Wykleci - Granitowy Wierch


Go to content

Rozdzial V

Ksiazka > Rozdzial 1-14

Rozdział pierwszy Elf

Rozdział piąty              Najazd

 

 

 

Młoda kobieta stała przed drewnianym domem. Patrzyła jak ludzie śpieszą wokół do swoich zajęć. Ona nie musiała. Zobaczyła, że jeden z mężczyzn utkwił w niej wzrok. Popatrzyła mu przez chwilę prosto w oczy. Bez słowa przeszedł obok niej ze spuszczonym wzrokiem. U boku przypasany miał miecz. Należał do wartowników. Jednak młoda kobieta obojętnie odprowadziła go wzrokiem. Czekała. Niedługo powinna go zobaczyć. Będzie szedł na spotkanie z dziećmi młodszymi. Pójdzie za nim. Musi go pilnować, to jedyna rzecz, która jej pozostała. Jedyny prawdziwy obowiązek. Zamknęła oczy. Wiał wiatr. Słyszała jego cichy szept. Czasami miała wrażenie, że rozumie, co on chce jej powiedzieć. Ze strony mieszkańców osady spotykała się tylko z milczeniem. Nikt z nich nie domyślał się nawet, że pozostawała tutaj tylko po to, żeby ich chronić. Gdyby znalazła inny sposób, już dawno by jej tu nie było. Tak jak Sokoła. Przed dwoma laty spakował się w nocy, a o świcie już go nie było. Mimo że wysłano za nim pościg, to nie odnaleziono go.

Wiatr cicho zaszumiał. Niósł ze sobą zapach spadających z drzew liści. Jesień. Zbliżały się jej szesnaste urodziny. Na Zapomnianego, nawet nie potrafiła powiedzieć, kiedy minęły poprzednie. Jej równolatkowie już od dawna byli po zaślubinach. Ona też powinna. Skrzywiła się na samą myśl o tym. Pamiętała jak niedługo po jej czternastych urodzinach Sęp przewodnicząc Radzie przedstawił jej przyszłego męża. Był to człowiek w średnim wieku. Znała go doskonale, zresztą każdy go znał. Był najbardziej bezwzględnym człowiekiem w klanach. Pochował właśnie swoją czwartą żonę, a sam nie miał zamiaru wychowywać trójki synów. Ona też nie miała takiego zamiaru. Jednak nie powiedziała tego. Gdyby to zrobiła, zostałaby wygnana z klanów, a do tego chciał doprowadzić Sęp. Przyjęła zatem oświadczyny, zresztą jako kobieta nie miała wyboru. Potem długo zastanawiała się, dlaczego akurat ona została wybrana na żonę dla niego. Dowiedziała się od swojego „narzeczonego” Szczęsnomira. Otóż miał do wyboru ją albo jakąś pięćdziesięcioletnią niewiastę. Oczywiście wolał ją, mimo tego jaką miała opinię w osadzie. Doszedł do wniosku, że ją poskromi, tak jak poskromił swoje cztery żony. Rada wiedziała, że Szczęsnomir jest doskonałym myśliwym i dlatego nie można było go lekceważyć, ale nie można było też pozwolić mu na zamęczenie lub pobicie kolejnej młodej niewiasty. A ona z perspektywy Rady nie była potrzebna klanowi. Zresztą i tak najważniejszy był głos „wróża”, a on wybitnie chciał jej się pozbyć. Ona nie miała prawa głosu, nikt nie chciał jej wysłuchać. Musiała milczeć. I tak czyniła od przeszło dwóch lat, przyglądając się uważnie zmianom. Także w swoim życiu, kiedy odszedł Ilhion w ostatnie Święto Równowagi. A duchy pewnego dnia rozpłynęły się we mgle, twierdząc że wykonali już swoje zadanie, znaleźli swoją następczynię i nauczyli ją wszystkiego, czego tylko mogli. Po ich odejściu czuła, że niedługo wydarzy się coś, co zaważy na jej dalszych losach. I na pewno nie będzie to ślub z Szczęstomirem, który przełożyła zgodnie z prawem klanów na szesnaste urodziny, twierdząc, że nie wie jeszcze wszystkiego, co powinna wiedzieć jako młoda mężatka. Ona akurat nie potrafiła zajmować się małymi dziećmi. Przez ostatnie dwa lata codziennie przebywała kilka miarek z dziećmi, dla których miała być macochą. Zaakceptowały ja. Najmłodsze miało wtedy zaledwie dwa tygodnie. Miała nadzieję, że kiedyś odnajdą się wśród klanów. Ona tutaj nie zostanie. Tę pewność zyskała za każdym razem, kiedy spotykała się z Cieniem. Elf obiecał uczyć ją do szesnastych urodzin. I znowu wszystko prowadzi do jej Dnia Urodzin. I przeczuć o zmianach. Poczuła ciepło na piersi. To kamień ogrzewał jej serce, zapewniał, że nie myli się. Wiedziała, że niedługo będzie musiała go przekazać komuś innemu, ale jeszcze mogła czerpać z niego. To dzięki niemu nie poddała się jeszcze. Szczególnie trudno jej było, kiedy odjechał Sokół, a dwa tygodnie później przyszła do niej Wiara. Powiedziała, że kamień nakazuje jej opuścić klany i udać się do brata. Pomogła więc jej. Kiedy nadarzyła się okazja, wyprowadziła Wiarę poza osadę, a wierzchowcowi, którego przyprowadził Ilhion, przy pomocy prostego zaklęcia wpoiła do głowy trasę, którą powinien się poruszać. Potem wróciła do osady i przez kilka dni z daleka obserwowała, czy Wiara bezpiecznie podróżuje. Sęp zauważył jej nieobecność dopiero po pięciu dniach, kiedy dziewczynka była już poza jego zasięgiem. Trzy osoby noszące kamień były bezpieczne. Pozostała tylko ona. Sama tak przecież zadecydowała. Dobrowolne wystawienie się na cel. I po co? Tylko dlatego żeby klanom nie groziło niebezpieczeństwo? Czasami miała wrażenie, że to ona jest głównym zagrożeniem dla klanów.

Usłyszała go. Zmrużyła oczu, żeby słońce jej nie raziło. Spróbowała wypatrzeć go, ale nie potrafiła. Wiedziała, że jest gdzieś niedaleko, po prostu czuła jego obecność. Czasami miała pretensję do Sokoła i Wiary, że nie przysłali do klanu kogoś, kto by zajął się magiem ciemnej strony nocy. Czekała na to, jednak bezskutecznie. Nikt nie przybył. Często przychodziła jej do głowy myśl, że to jej wyznaczono zadanie pilnowania Sępa. A o ile prościej byłoby, gdyby cesarz po prostu przysłał tutaj jakiegoś maga, aby zrobił porządek. No cóż. Poradzi sobie, tak jak zawsze sobie radziła. Sama. Jest. Szybko, ale bezszelestnie zaczęła iść w jego kierunku. Poruszała się cicho, w końcu imię do czegoś zobowiązuje. Cisza. Mag rozglądał się wokół siebie, jakby jej szukał. Wiedział, że na niego czeka, bo przecież zawsze była przy nim. Zawsze go obserwowała. Jednak on nie pozostawał jej dłużny. Jeśli ona nie mogła go śledzić, to on tak organizował swoje zajęcia, żeby mieć ją na oku. To była taka gra, oboje znali jej reguły, ale inni mieszkańcy klanu nie mieli o niej pojęcia. Nie słyszał jak podchodziła. Jeden zero dla niej. Podziękowała w myślach Ilhionowi za jego lekcje. Stanęła tuż przed nim. Poczekała aż na nią spojrzy. Zawsze tak samo reagował na jej nagłe pojawienie się. Uśmiechnęła się szeroko, jak zobaczyła, że cały się wzdryga. Szkoda że tak samo zachowywali się mieszkańcy osady, ci których chroniła.

- Kazałeś dzisiaj długo na siebie czekać.- stwierdziła spokojnie. Teraz nie musiała udawać, że nad sobą panuje jak podczas ich pierwszego spotkania. Była już innym człowiekiem. Młodą kobieta, która wiedziała jak może zastosować wiedzę, poznawaną od przeszło sześciu lat. Jej nauka trwała tak długo, jak w świątyni. Sześć lat. Po sześciu latach młodzież jest kierowana do pierwszych zadań, które sprawdzą ich wiedzę w praktyce. Ona wiedziała, że na swoje zadanie nie będzie musiała długo czekać. A kiedy je wykona, będzie mogła odejść z klanów. Mężczyzna stojący przed nią szybko opanował grymas twarzy. Wzajemna gra. To tylko gra. Gra, gdzie stawką było życie.

- Właśnie ciebie szukałem.- młoda kobieta nie lubiła jego głosu. Był tak samo skrzekliwy jak zawsze. Zastanawiała się co słyszą inni mieszkańcy klanów. Na pewno jakiś słodki głos, który nie budzi w nich tej niepewności co brzmienie jego prawdziwego głosu. Czary, znała ich już wiele, chociaż jeszcze żadnego sama nie rzuciła. Przyglądała się tylko jak to robi Cień. Kiedy chciała spróbować, powiedział, że nie może tego zrobić, ponieważ naruszyłaby i tak już ledwo istniejącą Równowagę. Nie można było przecież robić niczego, co mogłoby jej zagrozić. Równowaga i Równowaga! Dlaczego najważniejsza jest właśnie Równowaga? Czy magowie ciemnej strony mocy jak rzucają te swoje przerażające zaklęcia, zastanawiają się nad Równowagą? Oczywiście, że nie. Gdyby chociaż przez chwilę chcieliby żyć w zgodzie z Równowagą, to musieliby używać mocy również dla dobrych celów. A nigdy przecież tak nie czynili. Magowie jasnej strony mocy postępowali podobnie, tylko że w imię jasności. I gdzie tutaj było miejsce dla Równowagi? Może kiedyś znajdzie odpowiedź, a może nigdy. W księgach na razie nie znalazła, także w tych trzech, które dostała od Wróżbiarki na urodziny i schowała je, aby oddać je prawdziwemu Wróżowi.

- Więc znalazłeś mnie.- odpowiedziała w końcu, dochodząc do wniosku, że jeśli będzie milczeć to go za bardzo rozdrażni.

-Widzę.- mag przyglądał się jej uważnie. Spokojnie zniosła jego spojrzenie. Wiedziała, że bardzo się zmieniła przez ostatnie dwa lata. Po pierwsze urosła, należała teraz do najwyższych w kobiet w osadzie. Mocną, szczupłą budowę zawdzięczała ćwiczeniom z Ilhionem. Wiedziała, ze podoba się tężyznom, ale brakowało im odwagi, żeby się do niej zbliżyć. Zresztą była obiecana Szczęsnomirowi. Wszyscy się go bali, inaczej niż jej, ale jednak. On nie wiedział o tym, że ją chroni, ale tak właśnie było. To dlatego zgodziła się na te głupie zaręczyny. Jak większość mieszkańców klanów miała jasne włosy związane w cienki warkoczyk, który obetnie w ceremonii przejścia w dorosłość. I wtedy spalony, na znak zakończenia życia a rozpoczęcia nowego. W małżeństwie, albo na naukach w świątyni jeśli posiada się moc, albo zostanie się wyklętym. Lecz wyklęcie było nazbyt wielką ceną za wolność. Wiedziała, że jeśli by żyła Wróżbiarka, to od dwóch lat byłaby w świątyni. Jednak zamiast niej w osadzie znajdował się fałszywy Wróż. Zastanawiała się jak to jest możliwe, że nikogo nie zainteresowało to, że w ich osadzie nie płonie już święty ogień. A może postanowiono zostawić ich samych sobie. Na razie to ona pozostawała wiecznie czujna, wypatrująca niebezpieczeństwa. Właśnie czujność. O czym więc ględził? Acha o ich spotkaniu.

-Mam długo czekać, aż powiesz mi dlaczego mnie szukałeś?- zapytała. Nigdy nie używała jego imienia, ani tym bardziej nie nazywała go Wróżem czy magiem. Zresztą on nigdy nie zwrócił jej uwagi, że powinna mówić inaczej. Pilnował też, aby nikt nie zauważył, w jaki sposób ona zwraca się do niego. Był ostrożny. Jej pytanie widocznie oderwało również jego od rozmyślań, ponieważ skoncentrował na niej wzrok. Miała wrażenie, że widzi jej myśli. Nie, to nie było możliwe. Duchy wystarczająco nauczyły ją pozostawiać swoje myśli tylko dla siebie. Potrafiła odczytać z twarzy, co kto myśli, ale jej twarz była niczym maska. Również nie pozwalała, żeby ktoś „grzebał” w jej głowie. Wiedziała jak powinna się chronić przed magiem.

-Niedługo zaczyna się posiedzenie Rady. Będzie miało to miejsce dzisiaj po obiedzie. Masz obowiązek się na nim stawić. Będziemy dyskutować na temat twoich zaślubin i ceremonii przejścia.

- A kto dokona ceremonii przejścia?- zapytała z przekąsem. Wiedziała, że on dokonuje fałszywych ceremonii, ale nie mogła nic na to poradzić. Jedyne nad czym czuwała, to to żeby nie zostawiał żadnego złego znaku na młodych ludziach. Czasami widziała czarny znak na nich, wtedy mówiła o tym Cieniowi, a on pomagał jej w odczarowywaniu. Sam nie mógł tego zrobić, ponieważ nie chciał, aby Sęp dowiedział się, że w pobliżu jest jeszcze jeden mag. Więc ona dokonywała uzdrowienia dzięki kamieniowi, który nosiła na szyi. Zostawiała na ludziach swój znak, znak ciszy. Wtedy Sęp nie mógł nic zrobić, ponieważ nie znał się na uzdrawianiu. Jednak starszym, umierającym ludziom nie mogła pomóc, szczególnie jeśli pochodzili z innych wiosek. Do młodych mogła dotrzeć, ale nie do starszych, zamkniętych w swoich domach i czekających na wieczną drogę.

- Powinnaś okazywać mi większy szacunek.- powiedział ostro. Poczuła jak przechodzą jej ciarki po plecach. On coś planował. Coś złego. Niedługo. Nagle zobaczyła przed oczami jakiś obraz, jednak zanim zdążyła się jemu przyjrzeć zniknął. Szkoda. Wieczna czujność przed zagrożeniem z jego strony – to była jej droga postępowania.

- Kiedy zasłużysz na szacunek, to wtedy ciebie on spotka z mojej strony.- odrzekła tylko. Czasami zarzucał jej już gorsze rzeczy. Musiała bardzo się pilnować, żeby nie zauważył, że ktoś się jej podoba, albo że kogoś bardziej lubi, ponieważ wtedy ten ktoś byłby w niebezpieczeństwie. Tak się stało z biednym Lukrecjanem. Nie mogła nic wtedy zrobić. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Nigdy. Jak umarł, obiecała sobie, że już nigdy nikt nie umrze z jej powodu. Że będzie ostrożniejsza. I była. Patrzyła właśnie jak stojącemu przed nią magowi lekko żółkną policzki, jakby normalne zarumienienie się, było w jego przypadku niemożliwe. Och, jak dobrze go znała, jak dobrze. A równocześnie jak bardzo jeszcze był obcy.

„Już niedługo...” usłyszała nagle w myślach. Nie znała tego głosu. Jednak nie pokazała po sobie, że cokolwiek usłyszała. To Sęp mógł sprawdzać, czy potrafi czytać w myślach. Nie mogła pozwolić, żeby domyślił się ile i jakie rzeczy potrafi zrobić. Jeśli zrobi się bardziej nieostrożny, to ona będzie wtedy miała w ręku więcej atutów, żeby wygrać ich wojnę. Poczuła nienawiść. Zdusiła ją w sobie. Jeśli zapanują nad nią negatywne uczucia, przegra. Skłoniła lekko głowę. Miała zamiar odejść od tego człowieka i pozostawić go na chwilę samego z jego czarnymi myślami. I tak za często musiała się w nich zagłębiać.

-Poczekaj, jeszcze nie skończyłem.- zatrzymał ją Sęp - Musisz teraz pójść dla mnie po zioła, te które rosną nad rzeką oraz po zielony mech. Masz mi to przynieść za dwie miarki, wtedy bowiem zacznie zbierać się Rada, żeby zadecydować o twojej przyszłości.- po tych słowach odwrócił się i odszedł. Wiedziała, że żądanie pozbierania ziół, było odwróceniem jej uwagi od tego, co się będzie pod jej nieobecność dziać w wiosce. Ale powiedział to bardzo głośno. Za głośno, żeby było przeznaczone tylko dla jej uszu. Rzeczywiście, jak rozejrzała się wokół, to zobaczyła, że ludzie przyglądają jej się z uwagą, jakby zastanawiali się, co ją powstrzymuje od natychmiastowego spełnienia prośby wróża. Weszła więc do domostwa, a tam odnalazła koszyk z wikliny. Wzięła go i wyszła na dwór. Skierowała się poza wały osady. Musi pójść po te zioła i po mech. Przeczuwała jakiś podstęp, ale miała związane ręce. Jawnie nie mogła występować przeciwko rzekomemu wróżowi, ponieważ wtedy mógłby zadecydować, że musi opuścić osadę. Nie wiedziała dlaczego zależy jej tak bardzo na ludziach, którzy traktowali ją jak powietrze. Była nic nie warta dla osady, ponieważ jako kobieta nie powiększała liczebności klanów, ani nie miała ujawnionej mocy, żeby uczyć się w świątyni. Tylko że ona miała moc, o czym wiedział także Sęp. Mag chciał zabrać jej moc, tak samo jak by zrobił z Wróżbiarką. Dlatego Wróżbiarka musiała odejść.

W końcu znalazła się nad rzeką. Z wściekłością zaczęła szarpać zielsko, zwane ziołami rzecznymi. Jednak rosły one tylko nad brzegami niektórych rzek. Najwięcej było ich tutaj, tuż przed miejscem, gdzie rzeka wpływała do wielkiej puszczy. Po chwili zaczęła rwać już spokojniej. Nie powinna wyładowywać swojej złości na niewinnych roślinach. Kiedy miała już ponad pół koszyka, poszła szukać mchu. On też rósł tuż przed wielką puszczą. Wyrwała go z korzeniami. Miała w tym wprawę. Sęp często wysyłał ją po różne zioła. Jeśli przyniosła nie to zioło, które jej kazał, musiała iść raz jeszcze, i znowu rwać. Krążyła tak długo, aż przynosiła dobre. Oczywiście nie musiała tak postępować, ale bezpieczniej było nie wyjawiać mu, że uczyła się od duchów uzdrowicieli. Nagle podniosła głowę. Miała wrażenie, że coś słyszy, jakiś szelest. Podniosła się z kolan. Lepiej stać, jeśli przyjdzie jej zmierzyć się z przeciwnikiem. Zobaczyła, jak ktoś wychodzi z wielkiej puszczy. Zmrużyła oczy. Ostatnio gorzej widziała. Tak jakby coś się działo z jej wzrokiem, jakby zaczynały w inny sposób patrzeć. Widziała czasami małą roślinę, ukrytą w trawie, a nie potrafiła rozpoznać twarzy zbliżającego się człowieka. Dopiero po chwili domyśliła się, kto nadchodzi. Był to Cień. Jak zwykle ubrany na czarno. Jednak po chwili z puszczy wyłonił się ktoś jeszcze, jakiś inny elf, a jeszcze później zwierzę, chociaż nie... niemożliwe żeby to było zwierzę, ponieważ nigdy jeszcze takiego nie widziała.

-Witaj Ciszo.- pozdrowił ją Cień. Jak zwykle jego głos wywołał na jej twarzy rumieniec. Nie potrafiła tego opanować. Miał niesamowicie głęboki i poruszający głos, a w nim ukryte znaczenia, powodujące, że czuła się przy nim nic nieważnym dzieckiem. Jego serce było zajęte, kiedyś przez przypadek podsłuchała jak mówił o tym Ilhionowi. Przyglądała się elfowi, który przyszedł razem z nim. Już gdzieś go widziała.

-Witajcie Lasenie.- przypomniała sobie. Przemówiła w języku elfów. Potrafiła w nim mówić, chociaż nigdy się jego nie uczyła. Takich zagadek w jej życiu było bardzo wiele, a ta nie należała do najważniejszych. Patrzyła jak elfowi lekko rozszerzają się oczy, ale tylko pochylił głowę na przywitanie. Nie powiedział nic. Nie wyciągnął też ręki, chociaż tego akurat się nie spodziewała. Niewiele się zmienił od ich ostatniego spotkania. Tak naprawdę był taki sam jak wtedy. Wysoki i szczupły, i tak bardzo podobny do Ilhiona. Jednak wiedziała, że nadal się jej bał. A już na pewno jej nie ufał. Uważał ją za przeklętą. No cóż, nie on jedyny. Gdyby przejmowała się tym, co o niej myślą inni, to już dawno powinna dokonać rytualnego samobójstwa, a jakoś nie miała na to ochoty.

-Niewiele się zmieniliście od naszego spotkania, panie.- dodała takim samym spokojnym głosem jakim mówiła zawsze, od momentu pojawienia się Sępa w ich spokojnej osadzie. Posługiwała się nadal językiem elfów, ponieważ jak jej powiedział kiedyś Ilhion, był to znak szacunku dla rozmówcy elfa. A ona podziwiała te istoty. Były idealne. W każdym bądź razie ona uważała je za idealne. Prawdziwe stworzenia Boga, przy których człowiek wydawał się ich nieudaną kopią.

- Za to ty bardzo zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania, śmiem twierdzić, że na korzyść.- stwierdził elf mierząc ją od góry do dołu wzrokiem. Zaraz po tych słowach dał się słyszeć zduszony chichot. Dobiegał on z paszczy zwierzęcia. Cisza popatrzyła na nie z zainteresowaniem. Czym, a może kim ono było? I jak się śmiało? Przecież taki dźwięk wydobywający się z paszczy niedźwiedziopodobnego stworzenia był niemożliwy. Istota ta była zresztą większa od jakiegokolwiek niedźwiedzia. Teraz właśnie stwór nagle popatrzył na nią. Miał oczy... miał oczy jak człowiek.

-Pozwól, że na razie moje imię nie będzie wymieniane. Możesz jednak mówić do mnie Miś – znowu wydał z siebie dźwięk podobny do chichotu - albo Niedźwiedź, jest mi to doprawdy obojętne. Niektórzy nazywają mnie Bestą, ale akurat tego określenia wolałbym unikać, jakoś nie pasuje ono do mojego przyjacielskiego usposobienia. – powiedziało stworzenie. Cisza zafascynowana patrzyła jak słowa wydobywają się z jego paszczy. Miała wrażenie, że on warczy, a nie mówi, ale jednak słowa były wyraźne. Nigdy nie czytała o kimś takim, ani nie słyszała od swoich nauczycieli. Może to jakieś przekleństwo. Chociaż nie. W przekleństwa ona nie wierzyła, ponieważ to ją samą nazywano przeklętą. To musiało być coś innego, jednak teraz nie czas, żeby się nad tym zastanawiać. Zauważyła, że wszyscy, łącznie z tym stworzeniem przypatrują się jej uważnie, jakby nie byli pewni jej reakcji. Jeśli oczekiwali, ze ucieknie z krzykiem, to przeżyją rozczarowanie. Najuważniej jednak wpatrywał się w nią ten cały Niedźwiedź. Nazwanie go „Misiem” nie przeszłoby jej przez gardło, już prędzej Bestią.

-Jak sobie życzysz, Niedźwiedziu.- zgodziła się.

-A teraz skoro wszyscy już się znają, przejdźmy do rzeczy ważniejszej.- powiedział Cień. Wyglądał na dumnego z zachowania swojej uczennicy.- Dzisiaj poszedłem odwiedzić moich przyjaciół elfów, którzy zamieszkują wielką puszczę. Tam od elfiego lorda dowiedziałem się, że partol zauważył grupę jeźdźców poruszającą się w stronę twojej osady. Właśnie Lasen ich wypatrzył i dlatego przyszedł razem ze mną. Lasenie?

-Przed czterema dniami byłem na patrolu w miejscu, gdzie wielka puszcza przechodzi w wieczne bagna. Tam jest zazwyczaj bardzo spokojnie, ponieważ nieliczni mają odwagę przeprawiać się tamtędy na północ. Ale zobaczyłem kilkudziesięciu jeźdźców, którzy podążali traktem z Gór Południowych. Myślałem, że zabłądzą, albo potopią się w bagnach, ale nie stało się tak.- młoda kobieta przyglądała się elfowi. Wyglądał na szczerze wzburzonego. Sam był zaskoczony, że udało im się przeżyć. Wyrzucał sobie, że nie dopilnował jeźdźców. Powinni zginąć na bagnach. Mimo, że patrzył na nią spokojnie, odbierała jego poczucie winy. Duchy nauczyły ją tego, i teraz nie potrafiła po prostu „wyłączyć” tej umiejętności. To była jedna z przyczyn powracających stale bólów głowy.

- Zostawiłem ich samych na dwa dni, ponieważ odcinek który patrolowałem był bardzo rozległy. Kiedy wróciłem, oddział już prawie przeprawił się przez bagna. Zajęło im to niewiele czasu. Nam, elfom potrzeba na to właśnie dwóch dni, ale my poruszmy się po puszczy, nie po bagnach. Drzewa nam pomagają, a nie bagno. –zawiesił nagle głos. Popatrzył na Cienia. Widocznie zdał sobie sprawę, że nie powinien rozwijać tego tematu. Chyba szukał potwierdzenia u drugiego elfa. Musieli znać się już wcześniej. Dziwne. Przecież jeśli dobrze pamiętała księgi o elfach, to Cień ze swoimi czarnymi włosami należał do innego rodzaju niż Lasen.- W każdym bądź razie oni nawet na chwilę nie zajrzeli do puszczy, a bagna przebyli. Musieli mieć mapę, albo przewodnika.

-Albo maga.- wtrąciła Cisza. Powoli zaczynała rozumieć. Kilka dni temu Sęp zamknął się w swoim domostwie, mówiąc, że musi przygotować się do ceremonii przejść, które będą miały miejsce na jesieni. Pozostali popatrzyli na nią zdziwieni. Nie oczekiwali, że wtrąci się do relacji Lasena, jednak nie mogła milczeć, jeśli miała jakieś przeczucia. A właśnie ufania swoim przeczuciom uczył ją Ilhion i Cień.

-Co masz na myśli mówiąc o magu?- zapytał z naciskiem Lasen.

-Sęp kilka dni temu zamknął się w swoim domostwie. Pilnowałam go, jak zwykle zresztą, ale nie mogę wchodzić do środka, kiedy rzuca zaklęcia blokujące. Nie ruszał się przez dwa dni. Myślałam, że rzuca jakiś czar, albo przygotowuje się do czegoś. W każdym bądź razie, kiedy w końcu wyszedł stamtąd, to nie stało się nic złego. Ale...- zawiesiła głos. Nie wiedziała jak może im powiedzieć o swoich przeczuciach.

-Ale nie musiało tak być. Może na odległość przeprowadził swoich przyjaciół przez bagna. Dla niego nie byłoby to trudne.- mówiąc to Cień skrzywił się lekko.- Nie mam dobrego zdania o magach ciemnej ścieżki, ale to nie oznacza, że ich nie doceniam. Wręcz przeciwnie, doskonale znam ich siłę.

-Myślisz, że to jest możliwe?- dopytywał się Niedźwiedź.

-To jest więcej niż możliwe.- sucho stwierdził Lasen - Ponieważ nie wiem w jaki inny sposób mogliby przejść tak szybko przez bagna. To jednak nie jest jeszcze koniec tego, co mam do powiedzenia.- twarz elfa spochmurniała. Wyglądał teraz na szczerze zmartwionego i zaniepokojonego. – Jak opuścili w końcu bagna, to skierowali się lekko na wschód, w stronę klanów. Poszedłem z raportem do mojego lorda, a on nakazał mi odnaleźć Cienia i jego uczennicę. Tak też zrobiłem.

-Ja natomiast postanowiłem pomóc. Znam puszczę najlepiej ze wszystkich. To dlatego tutaj jestem z wami. - wtrącił się Niedźwiedź. Cisza nie mogła patrzeć jak mówi, ponieważ za każdym razem widziała jego ogromne zęby, które z łatwością mogłyby rozłupać jej czaszkę. Były o wiele większe niż u zwykłego niedźwiedzia.

-Postanowiliśmy to wszystko tobie powiedzieć, ponieważ spodziewamy się, że niedługo dotrą oni do klanów. Niestety najbardziej prawdopodobne jest to, że wybiorą twoją osadę. Znam takich ludzi. Najeżdżają na jakąś osadę, zabierają ze sobą wszystkich ludzi i potem w walce, rzucają ich na pierwszą linię, jako żywą palisadę. Zarówno dzieci jak i dorosłych.- zakończył beznamiętnie Lasen. To właśnie ta beznamiętność w jego głosie wskazywała, że nie pochwala tego i że zawsze będzie walczył z takimi praktykami.

-Sęp.- krzyknęła nagle i nie mówiąc nic więcej, pobiegła w stronę osady. Coś się działo. Przyzwał moc. Nagle poczuła, że coś ją zatrzymuje w miejscu. Jakby niewidzialna ściana wyrosła przed nią i nie pozwoliła zrobić nawet jednego kroku dalej.

-Nie powinnaś uciekać od nas. Nie wtedy, kiedy nie skończyliśmy opowiadać. Myślałem, że lepiej ciebie wyuczyłem.- powiedział z naganą w głosie Cień. To jego magia powstrzymała ją.

-Jeszcze nie dowiedziałaś się wszystkiego, więc wykaż choć trochę cierpliwości i wysłuchaj tego, co mamy do powiedzenia.- mówił tym samym tonem mag. Posłusznie odwróciła się w ich kierunku. Patrzyła tylko na nich wyczekująco. Poczuła jak dreszcz przebiega jej po plecach. Miała ochotę dygotać, ale opanowała się. Musiała im udowodnić, że nie jest już dzieckiem i że można jej ufać. Sama nie wiedziała dlaczego jej tak bardzo na tym zależy. Była teraz w bojowym nastroju. Ale chęć walki nie była skierowana do osób stojących przed nią, ale na tamtych, którzy zbliżali się właśnie do osady. Jak to dobrze, że Wiara, Sokół i Roch są bezpieczni. Gdyby im groziło jakieś niebezpieczeństwo na pewno nie stałaby teraz tutaj.

-Musisz najpierw dowiedzieć się kilku rzeczy. Oto pierwsza. – spokojnym głosem mówił jej nauczyciel.- Nie są to zwyczajni najeźdźcy, chociaż pochodzą z wielkich stepów, na co wskazują ich małe, ale wytrzymałe wierzchowce i lekko skośne oczy, tak przynajmniej twierdzi Lasen. Następna sprawa jest taka, że zależy im na ludziach, do celu, o którym już wiesz. Dlatego nie chcą ciebie, ponieważ byłabyś dla nich zbyt wielkim zagrożeniem. Część ludzi zostanie złożona w ofierze, a ich moc życiową przywłaszczą sobie magowie ciemnej strony mocy. A teraz to co najważniejsze.- ciągnął tym samym mentorskim tonem Cień. Cisza nie pokazywała po sobie zniecierpliwienia. To co powiedział do tej pory, to było właśnie to, czego się spodziewała. Ale może teraz powie coś ciekawego. I rzeczywiście nie zawiódł jej oczekiwań.

-Rozmawiałem z ... nazwijmy go moim przyjacielem. Powiedział mi, że czas twojej nauki już się skończył. Dzisiaj widzimy się więc po raz ostatni.- zakończył takim samym tonem głosu, jakim mówił przez cały czas. Dziewczyna nie wiedziała jak powinna zareagować. On odejdzie. Tak jak odeszli pozostali. Zostanie sama. Miała ochotę płakać nad sobą. To i tak go nie powstrzyma. Popatrzyła zatem na niego twardo. Cień miał wzrok utkwiony gdzieś powyżej jej głowy. Nie chciał na nią patrzeć. Więc jemu też nie jest lekko. Popatrzyła na pozostałych. Tylko Niedźwiedź miał w niej utkwione małe oczka. Drugi elf patrzył gdzieś w przestrzeń, jakby nasłuchiwał. Ona też zaczęła wyławiać dalekie dźwięki, które wcale nie podobały jej się. Jakby tętent koni... gdzieś daleko a jednak blisko... Znowu popatrzyła na Lasena. Kiwnął do niej głową i odwrócił się. Powoli zaczął się oddalać. Szedł w stronę wielkiej puszczy.

-Żegnaj.- usłyszała głos Cienia. Poszedł za Lasenem. Cisza musiała wykorzystać całe swoje opanowanie, aby za nim nie krzyknąć z błaganiem, żeby został.

-Oni są elfimi lordami, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała, jak już zniknęli w wielkiej puszczy.

-Jak każdy elf.- usłyszała odpowiedź. Walczyła ze łzami. Czekała, aż powie coś więcej. Nie zawiodła się. Po chwili znowu dał się słyszeć, głęboki lekko warczący głos.- Są elfi mistrzowie, którzy władają jakimś potężnym darem, przykładowo magią, uzdrawianiem czy śpiewem. Są też inne dary. Nie ma elfa, który by nie posiadał żadnego, dlatego każdy z nich jest ceniony ze względu na swoje umiejętności. Każdy elf ma więc miano lorda, ale na czele każdej grupy elfów stoi ktoś, powiedzmy że ktoś taki, kto widzi więcej od pozostałych elfów. To on ze względu na to że widzi też przyszłość, ma decydujące zdanie w sprawach najważniejszych.

-Tak jak Wróż w klanach.- wyszeptała dziewczyna przypominając sobie Wróżbiarkę i to że na posiedzeniach Rady to ona miała ostatnie słowo. Przymknęła oczy. Musiała dobrze wsłuchać się w otoczenie, w to, co szeptał jej wiatr. Cień najprawdopodobniej śmiałby się z niej, tak jak Ilhion, kiedy mu powiedziała, że czasami ma wrażenie, że on jej szepta swoje tajemnice, tajemnice ludzi i każdego innego stworzenia czy rośliny, które spotkał na drodze. Tak, Ilhion bardzo się śmiał. Ale był to szczery i dobry śmiech, mimo to nie odważyła się powiedzieć o tym potem nikomu innemu. Brak odwagi. Zawsze jej brakowało odwagi oraz pewności siebie. Wiedza, którą zdobyła przez ostatnie sześć lat jest ogromna, ale równocześnie zdawała sobie sprawę, że nie potrafi z niej korzystać.

-Śnisz na jawie.- powiedział Niedźwiedź. Odwróciła się do niego. Małe, ciemne oczka patrzyły na nią niezwykle inteligentnie.

-Muszę wracać do osady.- stwierdziła rzecz oczywistą. Już wiedziała czego nasłuchiwała. Postanowiła mu to powiedzieć.- Do klanów zbliżają się dwie grupy jeźdźców. Obie kierują się do mojej osady. Jedną z nich są na pewno najeźdźcy, o których mówił Lasen, natomiast drudzy...- zastanowiła się jak powinna mu to powiedzieć. W końcu zdecydowała się niczego nie pomijać, z tego co usłyszała.- ... wśród drugich jest ktoś znajomy i ktoś kogo nigdy nie widziałam. Jest to mniejsza grupa od tej pierwszej, ale bardziej zróżnicowana. – przed oczami stanęli jej jeźdźcy. Nie wiedziała dlaczego obie gruby wywołują u niej sprzeczne uczucia, ale każda z nich w inny sposób. Jedna niosła ze sobą śmierć, a druga... druga może też, ale całkowicie innego rodzaju śmierć.

- Ludzie z południa są za blisko. Przybędę za późno, ale i tak muszę już iść.

-Pomogę ci.- zaproponował Niedźwiedź. Stał obok niej na czterech łapach. Sięgał jej prawie do ramion. Był o wiele większy od jakiegokolwiek niedźwiedzia. Nagle zamiast niego zobaczyła kogoś innego. Elfa o czerwonych włosach. Zamrugała. Obraz jednak zniknął tak samo szybko jak się pojawił.

-Jak chcesz mi pomóc?- zapytała ignorując, to co zobaczyła.

-Po prostu zawiozę ciebie na miejsce.

-Jak?- zdziwiła się.

-Normalnie.- znowu miała wrażenie, że widzi śmiejącego się elfa.- Na moim grzbiecie.

-Ale...- wyjąkała tylko. Nie miała odwagi tak po prosu wsiąść na jego grzbiet i pojechać. Szczególnie kiedy zamiast niego widziała elfa.

-Nie ma żadnego „ale”. Jedziesz i już. I tak jesteśmy już spóźnieni.

-Masz rację.- wykrztusiła. Zachwiała się lekko. Właśnie zobaczyła jak padła brama od strony wielkiej puszczy i najeźdźcy wjeżdżają do środka małej osady...

-No już!- warknął z naciskiem. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi, posłusznie wsiadła na jego grzbiet. Szybko pomknął puszczą w stronę osady. Ona jednak tego nie widziała. Była tam.

 

Najazd! Konie pędziły przez sam środek osady tratując wszystko co stanęło na ich drodze. Ludzie wybiegali z domów. Mężczyźni wyciągali miecze, a kobiety mierzyły z łuków, tak jak nakazywała tradycja, ponieważ to one miały za zadanie chronić plecy swoich mężów. Dzieci w domach przyglądały się walczącym przerażonym wzrokiem, ale niedługo, gdyż szybko zamykały drzwi na skobel, a okna okiennicami. Rodzicie ich strzegli. Tak było od wieków. Potem tuliły się do siebie, pocieszając najmłodszych i udając dzielność, kiedy w środku drżały ze strachu. Jeźdźcy zmierzali w jednym kierunku. Do domostwa Wróża. Tam stał już jakiś mężczyzna. Nikt go nie znał. Miał czarne szaty, a wzrok pałał mu dziwnym czerwonym światłem. Mag! To był mag ciemnej strony mocy. Gdzie jest Wróż? Powinien być razem z nimi i ich bronić. Powinien przewidzieć to, tak jak to zrobiła ponad dziesięć lat temu Wróżbiarka. Ten napad jednak był inny. Jeźdźcy nie palili domów. Jechali tylko w stronę maga. Kiedy tam dotarli, to mężczyzna ubrany na czarno, wsiadł na wolnego wierzchowca. Wróża nadal nie było. Mag uniósł ręce do góry. Rzucał czar. Zapanowała cisza. Broń wypadła ludziom z rąk. Otępiali zaczęli powoli poruszać się krokiem lunatyków w stronę stratowanej bramy. Z domów dały się słyszeć szczęki. To skoble były odsuwane. Dzieci takim samym krokiem jak ich rodzice zaczęły podążać za starszymi. Ktoś się śmiał... głośnym szczęśliwym śmiechem. Udało się mu. Po tylu latach udało się mu ją przechytrzyć. Otrzymał to czego chciał. A teraz ona dostanie małą lekcję...

 

Cisza krzyknęła. Niedźwiedź zatrzymał się jakby uderzył w pełnym biegu o niewidzialną ścianę. Dziewczyna skaturlała się z jego grzbietu. Oprócz tamtego jednego krzyku z jej ust nie wydobyło się już nic. Miała zamknięte oczy. Widziała jak idą... idą... za kimś komu ufali, a on po prostu rzucił na nich czar. A ona szła razem z nimi, ponieważ tam była jej dusza. Tutaj było tylko jej ciało... była tam. Jak inni szła za nim, ale wiedziała, że on jest złem. Słyszała w głowie jego głos, taki sam jak tamtego dnia, w bibliotece Wróżbiarki. Cichy, skrzeczący, od którego w jej głowie rozlewał się wszechobecny ból. Ból... nie do opanowania ból. Był tylko on i ona. Szła... szła.... nie było już jej. Była jedną z mieszkańców osady.

„.......szaaaaaaaaaaaaaa............” usłyszała za sobą. Coś szeptało jej do ucha. Znowu to samo. Zaczęła nasłuchiwać. Zawsze przecież nasłuchiwała. To była jej druga natura. Głos jednak był za cichy...    „............szaaaaaaaaaaaaaa......” . Cisza. Tak Cisza! Otworzyła oczy. Nad nią pochylała się czyjaś twarz. Czerwone włosy rozświetlane były przez ostatnie promienie zachodzącego słońca. Czerwone oczy patrzyły z napięciem. Czerwone oczy! To ją ostatecznie przywiodło do rzeczywistości. Tamten mag miał czerwone oczy! Podniosła głowę do góry. Obok niej siedział Niedźwiedź i wpatrywał się w nią z napięciem. Czekał aż się do niego odezwie.

-Jesteś elfem.- wyszeptała ze ściśniętym dziwnym przerażeniem gardłem. Nic innego nie potrafiła powiedzieć. Nie odpowiedział. Ciągle tym samym wzrokiem patrzył na nią. – Jesteś elfem.- powtórzyła głośniej. Skinął głową, ale nie odpowiedział w żaden inny sposób. Z trudem wstała.

- Rzucił na mnie czar. Oczekiwał, że będę patrzeć i nie pomylił się. Poznał mnie jednak lepiej niż się spodziewałam.- dokończyła, wyrwawszy się już ostatecznie z tamtego otępienia. Nadal miała lekkie problemy z oddychaniem, lecz wiedziała, że niedługo one miną. Niedźwiedź wpatrywał się w ciemność puszczy. On też nasłuchiwał co się dzieje w osadzie. Nie potrafił jednak tego ujrzeć. Może to i lepiej. Gdyby tak jak ona tkwił tam całym sobą, to teraz najprawdopodobniej oboje byliby nieprzytomni. Nagły ból w lewej dłoni oderwał ją od rozmyślań. Podniosła ją do oczu. Blizny popękały. Nawet ją to nie zdziwiło. Domyśliła się już dawno, że są one w jakiś sposób związane z Sępem i kiedy mag ciemnej strony mocy rzuca zły czar, jej ręka reaguje na to. Westchnęła i sięgnęła po chustkę. Zauważyła, że lekko trzęsą się jej nogi. Postanowiła to zignorować. Była to tylko reakcja jej ciała na wrogi czar. Powoli przeszła obok Niedźwiedzia. Nagle zatrzymała się. Miała wrażenie, jakby na jej drodze znalazła się ściana. Cofnęła się o krok. Wyciągnęła rękę przed siebie. Powoli dotknęła tego czegoś, co znajdowało się przed nimi. Zaczęła iść w lewo. Po chwili wróciła do miejsca skąd ruszyła na swój krótki obchód.

-Jesteśmy w zamknięciu.- warknął niechętnie Niedźwiedź. Sama już się tego domyśliła, ale nie skomentowała w żaden sposób jego słów.- To musi być jakiś czar. Nie jestem magiem, więc nie mogę nic zrobić. Chyba że tylko siedzieć i czekać.

-Ja ... –zaczęła Cisza, jednak nie dokończyła. Chciała powiedzieć, że ona też nie jest magiem, ale akurat w tym momencie przypomniała sobie to, co wpajał jej Cień. On ją uczył właśnie czarów. Twierdził, że jak przyjdzie czas, to sięgnie w głąb siebie i odnajdzie tam moc. I pomyśleć, że zawsze mu uparcie powtarzała, że niepotrzebnie marnuje na nią czas. Wyciągnęła przed siebie lewą dłoń. Zacisnęła mocno zęby, ponieważ poczuła jakby drobiny szkła wbijały się w jej dłoń. Znała już to uczucie, więc mogła z nim walczyć. Spróbowała zignorować ból. Tak jak uczyły duchy i Ilhion. Musi się teraz skoncentrować. Zamknęła oczy. Nieczuła na wszystko co się działo wokół niej. Musiała poznać zasadę rządzącą zaklęciem. Jak ją znajdzie, to wtedy będzie mogła ją przełamać i ich uwolnić. Zobaczyła przed sobą pulsujące czerwone sploty mocy. To właśnie był czar. Na razie nie mogła go zmienić. Zaczęła szukać środka splotów. To tam powinna uderzyć. Przeglądała cierpliwie każdą nić z osobna. Jeśli nie pozna dobrze zaklęcia, to szybciej ich spali w mocy czaru niż doprowadzi do uwolnienia. Sploty w końcu zaczęły się układać w całość. Zobaczyła też środek czaru. Posłała delikatne tchnienie mocy w tamtym kierunku. Wszystkie linie drgnęły gwałtownie, jakby nagle przeszedł po nich sztorm. A to oznaczało, że znalazła prawdziwy środek. Dotknęła go swoją wewnętrzną wolą. Rozpadł się jak domek z kart. Ręka straciła nagle oparcie i opadła. Otworzyła oczy.

-Niezła robota.- pochwalił ją Niedźwiedź. Znowu stał na czterech łapach. Wiedziała, że czeka aż wsiądzie, aby mógł dalej ją zawieść. Pokręciła przecząco głową.

-Dalej muszę iść sama. – stwierdziła z całą pewnością na jaką mogła się zdobyć.

-Tam musisz.- warknął gniewnie. Aż się cofnęła. Czuła jego gniew a nie znała jego przyczyny. Mimo że widział jej reakcję, mówił dalej takim samym tonem. - Jesteśmy drużyną czy się to tobie podoba czy nie. Możesz iść wolno obok mnie, albo jechać na moim grzbiecie. Nie ruszysz się jednak stąd beze mnie. Więc w drogę.- zarządził i nie czekając na jej reakcję ruszył przed siebie.

-Przepraszam.- szepnęła - Zachowuję się jak dziecko. Przepraszam.- powiedział jeszcze ciszej. Nie patrzyła na niego. Musiała najpierw poradzić sobie z własnymi uczuciami, zanim będzie w stanie zmagać się z cudzymi. Nie ruszyła się nawet o krok z miejsca.

-No już, nie ma za co przepraszać.- usłyszała obok siebie jego głos. Poczuła jak staje blisko niej. Na ręce czuła dotyk futra. Ból zmalał.- Tylko że naprawdę czasu jest już niewiele.

-Tak wiem, ale najpierw muszę... musimy - poprawiła się szybko.- musimy wziąć coś z osady. Bez tego nie ruszę nikomu na pomoc.- powiedziała kategorycznie.

-Oczywiście.- zgodził się natychmiast. Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale widziała tylko jego grzbiet. Przysiadł na łapach, żeby łatwiej było jej wsiąść. Westchnęła, ale posłusznie zrobiła to co kazał. Znowu pomknęli przez siebie. Jak na tak wielkie zwierzę poruszał się zdumiewająco szybko. Zreflektowała się jednak prawie natychmiast jak to pomyślała. Przecież on nie był zwykłym stworzeniem. Był elfem, a elfy umieją robić zadziwiające rzeczy. Po chwili dotarli do osady. Niedźwiedź wpadł do niej przez zniszczoną bramę. Nie było już nikogo. Cisza nie chciała o tym myśleć, ponieważ jak to robiła, widziała przed oczami najeźdźców, a obok szybkim, bezwolnym krokiem poruszających mieszkańców osady. Każdego człowieka znała osobiście, ale teraz nie byli to już ludzie. Zamienili się w bezwolne stworzenia. Ich dusze były uwięzione. W końcu Niedźwiedź zatrzymał się. Szybko zeskoczyła z jego grzbietu i pobiegła w stronę chaty gdzie kiedyś miała lekcje z Ilhionem. Kluczem otworzyła drzwi. Nie potrzebowała światła, żeby znaleźć to, czego akurat szukała. Podeszła do skrzyni. Dotknęła zamka. Jak tylko to zrobiła, skrzynia sama otworzyła się. Zanim Ilhion odszedł, pewnego wieczora przyniósł tę skrzynie. Powiedział, że została zaczarowana w ten sposób, że dopiero jak zajdzie potrzeba, to będzie mogła ją otworzyć. Jeśli wcześniej podejmie takie próby to wieko pozostanie zamknięte. Już nieraz próbowała oczywiście otworzyć ją, ale nie udało jej się to aż do tej chwili. Tak jak powiedział Ilhion. Uśmiechnęła się smutno. Usłyszała czyjeś kroki. To Niedźwiedź nie chciał czekać na nią dłużej na dworze. Słyszała jak przysiada w drzwiach. Pilnował jej. Zajrzała do wnętrza skrzyni. Znajdował się tam łuk, dwa długie sztylety do walki wręcz, długi prosty miecz, czarna przepaska i kilka małych sztyletów. Był jeszcze kawałek papieru. Lekko się świecił. Wzięła go do rąk. Patrzyła na jaśniejące lekko runy. Było to pismo elfów. Powoli zaczęła odczytywać znaki.

 

 

 Najdroższa przyjaciółko!

 

Tak bardzo nie chciałem zostawiać Ciebie samej, ale nie pozostawiono mi wyboru. Rozkaz zawsze pozostaje rozkazem, mimo że pochodzi z ust kogoś, kogo bardzo cenimy. Tak też było tego dnia, kiedy dowiedziałem się, że moje zadanie dobiegło końca. Nie pomogły tłumaczenia, że jesteś moją przyjaciółką, że nie jesteś dla mnie tylko zadaniem. Musiałem poddać się woli świątyni. Na pewno słyszałaś o niej. To świątynia na górze Kalan. Kiedyś dowiesz się dlaczego Ciebie strzegliśmy, ale nie nadszedł jeszcze na to czas, jak mi powiedziano.

Zostałem przydzielony do nowego zadania. Wyruszam w podróż na północ. Cel znają tylko w świątyni. Proszę uwierz mi! Gdybym tylko mógł, to zostałbym z Tobą. Jesteś dla mnie jak córka, której nigdy nie miałem. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i nigdy w to nie zwątp. Pamiętaj o tym, proszę.

Zanim jednak otrzymałem nowe zadanie poczyniłem pewne przygotowania. Udałem się do elfich władców i poprosiłem o wykucie broni dla Ciebie. Na początku nie chcieli o tym słyszeć, ponieważ uważali mnie za Wielkiego Zdrajcę, ale byłem cierpliwy i w końcu ulegli. Cała ta broń, którą widzisz przed sobą jest tylko Twoja. Kiedyś o tym rozmawialiśmy, pamiętasz? Podczas naszego pierwszego spotkania., kiedy zobaczyłaś mój łuk. Teraz masz swój. Wiesz, że to wielka odpowiedzialność posługiwać się bronią wykutą przez elfy. Jeśli pozwolisz zawładnąć sobą złu, to Twój oręż może się obrócić przeciwko Tobie.

Pamiętaj o naszych lekcjach. Nie zapomnij również nigdy o mnie. Ja zawsze będę wspominał Ciebie. Do końca mych dni.

Zawsze słuchaj wiatru, ponieważ jego tchnienie mówi prawdę. Ufaj tej części siebie, która potrafi słuchać jego szeptu.

 

 

Żegnaj

 

Ilhion

 

 

Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Nie będzie teraz płakać. Nie będzie! Kiedy uczył ją fechtunku, to miała wrażenie, że jej nie lubi. Nigdy nie mówił jej, że ją lubi, a tutaj nagle dostała taki list. Ilhion jej przyjacielem... Była dla niego córką... Opanowała się szybko. Był jej przyjacielem. Nie. Nie był, a jest. Powiedział, że ma słuchać wiatru... i będzie to robić. Ufała mu zawsze najbardziej ze wszystkich nauczycieli, ze wszystkich istot, które kiedykolwiek poznała, tylko jemu mogła opowiedzieć, to co ją boli. Przyjaciel. Poczuła się raźniej, kiedy pomyślała, że gdzieś tam jest osoba, która w nią wierzy, która zawsze będzie przy niej, aby ją wspierać. Nie zawiedzie go. Złożyła papier i schowała do sakwy, którą każdy mieszkaniec klanów nosił zawsze przy sobie. Podobnie jak broń. Jedna z pierwszych zasad, którą poznawało dziecko jak tylko nauczyło się mówić brzmiała: noś zawsze przy sobie broń, aby wydostać się z zasadzki, noś zawsze przy sobie sakwę, żeby być gotowym do drogi, jesteś bowiem z klanów, a klany są tam, gdzie ich tradycja wiecznej tułaczki. Krzesiwo, grudka złota i woreczek mąki a także broń. Ponieważ nie przeszła jeszcze ceremonii przejścia w dorosłość miała przy sobie tylko sztylet, tak jak każde dziecko. Nóż oraz długi sztylet, który kiedyś dostała na urodziny od Ilhiona musiała mu oddać, aby nie wzbudzać podejrzeń. Teraz wyciągnęła sztylet. Włożyła go do skrzyni. Pozostanie tutaj na pamiątkę. Przypasała miecz. Wiedziała jak z niego korzystać, dzięki Ilhionowi. Jednak po chwili przerzuciła pochwę przez plecy. Tak nosiły broń elfy. Tak też będzie nosić ona. Sztylety włożyła za pasek, tak jak nosił Ilhion, resztę broni też schowała na jego wzór. Łuk i kołczan na plecach, na pelerynie, którą również znalazła w skrzyni. Musiała mieć do nich łatwy dostęp. Sztyleciki pochowała tak, jak to robił Ihion. Po jednym w buty, trzeci pod nogawkę spodni, dwa kolejne, mniejsze do pochew pod rękawami koszuli. Rozpięła mankiety, aby móc nimi rzucać.

Była gotowa. Nagle poczuła się jakby miała dużo więcej niż swoje szesnaście. Czuła się jakby... jakby była dorosła. I szła na wojnę. Czasami miała wrażenie, że od jej spotkania z Ilhionem nie minęło sześć lat, ale trzykrotnie więcej. Tak jakby czas, który spędzała z nim w jakiś dziwny sposób się wydłużał. W każdym bądź razie jej umiejętności szermiercze były o wiele większe od tych, które normalnie uczyło się w przeciągu sześciu lat. Wiedziała co ma teraz zrobić. Musi wyruszyć na swoją wojnę. Jak wróci z niej zwycięsko, to wtedy dopiero będzie mogła odejść z klanów, jeśli umrze... jeśli umrze, to okaże się, że nie była godna pokładanych w niej nadziei. A wtedy nawet po śmierci nie odnajdzie spokoju. Odwróciła się do drzwi. Znowu zobaczyła podwójną postać Niedźwiedzia. Jednak tym razem nie zdziwiło ją to. Przyzwyczaiła się do tego, tak samo jak przywykła już do tylu innych rzeczy.

-Jestem gotowa.- powiedziała do niego. Zauważyła, że mówi tym dziwnym głosem, którym przemawiała, kiedy spotkała Lasena i kiedy uwolniła duszę Wróżbiarki. Teraz jednak zrozumiała, że to jej głos. Że przeszła w dorosłość, a ceremonii dopełnił list Ilhiona.

-Zapomniałaś o czymś.- wskazując na skrzynię, powiedział Niedźwiedź. Rzeczywiście zostawiła przepaskę. Wzięła ją do ręki. Zobaczyła na niej znak Równowagi. Przewiązała nią głowę, tak samo jak widziała to u Cienia. Teraz zaczyna pisać własny rozdział życia. Popatrzyła na Niedźwiedzia. Przykucnął na wszystkich czterech łapach, żeby było jej łatwiej wsiąść. Zamknęła skrzynię. Poczuła się jakby zostawiła w niej dzieciństwo. Bez słowa wsiadła na grzbiet niedźwiedzio podobnego stworzenia. Szybko ruszył przed siebie przez wyludnioną osadę. Musieli się śpieszyć.

 


Uwagi dotyczące strony lub książki proszę wpisywać do "Komentarza". Dziękuję. | barbarakosinska@[SKASUJ-ZAWARTOŚĆ-NAWIASU]op.pl

Back to content | Back to main menu