Wykleci - Granitowy Wierch


Go to content

Rozdzial I

Ksiazka > Rozdzial 1-14

Rozdział pierwszy Elf

Rozdział pierwszy              Elf

 

 

 

Mała dziewczynka, która mogła mieć nie więcej niż dziewięć lat, przycupnęła przy korzeniu ogromnego czerwonego dębu. Wyglądała tak, jakby nasłuchiwała. Po chwili przywarła do ziemi. Odwróciła się, aby zobaczyć, czy jest widoczna od strony ścieżki. Ujrzała tylko liście dolnych gałęzi. Odetchnęła z ulgą – skoro ona nic nie widzi, to i sama jest niewidoczna. Może w końcu wygra chociaż jedną konkurencję w tegorocznych zabawach zorganizowanych z okazji Święta Równowagi ku czci Zapomnianego Boga. Poprawiła włosy wiążąc je w cienki warkoczyk. Odsłonięte uszy były lekko spiczaste, co wskazywało, że musiała mieć przodków wśród dawno wymarłego ludu Gorian. Lud ten zamieszkiwał przed latami tereny leżące w samym centrum kontynentu. Tak było przed Wielkim Kataklizmem, który rozłamał świat na dwie części i spowodował, że Zachodnie Imperium w porozumieniu ze Wschodnim, postanowiło napaść z dwóch stron na lud Gorian. W ten prosty sposób dwa Imperia ustaliły wspólną granicę, mordując każdego człowieka, który miał odwagę im się przeciwstawić. Gorianie nie potrafili pogodzić się z utratą niezależności, organizowali zatem zbrojne powstania, zwane nie wiedzieć czemu rebeliami, przeciwko władzy cesarskiej. Aż w końcu musieli uciekać w wysokie góry, albo na bagna, gdzie nie stawała prawie nigdy stopa armii ani jednego ani drugiego Imperium. Tysiąc lat po Wielkim Kataklizmie, jeszcze czasami rodziły się dzieci, u których występowały ostro zakończone uszy, co było pamiątką po zapomnianym ludzie Gorian, a jeszcze rzadziej oznaką domieszki krwi elfów. Rzadziej, ponieważ elfowie prawie nigdy nie wiązali się z ludźmi uważając ich za niższy gatunek z racji krótkiego życie i niskich pragnień. Ale to właśnie elfi smoczy władcy udostępnili bagna oraz Najwyższe Góry Kontynentu uciekającym Gorianom. Dziewczynka kryjąca się w konarach wystających ponad ziemią korzeni, wiedziała o tym wszystkim, ponieważ wieczorami dzieciom z klanu, w których żyła, opowiadano legendy o Gorianach i innych dawnych ludach Środkowej części Śródświata. Według nich oprócz Świata w którym oni żyli, były też inne lądy, ale gdzie one leżały, ani jak się nazywały, nie wiedział nikt z żywych. Tylko czasami wzywani umarli szeptali wtajemniczonym podczas bezchmurnych nocy dawne dzieje. Prawie żadna księga sprzed Wielkiego Kataklizmu nie przetrwała, tak jak nie przetrwała żadna wiedza o świecie, który kiedyś rzekomo był większy niż obecnie. Dziewczynka uważała to wszystko za bajki opowiadane dzieciom na dobranoc, chociaż niektóre z nich były naprawdę bardzo nieprzyjemne i nie nadawały się dla najmłodszych. Przykładowo taka opowieść o Zamordowaniu Dzieci. Teraz kryjąc się w korzeniach drzewa, przypomniała sobie, jak Klementyna dwa dni temu po raz kolejny zaśpiewała ją. Teraz chcąc skrócić sobie czas oczekiwania, aż ją ktoś odnajdzie, albo kiedy według starej zasady po zmierzchu ujawni się jako zwyciężczyni, postanowiła opowiedzieć sobie tę historię. Dziewczynka nie pamiętała za dobrze słów, które były śpiewane, ale sens legendy i jej treść była jednoznaczna oraz łatwa do zapamiętania. Tak jak wszystkie opowieści miała uczyć. A żeby uczyć musiała być zapamiętana i przekazana następnym pokoleniom. Dziewczynka zaczęła cichutko szeptać.

-Dawno, dawno temu, kiedy ludzie wiedzieli o tym, jak wyglądają oceany i potrafili ofiarami wyjednywać u Wielkich Bogów bezpieczne podróżowanie po ich bezkresnych królestwach, narodziło się dziecko inne od pozostałych. Nie ssało mleka swej matki, nie pozwalało utulać się do snu swoim rodzicom, nie robiło nic, tylko słuchało opowieści o przybyciu smoków. Dziecko to pragnęło zawsze panować nad innymi, zarówno dziećmi jak i dorosłymi. Nie szanowało starszych, ani nie słuchało ich poleceń, uważało się za najlepszą i najdoskonalszą istotę stworzoną przez Wielkich Bogów. Jednak nie składało ofiar ku Ich czci. Mieszkało razem ze swoim ludem na terenie zwanym dzisiaj Lodową Pustynią. Wtedy jednak rosły tam bujne drzewa oraz kwiaty najpiękniejsze na ziemi. Pobratańcy ludu, do którego należało dziecko, byli władcami oceanów i wszystkich mórz. Potrafili całe swoje życie spędzić pływając szybkimi i zwrotnymi okrętami, ponieważ posiedli umiejętność obłaskawiania Wiatrów.- dziewczynka przerwała w tym momencie opowieść, bo nagle jakiś odgłos dobiegający z prawej strony kryjówki przykuł jej uwagę. Wstrzymała oddech i nasłuchiwała w natężeniu. Jednak dźwięk się nie powtórzył. Odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się do siebie. Miała jeszcze szansę na wygraną. Gdy miała już powrócić do przerwanej opowieści, zobaczyła przed sobą małą kałużę. Przyjrzała się jej uważnie. To było malutkie źródełko. Zaczerpnęła odrobinę wody i skosztowała jej. Po chwili wypiła jeszcze kilka łyków. Woda była doskonała! Świeża i tak czysta, jak jeszcze żadna woda, której dotychczas kosztowała. Znowu coś przykuło jej uwagę. Nie, to niemożliwe, żeby coś poruszało się tak szybko. To tylko złudzenie, cień po prostu rzucony przez ruszającą się gałąź. Poczuła się trochę pewniej. Uśmiechając się sama do siebie, musnęła dłonią źródełko. Po chwili pojawiły się małe fale rozchodzące się koliście od miejsca dotknięcia. Ukazał się jakiś obraz. Był to mały chłopiec. Tak sobie właśnie wyobrażała bohatera legendy o Zamordowaniu Dzieci. Miał on ciemne, jak heban włosy oraz oczy jak woda w morzu. Nagle pomyślała, że przecież nigdy nie widziała ani wody w morzu, więc skąd mogła wiedzieć co to za kolor, ale szybko odgoniła tę myśl i postanowiła podjąć opowieść. Zaczęła znowu mówić cichutko do siebie. W miarę jak słowa wypływały z jej ust, zmieniał się obraz w źródełku.

- Wiatry zamieszkiwały tereny oddalone od ludzi, ponieważ nie lubiły być wzywane przy byle błahej okazji, bo przecież człowiek ma denerwujący zwyczaj życzenia sobie, żeby nie było deszczu albo chmur, a przecież wiatry nie mogą sobie ot tak po prostu przegonić deszczowych chmur nad inny teren. Deszcz musi spaść w określonym miejscu, bo tak życzą sobie Wielcy Bogowie. Wiatr nie może zmieniać Ich decyzji, bo on jest tylko wykonawcą Ich woli. Jednak niezwykły chłopiec, którego imienia nikt już nie pamięta, nie rozumiał tych wszystkich zasad, które pozwalały zachować świat w równowadze. Nie słuchał opowieści mówiących o Wielkim Porządku, wolał słuchać o Chaosie sprzed Czasu Równowagi. Chłopiec został wcześnie osierocony przez matkę. Miał wtedy zaledwie dziesięć lat. Nikt nie wiedział w jaki sposób ona zginęła. Wszyscy mieli jednak pewność, że nie była to zwyczajna śmierć; lecz nie mówiono o tym. Chłopiec inny od wszystkich został otoczony opieką przez cały lud, ale nikt nie wiedział jak powinno się go wychowywać. Skierowano więc modły do Wielkich Bogów o pomoc, ale oni milczeli. Ludzie doszli do wniosku, że przeznaczenie musi się dokonać i cokolwiek będą robić i tak nie uda im się zmienić losu. Chłopiec był zadowolony z decyzji dorosłych. Postanowił sam zająć się sobą. Przeczytał wszystkie księgi, jakie posiadał jego lud, ale wiedzy ciągle było mu mało. Pewnego dnia zniknął i powrócił dopiero po upływie siedmiu miesięcy. Wrócił już jednak nie jako dziecko, ale jako młody mężczyzna. Zmienił się. Przed wyruszeniem w podróż unikał kontaktu z rówieśnikami, teraz cały czas przebywał z dziatwą w jego wieku a nawet z młodszą. Na wiosnę mężczyźni wypłynęli znowu, aby powrócić na jesieni, przed przesunięciem się granicy Wiecznych Lodów, jak to czynili od wieków. Nikt nie wie co się działo pod ich nieobecność. Kiedy w dziesiątym miesiącu powrócili, ich oczom ukazał się przerażający widok. Cała osada była spalona. Tam gdzie dotychczas kwitły kwiaty, znaleźli jedynie czarne zgliszcza. Nie wiedzieli kto mógł być na tyle okrutny, aby zniszczyć ich wioski. Zrozpaczeni mężowie zaczęli przeszukiwać zgliszcza, aby odnaleźć cokolwiek, co pozwoliłoby im dowiedzieć się, gdzie uciekły kobiety z dziećmi oraz starcy, lub dokąd ich uprowadzono. To co znaleźli okazało się jeszcze bardziej przerażające niż sądzili. Odnajdywali małe zwęglone ciałka. Nie było ani jednego ciała dorosłego, jedynie dzieci i to tych, które nie przekroczyły jeszcze wieku dojrzewania. Ze łzami w oczach zaczęli zbierać szczątki, aby dokonać godnego pochówku. Według pradawnej tradycji należało wszystkich umarłych wywieźć w góry i tam zostawić. Na pamiątkę nad grobem znosiło się kamienie i sadziło kwiat, który zawsze kwitł na znak wiecznego życia w pamięci tych, którzy przeżyli. Jednak nie było już takich kwiatów, tak jak nie było już dziatwy. Nie było nic. Pochowali więc szczątki dzieci w ziemi, łamiąc w ten sposób Ich Prawa. Dwa dni po pochówku udali się w góry w poszukiwaniu kobiet. Znaleźli je wszystkie w ogromnej grocie, gdzie zawsze chowały się przed niebezpieczeństwem. Jednak żadna z nich nie potrafiła wypowiedzieć nawet jednego sensownego słowa. Tylko płakały. Mężowie zapragnęli zemsty, ale nie wiedzieli na kim powinni się mścić. Poprosili więc Mściwego Boga, aby im wyjawił kto dokonał tego mordu. Jednak On milczał, tak jak dzisiaj milczą Zapomniani Bogowie. Nagle wśród nich pojawił się nagle Chłopiec inny od wszystkich dzieci. Niósł na ręku małe dziecko, które mogło mieć najwyżej dwa miesiące. Dorośli patrzyli oniemiali na to, co zobaczyli. Chłopiec mimo że nadal piętnastoletni, miał całą twarz w zmarszczkach jak u człowieka osiemdziesięcioletniego, jego oczy natomiast patrzyły tak, jakby potrafiły ujrzeć najdrobniejszą myśl przepływającą przez umysły zgromadzonych. "Oto dziecko. Narodzone jedno z dwojga."- przemówił w absolutnej ciszy- "Przeżyło ono Zamordowanie Dzieci, aby dawać sobą widoczny znak nadchodzącego końca czasów. Bogowie odwrócili się od nas, więc teraz musimy stworzyć sobie własnych bogów. Tylko wtedy, kiedy skarzemy dawnych na zapomnienie, będziemy wolni od ich praw. Będziemy sami tworzyć prawa rządzące światem. Posiadłem moc równą bogom, a to dziecko stanie się za kilka lat naszym bogiem i po śmierci usiądzie na tronie władcy bogów. Stanie się tak jeśli będziecie wykonywać moje polecenia, w przeciwnym razie zostaniecie na zawsze zamknięci tutaj, aby ciągle na nowo rozpamiętywać swoją tragedię i to, że zabrakło wam odwagi na pójście za mną. Co uczynicie?"- Mężowie milczeli przez chwilę, potem wszyscy na raz chwycili swoje topory oraz każdą inną broń którą potrafili się posługiwać i rzucili się na Chłopca oraz na dziecko. Kołatała im się po głowach tylko jedna myśl: "To on jest odpowiedzialny za to wszystko. Chciał się stać równy Bogom i to dlatego Oni odwrócili się od swojego ludu. Zabić! Tak trzeba zabić, aby przywrócić Równowagę!" Jednak mimo że biegli, nie mogli zbliżyć się do chłopca. "Jesteście jeszcze głupsi niż myślałem. Przeklinam was więc, abyście na zawsze tutaj zostali i rozpamiętywali, to co się wydarzyło. Rozpamiętujcie swoją tragedię po wsze czasy i marzcie o Równowadze, która nigdy do was nie powróci. A moje przekleństwo jest potężniejsze od waszych modłów!". Po tych słowach odwrócił się od mężów. Kiedy to zrobił oszalałe kobiety stanęły w ogniu. Zostały żywymi milczącymi pochodniami, a mężczyźnie nie mogli nic uczynić, aby powstrzymać ogień. Płakali słysząc jęk konających niewiast, które kochali. Jednak nie dało się słyszeć żadnego innego dźwięku. Ta cisza była najbardziej przerażająca. Ich los został przesądzony w momencie, kiedy zaatakowali. Wejście do groty zostało zasypane za wychodzącym Chłopcem i dzieckiem Co było dalej z nimi to już inna opowieść. Wiadomo tylko, że Zapomniani Bogowie zlitowali się nad dziećmi, które zostały niezgodnie z Prawem pochowane. Przesunęli granicę wiecznych lodów. Śnieżne kwiaty przez cały rok upamiętniają miejsce spoczynku Zamordowanych Dzieci, dając nadzieję uwięzionym ojcom, wiecznie opłakujących spopielone szczątki swych żon, na to że ich los może również się odmienić, gdyż Bogowie nie zapominają nigdy o swoich wyznawcach, nawet jeśli to oni odwrócili się od Nich, wzywając imię Mściciela.- dziewczynka po tych słowach zakończyła opowieść. W źródełku jeszcze przez chwilę utrzymywał się obraz gór pokrytych lodem i śnieżnych kwiatów. Powoli rozmywał się.

Dziewczynka siedziała jeszcze przez chwilę zamyślona, rozpamiętując opowieść. Zawsze było jej szkoda nie dzieci, ale ich ojców, którzy na wieki zostali zamknięci w grocie. Dzieci umarły a ich dusze zostały wezwane przez Wielkich Bogów. Ojcowie natomiast zostali potępieni i to przez jakiegoś chłopca. Dziewczynka nie potrafiła nigdy tego zrozumieć, no chyba że opowieść przeznaczona dla najmłodszych nie była kompletna i miała wiele braków. Na przykład pozostawało pytanie co się stało ze starcami. Przecież nie było ich w grocie, gdzie mężowie znaleźli niewiasty. No cóż, najprawdopodobniej dowie się jak brzmi prawdziwa legenda, jak tylko zostanie sama w bibliotece i bez pozwolenia pożyczy sobie odpowiednią książkę. Bardzo lubiła czytać, a miała niewiele czasu na to. Musiała wymykać się w nocy, albo ukrywać w dzień, w niedawno odkrytym pokoiku, do którego nikt oprócz niej nie zaglądał. Ale to i tak było może dwie, trzy miarki dziennie. Dotychczas nikt jeszcze nie zauważył jej wymykania się, ponieważ zawsze zachowywała pełną ostrożność, gdyż wiedziała, że jeśli zostanie tylko raz przyłapana na nieposłuszeństwie, to przez kilka miesięcy będzie miała zakaz czytania. A tego by nie zniosła. Może jak będzie miała czternaście lat poprosi, aby ją wysłano do uzdrowicieli, albo do innej szkoły, przecież musi mieć jakieś zdolności, bo przecież chociażby ta woda. Sama woda nie pokazywała obrazów, ale dopiero wtedy kiedy zażyczyła sobie tego ona.

Dziewczynka nagle podniosła głowę znad źródełka, czujnie niczym spłoszony ptak. Znowu miała wrażenie, że coś słyszy. Wytężyła wzrok, aby jeszcze dokładniej przyjrzeć się cieniom. Nadal nic nie zobaczyła oprócz gałęzi oraz liści. Nie, nie mogła tego dłużej ignorować. To było podejrzane. Zawsze wyczuwała, kiedy działo się coś dziwnego i właśnie teraz tak było. Wychyliła głowę z ukrycia. Nie, nie myliła się! Tym razem zobaczyła coś, a raczej kogoś. Na wyciągnięcie ręki od niej stał mężczyzna. Nie, nie mężczyzna, poprawiła się od razu w myślach, ale ktoś kto nie był człowiekiem. Próbowała dopasować obraz do tego co czytała lub słyszała. Miał jasne, tak jak ona włosy i zielone niczym liście drzew oczy. Uśmiechał się dobrotliwie, jakby na znak, że nie powinna się go obawiać, a cała jego szczupła sylwetka wskazywała, że...

-Witaj dziecko.- przemówił, zanim uporała się z wrażeniem, jakie wywarł na niej. Nigdy nie słyszała jeszcze tak melodyjnego głosu.- Widziałem jak opowiadałaś legendę. Może zostaniesz kiedyś bardem. Szczerze ci tego życzę, bo może wtedy znalazłabyś szczęście, które teraz jest poza twoim zasięgiem.- po tych słowach wyciągnął do niej rękę, aby pomóc jej wydostać się z kryjówki. Był bardzo szczupły, w zasadzie chudy. Kiedy już stanęła obok niego, zobaczyła, że jest też bardzo wysoki. Kiedy odgarnął długie włosy, zobaczyła szpiczaste uszy. Wtedy miała już pewność kogo ma przed sobą. Oprócz potomków Gorian jeszcze tylko takie uszy miały....

-Jesteś elfem!- wykrzyknęła. Zaraz jednak zauważyła, że zachowuje się jakby była źle wychowana. Zaczerwieniła się aż po korzonki włosów. I szybko zaczęła mówić, aby naprawić pierwsze złe wrażenie, jakie musiała na nim wywrzeć.- Przepraszam panie. Nie chciałam być nieuprzejma. Ja po prostu zawsze pragnęłam zobaczyć elfa. Czytałam wiele legend i ostatnio znalazłam taką jedną o odejściu elfów. Myślałam, że nie ma was już w Śródświecie, że odpłynęliście po Wielkim Kataklizmie, ale przecież tak nie mogło być. Zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wnioski, że skoro ludzie przestali was widzieć, to nie chcecie być przez nich widziani...- już miała mówić dalej, ale zdała sobie sprawę, że znowu zachowuje się niegrzecznie, mówiąc o elfach, o potężnych elfach jak o zwykłych ludziach. Ponowie zarumieniła się mocno. Poczuła w oczach łzy.- Przepraszam panie.- wyszeptała i postanowiła milczeć. Zawsze uczono ją, że jak milczy to nie sprawi nikomu przykrości nieopatrznym słowem. Postanowiła teraz zastosować się do tej rady. Elf jednak, kiedy w końcu odważyła się zerknąć na niego kątem oka, nie wyglądał na znieważonego. Wydał z siebie natomiast jakiś dźwięk, przypominający zduszony śmiech. Nie miała odwagi spojrzeć wprost na niego. Uparcie wpatrywała się więc we własne buty, jakby to była najciekawsza rzecz pod słońcem.

-Ależ nie przepraszaj mnie dziecko. Masz wiele darów, a jednym z nich jest dostrzeganie tego co ukryte. To dobrze, bo należy to dostrzegać i mówić innym, którzy nie potrafią prawdziwie patrzeć. Jesteś Psyche, prawda?-

Dziewczynka podniosła w końcu na niego spojrzenie. Przypatrywał się jej uważnie. Znał jej imię, ale skąd i dlaczego? Gdyby nie był elfem zaczęłaby się bać. Takie przygody w opowieściach niechybnie kończyły się śmiercią niegrzecznego dziecka, które zapędziło się za daleko od domu i rozmawiało z nieznajomym. Ale przecież elfy są z natury dobre i nie krzywdzą innym stworzeń, chyba że są to złe stworzenia.

-Skąd znacie moje imię, panie?- miała wrażenie, że jej usta samowolnie zadały to pytanie.

-Wiem o wielu rzeczach, także o tym kto przekroczył granicę Wielkiej Puszczy, nie pytając o pozwolenie.- odpowiedział spokojnie.

Dziewczynka przełknęła głośno ślinę. Zaczęła się bać. Wiedziała, że nie powinna wchodzić do puszczy. Zawsze jej mówiono, że dzieciom, zresztą dorosłym również, nie można przekraczać granicy wytyczonej przez wielkie buki. Chciała tylko wygrać konkurs. Przecież nie zrobiła nic złego! Chyba nie zrobiła...

-Przepraszam panie.- wydusiła z siebie prawie szeptem. Postanowiła wytłumaczyć się, zanim postanowi ukarać ją.- Chciałam wygrać konkurs z okazji Święta Równowagi. Nagroda jest bardzo drogocenna dla mnie. Ten kto zwycięży, może wybrać sobie nauczyciela spośród wszystkich dorosłych w klanie i przez rok pobierać u niego nauki. Codziennie nawet przez cztery godziny może robić to co chce, to znaczy uczyć się tego co chce, a nie tego, co mu się każe. Ja chciałam wybrać Wróżbiarkę, bo tylko ona posiada księgi w naszym klanie, a ja właśnie pragnę poznać te księgi. Proszę o wybaczenie.

Kiedy potok usprawiedliwień wypowiadanych przez dziecko zakończył się, elf zaczął mówić wolno, ostrożnie dobierając słowa.

-Nie można karać pragnienia wiedzy, ponieważ nie jest ono takie częste. Wiedza i umiejętność korzystania z niej są również darem. Jednak niektórzy zapominają o tym, że powinni przede wszystkim przekazywać następnym pokoleniom swoją wiedzę, gdyż bez niej jak dziatwa dorośnie, będzie musiała na nowo wszystko odkrywać, lecz na to potrzeba będzie wielu pokoleń.- po tych słowach zamilkł, nadal jednak uważnie przyglądał się stojącej przed nim dziewczynce. Doskonale wiedział kim ona jest i miał nadzieję, że nie zawiedzie tych, którzy z daleka czuwali nad jej życiem. Takich jak on i jemu podobnych. A wyglądała tak zwyczajnie: bardzo jasna blondynka o niebieskich oczach. Nie miała w sobie nic niezwykłego. Tak bardzo pragnęli, żeby jednak to ktoś inny wykonał zadanie wyznaczone przez Bogów. Lecz nie było nikogo innego, może kiedyś, ale stracili go za wcześnie. Teraz została tylko ona. Dziewczynka nieśmiało zerkała na niego. Widocznie próbowała zestawić go ze swoimi wyobrażeniami na temat elfów. Najprawdopodobniej wyszedł nieporównywalnie mniej interesująco od tego co czytała lub słyszała.

-Panie, a czy macie może strzały i łuk?- zapytała nagle. Zadziwiające. A więc to chodziło jej po głowie. Kryjąc uśmiech, postanowił jeszcze chwilę porozmawiać z nią. Do tej pory pilnował ją z daleka, ale skoro już się ujawnił, to dopilnuje, aby jego dawni przyjaciele nie wzięli we własne ręce przyszłości tego dziecka.

-Oczywiście, że mam- odpowiedział udając wesołość.- Proszę zobacz.- po tych słowach podał jej do ręki ogromny, ale lekki łuk. Był on specjalnie zrobiony dla niego przez elfiego lorda. Strzał jej nie pokazał, ponieważ były czarne i widniał na nich znak Równowagi. Nie chciał, aby go zobaczyła. Nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas, żeby poznała swoje wspomnienia, a najprawdopodobniej tak by się stało, gdyby zobaczyła znak zrobiony na cześć Boga, którego jej lud zwał Zapomnianym.

-Jest doskonały.- powiedziała cichutko.- Mogę spróbować?- nie czekając na pozwolenie, jakby obawiając się odmowy, naciągnęła cięciwę. Powstrzymał okrzyk zdziwienia. Przecież to niemożliwe! Tylko elfy potrafiły to robić, ponieważ zachowały pamięć o Nim. Bez tej wiedzy, łuk stawał się tylko ładnym eksponatem, a nie bronią. Nie pokazał jednak po sobie zdziwienia. Nie mógł. Las miał zbyt wiele oczu, które ich obserwowały.

-Czy to specjalny łuk zrobiony przez elfich władców, panie?- zapytała z ciekawością w głosie, oddając mu łuk. Nie widział przeszkód, aby odpowiedzieć.

-Tak, został specjalnie sporządzony dla mnie. Kiedy umrę, łuk ulegnie zniszczeniu, chyba że znajdę następcę, któremu będę chciał przekazać go, razem ze strzałami. Ale najprawdopodobniej tak się nie stanie.

-Bo musiałby być twoim synem, tak panie?- w głosie Psyche pobrzmiewało zaciekawienie. Zdał sobie sprawę, że jak będzie nadal odpowiadać na pytania, to w końcu powie coś, czego nie powinien. Jeszcze jedna dziwna umiejętność, o którą nie podejrzewał dziewczynki.

-Dziecko, proszę...-

-Dlaczego nie mówicie mi po imieniu?- przerwała mu znowu dziewczynka i po chwili dodała- Panie.- jakby znowu zauważyła, że zachowuje się niegrzecznie, a zasady dobrego wychowania znów są przez nią nie przestrzegane.

-Ponieważ jest to twoje prawdziwe imię, a jeśli ktoś niepożądany pozna je, może zawładnąć tobą.- wytłumaczył cierpliwie. Najprawdopodobniej dziewczynka słyszała to już wielokrotnie. On znał jej imię, ale nie oznaczało to, że cały świat je zna. Nie miał zamiaru odpowiadać na następne pytania, którymi zarzuciłoby go dziecko. Czuł czyjąś obecność o wiele za blisko, aby spokojnie kontynuować rozmowę.

-Cicho.-powiedział z naciskiem, chociaż nic w tej chwili nie mówiła. Rozejrzał się wokół uważnie. Czyżby ktoś się przysłuchiwał ich rozmowie? Może pomylił się i nie było to takie bezpieczne miejsce, jak sądził na początku. Ze strony ludzi nie groziło im teraz żadne niebezpieczeństwo, ale sprawa z elfami nie wyglądała równie dobrze. Tak, rzeczywiście coś usłyszał. Muszą jak najszybciej opuścić Wielką Puszczę. Ale jaką drogę wybrać. Ścieżka na wprost najprawdopodobniej została już odcięta, więc nie może jej wybrać. Pozostawało tylko zagłębienie się w puszczę, a następnie wybranie innego szlaku. Musi tylko przemyśleć jaki, bo pierwszy z brzegu na pewno nie będzie najlepszy. Usłyszał cichy szum wiatru.

-To ostrzeżenie.- wyszeptała dziewczynka. Cała krew odpłynęła z jej twarzy. Wyglądała na przerażoną, jakby i ona wiedziała już o grożących im niebezpieczeństwie.

-Chodź.- powiedział wyciągając do niej rękę. Skoro już raz ją dotknął, mógł zrobić to też drugi raz. Więź została zadzierzgnięta i miał tylko nadzieję, że nigdy tego nie pożałuje. Psyche posłusznie chwyciła jego rękę. Zaczęli biec. Wybrał drogę bez ścieżek, na wprost. Miał nadzieję, że niebezpieczeństwo zostawiają za sobą. Wydawało się jakby drzewa usuwały im się z drogi. Nie spodziewał się takiego. Puszcza nie powinna im sprzyjać. Popatrzył ze zdziwieniem na dziewczynkę. Biegła o wiele szybciej niż się spodziewał. O wiele za szybko jak na dziewięcioletnie ludzkie dziecko. Czyżby miała jakiś przodków wśród Ludu Wiatrów. Niemożliwe. Złapał się sam na tym, że ostatnio nazbyt często używa tego słowa. To co wydawało mu się niemożliwe, ostatnio okazywało się całkowicie realne. Chociażby to, że trzyma tę dziewczynkę za rękę i nic mu nie jest. Według jego ludu powinien już nie żyć, a jego dusza nie zaznać nigdy więcej nowego wcielenia. Chyba, że to nie jest to dziecko, którego szukali. Postanowił nie roztrząsać tego teraz. Są istoty mądrzejsze od niego, które swoimi rozumami będą potrafiły rozwikłać tę zagadkę. Teraz musi uratować to dziecko. Skręcił w prawo. Jeśli dobrze wyliczył, to jeśli będą tędy biec, to wnet osiągną granicę puszczy tuż u podnóży wygasłego wulkanu. Na zawsze wygasłego, ponieważ podziemne drogi ognia zmieniły bieg po Wielkim Kataklizmie. Nasłuchiwał uważnie tego co się dzieje wokół, ale nic nie zwróciło jego uwagi. Chyba uciekli. Niech On sprawi, aby tak było.

-Tam!- wykrzyknęła dziewczynka pokazując coś przed nimi. Przebiegali właśnie przez polankę. Jeszcze jakieś dwadzieścia metrów i byliby bezpieczni. Chciał biec dalej, ale Psyche uchwyciła się całym ciężarem jego ręki, powstrzymując go dosłownie wpół kroku. Usłyszał dźwięk puszczanej strzały. Cichy jęk mówiący o niebezpieczeństwie. Tam gdzie teraz by stali, gdyby nie dziewczynka, przeleciały dwie strzały. Zostaliby trafieni w głowy. Potrafił to ocenić, bo wiedział, że elfi strażnicy nigdy nie chybiają. Sam był kiedyś jednym z nich, dopóki nie powierzono mu innego zadania. Strażnicy znali puszczę doskonale, potrafili w całkowitych ciemnościach odnajdywać bezpieczną drogę. Jeśli jeszcze wziąć pod uwagę zwykłe zdolności elfów czyli doskonały słuch, to nie było nic, co by umknęło ich uwadze. W głowie kołatała mu się jedna myśl – musi ją ochronić. Rozglądał się wokół. Chciał zobaczyć, albo usłyszeć skąd padnie strzał, aby ją odciągnąć w bezpieczne miejsce lub osłonić ją. Nie może pozwolić jej umrzeć – to było jego zadanie. Spokojny jak święte źródło narodzin światła. Wyciągnął łuk i strzałę. Nikt nadal nie strzelał. Panowała cisza. Tylko czasami jakiś ptak odzywał się do innych zwierząt, aby coś im przekazać. Cisza. Cisza przed burzą.

-No, no. Kogo ja widzę.- usłyszał nagle głos dobiegający z góry. Na gałęzi stał jeden ze Strażników Puszczy. Niestety znał go.- Wielki elfi pan postanowił osobiście przyprowadzić do nas dziecko, którego szukamy. Kto by się tego spodziewał.- w głosie zabrzmiało szyderstwo. Mówił w języku puszczy, przypominającym momentami świergot ptaków, ale najczęściej będącym jak tchnienie wiatru. Zresztą mowę wszystkich elfów najczęściej nazywano właśnie tchnieniem wiatru, ponieważ był cichy i melodyjny, wpadający do ucha tylko tym, którzy wiedzieli czego powinni słuchać. Ze zdziwieniem zauważył, że dziewczynka cofa się lekko. Może zrozumiała to co powiedział.

-Lasen, pewny siebie jak zawsze, kiedy ma za sobą kilku innych strażników, ale spotkaj go sam na sam, to mówi całkowicie inaczej.- odpowiedział z przekąsem. Trzeba mieć jego szczęście, żeby w najmniej sprzyjających okolicznościach spotkać dawnego rywala o miano najlepszego zwiadowcy.

-Zalecałbym ostrożność, chociaż i tak tym razem nie ujdziesz cało. Wielki Zdrajca nie zazna dzisiaj litości.-

-Masz rację, szczególnie że ten kto to mówi, nie wie czym jest litość i przynosi hańbę wszystkim żyjącym elfom.

-Kto przynosi hańbę, to ty powinieneś wiedzieć, a nie ja.- Lasen nie dawał się jednak sprowokować. Musiał się mocno zmienić od ich ostatniego spotkania. Gra na czas nie była możliwa. Dziewczynka cofnęła się jeszcze bardziej, jakby chciała się wtopić w drzewo i stać się niewidoczną.

-Oddaj dziecko, a będziesz mógł odejść. Wezmę pod uwagę twoje dawne zasługi i puszczę cię wolno. Wybieraj Ilhionie.

Zaczął myśleć gorączkowo. Z cienia drzew zaczęły wyłaniać się sylwetki innych strażników. Było ich razem z Lasenem jedenastu. I wszyscy mieli łuki gotowe do strzału. Nie poradzi sobie z nimi wszystkimi. Postanowił zyskać jeszcze trochę czasu, aby pomodlić się w tym czasie o cud. Czasami modły się spełniały, jeśli zawiodło już wszystko inne.

-Oddam ci ją i co wtedy z nią zrobisz?

-To co z każdym dzieckiem takim jak ona. Lepiej niszczyć zło w zarodku nim stanie się zbyt potężne, aby się mu przeciwstawić. Już raz popełniliśmy ten błąd i nie możemy pozwolić sobie na drugi taki sam.

-Ale nie macie pewności jaką ona podąży ścieżką. Są przecież smoki, które strzegą takich jak ona.

-A czy widzisz jakiegoś obok niej, bo ja nie. Gdyby był smok zamiast ciebie na pewno nie próbowałbym zrobić tego, co robię teraz.

-Jeśli ją zabijesz, będziesz tego żałował do końca swoich dni.- Ilhion wiedział, że zabrzmiało to bardzo bananie, ale nie chciał, aby Lasen zakończył rozmowę. Przyglądał się z niepokojem pozostałym elfom. Mieli jasne, prawie białe włosy powiązane w warkocze, aby nie przeszkadzały im w szybkim poruszaniu się po lesie. Nie znał żadnego z nich, nie mógł więc oczekiwać, że któryś z nich przyjdzie mu z pomocą. Jeśli zabije jednego, pozostali nie zawahają się przed zabiciem jego i dziecka. Świetnie, po prostu świetnie.

-Jeśli jej nie zabiję będę żałował.

-Dlaczego mnie tak nienawidzisz?- odezwała się nagle dziewczynka. Nie zauważył jak wyszła z cienia i stanęła przed nim, jakby to ona miała go chronić a nie on ją. Chyba zrozumiała wszytko co mówili. Była blada, a pytanie wyszeptała prawie białymi wargami. Za to jej oczy żarzyły się niebieskim światłem. Takim samym jaki widział w świątyni na szczycie góry Kalan. Słowa wypowiedziała w języku elfów, chociaż było niemożliwe, żeby gdzieś wcześniej słyszała tę mowę. Ilhion po raz pierwszy w swoim życiu zaczął mieć nadzieję, że przepowiednia mówiła jednak prawdę. Lasen i pozostali strażnicy patrzyli na dziecko zdziwieni, jakby wyrosła mu nagle druga głowa.

-Bo nie zasługujesz na nic lepszego.- Lasen jednak dosyć szybko się opanował i odpowiedział na pytanie. Pozostali strażnicy wyglądali jednak nadal na lekko zdezorientowanych. - A ty okazałeś się jeszcze większym zdrajcą niż myślałem ucząc ją naszej mowy.

-Sam nie wierzysz w to co mówisz. Przecież nie mogłem jej uczyć, skoro dzisiaj po raz pierwszy mnie zobaczyła, chyba, że nie było ciebie przy czerwonym buku.- Ilhion pozwolił sobie na ironię, mając nadzieję, że uda mu się w końcu sprowokować Strażnika do utraty panowania nad sobą.

-Milcz.- Lasen nie wyglądał na zadowolonego. Widocznie trafił tym razem w sedno i udało mu się podważać chociaż trochę autorytet dowodzącego wśród strażników.

-Nienawiść rodzi nienawiść, a ja ciebie nie nienawidzę, więc i ty nie możesz mnie nienawidzić. Ty który powinieneś kochać każde stworzenie.- dziewczynka znowu się odezwała. Zbliżyła się do Lasena. Stała teraz może metr przed nim. Patrzyła na elfa, jakby był dla niej zagadką, którą pragnie rozwiązać. Jej oczy wyglądały nadal jak wieczny ogień. Działo się tutaj coś niezwykłego, ale Ilhion nie wiedział co. Nagle Psyche postąpiła jeszcze jeden krok do przodu i wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć twarzy elfa.

-Nie, nie dotykaj mnie!- krzyknął przerażony Lasen i szybko cofnął się o kilka kroków. Dziewczynka jednak ciągle szła za nim. Była spokojna, za spokojna, jeśli wziąć pod uwagę jej wiek.

-Czego się boisz?- zapytała cicho. Zachowywała się tak, jakby ktoś ją opętał. Albo coś. Sytuacja byłaby komiczna, gdyby nie to, że Ilhion doskonale wiedział czego obawia się Lasen. Przerażenie, prawdziwy strach. To rysowało się na jego twarzy. Sytuacja mogła się źle skończyć. Pozostali strażnicy najprawdopodobniej zabiliby i Psyche i swojego przywódcę, gdyby ona w końcu dotknęła go. Podszedł szybko do nich. Już jej dwa razy dotknął, może i trzeci. Wiedział, że w ten sposób próbuje przekonać samego siebie, ale nie pozostawiono mu wyboru. Można było tylko w jeden sposób to przerwać. Jednak czym innym było dotykanie jej, kiedy zachowywała się jak normalne dziecko, a co innego gdy zachowuje się jakby całkowicie panowała nad mocą, która objawiła się w momencie jej narodzin i wyboru imienia. Położył dłoń na jej ramieniu. Zatrzymała się bez słowa i odwróciła do niego. Wytrzymał jej spojrzenie. Nie pokazał po sobie ulgi, kiedy jej twarz, a przede wszystkim oczy, wracały do normalnego wyglądu. Lasen stał dwa kroki od nich przyglądając się im. Oddech miał urywany, jakby długo biegł. Strażnik pochylił się. Kiedy podniósł głowę, na jego twarzy była już normalna maska opanowania. Szybko doszedł do siebie, ale tak naprawdę nie powinien wcale tracić opanowania. Kiedy on był strażnikiem nie pozwolił, aby cokolwiek go zdziwiło, nawet jeśli to coś wywracało jego dotychczasowe życie na nitce.

-Dotknąłeś ją.- stwierdził oczywisty fakt Lasen. Jednak widocznie nie mógł nadal sam w to uwierzyć, gdyż powtórzył jeszcze raz.- Dotknąłeś ją...

-Chodź, idziemy stąd.- Ilhion nie zwracał już więcej na niego uwagi. Wziął dziewczynkę za rękę i zaczął kierować się w stronę granicy puszczy. Powoli przechodzili obok pozostałych strażników, którzy rozstępowali się bez słowa przed nimi. W końcu minęli ich wszystkich. Nikt nie powiedział ani słowa. Ręka dziewczynki ufnie spoczywała w jego dłoni. Poczuł się nagle stary i zmęczony. Czuł na plecach wzrok strażników. W każdej chwili spodziewał się śmiercionośnej strzały. Nagle usłyszał głos Lasena. Elf zaczął śpiewać pieśń smutku. Stopniowo zaczęły do jego głosu dołączać inne, należące do strażników. Tak dawno nie słyszał, żeby ktoś śpiewał tę pieśń. Tak dawno... . Poczuł łzy pod powiekami. Ostatnim razem słyszał, jak śpiewała ją Lihra. Było to przed dziesięcioma latami, kiedy wybrał swoją drogę, a ich ścieżki się rozeszły. Na zawsze jak się dowiedział rok później. Pieśń przypominała łkanie wiatru

"otrzyj łzy deszczu wespół ze swoimi,

ułamanym konarom pozwól odpaść,

podążaj za światłem Zapomnianej Świątyni

na górze Kalan..."

 Szczególnie ten urywek miał dla niego największe znaczenie. Psyche chyba też zrozumiała przesłanie, bo chciała cofnąć rękę, ale za mocno ją trzymał. Wybrał swoją. Może kiedyś zwolnią go z przyrzeczenia, ale jeszcze dużo czasu musi upłynąć zanim będzie mogło to nastąpić. Wiedział, że Lasen przekaże wiadomość elfiemu władcy, a ten pozostałym. W ten sposób Psyche będzie chwilowo bezpieczna, ale co będzie za pięć lat nie wiadomo. Pieśń ciągle brzmiała, nawet wtedy kiedy już opuścili polankę. Miał wrażenie, że to wiatr śpiewa razem z elfami. Tak jak było kiedyś... Dopiero jak dotarli do granicy puszczy, pieśń zamilkła. Drzewa w tym miejscu przestawały być tak ogromne a wiatr w ich konarach nie szeptał starożytnych sekretów. Było widać niebo i słońce. Zauważył, że już zapada zmrok. Niedługo zaczną się martwić nieobecnością dziewczynki. Szedł dalej bez słowa, aż minęli ostatnie drzewa i wyszli na ścieżkę prowadzącą do jej wioski. Miał nadzieję, że jeszcze będzie mógł przez chwilę z nią porozmawiać.

-Zostawicie mnie tutaj samą, prawda panie?- zapytała dziewczynka. Miała już swój zwykły, dziecięcy głosik. Wszystko wskazywała na to, że to co przez nią wtedy przemawiało, odeszło, aby najprawdopodobniej znowu ukazać się, kiedy będzie w niebezpieczeństwie. Ale może dzięki Bogom nie dojdzie do tego w najbliższym czasie.

-Tak.- potwierdził. Patrzył na nią z góry. Wpatrywała się uparcie we własne buty. Przykucnął. Jednak dziewczynka nadal nie podnosiła wzroku. Zobaczył, że płacze. Milczał. Czekał, aż ona sama coś powie, zdradzi się tym, czego się obawia. Potrafił wyczuć jej zmartwienie, była to zdolność, którą obdarowali go Bogowie, lecz milczał. Czasami trzeba dać słowom wypłynąć.

-Dlaczego to zrobiłam?- wyszeptała po chwili- Dlaczego on się mnie bał?- dalej czekał, aż powie to co sprawiało jej największy ból. W końcu powiedziała tak cicho, że gdyby nie był elfem nie usłyszałby jej słów.- Jestem taka jak ten chłopiec. Inna.- gdy tylko to wypowiedziała, z nagłą pewnością w głosie, podniosła na niego swoje oczy. Jarzyły się takim samym światłem jak wtedy na polance. I patrzyła tak samo, jakby wiedziała i widziała rzeczy, nie przeznaczone dla oczu dziecka. Westchnął. Wytarł delikatnie jej łzy.

-Psyche, powiem teraz coś bardzo ważnego. Mam nadzieję, że zapamiętasz to na wiele lat i stanie się to twoim przewodnikiem na najbliższe lata, gdyż nie będą one łatwe.- po tych słowach zamilkł na chwilę.  Psyche nie spuściła z niego tego dziwnie dorosłego spojrzenia. Ale on już się nie bał. Była tylko dzieckiem, które nie wiedziało nic o swojej ścieżce życia. Miał tylko nadzieję, że w odpowiednim czasie dokona dobrych wyborów, tak że nie będą w przyszłości wrogami, ale przyjaciółmi. Z powagą w głosie mówił dalej, mając nadzieję, że zrozumie.- Rodzimy się, aby dokonać czegoś. Jednak zawsze mamy wybór i możemy decydować czy będziemy podążać jasną czy ciemną stroną mocy. Nie możesz sobie powiedzieć: "Tylko dzisiaj zrobię coś złego, a od jutra będę dobra." Musisz zawsze czynić tak, aby nie wstydzić się swojego postępowania. Nie wstydzić się sama siebie i nie bać się siebie. Musisz wierzyć, że kiedyś odnajdziesz w sobie Równowagę. Pragniesz wiedzy.- dziewczynka spojrzała na niego uważniej. Słuchała. To dobrze.- Wiedza nie jest niczym złym, ale nie można jej pragnąć za wszelką cenę. Trzeba jeszcze umieć uczynić z niej dobry użytek. Dobry dla wszystkich, nie tylko dla siebie. Nie możesz mieć pewności, że ktoś jest zły i dlatego możesz zrobić mu krzywdę. Nie ma istot złych. Są tylko skrzywdzeni: przez Bogów, ludzi, siebie samych. Odnajdź w sobie dobro i szukaj go w innych ludziach.- chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się zawahał. Postanowił jednak wyjawić jej tylko część przyszłości- Niektórzy mają trudniejszą drogę od innych, ale są obdarowani łaskawiej niż pozostali. Dlatego trzeba pogodzić się z samotnością i nigdy nie zawahać się jeśli można wybrać dobro. Oczywiście tylko wtedy jeśli ma się pewność czym ono jest. Rozumiesz?- dopiero teraz zauważył, że z przejęcia zaczął mówić w języku elfów. Ale może to i lepiej. Żadne niepożądane uszy nie powinny usłyszeć tego, co powiedział. Było to przeznaczone tylko dla niej. Psyche patrzyła na niego ciągle, nie spuściła ani razu wzroku. Niebieskie oczy przestały się żarzyć. Nie płakała już. Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Nawet nie zdziwił się. Tego dnia zdarzyło się tak wiele niezwykłych rzeczy, że pamięć o nich wystarczy mu na wiele dni. Będzie musiał udać się do świątyni. Tam zda relację ze swojego dyżuru opieki nad dziewczynką. Dzieckiem nazbyt drogocennym, aby pozostawić go samego. Chociaż nie jedynym w swej niezwykłości. Na szczęście jeszcze nie, ale któż może wiedzieć, czy tak też będzie za kilka lat. Nie można ryzykować. Dziewczynka ciągle patrzyła na niego, jakby na coś czekała. Jednak on nie chciał powiedzieć niczego więcej. Jeszcze nie teraz. Wstał. Usłyszał głos. Musi odejść. Psyche też usłyszała nawoływania.

-Wzywają mnie.- powiedziała z żalem. Stała jeszcze chwilę, przyglądając mu się uważnie.- Dziękuję panie. Postaram się zapamiętać wszystko, co się dzisiaj zdarzyło, a przede wszystkim wasze słowa. Przepraszam, jeśli zrobiłam coś złego. Wybaczcie mi.- skłoniła głowę i uczyniła znak równowagi, tak stary jak świat w którym żyli. Wiedział, że w klanach pamięć o czasach sprzed Wielkiego Kataklizmu jest ciągle żywa, ale nie spodziewał się, że aż tak. Uczą dzieci dawnych znaków. To też będzie musiał zawrzeć w raporcie. Uczynił taki sam znak jak ona. Psyche odwróciła się w końcu i zaczęła iść w stronę wioski. Sam nie wiedział dlaczego, zaczął znowu mówić.

-Wystrzegaj się elfów.- dziecko odwróciło się nagle i popatrzyło na niego ze zdziwieniem. Wiedział, że powinien milczeć, ale jak jej dzisiaj powiedział, każdy dokonuje własnych wyborów. Miał tylko nadzieję, że przeczucie go nie zawodzi i że dobrze czyni zdradzając jej więcej niż mu pozwolono. Mówił więc szybko i bardzo cicho w mowie elfów, którą tak łatwo można było pomylić z tchnieniem wiatru.- Nie zdradzaj obcym swego imienia. Nie ufaj swoim. Nie oddalaj się od osady. Wypatruj smoka. Zawsze będzie ktoś w pobliżu, kto będzie Ciebie strzegł. Czasami będę to ja. Żegnaj.- po tych słowach nie czekając na jej reakcję wszedł do lasu. Szybko zaczął biec tam, gdzie miał czekać na niego Blask Księżyca. On potrafił strzec dziewczynkę z daleka, ale dzięki Bogom nie znał jeszcze mowy elfów. Szybko odnalazł maga na szczycie wygasłego wulkanu. Blask Księżyca już na niego czekał. Jasne włosy, znamionujące ogromną moc magiczną były rozwiewane przez wiatr. Jak zwykle próżność zadecydowała o tym, że nie związał ich dla wygody. Jakby miał się z kimś spotkać. Chociaż co najwyżej zobaczy go sikorka, albo jakiś inny ptak. Trzymał w dłoni laskę ze znakiem przynależności do swojej magicznej szkoły. W krysztale znajdującym się w górnej części czarodziejskiego kostura, widoczny był obraz Psyche. Stała w tym samym miejscu, w którym ją zostawił. Dopiero teraz odwróciła się i zaczęła iść w kierunku osady. Blask Księżyca miał zmarszczone brwi. Elf westchnął. Z doświadczenia wiedział, że takie zachowanie maga nie wróży nic dobrego. Zaraz zacznie się zgłębianie tematu.

-Jestem potwornie zmęczony, dobrze zatem, że już jesteś. Muszę jak najszybciej udać się do świątyni.- powiedział szybko Ilhion, aby tylko nie pozwolić magowi zacząć drążyć temat. Mówienie w języku wspólnym nie należało do przyjemności, jeśli jeszcze przed chwilą mógł przemawiać tak śpiewnie jak w dzieciństwie.

-Spóźniłeś się.- w głosie Blasku Księżyca można było usłyszeć wyrzut.- Nie masz nic na swoje usprawiedliwienie?

-Nie muszę się przed tobą tłumaczyć.- zauważył Ilhion.- I nie mam zamiaru tego czynić.

-Poczekaj.- mag nie wyglądał na zadowolonego- Mówiłeś do niej w mowie elfów. Dlaczego?

-Wyobraź sobie, że ona ją rozumie, więc dlaczego nie miałbym tak mówić.- nie poddawał się elf. Nie miał zamiaru nic wyjaśniać ciekawskiemu magowi.

-Ale w jaki sposób? Przecież to niemożliwe. I dlaczego na Boga ujawniłeś się? Przecież to zabronione!-

-Widoczne musiałem. Zresztą nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Odpowiadam tylko przed świątynią i właśnie mam zamiar to uczynić. Więc wybacz, ale gdzie znajduje się koń, na którym tutaj przyjechałeś?- Ilhion nie miał zamiaru być miły. Jak na jeden dzień miał dosyć wrażeń i łagodzenie urażonej dumy próżnego maga nie należało do rzeczy, które miał ochotę robić przed kilkudniową podróżą. Może uda mu się dotrzeć szybciej na górę Kalan. Mag gwizdnął cicho. Po chwili zjawił się wierzchowiec. Obaj czuwali na zmianę nad bezpieczeństwem Psyche. Kiedyś było ich więcej, ale okazało się, że są jeszcze inne dzieci o podobnej ścieżce życia, więc je również należało otoczyć opieką. Zostali więc tutaj tylko we dwóch pełniąc miesięczne czuwanie nad dziewczynką. Jeśli mag ma wiedzieć o wypadkach dzisiejszego dnia, to zostanie o nich poinformowany, ale nie przez niego.

-Masz może mi coś jeszcze do powiedzenia zanim odjedziesz?- w głosie Blasku Księżyca można było usłyszeć urazę. Młody mag nie potrafił jeszcze za dobrze ukrywać uczuć. Na szczęście będzie miał jeszcze sporo czasu, aby zdobyć i tę umiejętność. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby dwudziestotrzyletni młokos, zaraz po ukończeniu szkolenia, został przydzielony do tak odpowiedzialnego zadania. Jednak teraz było inaczej. Blask Księżyca miał moc, jedną z największym, a to w połączeniu z brakiem ludzi, umożliwiło mu pojęcie togo zadania. Zresztą uważano w świątyni, że doświadczenie jakie miał Ilhion w takich działaniach wystarczy za dwóch. Gdyby tylko mag też tak zapatrywał się na ich współpracę to wszystko byłoby w porządku. Niestety Blask Księżyca uważał, że jeśli ma się tak wielką moc jak on, to nie trzeba słuchać kogoś, kto jest co prawda elfem, ale nie obdarzonym magią przez Bogów. A Ilhion nie miał po prostu czasu i ochoty na wieczne spory. Jednak tym razem zachowywał się całkowicie inaczej niż zazwyczaj. Niech to da trochę do myślenia młodemu magowi.

-Ze strony elfów nie powinno jej grozić już niebezpieczeństwo. W każdym bądź razie dopóki, dziecko nie zrobi czegoś złego, co byłoby dla nich pretekstem do działania.

-Czyli nie mam co tutaj robić.- w głosie Blasku Księżyca dało się słyszeć rozczarowanie. Widocznie ten przemądrzalec uważał, że mała bijatyka na moc z elfami wprowadziłaby coś ciekawszego w monotonię pilnowania. Głupiec. A tyle razy mu mówił, że zostałby spalony przez własną moc, gdyby ją użył przeciwko elfom puszczy. Oczywiście jeśli czerpie z jasnej strony mocy, bo magowie ciemności czerpiący z ciemnej strony mocy nie mieliby tego problemu

-Miej oczy otwarte.- Ilhion powiedział tylko tyle. Wsiadł na konia. Miał nadzieję, że Blask Księżyca będzie sumiennie pilnował. Ale jakoś nie potrafił w to uwierzyć. Na szczęście w świątyni będą wiedzieć, jeśli coś złego się wydarzy, dzięki temu, że laska, którą mag trzymał w ręce, miała kryształ z góry Kalan. W razie czego szybko tu przybędą. Już miał odjeżdżać, ale postanowił powiedzieć jeszcze zwykłe ostrzeżenie, o którym nie powinno się zapominać.- Nigdy nie wiadomo co kryje ciemność.

-Tylko cień można w części dostrzec.- odpowiedział jak nakazywał zwyczaj Blask Księżyca. Ilhion pochylił głowę na znak pożegnania i popędził konia. Przed nim daleka droga. Oby tylko u celu nie doznał rozczarowania.

 

 

Psyche wracała powoli do osady. Kiedy planowała schować się w Wielkiej Puszczy, nie myślała, że tak to się skończy. Szczerze mówiąc, myślała, że po prostu wygra konkurs. Wszyscy bali się puszczy, a ona nie rozumiała tego lęku. Do dzisiaj. Nie żałowała jednakże wypadków dzisiejszego dnia. Spotkała kilku elfów, a przede wszystkim Ilhiona. Kim on był? To dopiero jest zagadka, podobnie jak jego słowa tuż przed zniknięciem. Nie rozumiała ich, ale może z czasem wszystko się wyjaśni. "Wypatruj smoków". Czyżby jednak legendy mówiły prawdę i smoki rzeczywiście istniały? Myślała, że ich nie ma. Zresztą do dzisiaj była przekonana, że elfy też nie istnieją. Teraz jednak zmieniła zdanie. Nic zresztą dziwnego, skoro zobaczyła kilku. Może kiedyś zobaczy też jakiegoś władcę powietrza. Teraz musi jak najwięcej się uczyć. Pragnienie wiedzy to przecież nic złego – tak powiedział Ilhion. Spotkała też Lasena. Nie chciał jej dotknąć. Bał się jej. Dlaczego bał się jej? Zwykłej małej dziewczynki? Na to pytanie też znajdzie kiedyś odpowiedź. Ale podczas tego spotkania stało się z nią coś dziwnego. Tak jakby zaczęła naprawdę widzieć. Do tej pory widziała twarze ludzi, teraz zobaczyła ich życie, ich lęki i pragnienia. Musi nauczyć się czynić dobre wybory, tak jak powiedział Ilhion. Nie chciała go zawieść. Czy zrobiła coś złego? Nie. Chyba nie... Przystanęła. Była już niedaleko wioski. Znajdowała się tuż przed wałem usypanym z ziemi, mającym chronić ich przed dzikimi zwierzętami i rabusiami. Zdała sobie sprawę, że teraz wątpi we wszystko, nawet w to jak się nazywa. Psyche... czy to jej prawdziwe imię? Chyba tak, skoro powiedział, żeby go nie używała. Dlaczego jest to takie ważne? Przecież wszyscy używają swoich imion. Dlaczego ma nie ufać nawet swoim? Tajemnice. Same zagadki. Musiała wykazać się cierpliwością. Zaczęła szybko iść w stronę osady. W bramie stał ktoś. Widocznie czekano na nią. Zobaczyła przygarbioną postać Wróżbiarki. Przyśpieszyła kroku, aby wiedząca nie musiała dłużej czekać.

-Dlaczego wracasz tak późno, dziecko. Przyprawiasz zmartwienia swoim opiekunom.

-Wybaczcie mi Wróżbiarko.-

-Nie mam czego. A może mam wybaczać coś, o czym nie wiem?- Wróżbiarka przyglądała się jej. Psyche poczuła się niepewnie. Nigdy nie lubiła czuć na sobie tych prawie białych, starych oczu. Wiedząca ze swoimi siwymi włosami i jasnymi oczami, z lekko przygarbioną sylwetką, laską w ręku i w ciemnej opończy wyglądała jak postać z legend. Była bardzo stara, najstarsza ze wszystkich ludzi żyjących w klanach. Psyche nie odważyła się jej opowiedzieć wydarzeń, które spotkały ją tego dnia. Zresztą wiedząca miała swoich informatorów nie tylko wśród żywych.

-Jestem tutaj, aby pogratulować tobie zwycięstwa w dzisiejszym konkursie. Żadne z dzieci nie potrafiło ciebie odnaleźć, zresztą dorośli również nie. Według zasad, ten kto nie zostanie odnaleziony do zmroku, albo zostanie odnaleziony jako ostatni ma możliwość wyboru tego, co chce robić przez rok. Myślę, że masz już jakiś pomysł.

-Tak, ale nie wiem, czy się zgodzicie.

-Jeśli nie zapytasz, to się nie dowiesz.

-Chciałabym...- dziewczynka urwała. Spuściła oczy na ziemię i dopiero po dłuższej chwili, jak zebrała się na odwagę, kontynuowała.- Mam dwa życzenia. Pierwsze, to chciałabym ćwiczyć razem z grupą chłopców walkę, a nie z innymi dziewczętami tylko strzelanie z łuku lub procy i obronę. Chcę poznać normalny fechtunek...- mówiła coraz ciszej, aż jej głos przestał być słyszalny. Jednak Wróżbiarka usłyszała wszystko. Ciekawe życzenie. Uśmiechnęła się lekko. Nie była pierwszą dziewczynką, która chciała uczyć się walki. W klanach nie było to taką rzadkością, za jaką się powszechnie uważało. Nie tylko chłopów uczono walki, ale dziewczęta też, ponieważ jak napadali na klan rabusie, to potrzebna była każda para rąk nadająca się do obrony osady. Ale prawda była taka, że dziewczętom najczęściej zostawiano strzelanie, a chłopcom i mężom walkę wręcz. Chociaż nie zawsze tak bywało. Nie mogła się doczekać, jak zobaczy minę Sławomira, gdy jutro przyprowadzi mu nowego adepta do nauki sztuki walki. Temu zakutemu łbowi dobrze zrobi przypomnienie o prawach klanów.

-A druga prośba, dziecko?- zapytała, bo dziewczynka wyglądała tak, jakby nie mogła już wypowiedzieć ani jednego słowa. Miała prawo do dwóch życzeń, bo wróciła sama i to po zmroku, a nie została znaleziona. Dziewczynka wahała się przez chwilę, ale w końcu podniosła głowę i spojrzała prosto na nią. Wróżbiarka wstrzymała oddech. Coś się musiało dzisiaj wydarzyć. Takiego spojrzenia nie miała nigdy wcześniej. Co prawda zawsze wiedziała, że Psyche to ktoś niezwykły, ale nie spodziewała się ... co to właściwie znaczy? Będzie musiała zapytać o to wieczny ogień.

-Chciałabym, abyście mnie przez rok uczyli.- Psyche powiedziała to życzenie głośno i wyraźnie, jakby spodziewała się odmowy. Wróżbiarka nie pokazała po sobie zdziwienia. Ostatni raz dwadzieścia lat temu słyszała taką prośbę... wspomnienia...

-Dobrze. Przyjdź do mnie jutro po śniadaniu. A teraz chodź na wspólną biesiadę. Czekają tylko na nas z rozpoczęciem uroczystości.- zgodziła się. Lepiej będzie mieć dziecko przez najbliższy rok na oku. Tak na wszelki wypadek.

Dziewczynka posłusznie poszła przed nią. Wróżbiarka uważała, aby jej nie dotknąć, nie wymawiała też jej imienia. Dopóki nie dowie się co to wszystko znaczy, musi być ostrożna. To dziecko było od dawna wielką niewiadomą, a ona musiała pilnować, aby nic złego nie wydarzyło się nikomu, kto był pod jej opieką. A Psyche była. Jednak nie tylko ona jedna. Druga prośba zdziwiła wróżbiarkę, ale równocześnie ucieszyła. Musi jeszcze dzisiaj odprawić rytuał wiecznego ognia. Koniecznie. Jeszcze raz spojrzała na idącą przed nią dziewczynkę. Dziecko było mocno przygarbione, jakby przytłaczał je jakiś ciężar, o wiele za duży jak na tak młodą istotę. Będzie musiała znaleźć dla niej więcej czasu, co będzie trudne, ale nie niemożliwe. Niech tylko Zapomniany  ma ich w swojej pieczy, a wszystko będzie dobrze. Zawsze należy pamiętać o modlitwach, gdyż nigdy one nie przeszkadzają, a mogą jedynie pomóc.

 


Uwagi dotyczące strony lub książki proszę wpisywać do "Komentarza". Dziękuję. | barbarakosinska@[SKASUJ-ZAWARTOŚĆ-NAWIASU]op.pl

Back to content | Back to main menu