Wykleci - Granitowy Wierch


Go to content

Rozdzial IV

Ksiazka > Rozdzial 1-14

Rozdział trzeci Koszmary
Rozdział czwarty            Mag

 

 

 

Nazajutrz po rozdaniu kamieni, Psyche postanowiła porozmawiać o wszystkim z Wróżbiarką. No może nie o wszystkim, ponieważ głosy zabroniły jej wyjawić całą prawdę. Jednak powiedziała sporo. A potem Wróżbiarka zmieniła postępowanie wobec dziewczynki. Na początku Psyche była bardzo szczęśliwa, ponieważ została zwolniona z większości obowiązków. Jej dni wyglądały jednak jednolicie: rano wstawała ze wszystkimi dziećmi, pomagała przy najmłodszych, potem przy gotowaniu, sprzątaniu, karmieniu zwierząt, robieniu przetworów, przygotowywaniu wełny i przy mnóstwie innych codziennych czynnościach, ale po obiedzie najpierw szła do Wróżbiarki, gdzie czytała przez dwie miarki na świecy księgi, wybrane dla niej przez wiedzącą, aż do podwieczorku. Potem spotykała się z Ilhionem i ćwiczyła szermierkę, a kiedy nie miała już siły, aby ruszyć ręką, elf odchodził, a pojawiał się albo mężczyzna z obrazu albo kobieta i uczyli ją. Poznawała zioła i sztukę leczenia, historię, geografię, matematykę, o wiele dokładniej niż Wróżbiarka uczyła inne dzieci. Uczyła się też pieśni, o których nikt w klanach nie słyszał i legendy. Szczególnie te ostatnie ją interesowały, gdyż  mowa w nich była o pojawieniu się w Imperium smoków. Wielkich i potężnych istot, które posiadały tak potężną moc, że jeżył się włos człowiekowi na głowie. Uczyła się czegoś co nazywali uzdrawianiem i panowaniem, chociaż nie miała pojęcia co to jest. No i oczywiście także korzystania z kamienia i jeszcze o czymś, ale sama już nie wiedziała o czym. W każdym bądź razie dnie wypełnione po brzegi mijały aż za szybko. Nawet nie zauważyła jak minęły najpierw jedne a potem drugie i trzecie jej urodziny. Wróżbiarka czujnie się jej przygląda, jakby czegoś szukała. A przede wszystkim wiedząca unikała jej. Dziewczyna nie miała nawet z kim się podzielić swoimi spostrzeżeniami, ponieważ zarówno Ilhiona jak i duchy traktowała z szacunkiem godnym bohaterów z pieśni, a mieszkańcy osady byli całkowicie pochłonięci swoimi problemami. Z czasem zaczęli jej unikać. Zresztą nie czuła się najlepiej wśród nich, od czasu odejścia Rocha. Najgorsze i tak było to, że zarówno Leila jak i Stefan również się od niej odsunęli. Nigdy nie podeszli do niej, aby porozmawiać. Leila bawiła się z rówieśnikami i nie miała ochoty rozmawiać z kimś, kto znalazł się poza klanem, aby z nią nie stało się tak samo. Stefan zaś całe dnie spędzał w kuźni, a nocami czytał księgi. Nie wyglądał dobrze, ale kiedy tylko zbliżała się do niego uciekał. Psyche czuła narastającą złość, na wszystkich i wszystko wokół. Ale i tak była bezsilna, więc napady złości mijały szybko, zostawiając uczucie bezradności i bezsilności. A także konieczności nauki, co akurat jej się bardzo podobało. Więc jak zwykle, wszystko ma swoje plusy jak i minusy. Zresztą kiedy patrzyła z zazdrością na swoich rówieśników, wystarczyło że pojrzała na swoją prawą dłoń i na białe blizny. Wtedy zawsze przypominała sobie ten szept, przechodzący w głośne skrzeczenie  „przeklęta”. I wracała do elfa lub duchów. Oni dawali jej wiarę w to, że nie może być przeklętą. A może to wszystko był senny koszmar i niedługo obudzi się wśród codzienności klanów.

Czasami martwiła się o Rocha. Nie miała od niego żadnych wiadomości, a Wróżbiarka też milczała. Musiała wykazać się cierpliwością, ale nie przychodziło jej to łatwo. Czasami myślała, że to wszystko wina tego całego Zapomnianego Boga, bo przecież demony już dawno uwolniłyby ją od ziemskich cierpień skazując na wieczne. Chociaż w tej chwili nie wiedziała co jest lepsze. Takie zawieszenie w ciągłej niepewności, czy wieczna pewność. Ostatnio zaczęła się zastanawiać kim jest ten cały Zapomniany Bóg. Legendy nie mówiły za wiele o Nim, a jedyne święto które pozostało na jego cześć to właśnie święto Równowagi a i to nie wszędzie obchodzone. Ludzie wzywali imienia Zapomnianego jak mieli jakoś problemy, ale nic o Nim nie wiedzieli. A ona nie miała nawet odwagi zapytać o to swoich nauczycieli, albo Wróżbiarki. Zresztą dorośli niechętnie tłumaczą coś dziecku, a jak już, to tylko tak żeby dziecko zrozumiało. Przy czym nie cenią za wysoko zdolności pojmowania dzieci. A właśnie niedługo kolejne dziecko będzie mogło wygrać konkurs z okazji święta Równowagi i zażyczyć sobie zrównania. Ale Psyche szczerze wątpiła, czy chociaż jedno miałoby takie życzenie. Tylko ona była na tyle głupia, aby poprosić o coś takiego. Zresztą i tak nie dostała tego o co poprosiła. Więc po co prosić. To wszystko jest takie zagmatwane. I niesprawiedliwe. Zdusiła w sobie rozgoryczenie, które ostatnio zawsze w niej było obecne. Wszystkim rządzą reguły ustalone przez dorosłych, a dzieci muszą je dopiero poznawać. A jak nie rozumieją ich, to nawet nie próbuje się tłumaczyć. To się chyba powinno nazywać samodzielnym zdobywaniem doświadczenia, albo jakoś inaczej. Jedno jest pewne: jakkolwiek by to nazwać dziecko musi się ich wszystkich nauczyć, a potem wedle nich żyć. Nie ma wyboru, nie ma innej możliwości. Czas płynie nieubłaganie. Dzieci stają się dorosłymi, a dorośli odchodzą. Tak odchodzą... A ona miała dziwną pewność, że wie kto umrze. Teraz nadchodziła kolej na Wróżbiarkę i Psyche nie wiedziała, czy powinna o tym powiedzieć wiedzącej. Zresztą przecież jest Wróżem, a Wróże mają zdolność widzenia tego, co jest niewidzialne dla zwykłego człowieka. Powinna więc wiedzieć, że nadchodzi jej czas. A jeśli nie wiedziała? Dziewczyna już od dłuższego czasu zastanawiała się jak powinna postąpić. Powiedzieć czy nie powiedzieć. A co jeśli się myli? Jeśli ostrzeże Wróżbiarkę, a ona ją wyśmieje i powie, że sama o tym wie i nie potrzebuje pomocy dziecka. Chociaż Psyche nie była już dzieckiem. Niedługo skończy trzynaście lat a niektóre z jej rówieśnic były oddawane już za mąż. Wróżbiarka milczała jednak na temat jej przyszłości. Rada również nic nie mówiła. Pozwalano jej żyć własnym życiem, pozostawiając o wiele więcej swobody niż miały inne dzieci. Ale i na to sama nie miała wpływu. Czuła się jak łódka niesiona prądem rzeki. Nic nie mogła zrobić, aby powstrzymać bieg wydarzeń.

Poczuła na sobie czyjś wzrok. Jak zawsze była obserwowana i pilnowana. Chociażby przez Ilhiona albo maga o imieniu Blask Księżyca. Ale dlaczego? Cóż złego mogło jej się przydarzyć w spokojnej osadzie? Nic. Ale najwidoczniej oni byli innego zdania. Wokół niej pojawiało się coraz więcej tajemnic. Jedno było pewne: Blask Księżyca nie miał zamiaru jej niczego uczyć, więc kiedy Ilhion odchodził miała więcej czasu wolnego. Chociażby tak jak teraz, kiedy stała w swoim ulubionym miejscu, na skraju osady, tuż przed wielką puszczą, to znaczy przed naprawionym wałem obronnym, który kiedyś został zniszczony i dopiero po prawie ośmiu latach odbudowano go. Osada była teraz tak samo chroniona jak przed napadem. Poczuła lekki watr. Ilhion przekonał ją, żeby wierzyła przeczuciom. A właśnie poczuła, że niedługo wydarzy się coś złego, coś na co nie ma wpływu, a jednak dotyczy jej bezpośrednio. Spróbowała uchwycić to dziwne przeczucie, ale nie potrafiła. Popatrzyła na wartowników. Przemierzali krótkie rewiry tam i z powrotem, tam i z powrotem, tam i z powrotem... Poczuła jak ich jednostajny ruch usypia ją. A wieczorem musiała być pełna sił, ponieważ czekało ją spotkanie z duchami. Skrzywiła się na samą myśl o tym. Ostatnio lekcje nie należały do najprzyjemniejszych. Duchy zaczęły się pojawiać razem i po prostu wkładały jej do głowy wszystko, co powinna ich zdaniem umieć. Zawsze potem nie mogła zasnąć, ponieważ prześladował ją paskudny ból głowy, który nie mijał nawet rano. Dopiero napar z rumianku, szałwii i dzikiej róży zmniejszał go na tyle, że mogła normalnie funkcjonować aż do kolejnej lekcji. Raz jednak ból głowy był tak ogromny, że przezwyciężyła swój lęk przed nauczycielami i zapytała ich, czy nie ma innego sposobu na naukę. A oni po prostu odrzekli jej, że mają za mało czasu, aby przejmować się czyimiś wymyślonymi dolegliwościami. Teraz też ją bolała. Potarła skronie, lecz nie na wiele się to zdało. Skoro jej nauczyciele uważali, że sobie to wymyśliła, to znaczy, że głowa nie powinna ją boleć. Tylko co z tego wynika? Znowu potarła skronie. Nie potrafiła się skoncentrować. Nie była w stanie normalnie myśleć. A za dwie miarki czekało ją spotkanie. Nagle poczuła chęć ucieczki.

Znowu delikatny podmuch rozwiał jej włosy. Miała wrażenie, że szepta jej coś do ucha... Spróbowała nasłuchiwać. Zamknęła oczy. Jednak wtedy poczuła, że ból głowy narasta. Był coraz większy i większy. Zima... wiatr niósł ze sobą zapach śniegu z południa... Przypomniała sobie ostatnie urodziny. Wolałaby o nich zapomnieć. To wszystko przez Wróżbiarkę... To ona z samego rana obudziła dziewczynę i powiedziała, że od dzisiaj zaczyna się jej prawdziwe życie. Potem przed całym klanem ogłosiła, że nikt nie może jej dotknąć, aż wiedząca zarządzi inaczej. Nikt nie miał zamiaru się przeciwstawiać. Wtedy dopiero Psyche dowiedziała się, że nikomu tak naprawdę na niej nie zależy. Że wszyscy zagonieni za własnymi sprawami nie interesują się dzieckiem, które przypadkiem zostało na uboczu życia osady. A ona tak bardzo ich potrzebowała. Byli przecież jej jedyną rodziną. Innej nie miała, a klan przecież jest klanem. W jedności siła - brzmi jedna z najważniejszych zasad. I to wszystko miało miejsce w jej dwunaste urodziny, czyli wtedy kiedy przestaje się uważać dzieci starsze za dzieci, a stają się młodzieżą, która w razie potrzeby ma podjąć obowiązki dorosłych. A Psyche nie przeszła przez obrzęd, najprawdopodobniej za trzy lata również nie dostąpi ceremonii przejścia. No i dobrze, kto by się tym przejmował. Ona nie miała zamiaru. Przecież zawsze mogło być gorzej. Mogła... Jakoś nie przychodziło jej do głowy nic gorszego. Ale to nie oznacza, że nie może być nic gorszego. Teoretyczne rozważania na ten temat postanowiła podjąć jak ją nie będzie tak bardzo boleć głowa. Otworzyła oczy. Nic nie widziała! To niemożliwe. Przetarła je mocno, aby zniknęła sprzed jej oczu ta zasłona mgły. Udało się. To było tylko chwilowe przewidzenie. Nie straciła nawet na chwilę wzroku. To wszystko ze zmęczenia. Jak odpocznie to wszystko wróci do normy. Nic się nie działo... nie zaraz. Coś się dzieje.

-Wróżbiarka.- wyszeptała z nagłym przestrachem. Zaczęła przedzierać się przez śnieg, który nie zdążył jeszcze stopnieć. Najprawdopodobniej czekała ich długa zima i po raz pierwszy od lat święto Równowagi nie będzie obchodzone na dworze, ale w największym z domostw. Poruszała się najszybciej jak potrafiła. O dziwo żadne głosy nie komentowały jej poczynań, do czego jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić. Było tak odkąd odszedł Ilhion, czyli przez kilka ostatnich dni. Duchy mówiły do niej tylko w czasie lekcji, a potem całe dnie milczały, aż przyszła pora na kolejne zajęcia. Znowu to poczuła. Zdała sobie sprawę, że wiedząca umiera. To jeszcze nie był jej czas. Może za miesiąc, albo dwa, ale nie teraz. Jeszcze powinna.... nie musi zdążyć. Nie pozwoli jej umrzeć. Nie teraz. Nie kiedy potrzebowała jeszcze raz z nią porozmawiać i wyjaśnić... powiedzieć to czego sama nie rozumiała. Ale może ona zrozumie, może ona wyjaśni. Przeskakiwała przez zaspy najszybciej jak tylko mogła. Ciągle jednak miała wrażenie, że już jest za późno, że cokolwiek zrobi, nic nie pomoże już Wróżbiarce. Nie poddawała się jednak. W końcu zobaczyła dom wiedzącej. Nie było przed nim nikogo. Dopadła do drzwi. Chciała je otworzyć, ale nawet nie drgnęły. Ktoś musiał je zamknąć od wewnątrz na skobel. Szybko obiegła dom dookoła, ale nie zobaczyła żadnej otwartej okiennicy, aby mogła wejść do środka. Znowu stanęła przed drzwiami i zaczęła w nie uderzać.

-Wróżbiarko! Wróżbiarko! – wołała, jednak nikt nie odpowiadał. Ona musiała być w środku. Przecież przeczucia nigdy jej nie myliły. Nie myliły w takich sprawach. Przestała uderzać w drzwi. Usłyszała zbliżających się dorosłych. Nie może stanąć przed nimi taka roztrzęsiona. Spróbowała wziąć się w garść, ale nie potrafiła opanować emocji. Pochyliła głowę, aby nie zobaczyli jej oczu, ponieważ za dużo było w nich rozpaczy.

-Co się tu dzieje?- zapytał z pretensją w głosie jakiś mężczyzna. Rozpoznała go, to był kowal.

-Gdzie jest Wróżbiarka?- zapytała go, zamiast grzecznie odpowiedzieć na pytanie. Każda minuta była teraz ważna. Powiedziała to opanowanym głosem. W końcu odważyła się podnieść wzrok. Musiało w nim być coś dziwnego, ponieważ mężczyzna cofnął się o krok. Dziewczynka zauważyła, że oprócz niego przybiegła też Klementyna, Jagoda i Róża, a także mistrz miecza. Ten ostatni stał teraz najdalej od domostwa Wróżbiarki i ciężko oddychał. Patrzył prosto na nią. Nie podobało jej się to spojrzenie.

-U siebie.- odpowiedział kowal.

-Drzwi są zamknięte.- powiedziała tylko Psyche. Dorośli popatrzyli po sobie zdziwieni. Wiedząca nigdy nie zamykała drzwi jeśli była w domostwie, ponieważ uważała, że każdy kto pragnie wejść i z nią porozmawiać, nie powinien czekać. Tylko kiedy szła w odwiedziny do sąsiednich osad, zamykała domostwo. To był znak, że jej nie ma i że nikt nie ma prawa pod jej nieobecność wchodzić do domu. Tak było zawsze, więc dlaczego akurat teraz jest inaczej. Dorośli popatrzyli po sobie bez słowa, ale nic nie powiedzieli. Kowal podszedł do drzwi. Uderzył w nie mocno.

-Wróżbiarko! – wrzasnął na całe gardło. Jednak jemu też nikt nie odpowiedział. Zaczął tarmosić za klamkę, ale bezskutecznie.

– Dobra robota.- mruknął pod nosem- W końcu sam to zrobiłem. - popatrzył po zgromadzonych. Jego wzrok zatrzymał się na dziewczynce, która patrzyła na nich bez słowa, jakby na coś czekała. Wiedział, że Wróżbiarka nakazała im nie spuszczać jej z oka, ponieważ mogą jej być pisane wielkie rzeczy, dobre albo złe, ale to dopiero miało nastąpić w przyszłości. Teraz mógł skorzystać z jej młodości. W końcu była jeszcze taka mała, ile mogła mieć lat? Dwanaście? Trzynaście? Była dosyć niska, ale miała mocną budowę, zresztą jak każde dziecko wychowywane w klanie, gdzie każdy musiał pracować. Kto nie pracował, nie jadł.

-Dziecko, pobiegniesz teraz najszybciej jak potrafisz do kuźni. Tam powiedz Stefanowi, że są mi potrzebne narzędzia. Te które trzymam w drewnianej skrzyni. Potem szybko przybiegnij tutaj z nimi. Zapamiętasz?- popatrzyła na nią z powątpiewaniem. Nie miał zbyt wysokiego mniemania o dziewczynkach. Były bardzo słabe, w końcu sam miał trzy córki i żadna z nich nie odziedziczyła jego budowy ani zamiłowania do rzemiosła. Dwie wyszły już za mąż i obdarowały go wnukami, natomiast najmłodsza miała lekką ułomność i na razie dotrzymywała matce towarzystwa w domu. Przepięknie haftowała, ale na ile to się zda, kiedy potrzeba rąk do pracy. Popatrzył jak dziewczynka kiwa głową, że zrozumiała i szybko biegnie w stronę kuźni. Może rzeczywiście na coś się przyda. Sam znowu odwrócił się do drzwi i zaczął w nie uderzać. Dostanie się, chociażby miał je obrócić w drzazgi.

 

Psyche biegła najszybciej jak potrafiła. Jednak wiedziała, że już jest za późno, że nic nie pomoże Wróżbiarce. Pośpiech na niewiele się zda. Ale cóż innego mogła zrobić? Nic. I dlatego biegła. Do domostwa kowala nie było na szczęście daleko. Wbiegła do kuźni. Jeszcze nigdy nie była w środku, kiedy płonął ogień. Kiedy płonie ogień, to oznacza, że kowal pracuje, a jak kowal pracuje, to nikt nie może wchodzić, oprócz jego pomocników, ponieważ jest to bardzo niebezpieczne. Odczekała chwilę aż jej wzrok przyzwyczai się do ciemności i światła dawanego tylko przez płomienie. W końcu zobaczyła Stefana. Bardzo wyrósł w ostatnim czasie. Był przeraźliwie chudy, ale z pewnością nie dlatego, że żona kowala go głodziła. Ona była uważana w osadzie za najlepszą kucharkę. Po prostu za szybko rósł. Psyche otworzyła usta, aby go zawołać, ale zaraz je zamknęła. Nie chciała go przestraszyć. Jeszcze zrobiłby coś nie tak i cała kuźnia stanęłaby w ogniu. Praca tutaj należała do jednych z najtrudniejszych. W końcu zostawił kawałek metalu nad którym pracował i odwrócił się do niej. Psyche miała wrażenie, że wiedział kiedy tutaj weszła. Milczał. Jak od dnia kiedy stracił rodziców.

-Przysłał mnie kowal. Powiedział, żebym przyniosła mu narzędzia z drewnianej skrzyni.- zaczęła mówić śmiało i głośno. Stefan patrzył na nią uważnie. Nie przypominał już tamtego zastraszonego chłopca, który uciekał, jak tylko ją zobaczył. Nagle zdała sobie sprawę, że nie widziała go pół roku. To bardzo długo. Zarumieniła się pod jego spojrzeniem. Nie lubiła jak ludzie tak na nią patrzyli. Jakby oceniali, czy można wierzyć komuś takiemu jak ona. A przecież nigdy nikogo nie okłamała, ani nie oszukała. Ale widocznie Stefan w końcu zobaczył to co chciał, ponieważ odwrócił się w końcu do niej plecami i podszedł do dużej metalowej skrzyni. Psyche nadal czuła jak płoną jej policzki. Miała nadzieję, że Stefan pomyśli, że to z powodu gorąca panującego w kuźni. Sama nie wiedziała dlaczego tak jej zależy na jego opinii. Podeszła do niego. Stanęła kilka kroków od skrzyni, aby jemu nie przeszkadzać. W końcu zobaczyła jak wyciąga małą skrzynkę. Była zrobiona z białego drewna. Piękna. Ktoś musiał spędzić wiele czasu, aby tak ślicznie wyrzeźbić liście i kwiaty. Ale równocześnie wydawało się, że to nie jest zwyczajny przedmiot. Nie potrafiła jednak sprecyzować co w nim jest tak niezwykłego. Stefan podał jej skrzynkę. Wzięła ją do rąk. Powinna być cięższa. Samo drewno powinno ważyć więcej, a przecież coś jeszcze musi być w środku, inaczej kowal nie wysłałby jej po nią. Trzymała szkatułkę w dwóch rękach. Zastawiała się czy powinna coś powiedzieć do Stefana. Jednak on stał, patrząc na nią obojętnie. Po chwili odwrócił się i wrócił do metalu, który obrabiał zanim przyszła. Poczuła urazę, ale przełknęła gniewne słowa, które cisnęły się jej na usta. Też się odwróciła. Poszła najszybciej jak mogła do domostwa Wróżbiarki. Nie miała odwagi biec, ponieważ nie wiedziała jak cenne jest to, co niesie. Nie może przecież uszkodzić czegoś, co zostało powierzone jej opiece. Ale jak on mógł. Jak mógł tak po prostu odwrócić się od niej? Bez słowa, bez żadnego gestu pozdrowienia. Znów stłumiła uczucie urazy. Teraz najważniejsza była Wróżbiarka. Nie pozwoli złym uczuciom zapanować nad sobą. Ilhion przestrzegał, że musi z nimi walczyć. A ona wierzyła mu. Chociażby dlatego, że był elfem, a elfy widzą rzeczy niewidzialne dla ludzi. W końcu doszła do domostwa Wróżbiarki. Przed drzwiami stał kowal z mistrzem miecza i o czymś zażarcie dyskutowali. A raczej kłócili się. Jak podeszła bliżej usłyszała ich podniesione głosy.

-... jak mogłeś ją wysłać! Wróżbiarka powiedziała przecież wyraźnie, że...

-Wiem doskonale, co powiedziała Wróżbiarka, ale chyba tobie szwankuje pamięć. Powinieneś lepiej panować nad emocjami, Sławomirze!- kowal wyglądał na opanowanego, czego nie można było powiedzieć o jego rozmówcy.

-Mam doskonałą pamięć i życzę ci, żebyś miał taką samą w moim wieku.- odwarknął mistrz miecza. - Ty natomiast zamiast mięśni powinieneś trenować mózg!

-To dziecko. Tylko dziecko! Nie masz własnych, więc nawet nie wiesz jak je traktować...

-Przepraszam.- wtrąciła cicho Psyche. Nawet nie zauważyli jak podeszła do nich. Wiedziała, że rozmawiają o niej. Lepiej to przerwać, zanim dojdą do wniosku, że celowo podsłuchuje. Poczuła się już trochę niepewnie. Poczuła, że rumieni się pod spojrzeniem dorosłych. Nie powinni tak na nią patrzeć. Nie jak na dwugłowego stwora z legend. Jak na jakiegoś potwora. Przecież nie było w niej nic dziwnego. Jak patrzyła ostatnio w lustro, wyglądała tak samo jak jej rówieśnicy. Nie była ani większa od nich ani mniejsza. To oni robili z niej dziwoląga, a ona nie miała zamiaru się dostosowywać do ich wyobrażenia o niej.

– Przyniosłam szkatułkę.- szepnęła jeszcze ciszej. Wyciągnęła przed siebie przedmiot. Kowal bez słowa wziął go z jej rąk. Wszyscy patrzyli jak otwiera skrzynkę. Kluczyk do niej miał zawieszony na szyi. Nie pokazał nikomu zawartości, ponieważ najpierw przezornie odwrócił się do nich wszystkich plecami. Wyciągnął z niej klucz. Otworzył nim zamek, ale drzwi nadal był zamknięte.

-Są zaryglowane.- stwierdził ze zdziwieniem mistrz miecza. Ale Radzimira nie zdziwiło widocznie to tak jak pozostałych zebranych, ponieważ zaraz wyciągnął jeszcze coś ze skrzynki. Jakiś przedmiot, którego dziewczynka nie potrafiła nazwać. Dotknął nim zamka. Dał się słyszeć odgłos odsuwanego rygla. To musiał być zaczarowany klucz. Była ciekawa skąd on się wziął w skrzynce należącej do kowala. Zainteresowało to też pozostałych, a szczególnie mistrza miecza, ponieważ postanowił zadać pytanie, które wszystkim cisnęło się na usta.

-Skąd to masz?

-Od Wróżbiarki.- zwięźle odpowiedział Radzimir, nawet nie odwróciwszy się do zebranych.

Taka odpowiedź nie zadowoliła jednak zebrach, ponieważ chcieli przyjrzeć się dokładniej temu przedmiotowi oraz innym skarbom, które kowal trzymał w skrzynce. I dlaczego Wróżbiarka taką rzecz powierzyła akurat jemu, a nie komuś innemu. Przecież w osadzie było tak wielu mądrych ludzi. O wiele mądrzejszych niż kowal, więc dlaczego to on dostąpił tego zaszczytu.

-Kiedy...- zaczął Sławomir, ale nie dane mu było dokończyć, ponieważ drzwi właśnie w tym momencie otworzyły się same ukazując wnętrze domu.

-Chodźmy.- powiedział równocześnie z mistrzem miecza, kowal. Nikt nie miał zamiaru przeciwstawiać się komuś, kogo najprawdopodobniej wybrała sama Wróżbiarka na przywódcę. A wiedzącej się nie przeciwstawia, ani nie pyta się jej dlaczego.

Kowal jako pierwszy przekroczył próg. Za nim podążyli pozostali, najpierw mistrz miecza, a potem kobiety. Psyche przez chwilę czekała niezdecydowana na progu. Bała się wejść. Odkąd usłyszała ten szept w ciemnościach nazywający ją przeklętą, nie miała odwagi wchodzić do domostwa Wróżbiarki, jeśli wiedzącej nie było obok. Ale teraz nie wiadomo co się z nią stało. A jeśli będą potrzebować jej pomocy? Westchnęła ciężko i postąpiła do przodu. Najpierw szła powoli, a potem coraz szybciej. Jak mijała próg zauważyła, że kowal zostawił w drzwiach klucz. Wyciągnęła go i włożyła do kieszeni. Nie chciała, aby ktoś ich zamknął w domostwie. Doskonale pamiętała jak kiedyś musiała uciekać przed głosem. Jak bała się, że straci rękę... Ale na szczęście nic tak złego się jej nie przydarzyło, więc może i teraz będzie dobrze. Wolałaby czuć obok siebie obecność duchów, ale one ostatnio milczały. A najlepiej, gdyby był z nią Ilhion. Jednak sama też sobie poradzi. Byli przecież dorośli. Raptem przystanęła przed wejściem do kolejnego pomieszczenia. Chwyciła się za głowę. Zachwiała się. Ból był ogromny. Zamknęła oczy, aby nie krzyczeć. Zaczęła oddychać głęboko, ponieważ najczęściej pomagało jej to zapanować nad ciałem. Jednak tym razem nie było to takie proste. Minęła dłuższa chwila zanim otworzyła oczy. Tutaj musiało stać się coś złego. Usłyszała krzyk. Kobiety. Nie potrafiła go rozpoznać z takiej odległości, ale nie mogła więcej tracić czasu. Lekko zataczając się, zaczęła iść w kierunku skąd dochodził. Jeśli dobrze słyszała, dobiegał on z pomieszczenia, gdzie Wróżbiarka trzymała swoje księgi. Oddychała ciężko. Nie potrafiła zapanować nad oddechem. Dorośli stali jak skamieniali, a na podłodze leżało ciało Wróżbiarki. Ktoś... albo coś się pochylało nad wiedzącą. Zakapturzona postać. Wszyscy stali bez ruchu. Pierwszy opanował się kowal. Podszedł do tego czegoś i zdarł kaptur. Ukazała się łysa głowa i odstające uszy. Zebrani ludzie odetchnęli z ulgą. To był człowiek, a nie jakieś stworzenie przysłane przez złe moce. Jednak dziewczyna nadal przyglądała się postaci podejrzliwie. Kim on był? Kowal podniósł właśnie jedną ręką tego człowieka w powietrze, jakby ważył on nie więcej od piórka. Postać roześmiała się głośno. Poczuła jak na ten dźwięk jeżą jej się włosy na karku. Najwidoczniej jednak tylko ona poczuła coś takiego, ponieważ pozostali przyglądali się z uśmiechami nieznajomemu.

-Prawdziwy siłacz z ciebie.- powiedział ze śmiechem mężczyzna.

Psyche cofnęła się do tyłu. Ten głos. Znała go. To on mówił „przeklęta”. Ale co on tu robił? Księga, gdzie jest księga? Zaczęła rozglądać się wokół. Księga, mówiąca skrzekliwym głosem. Głos, który z niej dobiegał, nadal prześladował ją w koszmarach. Nigdy go nie zapomni i dlatego wiedziała kogo ma przed sobą. A raczej co. Zło. Zło w najczystszej postaci. Musi ostrzec pozostałych. Już otwierała usta, aby im to powiedzieć, ale zobaczyła, że oni uśmiechają się wesoło do mężczyzny. Nie uwierzą jej. Będzie musiała zatem zastanowić się, jak powinna postąpić. Cofnęła się jeszcze bardziej. Stała teraz pod ścianą, tak jakby miała zamiar się w nią wtopić. Miała nadzieję, że nieznajomy nie zauważył jej. Niech Zapomniany sprawi, żeby wziął ją za zwykłe dziecko z osady. Niech nie poweźmie żadnych podejrzeń co do jej osoby.

-Ale zgotowaliście mi przywitanie!- mówił tym samym lekkim tonem mężczyzna. - Wystraszyłem się, jak tak nagle tutaj wpadliście. Zapewne zastanawiacie się kim jestem. Otóż kiedy do cesarza doszła wiadomość o tym, że wasza Wróżbiarka jest ciężko chora, postanowił od razu wysłać mnie w drogę, żebym był już na miejscu, kiedy wiedząca odejdzie na zawsze spośród żywych. Mam za zadanie podjąć jej obowiązki.

-Czy Wróżbiarka nie żyje?- zapytał z trwogą w głosie mistrz miecza. Psyche nigdy nie słyszała, żeby mówił w taki sposób. Jednak nikt nie zwrócili na to uwagi. Patrzyli nadal na nowo przybyłego. Nawet na chwilę nie odwrócili od niego wzroku. Coś tu było nie tak. Czy to był czar? Czy czary właśnie działały w taki sposób? A może działo się tutaj coś innego.

-Obawiam się, że tak.- z udawanym smutkiem w głosie odpowiedział nieznajomy. Wyprostował się w końcu. Był o wiele wyższy niż myślała na początku. Wzrostem prawie dorównywał kowalowi. Był tylko przeraźliwie chudy.

– Kiedy przybyłem, umierała. Nie mogłem nic innego zrobić ponad podtrzymanie wiecznego ognia.- na znak wiarygodności, że mówi prawdę wskazał na jaśniejące w otwartych drzwiach palenisko. Dziewczynka spojrzała również w tamtym kierunku. Jaki ogień? Przecież tam nie było żadnego ognia. Palenisko właśnie wygasało i jeśli zaraz nie zrobi się czegoś, to ogień zagaśnie. A jak raz wygaśnie, to będzie trzeba przynieść go ze świątyni Kalan. Tylko że mnisi mieszkający tam niezbyt chętnie dawali wieczny ogień. Ten kto chciał go wziąć musiał przejść przez próby. Nikt nie wiedział jak one wyglądały. Tylko Wróże mogli dostąpić tego zaszczytu, a oni niewiele mówili. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Myślała intensywnie. Wniosek mógł być tylko jeden: nowoprzybyły nie był Wróżem, ani nawet prawdziwym magiem, jakiego chętnie by powitały klany. Był magiem ciemnej ścieżki. A tacy nie pojawiali się bez powodu w małej osadzie, gdzie od trzech lat nie zawitał nawet jeden handlarz, gdyż tak daleko znajdowała się od głównego traktu. Więc znalazł się tutaj w konkretnym celu. Pytanie tylko w jakim.

-Musimy jak najszybciej oddać ją płomieniom. Tak nakazał cesarz, ponieważ jej choroba nie jest nam w pełni znana. A nie chcemy niepotrzebnie ryzykować.- ciągnął człowiek. Dorośli pokiwali z powagą głowami, jakby właśnie oczekiwali, że to powie. Nikt nawet nie spojrzał na Wróżbiarkę. Dziewczynka za to popatrzyła. Poczuła mdłości. Zobaczyła, że cała posadzka jest we krwi. To był mord. Okrutny mord. Poczuła jak kamień na jej szyi robi się gorący. Prawie ją parzył. Chciał zmusić ją, żeby stąd uciekła. Tylko że ona nie miała zamiaru pozostawić dorosłych samych. Nie mogła pozwolić żeby doszło do jeszcze większego nieszczęścia. Nagle przyszła jej do głowy przerażająca myśl. Mogła ostrzec Wróżbiarkę. Gdyby to zrobiła, to wiedząca by teraz żyła, a ten mag by się nie pokazał w ich osadzie. Dlaczego jej nie zaufała? Dlaczego tak bardzo bała się, że jej nie uwierzy? Trzeba było po prostu powiedzieć, a wtedy może by nie doszło do nieszczęścia. To nie mag zabił Wróżbiarkę, ale ona. Z trudem opanowała się. Teraz ważny jest tylko spokój. Tylko spokój może jej teraz pomóc. Nie emocje. Przypomniała sobie ćwiczenia, których uczyły ją duchy. Panowanie, najważniejsze jest panowanie. Jak potrafisz zapanować nad swoimi uczuciami, możesz zapanować też nad resztą swojej osoby. Zaczerpnęła głęboko tchu. Po chwili mogła już spokojnie przyglądać się rozwojowi wypadków. Spokojnie i bez uczuć od których się odgrodziła. Zobaczyła jak mężczyzna ściąga szary płaszcz i narzuca go na ciało Wróżbiarki. Dorośli stali bez ruchu, przyglądając się bezczynnie jego poczynaniom.

-Chciałbym zwołać jeszcze dzisiaj Radę. Musimy omówić wiele spraw.- powiedział tym samym przesłodzonym głosem, od którego przechodziły jej po plecach ciarki. Dorośli zaczęli wychodzić powoli. Dziewczyna jednak została. Patrzyła twardo przed siebie. Podjęła decyzję. Nie będzie przed nim uciekać. Nie może pozwolić, żeby dowiedział się o istnieniu Stefana i Leili. Wiedziała, że pojawił się tutaj ze względu na kamień. Najprawdopodobniej nie wiedział, że w osadzie są aż trzy. Przecież główna zasada wszelkich zabaw mówiła, że nie opłaca się chować wszystkich skarbów w jednym miejscu, ponieważ wtedy najłatwiej jest je znaleźć. Ale jeśli... jeśli ktoś oczekuje jednego skarbu, to nawet przez chwilę nie pomyśli, że w tym samym miejscu może być jeszcze coś cenniejszego. Więc dobrze, ona da mu jeden cel: siebie. W końcu to ją nauczano. To ona była na to przygotowana, a nie Stefan czy Leila. To dlatego Ilhion odszedł, a duchy milczały. Tylko dlaczego pozwolili umrzeć Wróżbiarce? Dlaczego? Na pewno zapyta się ich o to i nie pozwoli zbyć się wzruszeniem ramion. Zobaczyła, że ostatni wychodzi kowal Zostawił swój skarb, skrzynkę, tuż obok ciała Wróżbiarki. Całkowicie zapomniał o tym, co uważał za najcenniejsze. Psyche zacisnęła mocno wargi. Ona nie pozwoli, żeby skrzynka dostała się w łapy tego maga. Kowal stał już w progu, kiedy się odwrócił. Miała nadzieję, że przypomniał sobie o drewnianej skrzynce.

-Czy spotkanie odpowiadałoby wam za miarkę na świecy, Wróżu?- zapytał. Dziewczyna poczuła jak cała wzdryga się na to określenie. Miała ochotę krzyknąć i powiedzieć, że z niego taki wróż jak i z niej. Ale nie zrobiła tego. Mężczyzna nie mógł dowiedzieć się o niej. Nie w obecności jeszcze jednej osoby. Musi poczekać aż zostaną sami. Jeszcze trochę. Cierpliwości. Patrzyła jak kowal zachowuje się niczym grzeczne dziecko, które nie chce narazić się rodzicowi. Zagryzła wargi. Będzie milczeć. Do czasu.

-Oczywiście.- z dobrotliwym uśmiechem odpowiedział rzekomy wróż. Radzimir posłusznie wyszedł. Jego zwalista postać ledwo co się mieściła w drzwiach.

Psyche uważnie przypatrywała się mężczyźnie, który został na środku pomieszczenia. Nieznajomy odczekał aż drzwi za wychodzącym się zamkną. Wtedy uśmiech zniknął z jego twarzy. Teraz nie przypominał dobrodusznego starszego człowieka. Kiedy całkowicie się wyprostował, dziewczyna doszła do wniosku, że nie może mieć więcej niż czterdzieści lat. Zapadnięte policzki i przeraźliwie chuda postać nasuwała skojarzenia z drapieżnym ptakiem. Sępem. Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo pod nosem. Przeczucia nigdy ją nie myliły. Poznała więc jego imię. Teraz tylko musi się mu przedstawić jako główny cel. Zobaczymy kto tu będzie prawdziwym myśliwym. Mężczyzna właśnie pochylił się nad ciałem Wróżbiarki. Przyglądał się uważnie ciału starej kobiety. Jak zabrał swój płaszcz, to dopiero teraz mogła się uważniej przyjrzeć się, co zrobił Wróżbiarce. Widok nie należał do najprzyjemniejszych. Wiedziała jednak, że od dzisiaj będzie musiała przyzwyczaić się do różnych rzeczy. Opanowanie. Odgrodzenie od uczuć. Przecież trenowała to od dwóch lat. Musi więc przywyknąć do nowych rzeczy, także do martwych ciał. Opanowała mdłości. Mężczyzna właśnie wyciągał z klatki piersiowej Wróżbiarki nóż. Był długi i wąski o dziwnej rękojeści. Znajdował się na niej jakiś napis. Znajdowała się za daleko, aby go odczytać. Jednak po wyciągnięciu sztyletu mężczyzna nie wstał. Przyglądał się przez chwilę ciału kobiety. Prawą rękę wyciągnął w kierunku rany. Psyche poczuła jak ostatni posiłek podchodzi jej do gardła. Wiedziała co chciał zrobić. Czytała kiedyś o tym. Jeśli on był rzeczywiście magiem ciemnej ścieżki i to on zabił Wróżbiarkę, to miał zamiar właśnie zawładnąć duszą Wróżbiarki, aby ją wykorzystywać do sobie tylko znanych celów. Chciał wykorzystać wiedzę i moc, aby być jeszcze potężniejszym magiem. Nie mogła na to pozwolić. Przełknęła z trudem ślinę. Dlaczego na Zapomnianego akurat ją musi to wszystko spotykać? Dlaczego ją, a nie jakiegoś potężnego maga jasnej ścieżki, który po prostu spopieliłby sługę mroku. Zaczerpnęła głęboko powietrza. Poczuła jak spływa na nią spokój. Nie była sama, miała kamień. Miłe ciepło. Teraz mogła zrobić już to, co musiała.

-Nie radziłabym tego robić, Sępie.- powiedziała spokojnie. W tym momencie nie czuła żadnych emocji. Była skoncentrowana tylko na tym, co działo się w pomieszczeniu. Nie czuła nic, żadnego lęku. Jakby była kimś innym. Może właśnie taka będzie w przyszłości. Może właśnie tego próbują ją nauczyć. Patrzyła na mężczyznę. Wiedziała, że jeśli na chwilę spuści go z oczu on to wykorzysta, aby i ją zabić. Potem zabierze jej kamień, skazując tym na wieczne potępienie. Nie miała zamiaru do tego dopuścić. Na dźwięk jej głosu nieznajomy podniósł raptownie głowę. Rozejrzał się wokół, ale nic nie zobaczył. Nie widział jej. Pochylił znowu głowę i miał zamiar kontynuować tę dziwną ceremonię, której chciał poddać ciało Wróżbiarki. Nie pozwoli mu na to.

-Ne rób tego.- powiedziała raz jeszcze. Mężczyzna znowu podniósł głowę. Tym razem jednak wstał. To dobrze. Odciągnęła go od ciała zabitej. Z księgi, którą kiedyś czytała, dowiedziała się, że to co miał zamiar zrobić, można uczynić tylko do pół miarki na świecy od śmierci. Inaczej dusza, do tej pory uwięziona złym czarem, uwalnia się w stronę światła. Musiała zatem jeszcze przez chwilę przyciągnąć jego uwagę. Powoli wyszła z cienia, w którym stała. Poruszała się bezszelestnie, jak w tańcu. Tak jej nakazał czynić Ilhion w niebezpieczeństwie. Podziękowała mu w myślach za czas poświęcony na naukę. Czuła się dzięki temu pewniej, podobnie jak dzięki sztyletowi schowanemu w bucie oraz krótkiemu mieczowi, oba były prezentami od elfa na urodziny. Starała się wyglądać na bardziej pewną siebie niż była w rzeczywistości. Wiedziała, że nie może pokazać po sobie strachu. To byłaby ostatnia rzecz, jaką by zrobiła przed śmiercią. Na szczęście nic nie czuła. Wypełniał ja absolutny spokój. I cisza.

-Czyżbym odgadła twoje Imię...- zawiesiła na chwilę głos. Mężczyzna cofnął się trochę, jakby nie chciał stać na wyciągnięcie ręki od niej-... Sępie?- dokończyła ze złośliwym uśmiechem. Stanęła właśnie nad ciałem Wróżbiarki, odgradzając go od niej. Patrzyła jak mężczyzna cofa się o kilka kroków. Dobrze, wystraszyła go. Chciałaby, żeby zachowywał się względem niej jak tamten elf w wielkiej puszczy. Wiedziała jednak, że nie jest to takie łatwe. On nie będzie się jej bał, ponieważ on już był przeklęty, a ona może dopiero stanie się taka jak on. Nie miała jednak zamiaru stać się podobną do niego, jeśli tylko będzie mogła sama decydować. Dopóki ma wybór, miała zamiar służyć jasnej stronie mocy, nie ciemnej. Dopóki będzie miała najmniejszy wybór dobrowolnie się nie podda. Pozostanie wierna temu, czego nauczał ją Ilhion.

-Kim jesteś?- zapytał mężczyzna. Patrzył na nią lekko zdezorientowany. Nie spodziewał się takiego przywitania. Kamień delikatnie ogrzewał ją. Z nim na szyi czuła się tak, jakby mogła zrobić wszytko. I zrobi wszystko, co tylko będzie mogła.

-Tym kogo się nie spodziewałeś.- odpowiedziała. Wiedziała, że nie może tego przeciągać w nieskończoność. Jeśli mężczyzna zdecyduje się przyzwać ciemną moc, nie będzie miała więcej zmartwień, ponieważ zginie w jednej chwili. Myślała intensywnie. Musi się mu jakoś przedstawić. Prawda nie wchodziła w grę. Kłamać też nie mogła, ponieważ on to zauważy. Musiała powiedzieć prawdę, ale nie całą. Tylko tyle, żeby wprowadzić go w błąd. Nagle przypomniała sobie jak do niej mówił Ilhion. Od przeszło trzech lat nie usłyszała swojego imienia z jego ust. Duchy również nie wymawiały go. Ludzie z osady też nie. Ale elf często mówił do niej inaczej. Przypomniała sobie właśnie jedną z lekcji, jaką jej dawał.

Każdy z nas w chwili narodzin przynosi ze sobą na świat Imię. To Imię może stać się albo błogosławieństwem, albo przekleństwem, to zależy od człowieka i od jego decyzji. Tylko ludzie, którzy nie obawiają się, że ktoś zawładnie ich mocą, wyjawiają swoje prawdziwe Imię. Nie jest ich wielu: są to elfy, ponieważ one zawsze służą światłu, zwykli śmiertelnicy, w których moc jest uśpiona, ale są w tej grupie także przepotężni magowie, którzy nie martwią się, że ktokolwiek mógłby nad nimi zapanować. Najczęściej jednak osoby posiadające wielką moc otrzymują nowe imię, gdy moc ujawni się w nich, po to aby ciemność nie miała do nich łatwego dostępu. Poznać imię, nawet zwyczajnego człowieka, to zapanować nad nim i zamienić w żywego trupa.”

Reszty jego nauk nie pamiętała. Zresztą nie były jej one potrzebne w tej chwili. Najważniejsze, to nie powiedzieć swojego prawdziwego Imienia. Ilhion wymyślił dla niej imię. Powiedział, żeby zawsze z niego korzystała. Niech zastąpi jej prawdziwe. Zabronił jej nawet myśleć o sobie jako o Psyche. Teraz miała zamiar przedstawić się swoim drugim imieniem.

-Myślałam, że tak wielki mag jak ty powinien wiedzieć kim jestem, ale widocznie muszę sama się przedstawić.- powiedział spokojnym głosem. Nie chciała, żeby powziął jakiekolwiek podejrzenia, że jest kimś innym niż mówi. Wiedziała, że Wróżbiarka w czasie jej ostatnich urodzin, nakazała mieszkańcom osady zapomnieć jak ma na imię. Teraz dziękowała jej za to.

-Jestem Cisza.- starym zwyczajem skrzyżowała ręce na piersiach. Dłonie miała zaciśnięte w pięści. Oznaczało to, że mu nie ufa. Innego przywitania nie mógł oczekiwać z jej strony. Pochyliła też lekko głowę, ale nie spuszczała z niego wzroku. Niech myśli, że ona wie o nim wszystko. Mężczyzna odwzajemnił gest. Skrzywiła się lekko. Dobrze go przygotowali przed przysłaniem tu. Niedobrze. Może mieć problemy z wodzeniem go za nos.- A teraz wybacz mi, ale muszę coś zrobić.- po tych słowach kucnęła. Wiedziała, po prostu wiedziała, że zaraz dusza Wróżbiarki zacznie wędrówkę w stronę światła. Zostanie uwolniona z pęt. Miała zamiar ułatwić jej to. A raczej uniemożliwić przeszkodzenie jej w tym. Zamknęła oczy. Wiedziała, że usłyszy, jak tylko mężczyzna się poruszy. Zawsze było jej łatwiej, gdy przestawała patrzeć. Dotknęła delikatnie miejsca, gdzie Wróżbiarka została zraniona. Musiała sobie przypomnieć, czego uczyły jej duchy. Jedną z pierwszych nauk, było to w jaki sposób wysłać duszę na wieczny odpoczynek. Albo wieczne potępienie, w zależności od tego jakie było życie człowieka. Koncentracja. Najważniejsza jest koncentracja. W końcu odnalazła w sobie, to czego szukała. Zaczerpnęła głęboko powietrza. Już miała zacząć, kiedy przypomniała sobie o Sępie. Podniosła na niego wzrok. Nadal stał w tym samym miejscu, jakby coś nie pozwoliło mu nawet poruszyć się o krok. Wiedziała, że nie była to ona. Nagle za nim zobaczyła dwie przeźroczyste niczym mgła postacie. Były to duchy. Uśmiechały się lekko do niej. Jednak ona nie odwzajemniła uśmiechu. Nie mogła. Nie chciała, aby mężczyzna domyślił się co go trzyma, nie chciała, aby przywołał swoją moc i zniszczył duchy. Jeszcze nie nadszedł ich czas. Zdała sobie sprawę, że duchy chronią ją, a ona ich. Teraz nic jej nie grozi. Znowu zamknęła oczy. Rękę już od kilku chwil trzymała na piersi Wróżbiarki. Poczuła jak zaczyna z zaschniętej już rany płynąć krew. Wiedziała, że jest to sprzeczne z tym, co jest możliwe, a co nie, ale widocznie tak miało być. Rana musi się oczyścić. W ciele wiedzącej nie może zostać nawet odrobina tego co złe. Dziewczyna rozłożyła szeroko rękę na ranie. Po kilku nieskończenie długich chwilach krew zastygła. Poczuła to pod swoją dłonią. Zasklepiła się najpierw, a później zabliźniła. Zrobiła to, chociaż nie było to łatwe. Czuła się zmęczenie, a to jeszcze nie był koniec tego, co musiała zrobić. Otworzyła oczy. Po ranie pozostała tylko duża biała blizna. Dobrze. Teraz czas na oczyszczenie ze zła. Nadal trzymała szeroko rozwartą dłoń na piersi Wróżbiarki. Nabrała powietrza, tak jak do nurkowania. Powoli zaczęła je wypuszczać. Powtórzyła tę czynność dwukrotnie. Kiedy po raz trzeci zaczęła wypuszczać powietrze, z jej ust wypłynęły dźwięki. Cicha, tęskna melodia. Tak stara jak klany, a może jeszcze starsza. Nie miała słów, ponieważ była czystą mocą. Słyszała, że bardowie stworzyli do niej pieśń, ale w przeciwieństwie do melodii nie była w niej zaklęta moc. Dźwięki przypominały tchnienie wiatru. I takie właśnie miały być. Ciche i tęskne, wolne niczym wiatr, ponieważ to z wiatrem uleci dusza Wróżbiarki, aby zacząć wieczną wędrówkę. W pomieszczeniu zawirowało powietrze. Był to znak, że robi wszystko tak, jak powinna. Nie wiedziała kiedy nabiera powietrza. Melodia trwała nieprzerwanie. Kiedy była już w połowie, stało się to, na co czekała. Leżąca na podłodze Wróżbiarka zaczerpnęła powietrza. Otworzyła nagle oczy. Zajaśniały one na biało. Był to znak mocy, której służyła przez całe życie. Dziewczyna obawiała się tej chwili. Nie wiedziała co zobaczy. Nie była pewna, czemu służyła Wróżbiarka. Wiedziała, że teraz może już dokończyć obrzęd oczyszczania ze zła. Melodia wzniosła się na wyższe dźwięki. Kobieta otworzyła usta. Pojawiło się światło, takie samo jakim jaśniały oczy. Głos dziewczyny zaczął opadać. Dźwięki były coraz niższe i cichsze. Tuż przed tym, jak przestały być słyszalne, światło eksplodowało. Cała komnata spowita została jasnością. Przez jedno uderzenie serca. Chociaż miała zamknięte oczy „widziała” to. Jednak po chwili wszystko wróciło do normy. Wtedy też jej głos umilkł. Powoli otworzyła oczy. Popatrzyła na ciało Wróżbiarki. Nie było śladu po krwi. Nie było też najmniejszego znaku po tym, co się stało przed chwilą. Czyli udało jej się. Dusza Wróżbiarki została uwolniona. Powoli wstała. Popatrzyła na mężczyznę, który ciągle stał w tym samym miejscu. Tylko że teraz nie było już duchów, które go powstrzymywały. Już nie zagrozi Wróżbiarce. Pierwsza bitwa została wygrana przez nią. Miała tylko nadzieję, że pozostałe też wygra. Skłoniła lekko głowę przed nim i odwróciła się. Nie chciała tutaj przebywać nawet chwili dłużej. Popatrzyła na półki. Księgi Wróżbiarki zniknęły. Nie dowie się o sekretach wiedzącej. Nie pozna też wiedzy Wróży, a to było w tej chwili bardzo ważne. Powoli otworzyła drzwi. Miała właśnie przez nie przejść, kiedy nagłe przeczucie kazało jej się pochylić i odwrócić. Nad jej głową przeleciał sztylet. Ten sam, od którego zginęła Wróżbiarka. Wbił się we framugę. Wyprostowała się.

-Nie radzę robić tego w przyszłości.- powiedziała opanowanym głosem. Czegoś takiego właśnie się spodziewała i nie zawiodła się. Jednak mężczyzna nie skończył na tym. Złączył ręce ze sobą. Między dłońmi zaczęła wirować moc. Czerwone światło nie wyglądało przyjaźnie. Utworzył z niego kulę. Kulę ognia, żeby ją spaliła. Jakaś część dziewczyny miała ochotę krzyczeć i uciekać. Opanowała ją jednak szybko. Nie mogła tak postąpić. Od dzisiaj już nie. Miała wrażenie jakby coś się w niej obudziło. Coś wielkiego i potężnego. Nie potrafiła jednak powiedzieć czy to coś, wewnątrz niej jest dobre czy złe. Patrzyła na maga. Musi uważać. Nie miała zamiaru spłonąć. Musiała żyć, bo musiała chronić klany, tak jak to czyniła dotychczas Wróżbiarka. Nie było nikogo innego. Tylko ona. Kula niebezpiecznie rosła w dłoniach mężczyzny. Kiedy była już wielkości głowy człowieka, wypuścił ją z rąk. Szybko leciała w jej kierunku. Wyciągnęła przed siebie rękę.

-Stój.- wyszeptała. Sama nie wiedziała czego się powinna spodziewać, ale na pewno nie tego co nastąpiło. Kula spełniła jej żądanie i zatrzymała się w miejscu, tuż przed jej wyciągniętą dłonią. Czuła gorąco, jakim emanowała. Między jej dłonią a kulą zaczęły pojawiać się świecące pasma. To czar Sępa. Jeśli kula nie spopieli jej od razu, to zrobi to po chwili.

-Ziemia.- wyszeptała takim samym głosem jak poprzednio. Nitki ognia przestały dotykać jej dłoni, a zaczęły sięgać do podłogi. Drewniana podłoga nie zajęła się ogniem. Płomienie dosięgały posadzki i nagle gasły. Domyśliła się dlaczego tak się działo. To nie był prawdziwy ogień lecz moc. Poczekała, aż całe zaklęcie zostanie wchłonięta przez ziemię pod posadzką. Kiedy to się stało, opuściła rękę. Spojrzała znowu na mężczyznę. Patrzył na nią bez słowa. Miał dziwne spojrzenie.

-To ciebie szukałem.- powiedział lekko skrzeczącym głosem. Poczuła jak robi jej się zimno. Ten chłód... To on go sprowadził. Musiał być bardzo potężnym magiem.

-Skoro tak uważasz.- odpowiedziała obojętnym głosem. Nie miała zamiaru pokazywać po sobie lęku, ponieważ jak się odkryje z własna słabością, on to wykorzysta.

-Tak właśnie jest... Ciszo.-

Znowu poczuła zimno. Zapamiętał podane przez nią imię. Zastanawiała się, co ma teraz zrobić. Przypomniała sobie o sztylecie. Popatrzyła na framugę. Nadal tkwił w niej, wbity prawie po rękojeść. Dotknęła go. Poczuła lekki ból. Cofnęła szybko rękę. Popatrzyła znowu na mężczyznę. Na jego twarzy znajdował się złośliwy uśmieszek. Był pewny wygranej. Odwróciła od niego wzrok. Znowu dotknęła sztyletu. To on był źródłem zimna. Tym razem jednak nie cofnęła dłoni, gdy poczuła ból. Z całej siły pociągnęła za rączkę. Nic. Jeszcze raz spróbowała. Włożyła w to wszytki swoje siły. Nóż lekko drgnął. Do trzech razy sztuka. Zaparła się mocno na nogach i raz jeszcze pociągnęła. Sztylet powoli wysunął się z drewnianej framugi. Trzymała go przez chwilę w ręce. Nagle opuściła go na podłogę. Nie chciała go dłużej dotykać. Nie mogła. Ręka paliła ja żywym ogniem. Nie miała odwagi na nią spojrzeć, wolała patrzeć na to, co się dzieje ze sztyletem. Kiedy wypuściła go z ręki, zaczął się palić. Gdy dotknął podłogi, buchnęły z niego płomienie. Po chwili nie został nawet po nim ślad. Nic, tylko kupka popiołów. Popatrzyła na mężczyznę. Nie uśmiechał się już. Był poważny.

-Nie pozwolę nikogo skrzywdzić.- twardo powiedziała do niego. Po tych słowach odwróciła się i wyszła. Nie zawołał za nią. Nie wysłał też żadnego czaru. To akurat ją cieszyła. Nie była pewna, czy potrafiłaby raz jeszcze odeprzeć atak. Wychodziła powoli, ciężkim krokiem. W dłoniach trzymała skrzynkę kowala. Nawet nie wiedziała, kiedy ją wzięła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to nie ona ją wzięła, że sama szkatułka w momencie, kiedy wychodziła, znalazła się w jej rękach. Jakby właśnie teraz znalazła sobie nowego właściciela. Cisza zagryzła wargi. Nigdy nie chciała być niezwykła, a tutaj... nawet nie potrafiła opisać tego, co się jej dzisiaj przydarzyło. Powietrze w chacie nadal przepojone było złem. Na szczęście wnet znalazła się na podwórzu.

Zerwał się wiatr. Nie zapowiadał on jednak burzy śnieżnej. Popatrzyła na szkatułkę, którą trzymała w rękach. Zobaczyła, że od prawej dłoni cała została zabarwiona na czerwono. To krew. Jej krew. Było jej już wszystko obojętne. No prawie wszystko. Najważniejsze było to, że poradziła sobie ze złym magiem. Na jak długo, nie wiadomo, ale na pewno chwilowo nie pokusi się na żadne używanie ciemnej strony mocy. Patrzyła na szkatułkę. Stefan. Już wiedziała, gdzie powinna ją zanieść. Szybko przemierzyła drogę prowadzącą do domostwa kowala. Zajrzała do kuźni. Na szczęście nie było w niej nikogo, oprócz chłopaka. Weszła do środka. Nie była pewna jak Stefan zareaguje na jej pojawienie się. Stał w tym samym miejscu, co wtedy jak wychodziła. Nadal obrabiał kawałek metalu. Jak tylko weszła, odwrócił się w jej kierunku. Zostawił to co robił i podszedł do niej. Popatrzył na nią z ciekawością. Musiała go ostrzec.

-Posłuchaj mnie uważnie.- mówiła spokojnym głosem, takim samym jak w domostwie Wróżbiarki. Czuła się jak ktoś inny, jak Cisza, osoba która posiada moc.- W osadzie pojawił się mag ciemnej ścieżki, który podaje się za Wróża. Oszukał w jakiś sposób dorosłych. Nie wypowiadaj nigdy przy nim swojego Imienia. Nigdy też nie mów mu o kamieniu. Przekaż to samo L... – powstrzymała się od wymówienia imienia dziewczynki - czwartej. A to - wyciągnęła przed siebie skrzynkę. Popatrzył na przedmiot ze zmarszczonymi brwiami. Dotknął czerwonej plamy. Cisza wiedziała, że nie będzie można jej usunąć. Na zawsze zostanie jako pamiątka dzisiejszych wypadków. Prawie wcisnęła mu w ręce skrzynkę. Nie mogła już jej dłużej trzymać. Miała wrażenie, że straciła rękę. Na szczęście zrozumiał i wziął szkatułkę. Szybko zawinęła dłoń w chustkę. Zaczęła mówić dalej.- To należy teraz do ciebie. Nikt inny nie będzie mógł dotknąć skrzynki bez twojej zgody. Pamiętaj o tym. A jeśli chodzi o imiona, to przybierzcie inne. Już ja postaram się o to, żeby pod nimi znano was w klanach. Ja nazywam się od dzisiaj Cisza. Pamiętaj.- zawiesiła głos. Patrzył na nią uważnie, jakby oczekiwał, że powie jeszcze coś ważnego. Racja, to ona powinna wybrać dla niego nowe imię. Dla niej imię wybrał Ilhion. Dotknęła kamienia, który nadal emanował przyjaznym ciepłem. Już wiedziała jakie imiona musi podać.

-Od dziś niech ludzie znają ciebie jako Sokoła. Niech Stefan odejdzie na zawsze w zapomnienie w pamięci ludzi, a niech Sokół zastąpi jego miejsce. To jest ten sam człowiek. Niech i tak stanie się w przypadku dziewczynki znanej dotychczas Leilą. Niech od dzisiaj znana będzie jako Wiara, ponieważ to ona kiedyś przypomni o tym, w co powinno się wierzyć, kiedy zawodzi rozum.- nie była pewna czy dobrze postępuje, ale nie miała wyboru. Stefan... nie Sokół skinął głową na znak, że przyjmuje imię. Szybko wyszedł z kuźni. Nie wiedziała w jaki sposób przekaże Wierze jej nowe imię, ale wiedziała, że to zrobi. Kamień mu w tym pomoże. Skrzynkę wziął ze sobą. Na pewno będzie chciał gdzieś ją ukryć. Cisza też wyszła z kuźni. Zobaczyła jak ludzie śpieszą do największego domostwa w osadzie, czyli do domu kowala, gdzie odbywały się obrady Rady. Chcieli zobaczyć nowego Wróża. Nie mogła na to patrzeć. Powoli zaczęła iść w stronę bramy wychodzącej na puszczy. Nie zdziwiło ją, że nie było przy niej wartowników. Otworzyła małą furtkę, znajdującą się obok bramy i wyszła na zewnątrz wałów. To nie tak miało być. Wróżbiarka powinna żyć. Chciała wykrzyczeć swój żal, ale nie miała odwagi. Pozwoliła jednak płynąć łzom. Do tej pory je powstrzymywała, ale teraz już nie mogła. Furtka sama zatrzasnęła się za nią. Kiedyś wykradła do niej klucz. Będzie miała jak wrócić. Szła ścieżką w stronę puszczy. Nie chciała wracać. Osada przestała być jej osadą. Teraz należała do jednego człowieka –maga. A ona nie wiedziała nic o mocy. To czego nauczyła się od duchów nie wystarczy, żeby się jemu przeciwstawić. Zaczęła iść dalej przed siebie. Weszła do lasu. Wielka puszcza zaczynała się dalej, jednak nie miała odwagi do niej wchodzić. Oparła się o buk. Przysiadła na jego korzeniu. Spojrzała na ręce. Jedna była czerwona niczym po oparzeniu, a druga obwinięta przesiąkniętą krwią chustką. Delikatnie odwinęła ją. Skrzywiła się na widząc jak wszystkie blizny popękały i leje się z nich nadal krew. Miała zamiar z powrotem owinąć ją w chustkę, kiedy usłyszała głos.

-Ciszo, jesteśmy.- popatrzyła w kierunku skąd on pochodził. Zobaczyła cztery postacie. Rozpoznała Ilhiona i duchy. Jednak czwartej postaci nie znała. Był to elf, ale inny od Ilhiona. Czarne, długie włosy miał rozpuszczone i sięgały mu poniżej pasa. Były przewiązane czarną przepaską ze znakiem Równowagi. Nie miał źrenic ani tęczówek. Patrzyła na niego zdumiona. Nieznajomy elf przykucnął obok niej. Uśmiechnął się lekko i popatrzył prosto w oczy. Dopiero teraz zobaczyła, że zarówno jego źrenice jak i tęczówki są prawie białe. Wyglądał jak ślepiec, ale nim nie był. Dotknął jej obu dłoni. Poczuła jak ból odchodzi. Zamiast niego pojawiła się ulga. Sama nie wiedziała, kiedy odwzajemniła uśmiech. Poczuła instynktowne zaufanie do tego elfa. Może dlatego, że nie bał się jej dotknąć. A może dlatego, że nie wyczuła w nim żadnego zła. Dopiero słysząc Ilhiona, oderwała oczy od nieznanego elfa.

-Ciszo, przedstawiam ci Cień. Od dziś będzie uczył ciebie, czym jest moc. A szczególnie czym jest jasna a czym ciemna strona mocy. Zna je obie.

Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco. Nie wiedziała co powinna odpowiedzieć, nie wiedziała, czy powinna cokolwiek odpowiadać. Milczała. Widocznie jednak nie oczekiwano od niej żadnych słów. Pomyślała, że znowu okazało się prawdziwe dawne powiedzenie: „uważaj czego sobie życzysz, ponieważ możesz to dostać”. Jeszcze więcej będzie musiała się uczyć, jeszcze mniej będzie miała wolnego czasu. Ze zdziwieniem zauważyła, że po raz pierwszy od wielu tygodni nie czuje bólu głowy. To również zawdzięczała najprawdopodobniej Cieniowi. Chociaż jedna dobra rzecz ją dzisiaj spotkała. Chociaż jedna.

 

 


Uwagi dotyczące strony lub książki proszę wpisywać do "Komentarza". Dziękuję. | barbarakosinska@[SKASUJ-ZAWARTOŚĆ-NAWIASU]op.pl

Back to content | Back to main menu