, tak?- mówił szybko i wyglądał na bardzo energiczną osobą.
Kiwnęła twierdząco głową w
odpowiedzi.
-No cóż, nie należysz do chucher, ale
wśród uczniów na Bezimiennych przeważają chłopcy, więc rozmiary są raczej duże.
A nie mamy oddzielnych ubrań dla dziewcząt, tylko różne rozmiary. No cóż może
jeszcze coś mamy z twojego rozmiaru... zobaczymy...- zmierzył ją od góry do
dołu wzrokiem i zniknął w drzwiach, których wcześniej nie zauważyła. Widocznie
prowadziły one do jakiegoś magazynu. Nie wiedziała, o co mu chodzi z tym
rozmiarem. Usłyszała cichy śmiech Wokena. Odwróciła się w jego kierunku.
-Nie mów, że nie zauważyłaś, że
wszyscy jesteśmy ubrani tak samo.- znowu roześmiał się, bo popatrzyła na niego
ze zdziwieniem.
-Nie mam zwyczaju przyglądać się
szatom innych ludzi. To nie szata zdobi człowieka.- odpowiedziała z urazą w
głosie. Nie chciała się przyznać, że rzeczywiście nie zwróciła na to uwagi.
-Oczywiście, jeśli chodzi o ubranie
to masz rację, ale musisz wiedzieć, że każdy z uczniów dostaje taki...hm...
chyba najlepiej to określić uniformem. Krój dla każdego z uczniów jest taki
sam, ale kolor inny. Uczniowie na bardów noszą wrzosowe, na wróży- szare, na
kapłanów- brązowe, a na magów jasnoniebieskie. Natomiast wszyscy, którzy mają w
sobie dar uzdrawiania chodzą w jasnych zieleniach a my, czyli wyklęci, bo tak
nas nazywają na co dzień nosimy czarne spodnie i szare swetry czy co tam mamy
akurat na grzbiecie w zależności od pory roku. Zrobili tak, żeby nie mylić
uczniów ze sobą, ponieważ czasami także umiejętności uczniów są wykorzystywane,
jeśli zachodzi taka potrzeba, a łatwiej jest znaleźć na przykład wszystkich
uzdrowicieli, jeśli chodzą w takich samych strojach. A przecież nie mogli dać
nam takich samych ubrań jakie noszą, ci którzy ukończyli naukę, no więc
przyznano nam takie kolory, jakie uznano za najlepsze. Chociaż muszę
powiedzieć, że większość uczniów na kapłanów i wróży skarży się, że dostali
najgorsze kolory. No, ale co zrobić. Ktoś tak kiedyś wymyślił i tak już
zostało.– po tych słowach przerwał, bo właśnie wrócił Sonos, niosący całe
naręcze ubrań.
-No udało mi się znaleźć coś w
najmniejszym rozmiarze. Ostatnia dziewczyna, która została wyklętą, była bardzo
wysoka i bardzo chuda, może zresztą ją zobaczysz, bo jest na ostatnim roku.
Nadal pozostała tak samo chuda jak w momencie przybycia, ale muszę przyznać, że
nigdy nie widziałem Bezimiennego o dużej tuszy, podobnie zresztą jak maga.
Natomiast kapłani, bardowie, uzdrowiciele i wróże zdarzali się. Kiedy zapytałem
o to jednego z mistrzów, powiedział że to z powodu ilości mocy, którą się
operuje. No, ale proszę to pierwsza część...- po tych słowach położył stertę
ubrań na swoim stole i znowu zniknął za drzwiami. Zanim jednak zdążyła
cokolwiek zrobiła, pojawił się ponownie, niosąc taką samą, a może nawet większą
stertę ubrań.
-No, tyle znalazłem. – powiedział
głosem w którym dało się słyszeć zadowolenie.- Zasada korzystania z ubrań jest
prosta: musisz na każdej części odzieży wyszyć swoje inicjały, skoro jesteś
uczniem Bezimiennych musi się tam znaleźć litera „B” a potem pierwsza litera
twojego imienia czyli „C”. Chociaż moim zdaniem wystarczyłby samo „B”, ale
regulamin jest regulaminem. W łaźniach dziewcząt znajdziesz zsyp na brudną
odzież i na pościel, którą zmieniamy raz na tydzień. Aaaaaa- złapał się za
głowę.- Że też mi nie przypominasz o tym co najważniejsze.- zwrócił się z
pretensją do Wokena. Ten jednak tylko wzruszył ramionami.- Przecież jeszcze
jest kwestia dyżurów. No więc zadam tobie zasadnicze pytanie: co umiesz zrobić
w gospodarstwie domowym?
-Wszystko.- odpowiedziała bez
zastanowienia Cisza. W klanach przecież przyuczano dzieci do wszystkich prac, a
od roku zajmowała się dziećmi swojego niedoszłego, dzięki Zapomnianemu Bogu,
męża, więc z perspektywy życia w klanach potrafiła zrobić wszystko.
-Jakoś nie wierzę, wydajesz się taka
młoda...
-Mam już szesnaście wiosen, panie.-
odpowiedziała na niezbadane pytanie.
-No cóż wydawałaś mi się młodsza, ale
i tak jesteś najmłodszą wśród uczniów na uzdrowicieli mocy i wyklętych.
Większość z nich ma siedemnaście albo nawet dwadzieścia lat, bo spędziło
wcześniej kilka lat na naukach w innych świątyniach. Ty musiałabyś zostać
wysłana na nauki w wielu lat dziesięciu, a przecież najczęściej dopiero
dwunastoletnie dzieci albo nawet czternastoletnie opuszczają domy.- popatrzył
na nią z ciekawością, jednak Cisza nie śpieszyła się z odpowiedzią. Tak
naprawdę nie miała zamiaru nikomu mówić u kogo pobierała nauki. Ziu powinien poinformować
o tym mistrzów.
-Ale skoro mówisz, że potrafisz
wszystko, to postaram się uwierzyć. Niewielu z uczniów jest przyuczanych do
wykonywania codziennych czynności, takich jak gotowanie, sprzątanie, pranie czy
szycie. W świątyni jednak jest zasada, że ci którzy posiadają moc, powinni
umieć wszystko zrobić przy pomocy własnych rąk. Nie powiem, uważam ją za mądrą,
ale uczniowie nie są tego samego zdania co ja, szczególnie jak pojawi się tutaj
ktoś z wysoko urodzonych, który nie wie nawet jak powinno się nawlec igłę. –
zaśmiał się cicho, jakby sobie przypomniał o jakimś wydarzeniu, ale nie
podzielił się z nimi swoim skojarzeniem. - No tak, pomyślmy... przede wszystkim
Evin, ostatnio jak go widziałem, to powiedział mi, że ci którzy ostatnio
pojawili się u niego na dyżurze, to mało brakowało a otruliby wszystkich w
świątyni. Tak więc na pewno przyda mu się kuchcik. Za to nie będziesz musiała
za wiele czasu przesiadywać w pralni, ponieważ chłopcy sobie tam doskonale
radzą...tak...- mruczał sam do siebie pod nosem. Po chwili wziął pióro do ręki
i zaczął pisać na czystym papierze. Kiedy skończył, posypał atrament piaskiem,
aby szybciej wysechł.- Plan powinien pasować do twoich zajęć. Gdyby coś nie
pasowało, to zawsze możesz przyjść do mnie i zmienimy go, albo możesz robić tak
jak to czyni większość uczniów, czyli powymieniać się dyżurami. Najważniejsze
jest to, żeby każdy potrafił zrobić wszystko, ale byli tutaj tacy, którzy
podczas wszystkich lat nauki nie zawędrowali do plewienia grządek. No, proszę.-
to mówiąc podał jej pergamin. Przeleciała szybko wzrokiem po obowiązkach na
które będzie musiała znaleźć czas. Zauważyła, że aż trzy razy w tygodniu ma
pomagać przy obiedzie i pięć razy przy innych posiłkach. Za to miała tylko raz
szwalnię i sprzątanie. Taki plan odpowiadał jej najzupełniej. Uśmiechnęła się
szeroko do Sonosa.
-Ale ostrzegam, jeśli Evin powie, że
nie masz pojęcia o gotowaniu, to natychmiast zmienię plan. – próbował mówić
poważnie, ale nie udawało mu się to. – A jeśli chodzi o ciebie Wokenie, to
wiem, że potrafisz gotować, więc nie rozumiem dlaczego udajesz, że jest
inaczej. Jeśli nie poprawisz się, to będę musiał dać tobie więcej godzin mysia
podług.
-Tylko nie mysie, błagam.- chłopak
udawał, że sama myśl przeraża go bardzo. Nie wytrzymał jednak w swojej roli i
kiedy Sonos zaśmiał się głośno, dołączył do niego. Cisza po chwili też. Dawno
się nie śmiała.
-No, koniec tego dobrego.- przerwał
ogólną wesołość Kwatermistrz.- Muszę wracać do pracy a i wy macie na pewno
swoje zajęcia. No, bierzcie rzeczy i zmykajcie.
Posłusznie każde z nich wzięło jedną
ze stert. Kiedy powoli szli do drzwi, próbując coś dostrzec ponad naręczem
rzeczy, powiedział jeszcze na pożegnanie.
-Nie zapomnijcie zaglądać czasami do
starego Sonosa. Wbrew temu co się mówi, on lubi jak się mu przeszkadza.
-Oczywiście, że przyjdziemy panie.
Jak zawsze możesz na nas liczyć jeśli chodzi o dezorganizację planów.- obiecał
Woken, ale nie odwrócił się, tylko ciągle szedł do drzwi.
Sonos coś na to odpowiedział, ale nie
usłyszeli już co, bo wymruczał to pod nosem.
Gdy szli wolno w stronę świątyni,
Ciszy zrobiło się smutno. Nie chciała być zamknięta wśród czarnej skały. Była
przyzwyczajona do spędzania dużej części dnia na dworze.
-Dlaczego tak wzdychasz?- zapytał
Woken, przerywając jej rozmyślania.- Już chyba czwarty raz. Czy coś się stało?
-Nie, nic.- bez przekonania
zaprzeczyła dziewczyna.
-Tęsknisz za rodzicami?- nie poddawał
się Woken i widocznie był gotowy wydusić z niej co ja tak zmartwiło.
-Nie, to nie to.- nie miała ochoty
wyjaśniać mu, że nie pamięta rodziców. Wątpiła też czy potrafiłby zrozumieć
system wychowywania dzieci wspólnych w klanach. Wolała zmienić temat.-
Przygnębia mnie myśl, że będę musiała całe dnie spędzać wewnątrz tej góry.
-Eee, nie do końca tak będzie.- Woken
już chciał jej wyjaśnić, co miał na myśli, ale właśnie weszli do środka głównym
wejściem i skierowali się w lewo. Niedaleko znajdowały się schody wykute w
kamieniu.- Ale ja nie mogę tobie tego wyjaśnić, chociaż naprawdę chciałbym. To
zależy od tego jaki plan przygotuje dla ciebie Wielka Rada. Została ona dzisiaj
zwoła, jak w każdy zresztą siódmy dzień tygodnia i teraz najprawdopodobniej
namawiają się tam na jakie zajęcia powinnaś uczęszczać. A musisz wiedzieć, że
tylko część zajęć mamy wspólnie, to znaczy tylko te u Mistrza Zwyczajów, resztę
nauk pobieramy razem z uczniami innych oblicz mocy. Ale tylko wtedy kiedy
posiadamy dane oblicze mocy. Są też obowiązkowe zajęcia, takie jak historia czy
geografia i one też są wspólne. No, ale wszystko powie ci nasz Mistrz.-
zakończył trochę niezgrabnie. Nie chciała jednak ciągnąć go za język. Nie
mówiąc już nic doszli przez wijące się w nieskończoność czarne korytarze. do
komnat ich Mistrza. Zanim jednak weszli do środka, Woken zatrzymał się.
-Widzisz tę tabliczkę na drzwiach?-
zapytał wskazując na ciemny kształt, na którym znajdował się napis w mowie
imperium: „Mistrz Zwyczajów”.
-Tak.- odpowiedziała. Domyślała się,
co teraz powie jej towarzysz. I nie pomyliła się.
-Każdy z mistrzów ma taką tabliczkę,
żeby uczniowie mogli trafić do ich komnat jeśli chcieliby o coś zapytać.
Wszystkich mistrzów jest tutaj prawie stu, więc dlatego wymyślono te tabliczki.
Acha, a łaźnie i zsypy na brudną odzież znajdują się na środku tego korytarza,
czyli zaraz za rogiem. Jest ona wspólna dla wszystkich uczniów mieszkających na
tym piętrze.
-A skąd bierzecie wodę?- zapytała go
jeszcze Cisza, bo właśnie miał zamiar wejść do środka. Od początku
prześladowała ją myśl noszenia w wiadrach wody ze studni do kuchni, żeby ją
podgrzać, a potem do łaźni.
-Pod świątynią znajdują się gorące
źródła, które ogrzewają wszystkie pomieszczenia w Granitowym Wierchu i
dostarczają nam specjalnymi połączeniami ciepłą wodę do kąpieli. I dobrze, bo
obroślibyśmy brudem. Jak widzisz wszystko tutaj jest doskonale dograne. No to
co, wchodzimy?
Przytaknęła w odpowiedzi tylko głową.
Miała nadzieję, że nie uznał za głupie zadawane przez nią pytania. Zresztą z
tego, co od niego usłyszała to Mistrz miał jej jeszcze wszystko dokładniej
wyjaśnić. Chociaż i tak dowiedziała się sporo od Wokena i Orisha.
-No w końcu jesteście.- powitał ich
Ceresh, widząc ich.- Mistrz pytał o was. Zdziwił się, że jeszcze nie
wróciliście od Kwatermistrza, i poszedł gdzieś na chwilę. Zapowiedział, że
kiedy wróci, to będzie chciał z tobą porozmawiać. No dobra, skoro już
przekazałem, to idę.- wstał z miejsca za stołem i zamknął księgę, z której
zanim przyszli próbował się uczyć. Kiedy mijał ich, Woken złapał go za ramię.
-Zaraz, a tobie dokąd się tak
śpieszy?
-Nie twoja sprawa.- niegrzecznie
odpowiedział Ceresh i mocnym szarpnięciem uwolnił swoje ramię. Popatrzył wrogo
na Wokena i nie mówiąc już więcej, wyszedł.
-Nie wiem co mu się dzisiaj stało.-
próbował tłumaczyć przyjaciela Woken.
-Może ma zły dzień.- wzruszyła
ramionami Cisza.
-To nie wygląda na zły dzień. Coś się
musiało stać. – podniósł ubrania z podłogi i skierował się do pomieszczenia,
które teraz miało być jej pokojem.- Ja z Orishem przybyliśmy tutaj prawie dwa
miesiące temu, natomiast on przed jakimiś kilkunastoma dniami. Wyglądał
okropnie. Miał na sobie łachmany. Nie odzywał się do nikogo. Dopiero po kilku
dniach, kiedy to przebywali z nim tylko uzdrowiciele mocy, w końcu został
skierowany do tego pokoju. Wydawało mi się dziwne, że nie zamieszka ze mną i
Orishem. Dopiero po trzech kolejnych dniach zaczął mówić i wziął sobie mnie za
cel...nazwijmy to dogadywania. No cóż, nie pozostawałem mu dłużny, ale dopiero
wczoraj przeniesiono go do naszego pokoju. A dzisiaj pojawiłaś się ty. Zresztą
i tak jest nas za mało. Powinno być przynajmniej pięciu uczniów na pierwszym
roku, jednak jak zapytałem Mistrza dlaczego tak nie jest, to powiedział, że on
nie ma wpływu na ilość osób, które są obradowane mocą. Tak więc więcej nie
pytałem o to. Potrafię rozpoznać, kiedy ktoś wymiguje się od odpowiedzi.
Zaraz jak wszedł do malutkiego
pokoiku rzucił niesione przez siebie ubrania na posłanie, a potem rozsiadł się
wygodnie na jednym z dwóch krzeseł znajdujących się w środku. Kiedy on mówił,
Cisza najpierw zdjęła rynsztunek i pelerynę, a potem zajęła się przeglądaniem
nowych ubrań i układaniem ich w komodzie. Oprócz wąskiej pryczy, małego
stolika, dwóch krzeseł, i skrzyni, w pokoju było jeszcze tylko miejsce na regał
na księgi. Woken martwił się o Ceresha.
-A jaki smok przybył z nim?- może to
naprowadzi ją na rozwiązanie tej zagadki.
-O widzisz, tego także do końca nie
rozumiem. Doszła do mnie wiadomość, że przyprowadziły go dwa smoki, jeden
ogniowy i jeden wodny. To samo już jest wystarczająco dziwne, ponieważ wszyscy
których znam mają tyko jednego smoka.- Woken wyglądał na zaciekawionego
wszystkim co dotyczyło Ceresha. Cisza doskonale to rozumiała.
-A jest może wśród uczniów
jasnowidzący?- spróbowała z innej strony. Jeśli nie pomoże rozum, to można
uciec się do innych sposobów.
-Tak.- po dłuższej chwili z niechęcią
w głosie dała się słyszeć odpowiedź Wokena. Ciekawe, dlaczego. Popatrzyła na
niego. Jednak chłopak nie patrzył na nią, ale utkwił wzrok w podłodze.
Wyczuwała w nim niezdecydowanie, jakąś niepewność. Od ludzi zebranych w
świątyni nie dopływały do niej silne uczucia. Wszystkie były przytłumione.
Musieli chronić siebie osłonami, takimi samymi jakie ona wzniosła. Włożyła
ostatnią część przyniesionych rzeczy do komody. Usiadła obok Wokena,.
Wpatrywała się w niego intensywnie. Czuła, że powinna mu jakoś pomóc.
-O co chodzi?- zapytała cicho. Nie
podniósł nawet spojrzenia. Wyciągnęła rękę, żeby położyć rękę na jego ramieniu.
Może w ten sposób zachęci go do odpowiedzi.
-Nie dotykaj mnie.- wyszeptał nagle.
Podniósł oczy, a ona prawie spadła z krzesła widząc jego spojrzenie. Oczy
żarzyły się mocą. Dlaczego akurat teraz ujawniła się ona? Przecież nie
rozmawiali o niczym szczególnym. Jej wyciągnięta ręka opadła. Nie potrafiła nic
wydusić ze ściśniętego gardła. Teraz już wiedziała jak wyglądały jej oczy,
kiedy używała mocy. I nie dziwiła się ludziom, że jej unikali. Minęła dłuższa
chwila zanim oczy Wokena wróciły do swojej normalnego wyglądu. Chociaż nie
wiedziała, czy oczy w kolorze żółtym można nazwać normalnymi.
-Przepraszam.- wykrztusił. Widocznie
mówienie sprawiało mu kłopoty. Doceniła jednak to, że jego pierwszymi słowami
były właśnie przeprosiny. Znowu milczeli przez chwilę.
-Czasami muszę się mocno
skoncentrować, żeby okiełzać płynącą wewnątrz mnie moc.- powiedział śpiewnym
tonem. To był język elfów! Popatrzyła na niego, jakby go zobaczyła po raz
pierwszy w życiu. Znał mowę elfów. Opanowała szybko zdziwienie i po chwili
odpowiedziała w tym samym języku.
-Jak każdy z nas.- wyszeptała.
Pojawienie się tutaj i ujrzenie wspomnienia wróża z Miasta Korony, nabrało
znaczenia, chociaż nie wiedziała jeszcze jakiego. Woken, zazwyczaj rozmowny i
wesoły, stał się teraz niedostępny i obcy.
Przytaknął głową.
Przez dłuższą chwilę siedzieli w
milczeniu. Nie wiedziała co on sobie o niej pomyślał. Już chyba wiedziała kto
jest jasnowidzącym. On. Może w Granitowym Wierchu znajdowali się jeszcze inni
uczniowie z tą umiejętnością, ale jeśli będzie kiedyś potrzebować
jasnowidzącego, to wiedziała gdzie się znajduje najbliższy. Nic dziwnego, że
przeczuwał, iż się dzieje coś niedobrego z Cereshem. Najprawdopodobniej
przewidywał, że w przyszłości wydarzy się coś złego i jeśli nie zaradzi temu
teraz, to może dojść do czegoś naprawdę niedobrego. Ona ... ona też to
wiedziała. Może i ona miała odrobinę tego daru? Nie, nie chciała być
jasnowidzącym, oni nazbyt często popadali w obłęd, a ona nie chciała postradać
zmysłów. Chociaż i tak wszystko zależało od Niego. To Zapomniany rozdawał dary
czasami ze zbytnią szczodrobliwością. Chociaż przecież istniało powiedzenie, że
On daje nam tylko tyle, ile potrafimy unieść. Jakoś jednak nie wszystkie
legendy to potwierdzały, chociażby legenda o Szalonym Spirydionie, który rzucił
się ze skały, ponieważ nie był w stanie pomieścić w sobie wiedzy o przyszłości.
W legendzie było też to, że widział za wiele duchów przeszłości.
-Znowu westchnęłaś.- zwrócił jej
uwagę Woken. Mówił już w normalnej mowie. Może nie zauważył, że poprzednio
odpowiedziała mu w mowie elfów? W każdym bądź razie nie pokazywał po sobie, że
coś się stało.
-Widocznie jestem dzisiaj w
refleksyjnym nastroju...- zaczęła, ale nie dokończyła, ponieważ usłyszała jakiś
dźwięk. Wokół wszystko zadrżało. A w niej zapłakało w odezwie. Wielki smutek...
wielka odpowiedzialność... przekaz dla potomnych by nie popełnili tego samego
błędu co ich przodkowie... zaczęła pogrążać się w dźwięku... coraz głębiej...
dźwięk stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Czuła jak staje się
najważniejszy... chciał jej coś powiedzieć... pokazać...
-Ciszo!- czyjś głos nagle pojawił się
w jej głowie. Nie chciała go słuchać. Teraz najważniejszy był niski dźwięk,
który pochłaniał wszystko, także ją...
-Ciszo!!! - głos stawał się coraz
bardziej natarczywy. Nie mogła go zignorować.
-Ciszo!- zobaczyła przed sobą Mistrza
Zwyczajów, patrzył na nią z napięciem. W jego oczach widziała blask uśpionej mocy.
To on ją wołał. Ciekawe skąd się tutaj tak nagle wziął. Spróbowała coś
powiedzieć do niego, ale nie potrafiła, miała za bardzo mała ściśnięte gardło.
-Nic mi nie jest.- skierowała
do niego myśl. Mogła go przecież uspokoić w ten sposób. Poczuła jak jej słowa
docierają do jego osłon i powoli przez nie przechodzą. Przepuścił je, ponieważ
nie zawierały niczego złego. Na jego twarzy pojawił się cień zdziwienia, ale
szybko zniknął.
-Cieszę się, że tak szybko powróciłaś
do nas i nie podążyłaś za dzwonem. Dobrze, że Woken domyślił się co się stało i
natychmiast pobiegł po mnie. - mówił poważnym tonem. Dotarło do niej, że leży
na podłodze. Usiadła.
-Dzwon bije cztery razy w ciągu doby.
Musisz się do niego przyzwyczaić. I nie wolno, po prostu nie wolno podążyć za
tym dźwiękiem.- Mistrz patrzył na nią w taki sposób, jakby chciał na niej
wymusić obietnicę. Rozumiała jego troskę, ale wiedziała, że nie może mu tego
obiecać. Dzwon chciał jej przekazać swoją tajemnicę i kiedyś, kiedy będzie już
gotowa, podąży za nim.
-Obiecaj, że nie podążysz za nim.-
powtórzył mężczyzna. Wzrok Ciszy błądził po całym pokoju, jakby nie mógł się na
niczym dłużej się zatrzymać. Zauważyła, że nie ma w środku Wokena. Musiał
czekać z niecierpliwością w komnacie wspólnej. Czuła tam jego obecność.
Zdenerwowanie. Znowu odbierała silne uczucia, jakby dzwon ją na nie wyczulił.
-Przysięgnij.- po raz trzeci
powtórzył.
-Mistrzu, nie mogę.- odpowiedziała
spokojnie. Miała cichy i zachrypnięty głos.
-Oczywiście, że możesz.- z naciskiem
powiedział. Patrzył na nią z takim natężeniem, jakby chciał ją zmusić do
złożenia przyrzeczenia.
-Gdybym to uczyniła, musiałabym je
złamać, a tego nie chcę. Wolę składać obietnice, których mogę dotrzymać.- to
była prawda. Mistrz wyprostował się. Nie pochylał się już nad nią. Powoli
podszedł do krzesła i ciężko usiadł na nim. Czuła emanujący z niego smutek. Nie
mogła jednak zrobić tego, o co prosił. Postanowiła wytłumaczyć się.
- Wiem, że kiedyś nadejdzie dzień,
kiedy dzwon opowie mi swoje tajemnice, a ja je przechowam i przekażę tym,
którzy powinni je poznać. Mogę obiecać tylko tyle, że nie uczynię tego, zanim
nie będę pewna, że potrafię znieść jego dźwięk.
-To chyba musi mi wystarczyć,
prawda?- z rezygnacją zapytał Mistrz. Martwił się. Ale ona nie mogła
zaprzeczyć. Przytaknęła zatem głową.
Westchnął. Siedział przez chwilę nic
nie mówiąc. Cisza też podniosła się w końcu z podłogi i podeszła do drugiego
krzesła. Na razie nie chciała myśleć co będzie, kiedy znowu usłyszy dźwięk
dzwonu. Może nie zareaguje tak mocno, jeśli będzie się go spodziewać.
-Dobrze. Niech będzie tak jak mówisz.
Przekażę to wieczorem innym mistrzom, a oni zastanowią się nad tym do kolejnej
Rady. Jeśli mogę tobie doradzić cokolwiek, to postaw najsilniejsze osłony,
jakie tylko potrafisz, a od jutra zaczniesz uczęszczać na zajęcia z bardami.
Powinny one pomóc w walce z dźwiękiem, który będzie chciał nad tobą zapanować.
To właśnie bardowie mają z nim największy problem. Był już czas, kiedy opuścili
świątynię, ale potem wrócili. Twierdzili, że dźwięk jest za silny, żeby o nim
zapomnieć, że każe im powracać tutaj i na nowo się w niego wsłuchiwać. Próbują
poznać jego tajemnicę. Są przekonani, że jak to w końcu uczynią, to może będą
mogli w końcu normalnie sypiać po nocach.
Kiedy to powiedział, uśmiechnął się
lekko do niej. Ona teraz też będzie cierpieć na bezsenność z powodu dzwonu.
Najprawdopodobniej będzie kłaść się spać po północy, czyli po ostatnim biciu
dzwonu w ciągu dnia, a zrywać się przed świtem, czyli przed pierwszym biciem.
Najgorzej będzie pod koniec wiosny, kiedy noce są najkrótsze. Ale do wiosny
było jeszcze daleko. Odwzajemniła uśmiech Mistrza.
-Jeśli dobrze zrozumiałam, to macie
już mój plan zajęć.- zapytała niepewnie, chcąc zmienić temat.
-Proszę. Oto on.- Mistrz podał jej
pergamin. Przyjrzała się zajęciom. Miała lekcje uzdrawiania mocy, przekazu
pieśni, wiecznego ognia, ziół, historii, geografii, zaklęć, fechtunku, a
codziennie po porannym posiłku zajęcia ze swoim Mistrzem. Plan wydawał się
dosyć napięty. Dwa razy w tygodniu miała wpisane: różne. Zastanawiała się co to
oznacza. Spojrzała pytająco na Mistrza.
-Tam gdzie napisano „różne”, to
będziesz miała zajęcia z różnymi rocznikami o różnych obliczach mocy,
najczęściej na podwórzu. Siódmy dzień tygodnia jak zapewne zauważyłaś masz
wolny, żebyś mogła robić to na co masz ochotę. Przekonaliśmy się, że adeptom
trzeba pozostawiać trochę wolnego czasu. W przyszłym tygodniu plan może zostać
zmieniony.- uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech i złożyła pergamin na
pół. Ilhion powiedział jej kiedyś, że rzeczy które poznajemy, są stopniowane w
przekazie. Tak chyba też uważali mistrzowie.
-No dobrze, skoro już masz plan,
przejdźmy do zasad, które musisz przestrzegać jeśli chcesz zostać w świątyni.-
Mistrz miał poważny wyraz twarzy, jednak w jego oczach kryły się iskierki
rozbawienia. Chciał jej więc powiedzieć coś, co go bawiło.
-Najważniejsza z nich to, że
uczniowie muszą zachowywać celibat.- powiedział to prawie z namaszczeniem.
Cisza miała ochotę roześmiać się, ale powstrzymała wesołość.- Wiemy, że zarówno
uczniom na Bezimiennych jak i uzdrowicielom nie grozi wczesne ojcostwo czy też
macierzyństwo, bo potrafią hm... nazwijmy to panować nad własnym ciałem, ale
nie ma dla nikogo wyjątków. Pozostali uczniowie są najczęściej za młodzi, aby w
pełni świadomie się z kimś związać, więc taka reguła została powołana. Jeśli
kogoś się przyłapie w niedwuznacznej sytuacji, to będzie musiał opuścić
świątynię i znaleźć sobie inne miejsce, gdzie będzie mógł dokończyć pobieranie
nauk. A w przypadku uzdrowicieli mocy i wyklętych byłoby to bardzo trudne, bo
tylko tutaj zostali mistrzowie. Tak więc zalecamy naszym uczniom celibat.
Również dlatego, że każdy rocznik ma swojego mistrza, a na jednym roku nie ma
więcej niż dwudziestu uczniów, tak więc mieszkają oni ściana w ścianę z
mistrzem i on wie, kiedy ktoś w nocy próbuje wymknąć się ze wspólnego pokoju...
Cisza nie wytrzymała w końcu i
zaśmiała się cicho. Mężczyzna rozwodził się nad tym, jakby był to bardzo
poważny temat. Właśnie sobie wyobraziła jak jakiś mistrz pilnuje drzwi, aby
jakiś młodzik nie wymknął się. Obraz, który pojawił się był bardzo śmieszny.
Ciekawe... powiedział, że celibat dotyczy tylko uczniów. A co by było, gdyby to
uczeń przez pomyłkę przyłapałby swojego mistrza w niedwuznacznej sytuacji.
Odsunęła jednak i ten obraz, ponieważ nie mogłaby wtedy spokojnie patrzeć na
swoich nowych nauczycieli.
-Cieszę się, że zrozumiałaś. A teraz
przejdźmy do innych zasad. Przede wszystkim masz obowiązek pojawiać się na
wszystkich posiłkach w wielkiej sali, a także robić to wszystko co nakaże ci
twój mistrz- czyli ja. Codziennie po śniadaniu będziesz razem ze mną i
pozostałymi chłopcami ćwiczyła moc, jutro zobaczymy jak sobie radzisz. Co
prawda na spotkaniu rady był twój smok i opowiedział nam, że byłaś szkolona w
wielu obliczach mocy i że powinnaś poznać wszystkie, ponieważ jako jedna z
nielicznych, nosisz w sobie je wszystkie. Uwierzyliśmy jego słowom i dlatego
będziesz miała zajęcia ze wszystkimi uczniami, nie tylko z wyklętymi. Zobaczymy
jak ci minie pierwszy tydzień. Jeśli okaże się, że twój smok ubarwił trochę
opowieść o tobie, co już się zdarzało, to plan zostanie zmieniony. Uczyć się
możesz albo u siebie w pokoju, czyli tutaj, albo w pokoju wspólnym. Będzie ci
trudno w najbliższym czasie, ponieważ nauka zaczęła się przed prawie dwoma
miesiącami, po żniwach. Zajęcia są organizowane w różnych miejscach, tam gdzie
wskaże wcześniej mistrz prowadzący zajęcia, czasami na dworze, albo tak gdzie
przyrządzamy drakwie, czy jeszcze w innych miejscach. Dzisiaj powinna przyjść
Pat, jedyne dotychczas dziewczę wśród uczniów wyklętych i oprowadzi ciebie po
tych miejscach, których nie pokazał tobie Woken. Przyniosłem dla ciebie
magiczną świecę dobową. Odmierza ona w równym czasie miarki od północy do
północy, a kiedy skończy, znowu jest cała i na nowo zaczyna się wypalać. Kiedyś
taki czar wymyślił jeden z uczniów, który tak zaczytywał się w księgach, że
nigdy nie wiedziała, która jest godzina. Teraz uczniowie szkolący się w
panowaniu nad mocą, zaczarowują zwykłe świece dobowe w ten właśnie sposób.
Zostawię ciebie teraz samą i pójdę zobaczyć jak sobie radzą z nauką chłopcy.
Rozpakuj się...- rzucił okiem na jej mały tobołek i cały arsenał broni-... i
nie uważam, żebyś musiała nosić tyle uzbrojenia na sobie. W Granitowym Wierchu
uczniowie jak i mistrzowie mogą nosić broń, ale nikt tego nie robi. Jeśli
będzie grozić nam niebezpieczeństwo, dzwon nas ostrzeże i zdążymy się
przygotować do walki. Radziłbym co najwyżej nosić przy sobie sztylet, gdyż może
przydać się do krojenia sera. Chciałabyś może zadać mi jakieś pytanie?
-Tak.- miała całe mnóstwo pytań, ale
zacznie od najprostszego.- Czy będę mogła zobaczyć Ziu?
-Ze swoim wolnym czasem możesz robić
co tylko chcesz. Możesz pójść też do jaskiń smoków, które znajdują się nad
świątynią. Prowadzą tam schody wewnątrz góry. Wiem, że chłopcy chodzą tam
codziennie przed zajęciami ze mną. Na pewno wezmą ciebie ze sobą jutro i by
pokazać drogę.
-A księgi?- nie mogła się też
powstrzymać przed zapytaniem o możliwość czytania.
-Już przyniosłem te, które będą tobie
potrzebne w najbliższym czasie i są one w komnacie wspólnej, resztę dostaniesz
od Kajetana, jak tylko się pojawisz w bibliotece. Jest ona zawsze otwarta dla
uczniów, nawet w środku nocy, chociaż nie są oni aż tak spragnieni wiedzy.
Można niektóre księgi zabierać ze sobą, ale tylko za zgodą Kajetana. Taki
został na bibliotekę rzucony czar i dobrze, bo niektóre z tomów znajdujących
się tam są za drogocenne, żeby pozwolić uczniom na zachlapanie ich nocną
przekąską. – po tych słowach zerknął na świecę stojącą na stoliku.- Już późno.
Za pół miarki na świecy będzie wieczerza. Odpocznij trochę.
Cisza w końcu została sama. Dzień
obfitował w wiele zdarzeń i dowiedziała się też o wielu nowych rzeczach. W
końcu sama. Ściągnęła pelerynę. Była potwornie brudna. Sama ją wypierze,
podobnie jak resztę własnych ubrań. Przechowa je, by zawsze pamiętać skąd
pochodzi i o tych, którzy ja uczyli. Zobaczyła księgę. Dotknęła jej lekko.
Cofnęła szybko rękę, gdyż poczuła ostry ból. Przecież wcześniej jak jej
dotykała nie czuła bólu. Spróbowała jeszcze raz dotknąć księgi, jednak ból
powtórzył się. Skoro nie mogła jej czytać, to powinna ją ukryć. Tak, żeby nikt
jej nie znalazł i nie przeczytał. Ale gdzie ją schować? Gdzie? Kiedy myślała
nad tym, nagle obraz rozmazał się przed jej oczami i zobaczyła.
To był chłopiec. Mógł mieć dwanaście,
trzynaście lat. Siedział właśnie w jej pokoju, ale ubrany był inaczej. Na
szaro. Ale dlaczego go zobaczyła? Czy to się kiedyś skończy? Dlaczego jest
ciągle nawiedzana przez wspomnienia innych. Opanowała rozdrażnienie. Czekała.
Cierpliwość się opłaciła, ponieważ zobaczyła jak chłopiec wstaje z krzesełka i
podchodzi do drzwi. Otwiera je i zagląda czy ktoś nie idzie. Potem chłopiec
wrócił na środek pokoju. Kucnął i na czworakach poszedł w kierunku stołu. Pod
stołem znajdowało się coś. Ruchomy kamień. Dotknął go z prawej strony. Kamień
przesunął się ukazują skrytkę. Chłopiec wyciągnął z niej cztery kolorowe
kamienie... Skąd on miał je wszystkie cztery! Skąd?
W tym momencie wizja się urwała.
Dobrze, że chociaż nawiedzają ją takie wizje, które są przydatne. Jak chociażby
teraz. Potem zastanowi się tutaj kiedyś znajdowały się cztery kamienie i kto je
ukrywał. Spróbowała przypomnieć sobie, gdzie znajdowała się ta skrytka. Wtedy
była pod stołem, ale teraz tam stało łóżko. Odsunęła je od ściany. Nie
zaszurało za głośno. Dotknęła kamiennej ściany w ten sam sposób, jak to zrobił
chłopiec. Kamień odsunął się i zobaczyła dziurę w ścianie. Wzięła księgę przez
pelerynę. Nie chciała ryzykować, że znowu jej się coś stanie w ręce.
Wystarczyły jej już te dziwne zranienia po próbie dotknięcia ksiąg u Wróżbiarki
sprzed kilku lat. Księga zmieściła się w skrytce. Kiedy tylko to zrobiła,
kamień sam powrócił na miejsce. Dotknęła go całą dłonią. Zamknęła oczy. Zostawi
na nim odrobinę mocy, tak że jeśli ktoś go otworzy, ona się o tym natychmiast
dowie. A potem rozpozna sprawcę. Uśmiechnęła się sama do siebie. Musi być
niezauważona, ale skuteczna. Szybko przysunęła łóżko do ściany. Teraz musi w
końcu się wykąpać. Czuła się tak, jakby przez miesiąc się nie myła. Wzięła
szybko ubranie i grzebień. Reszta musiała znajdować się w łaźni. Całą broń
zostawiła w pokoju, oprócz małego sztyletu, ukrytego w pochwie na ramieniu. I
tak nikt nie będzie mógł dotknąć reszty oręża. W końcu to nieznany jej elfi
lord wykuł oręż specjalnie dla niej. Specjalnie dla niej. Uśmiechnęła się do
siebie. Nie było tak źle jak się tego spodziewała. A może być jeszcze lepiej. Z
nadzieją w sercu wyszła poszukać łaźni. Albo Pat.