Main menu:
Ksiazka > Rozdzial 1-14
Nazajutrz
po rozdaniu kamieni, Psyche postanowiła porozmawiać o wszystkim z Wróżbiarką.
No może nie o wszystkim, ponieważ głosy zabroniły jej wyjawić całą prawdę.
Jednak powiedziała sporo. A potem Wróżbiarka zmieniła postępowanie wobec
dziewczynki. Na początku Psyche była bardzo szczęśliwa, ponieważ została
zwolniona z większości obowiązków. Jej dni wyglądały jednak jednolicie: rano
wstawała ze wszystkimi dziećmi, pomagała przy najmłodszych, potem przy
gotowaniu, sprzątaniu, karmieniu zwierząt, robieniu przetworów, przygotowywaniu
wełny i przy mnóstwie innych codziennych czynnościach, ale po obiedzie najpierw
szła do Wróżbiarki, gdzie czytała przez dwie miarki na świecy księgi, wybrane
dla niej przez wiedzącą, aż do podwieczorku. Potem spotykała się z Ilhionem i
ćwiczyła szermierkę, a kiedy nie miała już siły, aby ruszyć ręką, elf
odchodził, a pojawiał się albo mężczyzna z obrazu albo kobieta i uczyli ją.
Poznawała zioła i sztukę leczenia, historię, geografię, matematykę, o wiele dokładniej
niż Wróżbiarka uczyła inne dzieci. Uczyła się też pieśni, o których nikt w
klanach nie słyszał i legendy. Szczególnie te ostatnie ją interesowały,
gdyż mowa w nich była o pojawieniu się w
Imperium smoków. Wielkich i potężnych istot, które posiadały tak potężną moc,
że jeżył się włos człowiekowi na głowie. Uczyła się czegoś co nazywali
uzdrawianiem i panowaniem, chociaż nie miała pojęcia co to jest. No i
oczywiście także korzystania z kamienia i jeszcze o czymś, ale sama już nie
wiedziała o czym. W każdym bądź razie dnie wypełnione po brzegi mijały aż za
szybko. Nawet nie zauważyła jak minęły najpierw jedne a potem drugie i trzecie
jej urodziny. Wróżbiarka czujnie się jej przygląda, jakby czegoś szukała. A
przede wszystkim wiedząca unikała jej. Dziewczyna nie miała nawet z kim się
podzielić swoimi spostrzeżeniami, ponieważ zarówno Ilhiona jak i duchy
traktowała z szacunkiem godnym bohaterów z pieśni, a mieszkańcy osady byli
całkowicie pochłonięci swoimi problemami. Z czasem zaczęli jej unikać. Zresztą
nie czuła się najlepiej wśród nich, od czasu odejścia Rocha. Najgorsze i tak
było to, że zarówno Leila jak i Stefan również się od niej odsunęli. Nigdy nie
podeszli do niej, aby porozmawiać. Leila bawiła się z rówieśnikami i nie miała
ochoty rozmawiać z kimś, kto znalazł się poza klanem, aby z nią nie stało się
tak samo. Stefan zaś całe dnie spędzał w kuźni, a nocami czytał księgi. Nie
wyglądał dobrze, ale kiedy tylko zbliżała się do niego uciekał. Psyche czuła
narastającą złość, na wszystkich i wszystko wokół. Ale i tak była bezsilna,
więc napady złości mijały szybko, zostawiając uczucie bezradności i
bezsilności. A także konieczności nauki, co akurat jej się bardzo podobało.
Więc jak zwykle, wszystko ma swoje plusy jak i minusy. Zresztą kiedy patrzyła z
zazdrością na swoich rówieśników, wystarczyło że pojrzała na swoją prawą dłoń i
na białe blizny. Wtedy zawsze przypominała sobie ten szept, przechodzący w
głośne skrzeczenie „przeklęta”. I
wracała do elfa lub duchów. Oni dawali jej wiarę w to, że nie może być
przeklętą. A może to wszystko był senny koszmar i niedługo obudzi się wśród
codzienności klanów.
Czasami martwiła się o
Rocha. Nie miała od niego żadnych wiadomości, a Wróżbiarka też milczała.
Musiała wykazać się cierpliwością, ale nie przychodziło jej to łatwo. Czasami
myślała, że to wszystko wina tego całego Zapomnianego Boga, bo przecież demony
już dawno uwolniłyby ją od ziemskich cierpień skazując na wieczne. Chociaż w
tej chwili nie wiedziała co jest lepsze. Takie zawieszenie w ciągłej niepewności,
czy wieczna pewność. Ostatnio zaczęła się zastanawiać kim jest ten cały
Zapomniany Bóg. Legendy nie mówiły za wiele o Nim, a jedyne święto które
pozostało na jego cześć to właśnie święto Równowagi a i to nie wszędzie
obchodzone. Ludzie wzywali imienia Zapomnianego jak mieli jakoś problemy, ale
nic o Nim nie wiedzieli. A ona nie miała nawet odwagi zapytać o to swoich
nauczycieli, albo Wróżbiarki. Zresztą dorośli niechętnie tłumaczą coś dziecku,
a jak już, to tylko tak żeby dziecko zrozumiało. Przy czym nie cenią za wysoko
zdolności pojmowania dzieci. A właśnie niedługo kolejne dziecko będzie mogło
wygrać konkurs z okazji święta Równowagi i zażyczyć sobie zrównania. Ale Psyche
szczerze wątpiła, czy chociaż jedno miałoby takie życzenie. Tylko ona była na tyle
głupia, aby poprosić o coś takiego. Zresztą i tak nie dostała tego o co
poprosiła. Więc po co prosić. To wszystko jest takie zagmatwane. I
niesprawiedliwe. Zdusiła w sobie rozgoryczenie, które ostatnio zawsze w niej
było obecne. Wszystkim rządzą reguły ustalone przez dorosłych, a dzieci muszą
je dopiero poznawać. A jak nie rozumieją ich, to nawet nie próbuje się
tłumaczyć. To się chyba powinno nazywać samodzielnym zdobywaniem doświadczenia,
albo jakoś inaczej. Jedno jest pewne: jakkolwiek by to nazwać dziecko musi się
ich wszystkich nauczyć, a potem wedle nich żyć. Nie ma wyboru, nie ma innej
możliwości. Czas płynie nieubłaganie. Dzieci stają się dorosłymi, a dorośli
odchodzą. Tak odchodzą... A ona miała dziwną pewność, że wie kto umrze. Teraz
nadchodziła kolej na Wróżbiarkę i Psyche nie wiedziała, czy powinna o tym
powiedzieć wiedzącej. Zresztą przecież jest Wróżem, a Wróże mają zdolność
widzenia tego, co jest niewidzialne dla zwykłego człowieka. Powinna więc
wiedzieć, że nadchodzi jej czas. A jeśli nie wiedziała? Dziewczyna już od
dłuższego czasu zastanawiała się jak powinna postąpić. Powiedzieć czy nie
powiedzieć. A co jeśli się myli? Jeśli ostrzeże Wróżbiarkę, a ona ją wyśmieje i
powie, że sama o tym wie i nie potrzebuje pomocy dziecka. Chociaż Psyche nie
była już dzieckiem. Niedługo skończy trzynaście lat a niektóre z jej rówieśnic
były oddawane już za mąż. Wróżbiarka milczała jednak na temat jej przyszłości.
Rada również nic nie mówiła. Pozwalano jej żyć własnym życiem, pozostawiając o
wiele więcej swobody niż miały inne dzieci. Ale i na to sama nie miała wpływu.
Czuła się jak łódka niesiona prądem rzeki. Nic nie mogła zrobić, aby
powstrzymać bieg wydarzeń.
Poczuła na sobie czyjś
wzrok. Jak zawsze była obserwowana i pilnowana. Chociażby przez Ilhiona albo
maga o imieniu Blask Księżyca. Ale dlaczego? Cóż złego mogło jej się przydarzyć
w spokojnej osadzie? Nic. Ale najwidoczniej oni byli innego zdania. Wokół niej
pojawiało się coraz więcej tajemnic. Jedno było pewne: Blask Księżyca nie miał
zamiaru jej niczego uczyć, więc kiedy Ilhion odchodził miała więcej czasu
wolnego. Chociażby tak jak teraz, kiedy stała w swoim ulubionym miejscu, na
skraju osady, tuż przed wielką puszczą, to znaczy przed naprawionym wałem
obronnym, który kiedyś został zniszczony i dopiero po prawie ośmiu latach
odbudowano go. Osada była teraz tak samo chroniona jak przed napadem. Poczuła
lekki watr. Ilhion przekonał ją, żeby wierzyła przeczuciom. A właśnie poczuła,
że niedługo wydarzy się coś złego, coś na co nie ma wpływu, a jednak dotyczy
jej bezpośrednio. Spróbowała uchwycić to dziwne przeczucie, ale nie potrafiła.
Popatrzyła na wartowników. Przemierzali krótkie rewiry tam i z powrotem, tam i
z powrotem, tam i z powrotem... Poczuła jak ich jednostajny ruch usypia ją. A
wieczorem musiała być pełna sił, ponieważ czekało ją spotkanie z duchami.
Skrzywiła się na samą myśl o tym. Ostatnio lekcje nie należały do
najprzyjemniejszych. Duchy zaczęły się pojawiać razem i po prostu wkładały jej
do głowy wszystko, co powinna ich zdaniem umieć. Zawsze potem nie mogła zasnąć,
ponieważ prześladował ją paskudny ból głowy, który nie mijał nawet rano.
Dopiero napar z rumianku, szałwii i dzikiej róży zmniejszał go na tyle, że
mogła normalnie funkcjonować aż do kolejnej lekcji. Raz jednak ból głowy był tak
ogromny, że przezwyciężyła swój lęk przed nauczycielami i zapytała ich, czy nie
ma innego sposobu na naukę. A oni po prostu odrzekli jej, że mają za mało
czasu, aby przejmować się czyimiś wymyślonymi dolegliwościami. Teraz też ją
bolała. Potarła skronie, lecz nie na wiele się to zdało. Skoro jej nauczyciele
uważali, że sobie to wymyśliła, to znaczy, że głowa nie powinna ją boleć. Tylko
co z tego wynika? Znowu potarła skronie. Nie potrafiła się skoncentrować. Nie
była w stanie normalnie myśleć. A za dwie miarki czekało ją spotkanie. Nagle
poczuła chęć ucieczki.
Znowu delikatny podmuch
rozwiał jej włosy. Miała wrażenie, że szepta jej coś do ucha... Spróbowała
nasłuchiwać. Zamknęła oczy. Jednak wtedy poczuła, że ból głowy narasta. Był
coraz większy i większy. Zima... wiatr niósł ze sobą zapach śniegu z
południa... Przypomniała sobie ostatnie urodziny. Wolałaby o nich zapomnieć. To
wszystko przez Wróżbiarkę... To ona z samego rana obudziła dziewczynę i
powiedziała, że od dzisiaj zaczyna się jej prawdziwe życie. Potem przed całym
klanem ogłosiła, że nikt nie może jej dotknąć, aż wiedząca zarządzi inaczej.
Nikt nie miał zamiaru się przeciwstawiać. Wtedy dopiero Psyche dowiedziała się,
że nikomu tak naprawdę na niej nie zależy. Że wszyscy zagonieni za własnymi sprawami
nie interesują się dzieckiem, które przypadkiem zostało na uboczu życia osady.
A ona tak bardzo ich potrzebowała. Byli przecież jej jedyną rodziną. Innej nie
miała, a klan przecież jest klanem. W jedności siła - brzmi jedna z
najważniejszych zasad. I to wszystko miało miejsce w jej dwunaste urodziny,
czyli wtedy kiedy przestaje się uważać dzieci starsze za dzieci, a stają się
młodzieżą, która w razie potrzeby ma podjąć obowiązki dorosłych. A Psyche nie
przeszła przez obrzęd, najprawdopodobniej za trzy lata również nie dostąpi
ceremonii przejścia. No i dobrze, kto by się tym przejmował. Ona nie miała
zamiaru. Przecież zawsze mogło być gorzej. Mogła... Jakoś nie przychodziło jej
do głowy nic gorszego. Ale to nie oznacza, że nie może być nic gorszego. Teoretyczne
rozważania na ten temat postanowiła podjąć jak ją nie będzie tak bardzo boleć
głowa. Otworzyła oczy. Nic nie widziała! To niemożliwe. Przetarła je mocno, aby
zniknęła sprzed jej oczu ta zasłona mgły. Udało się. To było tylko chwilowe
przewidzenie. Nie straciła nawet na chwilę wzroku. To wszystko ze zmęczenia.
Jak odpocznie to wszystko wróci do normy. Nic się nie działo... nie zaraz. Coś
się dzieje.
-Wróżbiarka.- wyszeptała
z nagłym przestrachem. Zaczęła przedzierać się przez śnieg, który nie zdążył
jeszcze stopnieć. Najprawdopodobniej czekała ich długa zima i po raz pierwszy
od lat święto Równowagi nie będzie obchodzone na dworze, ale w największym z
domostw. Poruszała się najszybciej jak potrafiła. O dziwo żadne głosy nie
komentowały jej poczynań, do czego jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić. Było
tak odkąd odszedł Ilhion, czyli przez kilka ostatnich dni. Duchy mówiły do niej
tylko w czasie lekcji, a potem całe dnie milczały, aż przyszła pora na kolejne
zajęcia. Znowu to poczuła. Zdała sobie sprawę, że wiedząca umiera. To jeszcze
nie był jej czas. Może za miesiąc, albo dwa, ale nie teraz. Jeszcze powinna....
nie musi zdążyć. Nie pozwoli jej umrzeć. Nie teraz. Nie kiedy potrzebowała
jeszcze raz z nią porozmawiać i wyjaśnić... powiedzieć to czego sama nie
rozumiała. Ale może ona zrozumie, może ona wyjaśni. Przeskakiwała przez zaspy
najszybciej jak tylko mogła. Ciągle jednak miała wrażenie, że już jest za
późno, że cokolwiek zrobi, nic nie pomoże już Wróżbiarce. Nie poddawała się
jednak. W końcu zobaczyła dom wiedzącej. Nie było przed nim nikogo. Dopadła do
drzwi. Chciała je otworzyć, ale nawet nie drgnęły. Ktoś musiał je zamknąć od
wewnątrz na skobel. Szybko obiegła dom dookoła, ale nie zobaczyła żadnej
otwartej okiennicy, aby mogła wejść do środka. Znowu stanęła przed drzwiami i
zaczęła w nie uderzać.
-Wróżbiarko! Wróżbiarko!
– wołała, jednak nikt nie odpowiadał. Ona musiała być w środku. Przecież
przeczucia nigdy jej nie myliły. Nie myliły w takich sprawach. Przestała
uderzać w drzwi. Usłyszała zbliżających się dorosłych. Nie może stanąć przed
nimi taka roztrzęsiona. Spróbowała wziąć się w garść, ale nie potrafiła
opanować emocji. Pochyliła głowę, aby nie zobaczyli jej oczu, ponieważ za dużo
było w nich rozpaczy.
-Co się tu dzieje?-
zapytał z pretensją w głosie jakiś mężczyzna. Rozpoznała go, to był kowal.
-Gdzie jest Wróżbiarka?-
zapytała go, zamiast grzecznie odpowiedzieć na pytanie. Każda minuta była teraz
ważna. Powiedziała to opanowanym głosem. W końcu odważyła się podnieść wzrok.
Musiało w nim być coś dziwnego, ponieważ mężczyzna cofnął się o krok.
Dziewczynka zauważyła, że oprócz niego przybiegła też Klementyna, Jagoda i
Róża, a także mistrz miecza. Ten ostatni stał teraz najdalej od domostwa
Wróżbiarki i ciężko oddychał. Patrzył prosto na nią. Nie podobało jej się to
spojrzenie.
-U siebie.- odpowiedział
kowal.
-Drzwi są zamknięte.-
powiedziała tylko Psyche. Dorośli popatrzyli po sobie zdziwieni. Wiedząca nigdy
nie zamykała drzwi jeśli była w domostwie, ponieważ uważała, że każdy kto
pragnie wejść i z nią porozmawiać, nie powinien czekać. Tylko kiedy szła w
odwiedziny do sąsiednich osad, zamykała domostwo. To był znak, że jej nie ma i
że nikt nie ma prawa pod jej nieobecność wchodzić do domu. Tak było zawsze,
więc dlaczego akurat teraz jest inaczej. Dorośli popatrzyli po sobie bez słowa,
ale nic nie powiedzieli. Kowal podszedł do drzwi. Uderzył w nie mocno.
-Wróżbiarko! – wrzasnął
na całe gardło. Jednak jemu też nikt nie odpowiedział. Zaczął tarmosić za
klamkę, ale bezskutecznie.
– Dobra robota.- mruknął
pod nosem- W końcu sam to zrobiłem. - popatrzył po zgromadzonych. Jego wzrok
zatrzymał się na dziewczynce, która patrzyła na nich bez słowa, jakby na coś
czekała. Wiedział, że Wróżbiarka nakazała im nie spuszczać jej z oka, ponieważ
mogą jej być pisane wielkie rzeczy, dobre albo złe, ale to dopiero miało
nastąpić w przyszłości. Teraz mógł skorzystać z jej młodości. W końcu była
jeszcze taka mała, ile mogła mieć lat? Dwanaście? Trzynaście? Była dosyć niska,
ale miała mocną budowę, zresztą jak każde dziecko wychowywane w klanie, gdzie
każdy musiał pracować. Kto nie pracował, nie jadł.
-Dziecko, pobiegniesz
teraz najszybciej jak potrafisz do kuźni. Tam powiedz Stefanowi, że są mi
potrzebne narzędzia. Te które trzymam w drewnianej skrzyni. Potem szybko przybiegnij
tutaj z nimi. Zapamiętasz?- popatrzyła na nią z powątpiewaniem. Nie miał zbyt
wysokiego mniemania o dziewczynkach. Były bardzo słabe, w końcu sam miał trzy
córki i żadna z nich nie odziedziczyła jego budowy ani zamiłowania do
rzemiosła. Dwie wyszły już za mąż i obdarowały go wnukami, natomiast najmłodsza
miała lekką ułomność i na razie dotrzymywała matce towarzystwa w domu.
Przepięknie haftowała, ale na ile to się zda, kiedy potrzeba rąk do pracy.
Popatrzył jak dziewczynka kiwa głową, że zrozumiała i szybko biegnie w stronę
kuźni. Może rzeczywiście na coś się przyda. Sam znowu odwrócił się do drzwi i
zaczął w nie uderzać. Dostanie się, chociażby miał je obrócić w drzazgi.
Psyche
biegła najszybciej jak potrafiła. Jednak wiedziała, że już jest za późno, że
nic nie pomoże Wróżbiarce. Pośpiech na niewiele się zda. Ale cóż innego mogła
zrobić? Nic. I dlatego biegła. Do domostwa kowala nie było na szczęście daleko.
Wbiegła do kuźni. Jeszcze nigdy nie była w środku, kiedy płonął ogień. Kiedy
płonie ogień, to oznacza, że kowal pracuje, a jak kowal pracuje, to nikt nie
może wchodzić, oprócz jego pomocników, ponieważ jest to bardzo niebezpieczne.
Odczekała chwilę aż jej wzrok przyzwyczai się do ciemności i światła dawanego
tylko przez płomienie. W końcu zobaczyła Stefana. Bardzo wyrósł w ostatnim
czasie. Był przeraźliwie chudy, ale z pewnością nie dlatego, że żona kowala go
głodziła. Ona była uważana w osadzie za najlepszą kucharkę. Po prostu za szybko
rósł. Psyche otworzyła usta, aby go zawołać, ale zaraz je zamknęła. Nie chciała
go przestraszyć. Jeszcze zrobiłby coś nie tak i cała kuźnia stanęłaby w ogniu.
Praca tutaj należała do jednych z najtrudniejszych. W końcu zostawił kawałek
metalu nad którym pracował i odwrócił się do niej. Psyche miała wrażenie, że wiedział
kiedy tutaj weszła. Milczał. Jak od dnia kiedy stracił rodziców.
-Przysłał mnie kowal.
Powiedział, żebym przyniosła mu narzędzia z drewnianej skrzyni.- zaczęła mówić
śmiało i głośno. Stefan patrzył na nią uważnie. Nie przypominał już tamtego
zastraszonego chłopca, który uciekał, jak tylko ją zobaczył. Nagle zdała sobie
sprawę, że nie widziała go pół roku. To bardzo długo. Zarumieniła się pod jego
spojrzeniem. Nie lubiła jak ludzie tak na nią patrzyli. Jakby oceniali, czy
można wierzyć komuś takiemu jak ona. A przecież nigdy nikogo nie okłamała, ani
nie oszukała. Ale widocznie Stefan w końcu zobaczył to co chciał, ponieważ
odwrócił się w końcu do niej plecami i podszedł do dużej metalowej skrzyni.
Psyche nadal czuła jak płoną jej policzki. Miała nadzieję, że Stefan pomyśli,
że to z powodu gorąca panującego w kuźni. Sama nie wiedziała dlaczego tak jej
zależy na jego opinii. Podeszła do niego. Stanęła kilka kroków od skrzyni, aby
jemu nie przeszkadzać. W końcu zobaczyła jak wyciąga małą skrzynkę. Była zrobiona
z białego drewna. Piękna. Ktoś musiał spędzić wiele czasu, aby tak ślicznie
wyrzeźbić liście i kwiaty. Ale równocześnie wydawało się, że to nie jest
zwyczajny przedmiot. Nie potrafiła jednak sprecyzować co w nim jest tak
niezwykłego. Stefan podał jej skrzynkę. Wzięła ją do rąk. Powinna być cięższa.
Samo drewno powinno ważyć więcej, a przecież coś jeszcze musi być w środku,
inaczej kowal nie wysłałby jej po nią. Trzymała szkatułkę w dwóch rękach.
Zastawiała się czy powinna coś powiedzieć do Stefana. Jednak on stał, patrząc
na nią obojętnie. Po chwili odwrócił się i wrócił do metalu, który obrabiał
zanim przyszła. Poczuła urazę, ale przełknęła gniewne słowa, które cisnęły się
jej na usta. Też się odwróciła. Poszła najszybciej jak mogła do domostwa Wróżbiarki.
Nie miała odwagi biec, ponieważ nie wiedziała jak cenne jest to, co niesie. Nie
może przecież uszkodzić czegoś, co zostało powierzone jej opiece. Ale jak on
mógł. Jak mógł tak po prostu odwrócić się od niej? Bez słowa, bez żadnego gestu
pozdrowienia. Znów stłumiła uczucie urazy. Teraz najważniejsza była Wróżbiarka.
Nie pozwoli złym uczuciom zapanować nad sobą. Ilhion przestrzegał, że musi z
nimi walczyć. A ona wierzyła mu. Chociażby dlatego, że był elfem, a elfy widzą
rzeczy niewidzialne dla ludzi. W końcu doszła do domostwa Wróżbiarki. Przed
drzwiami stał kowal z mistrzem miecza i o czymś zażarcie dyskutowali. A raczej
kłócili się. Jak podeszła bliżej usłyszała ich podniesione głosy.
-... jak mogłeś ją
wysłać! Wróżbiarka powiedziała przecież wyraźnie, że...
-Wiem doskonale, co
powiedziała Wróżbiarka, ale chyba tobie szwankuje pamięć. Powinieneś lepiej
panować nad emocjami, Sławomirze!- kowal wyglądał na opanowanego, czego nie
można było powiedzieć o jego rozmówcy.
-Mam doskonałą pamięć i
życzę ci, żebyś miał taką samą w moim wieku.- odwarknął mistrz miecza. - Ty
natomiast zamiast mięśni powinieneś trenować mózg!
-To dziecko. Tylko
dziecko! Nie masz własnych, więc nawet nie wiesz jak je traktować...
-Przepraszam.- wtrąciła
cicho Psyche. Nawet nie zauważyli jak podeszła do nich. Wiedziała, że
rozmawiają o niej. Lepiej to przerwać, zanim dojdą do wniosku, że celowo
podsłuchuje. Poczuła się już trochę niepewnie. Poczuła, że rumieni się pod
spojrzeniem dorosłych. Nie powinni tak na nią patrzeć. Nie jak na dwugłowego
stwora z legend. Jak na jakiegoś potwora. Przecież nie było w niej nic
dziwnego. Jak patrzyła ostatnio w lustro, wyglądała tak samo jak jej
rówieśnicy. Nie była ani większa od nich ani mniejsza. To oni robili z niej
dziwoląga, a ona nie miała zamiaru się dostosowywać do ich wyobrażenia o niej.
– Przyniosłam
szkatułkę.- szepnęła jeszcze ciszej. Wyciągnęła przed siebie przedmiot. Kowal
bez słowa wziął go z jej rąk. Wszyscy patrzyli jak otwiera skrzynkę. Kluczyk do
niej miał zawieszony na szyi. Nie pokazał nikomu zawartości, ponieważ najpierw
przezornie odwrócił się do nich wszystkich plecami. Wyciągnął z niej klucz.
Otworzył nim zamek, ale drzwi nadal był zamknięte.
-Są zaryglowane.-
stwierdził ze zdziwieniem mistrz miecza. Ale Radzimira nie zdziwiło widocznie
to tak jak pozostałych zebranych, ponieważ zaraz wyciągnął jeszcze coś ze
skrzynki. Jakiś przedmiot, którego dziewczynka nie potrafiła nazwać. Dotknął
nim zamka. Dał się słyszeć odgłos odsuwanego rygla. To musiał być zaczarowany
klucz. Była ciekawa skąd on się wziął w skrzynce należącej do kowala.
Zainteresowało to też pozostałych, a szczególnie mistrza miecza, ponieważ
postanowił zadać pytanie, które wszystkim cisnęło się na usta.
-Skąd to masz?
-Od Wróżbiarki.- zwięźle
odpowiedział Radzimir, nawet nie odwróciwszy się do zebranych.
Taka odpowiedź nie
zadowoliła jednak zebrach, ponieważ chcieli przyjrzeć się dokładniej temu
przedmiotowi oraz innym skarbom, które kowal trzymał w skrzynce. I dlaczego
Wróżbiarka taką rzecz powierzyła akurat jemu, a nie komuś innemu. Przecież w
osadzie było tak wielu mądrych ludzi. O wiele mądrzejszych niż kowal, więc
dlaczego to on dostąpił tego zaszczytu.
-Kiedy...- zaczął
Sławomir, ale nie dane mu było dokończyć, ponieważ drzwi właśnie w tym momencie
otworzyły się same ukazując wnętrze domu.
-Chodźmy.- powiedział
równocześnie z mistrzem miecza, kowal. Nikt nie miał zamiaru przeciwstawiać się
komuś, kogo najprawdopodobniej wybrała sama Wróżbiarka na przywódcę. A
wiedzącej się nie przeciwstawia, ani nie pyta się jej dlaczego.
Kowal jako pierwszy
przekroczył próg. Za nim podążyli pozostali, najpierw mistrz miecza, a potem
kobiety. Psyche przez chwilę czekała niezdecydowana na progu. Bała się wejść.
Odkąd usłyszała ten szept w ciemnościach nazywający ją przeklętą, nie miała
odwagi wchodzić do domostwa Wróżbiarki, jeśli wiedzącej nie było obok. Ale
teraz nie wiadomo co się z nią stało. A jeśli będą potrzebować jej pomocy?
Westchnęła ciężko i postąpiła do przodu. Najpierw szła powoli, a potem coraz
szybciej. Jak mijała próg zauważyła, że kowal zostawił w drzwiach klucz.
Wyciągnęła go i włożyła do kieszeni. Nie chciała, aby ktoś ich zamknął w
domostwie. Doskonale pamiętała jak kiedyś musiała uciekać przed głosem. Jak
bała się, że straci rękę... Ale na szczęście nic tak złego się jej nie
przydarzyło, więc może i teraz będzie dobrze. Wolałaby czuć obok siebie
obecność duchów, ale one ostatnio milczały. A najlepiej, gdyby był z nią
Ilhion. Jednak sama też sobie poradzi. Byli przecież dorośli. Raptem
przystanęła przed wejściem do kolejnego pomieszczenia. Chwyciła się za głowę.
Zachwiała się. Ból był ogromny. Zamknęła oczy, aby nie krzyczeć. Zaczęła
oddychać głęboko, ponieważ najczęściej pomagało jej to zapanować nad ciałem.
Jednak tym razem nie było to takie proste. Minęła dłuższa chwila zanim
otworzyła oczy. Tutaj musiało stać się coś złego. Usłyszała krzyk. Kobiety. Nie
potrafiła go rozpoznać z takiej odległości, ale nie mogła więcej tracić czasu.
Lekko zataczając się, zaczęła iść w kierunku skąd dochodził. Jeśli dobrze
słyszała, dobiegał on z pomieszczenia, gdzie Wróżbiarka trzymała swoje księgi.
Oddychała ciężko. Nie potrafiła zapanować nad oddechem. Dorośli stali jak
skamieniali, a na podłodze leżało ciało Wróżbiarki. Ktoś... albo coś się
pochylało nad wiedzącą. Zakapturzona postać. Wszyscy stali bez ruchu. Pierwszy
opanował się kowal. Podszedł do tego czegoś i zdarł kaptur. Ukazała się łysa
głowa i odstające uszy. Zebrani ludzie odetchnęli z ulgą. To był człowiek, a
nie jakieś stworzenie przysłane przez złe moce. Jednak dziewczyna nadal
przyglądała się postaci podejrzliwie. Kim on był? Kowal podniósł właśnie jedną
ręką tego człowieka w powietrze, jakby ważył on nie więcej od piórka. Postać
roześmiała się głośno. Poczuła jak na ten dźwięk jeżą jej się włosy na karku.
Najwidoczniej jednak tylko ona poczuła coś takiego, ponieważ pozostali
przyglądali się z uśmiechami nieznajomemu.
-Prawdziwy siłacz z
ciebie.- powiedział ze śmiechem mężczyzna.
Psyche cofnęła się do
tyłu. Ten głos. Znała go. To on mówił „przeklęta”. Ale co on tu robił? Księga,
gdzie jest księga? Zaczęła rozglądać się wokół. Księga, mówiąca skrzekliwym
głosem. Głos, który z niej dobiegał, nadal prześladował ją w koszmarach. Nigdy
go nie zapomni i dlatego wiedziała kogo ma przed sobą. A raczej co. Zło. Zło w
najczystszej postaci. Musi ostrzec pozostałych. Już otwierała usta, aby im to
powiedzieć, ale zobaczyła, że oni uśmiechają się wesoło do mężczyzny. Nie
uwierzą jej. Będzie musiała zatem zastanowić się, jak powinna postąpić. Cofnęła
się jeszcze bardziej. Stała teraz pod ścianą, tak jakby miała zamiar się w nią
wtopić. Miała nadzieję, że nieznajomy nie zauważył jej. Niech Zapomniany
sprawi, żeby wziął ją za zwykłe dziecko z osady. Niech nie poweźmie żadnych
podejrzeń co do jej osoby.
-Ale zgotowaliście mi
przywitanie!- mówił tym samym lekkim tonem mężczyzna. - Wystraszyłem się, jak
tak nagle tutaj wpadliście. Zapewne zastanawiacie się kim jestem. Otóż kiedy do
cesarza doszła wiadomość o tym, że wasza Wróżbiarka jest ciężko chora,
postanowił od razu wysłać mnie w drogę, żebym był już na miejscu, kiedy
wiedząca odejdzie na zawsze spośród żywych. Mam za zadanie podjąć jej
obowiązki.
-Czy Wróżbiarka nie
żyje?- zapytał z trwogą w głosie mistrz miecza. Psyche nigdy nie słyszała, żeby
mówił w taki sposób. Jednak nikt nie zwrócili na to uwagi. Patrzyli nadal na
nowo przybyłego. Nawet na chwilę nie odwrócili od niego wzroku. Coś tu było nie
tak. Czy to był czar? Czy czary właśnie działały w taki sposób? A może działo
się tutaj coś innego.
-Obawiam się, że tak.- z
udawanym smutkiem w głosie odpowiedział nieznajomy. Wyprostował się w końcu.
Był o wiele wyższy niż myślała na początku. Wzrostem prawie dorównywał
kowalowi. Był tylko przeraźliwie chudy.
– Kiedy przybyłem,
umierała. Nie mogłem nic innego zrobić ponad podtrzymanie wiecznego ognia.- na
znak wiarygodności, że mówi prawdę wskazał na jaśniejące w otwartych drzwiach
palenisko. Dziewczynka spojrzała również w tamtym kierunku. Jaki ogień?
Przecież tam nie było żadnego ognia. Palenisko właśnie wygasało i jeśli zaraz
nie zrobi się czegoś, to ogień zagaśnie. A jak raz wygaśnie, to będzie trzeba
przynieść go ze świątyni Kalan. Tylko że mnisi mieszkający tam niezbyt chętnie
dawali wieczny ogień. Ten kto chciał go wziąć musiał przejść przez próby. Nikt
nie wiedział jak one wyglądały. Tylko Wróże mogli dostąpić tego zaszczytu, a
oni niewiele mówili. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Myślała intensywnie. Wniosek
mógł być tylko jeden: nowoprzybyły nie był Wróżem, ani nawet prawdziwym magiem,
jakiego chętnie by powitały klany. Był magiem ciemnej ścieżki. A tacy nie
pojawiali się bez powodu w małej osadzie, gdzie od trzech lat nie zawitał nawet
jeden handlarz, gdyż tak daleko znajdowała się od głównego traktu. Więc znalazł
się tutaj w konkretnym celu. Pytanie tylko w jakim.
-Musimy jak najszybciej
oddać ją płomieniom. Tak nakazał cesarz, ponieważ jej choroba nie jest nam w
pełni znana. A nie chcemy niepotrzebnie ryzykować.- ciągnął człowiek. Dorośli
pokiwali z powagą głowami, jakby właśnie oczekiwali, że to powie. Nikt nawet
nie spojrzał na Wróżbiarkę. Dziewczynka za to popatrzyła. Poczuła mdłości.
Zobaczyła, że cała posadzka jest we krwi. To był mord. Okrutny mord. Poczuła
jak kamień na jej szyi robi się gorący. Prawie ją parzył. Chciał zmusić ją,
żeby stąd uciekła. Tylko że ona nie miała zamiaru pozostawić dorosłych samych.
Nie mogła pozwolić żeby doszło do jeszcze większego nieszczęścia. Nagle
przyszła jej do głowy przerażająca myśl. Mogła ostrzec Wróżbiarkę. Gdyby to
zrobiła, to wiedząca by teraz żyła, a ten mag by się nie pokazał w ich osadzie.
Dlaczego jej nie zaufała? Dlaczego tak bardzo bała się, że jej nie uwierzy?
Trzeba było po prostu powiedzieć, a wtedy może by nie doszło do nieszczęścia.
To nie mag zabił Wróżbiarkę, ale ona. Z trudem opanowała się. Teraz ważny jest
tylko spokój. Tylko spokój może jej teraz pomóc. Nie emocje. Przypomniała sobie
ćwiczenia, których uczyły ją duchy. Panowanie, najważniejsze jest panowanie.
Jak potrafisz zapanować nad swoimi uczuciami, możesz zapanować też nad resztą
swojej osoby. Zaczerpnęła głęboko tchu. Po chwili mogła już spokojnie
przyglądać się rozwojowi wypadków. Spokojnie i bez uczuć od których się
odgrodziła. Zobaczyła jak mężczyzna ściąga szary płaszcz i narzuca go na ciało
Wróżbiarki. Dorośli stali bez ruchu, przyglądając się bezczynnie jego poczynaniom.
-Chciałbym zwołać
jeszcze dzisiaj Radę. Musimy omówić wiele spraw.- powiedział tym samym
przesłodzonym głosem, od którego przechodziły jej po plecach ciarki. Dorośli
zaczęli wychodzić powoli. Dziewczyna jednak została. Patrzyła twardo przed
siebie. Podjęła decyzję. Nie będzie przed nim uciekać. Nie może pozwolić, żeby
dowiedział się o istnieniu Stefana i Leili. Wiedziała, że pojawił się tutaj ze
względu na kamień. Najprawdopodobniej nie wiedział, że w osadzie są aż trzy.
Przecież główna zasada wszelkich zabaw mówiła, że nie opłaca się chować
wszystkich skarbów w jednym miejscu, ponieważ wtedy najłatwiej jest je znaleźć.
Ale jeśli... jeśli ktoś oczekuje jednego skarbu, to nawet przez chwilę nie
pomyśli, że w tym samym miejscu może być jeszcze coś cenniejszego. Więc dobrze,
ona da mu jeden cel: siebie. W końcu to ją nauczano. To ona była na to
przygotowana, a nie Stefan czy Leila. To dlatego Ilhion odszedł, a duchy
milczały. Tylko dlaczego pozwolili umrzeć Wróżbiarce? Dlaczego? Na pewno zapyta
się ich o to i nie pozwoli zbyć się wzruszeniem ramion. Zobaczyła, że ostatni
wychodzi kowal Zostawił swój skarb, skrzynkę, tuż obok ciała Wróżbiarki.
Całkowicie zapomniał o tym, co uważał za najcenniejsze. Psyche zacisnęła mocno
wargi. Ona nie pozwoli, żeby skrzynka dostała się w łapy tego maga. Kowal stał
już w progu, kiedy się odwrócił. Miała nadzieję, że przypomniał sobie o
drewnianej skrzynce.
-Czy spotkanie
odpowiadałoby wam za miarkę na świecy, Wróżu?- zapytał. Dziewczyna poczuła jak
cała wzdryga się na to określenie. Miała ochotę krzyknąć i powiedzieć, że z
niego taki wróż jak i z niej. Ale nie zrobiła tego. Mężczyzna nie mógł
dowiedzieć się o niej. Nie w obecności jeszcze jednej osoby. Musi poczekać aż
zostaną sami. Jeszcze trochę. Cierpliwości. Patrzyła jak kowal zachowuje się
niczym grzeczne dziecko, które nie chce narazić się rodzicowi. Zagryzła wargi.
Będzie milczeć. Do czasu.
-Oczywiście.- z
dobrotliwym uśmiechem odpowiedział rzekomy wróż. Radzimir posłusznie wyszedł.
Jego zwalista postać ledwo co się mieściła w drzwiach.
Psyche uważnie
przypatrywała się mężczyźnie, który został na środku pomieszczenia. Nieznajomy
odczekał aż drzwi za wychodzącym się zamkną. Wtedy uśmiech zniknął z jego
twarzy. Teraz nie przypominał dobrodusznego starszego człowieka. Kiedy całkowicie
się wyprostował, dziewczyna doszła do wniosku, że nie może mieć więcej niż
czterdzieści lat. Zapadnięte policzki i przeraźliwie chuda postać nasuwała
skojarzenia z drapieżnym ptakiem. Sępem. Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo pod
nosem. Przeczucia nigdy ją nie myliły. Poznała więc jego imię. Teraz tylko musi
się mu przedstawić jako główny cel. Zobaczymy kto tu będzie prawdziwym
myśliwym. Mężczyzna właśnie pochylił się nad ciałem Wróżbiarki. Przyglądał się
uważnie ciału starej kobiety. Jak zabrał swój płaszcz, to dopiero teraz mogła
się uważniej przyjrzeć się, co zrobił Wróżbiarce. Widok nie należał do
najprzyjemniejszych. Wiedziała jednak, że od dzisiaj będzie musiała
przyzwyczaić się do różnych rzeczy. Opanowanie. Odgrodzenie od uczuć. Przecież
trenowała to od dwóch lat. Musi więc przywyknąć do nowych rzeczy, także do
martwych ciał. Opanowała mdłości. Mężczyzna właśnie wyciągał z klatki
piersiowej Wróżbiarki nóż. Był długi i wąski o dziwnej rękojeści. Znajdował się
na niej jakiś napis. Znajdowała się za daleko, aby go odczytać. Jednak po
wyciągnięciu sztyletu mężczyzna nie wstał. Przyglądał się przez chwilę ciału
kobiety. Prawą rękę wyciągnął w kierunku rany. Psyche poczuła jak ostatni
posiłek podchodzi jej do gardła. Wiedziała co chciał zrobić. Czytała kiedyś o
tym. Jeśli on był rzeczywiście magiem ciemnej ścieżki i to on zabił Wróżbiarkę,
to miał zamiar właśnie zawładnąć duszą Wróżbiarki, aby ją wykorzystywać do
sobie tylko znanych celów. Chciał wykorzystać wiedzę i moc, aby być jeszcze
potężniejszym magiem. Nie mogła na to pozwolić. Przełknęła z trudem ślinę.
Dlaczego na Zapomnianego akurat ją musi to wszystko spotykać? Dlaczego ją, a
nie jakiegoś potężnego maga jasnej ścieżki, który po prostu spopieliłby sługę
mroku. Zaczerpnęła głęboko powietrza. Poczuła jak spływa na nią spokój. Nie
była sama, miała kamień. Miłe ciepło. Teraz mogła zrobić już to, co musiała.
-Nie radziłabym tego
robić, Sępie.- powiedziała spokojnie. W tym momencie nie czuła żadnych emocji.
Była skoncentrowana tylko na tym, co działo się w pomieszczeniu. Nie czuła nic,
żadnego lęku. Jakby była kimś innym. Może właśnie taka będzie w przyszłości.
Może właśnie tego próbują ją nauczyć. Patrzyła na mężczyznę. Wiedziała, że
jeśli na chwilę spuści go z oczu on to wykorzysta, aby i ją zabić. Potem
zabierze jej kamień, skazując tym na wieczne potępienie. Nie miała zamiaru do
tego dopuścić. Na dźwięk jej głosu nieznajomy podniósł raptownie głowę.
Rozejrzał się wokół, ale nic nie zobaczył. Nie widział jej. Pochylił znowu
głowę i miał zamiar kontynuować tę dziwną ceremonię, której chciał poddać ciało
Wróżbiarki. Nie pozwoli mu na to.
-Ne rób tego.-
powiedziała raz jeszcze. Mężczyzna znowu podniósł głowę. Tym razem jednak
wstał. To dobrze. Odciągnęła go od ciała zabitej. Z księgi, którą kiedyś czytała,
dowiedziała się, że to co miał zamiar zrobić, można uczynić tylko do pół miarki
na świecy od śmierci. Inaczej dusza, do tej pory uwięziona złym czarem, uwalnia
się w stronę światła. Musiała zatem jeszcze przez chwilę przyciągnąć jego
uwagę. Powoli wyszła z cienia, w którym stała. Poruszała się bezszelestnie, jak
w tańcu. Tak jej nakazał czynić Ilhion w niebezpieczeństwie. Podziękowała mu w
myślach za czas poświęcony na naukę. Czuła się dzięki temu pewniej, podobnie
jak dzięki sztyletowi schowanemu w bucie oraz krótkiemu mieczowi, oba były
prezentami od elfa na urodziny. Starała się wyglądać na bardziej pewną siebie
niż była w rzeczywistości. Wiedziała, że nie może pokazać po sobie strachu. To
byłaby ostatnia rzecz, jaką by zrobiła przed śmiercią. Na szczęście nic nie
czuła. Wypełniał ja absolutny spokój. I cisza.
-Czyżbym odgadła twoje
Imię...- zawiesiła na chwilę głos. Mężczyzna cofnął się trochę, jakby nie
chciał stać na wyciągnięcie ręki od niej-... Sępie?- dokończyła ze złośliwym
uśmiechem. Stanęła właśnie nad ciałem Wróżbiarki, odgradzając go od niej.
Patrzyła jak mężczyzna cofa się o kilka kroków. Dobrze, wystraszyła go.
Chciałaby, żeby zachowywał się względem niej jak tamten elf w wielkiej puszczy.
Wiedziała jednak, że nie jest to takie łatwe. On nie będzie się jej bał,
ponieważ on już był przeklęty, a ona może dopiero stanie się taka jak on. Nie
miała jednak zamiaru stać się podobną do niego, jeśli tylko będzie mogła sama
decydować. Dopóki ma wybór, miała zamiar służyć jasnej stronie mocy, nie ciemnej.
Dopóki będzie miała najmniejszy wybór dobrowolnie się nie podda. Pozostanie
wierna temu, czego nauczał ją Ilhion.
-Kim jesteś?- zapytał
mężczyzna. Patrzył na nią lekko zdezorientowany. Nie spodziewał się takiego
przywitania. Kamień delikatnie ogrzewał ją. Z nim na szyi czuła się tak, jakby
mogła zrobić wszytko. I zrobi wszystko, co tylko będzie mogła.
-Tym kogo się nie
spodziewałeś.- odpowiedziała. Wiedziała, że nie może tego przeciągać w
nieskończoność. Jeśli mężczyzna zdecyduje się przyzwać ciemną moc, nie będzie
miała więcej zmartwień, ponieważ zginie w jednej chwili. Myślała intensywnie.
Musi się mu jakoś przedstawić. Prawda nie wchodziła w grę. Kłamać też nie
mogła, ponieważ on to zauważy. Musiała powiedzieć prawdę, ale nie całą. Tylko
tyle, żeby wprowadzić go w błąd. Nagle przypomniała sobie jak do niej mówił
Ilhion. Od przeszło trzech lat nie usłyszała swojego imienia z jego ust. Duchy
również nie wymawiały go. Ludzie z osady też nie. Ale elf często mówił do niej
inaczej. Przypomniała sobie właśnie jedną z lekcji, jaką jej dawał.
„Każdy z nas w chwili
narodzin przynosi ze sobą na świat Imię. To Imię może stać się albo
błogosławieństwem, albo przekleństwem, to zależy od człowieka i od jego
decyzji. Tylko ludzie, którzy nie obawiają się, że ktoś zawładnie ich mocą,
wyjawiają swoje prawdziwe Imię. Nie jest ich wielu: są to elfy, ponieważ one
zawsze służą światłu, zwykli śmiertelnicy, w których moc jest uśpiona, ale są w
tej grupie także przepotężni magowie, którzy nie martwią się, że ktokolwiek
mógłby nad nimi zapanować. Najczęściej jednak osoby posiadające wielką moc
otrzymują nowe imię, gdy moc ujawni się w nich, po to aby ciemność nie miała do
nich łatwego dostępu. Poznać imię, nawet zwyczajnego człowieka, to zapanować
nad nim i zamienić w żywego trupa.”
Reszty jego nauk nie
pamiętała. Zresztą nie były jej one potrzebne w tej chwili. Najważniejsze, to
nie powiedzieć swojego prawdziwego Imienia. Ilhion wymyślił dla niej imię.
Powiedział, żeby zawsze z niego korzystała. Niech zastąpi jej prawdziwe. Zabronił
jej nawet myśleć o sobie jako o Psyche. Teraz miała zamiar przedstawić się
swoim drugim imieniem.
-Myślałam, że tak wielki
mag jak ty powinien wiedzieć kim jestem, ale widocznie muszę sama się
przedstawić.- powiedział spokojnym głosem. Nie chciała, żeby powziął
jakiekolwiek podejrzenia, że jest kimś innym niż mówi. Wiedziała, że Wróżbiarka
w czasie jej ostatnich urodzin, nakazała mieszkańcom osady zapomnieć jak ma na
imię. Teraz dziękowała jej za to.
-Jestem Cisza.- starym
zwyczajem skrzyżowała ręce na piersiach. Dłonie miała zaciśnięte w pięści.
Oznaczało to, że mu nie ufa. Innego przywitania nie mógł oczekiwać z jej
strony. Pochyliła też lekko głowę, ale nie spuszczała z niego wzroku. Niech
myśli, że ona wie o nim wszystko. Mężczyzna odwzajemnił gest. Skrzywiła się
lekko. Dobrze go przygotowali przed przysłaniem tu. Niedobrze. Może mieć
problemy z wodzeniem go za nos.- A teraz wybacz mi, ale muszę coś zrobić.- po
tych słowach kucnęła. Wiedziała, po prostu wiedziała, że zaraz dusza Wróżbiarki
zacznie wędrówkę w stronę światła. Zostanie uwolniona z pęt. Miała zamiar
ułatwić jej to. A raczej uniemożliwić przeszkodzenie jej w tym. Zamknęła oczy.
Wiedziała, że usłyszy, jak tylko mężczyzna się poruszy. Zawsze było jej
łatwiej, gdy przestawała patrzeć. Dotknęła delikatnie miejsca, gdzie Wróżbiarka
została zraniona. Musiała sobie przypomnieć, czego uczyły jej duchy. Jedną z
pierwszych nauk, było to w jaki sposób wysłać duszę na wieczny odpoczynek. Albo
wieczne potępienie, w zależności od tego jakie było życie człowieka.
Koncentracja. Najważniejsza jest koncentracja. W końcu odnalazła w sobie, to
czego szukała. Zaczerpnęła głęboko powietrza. Już miała zacząć, kiedy
przypomniała sobie o Sępie. Podniosła na niego wzrok. Nadal stał w tym samym
miejscu, jakby coś nie pozwoliło mu nawet poruszyć się o krok. Wiedziała, że
nie była to ona. Nagle za nim zobaczyła dwie przeźroczyste niczym mgła
postacie. Były to duchy. Uśmiechały się lekko do niej. Jednak ona nie
odwzajemniła uśmiechu. Nie mogła. Nie chciała, aby mężczyzna domyślił się co go
trzyma, nie chciała, aby przywołał swoją moc i zniszczył duchy. Jeszcze nie
nadszedł ich czas. Zdała sobie sprawę, że duchy chronią ją, a ona ich. Teraz
nic jej nie grozi. Znowu zamknęła oczy. Rękę już od kilku chwil trzymała na
piersi Wróżbiarki. Poczuła jak zaczyna z zaschniętej już rany płynąć krew.
Wiedziała, że jest to sprzeczne z tym, co jest możliwe, a co nie, ale widocznie
tak miało być. Rana musi się oczyścić. W ciele wiedzącej nie może zostać nawet
odrobina tego co złe. Dziewczyna rozłożyła szeroko rękę na ranie. Po kilku
nieskończenie długich chwilach krew zastygła. Poczuła to pod swoją dłonią.
Zasklepiła się najpierw, a później zabliźniła. Zrobiła to, chociaż nie było to
łatwe. Czuła się zmęczenie, a to jeszcze nie był koniec tego, co musiała
zrobić. Otworzyła oczy. Po ranie pozostała tylko duża biała blizna. Dobrze.
Teraz czas na oczyszczenie ze zła. Nadal trzymała szeroko rozwartą dłoń na
piersi Wróżbiarki. Nabrała powietrza, tak jak do nurkowania. Powoli zaczęła je
wypuszczać. Powtórzyła tę czynność dwukrotnie. Kiedy po raz trzeci zaczęła
wypuszczać powietrze, z jej ust wypłynęły dźwięki. Cicha, tęskna melodia. Tak
stara jak klany, a może jeszcze starsza. Nie miała słów, ponieważ była czystą
mocą. Słyszała, że bardowie stworzyli do niej pieśń, ale w przeciwieństwie do
melodii nie była w niej zaklęta moc. Dźwięki przypominały tchnienie wiatru. I
takie właśnie miały być. Ciche i tęskne, wolne niczym wiatr, ponieważ to z
wiatrem uleci dusza Wróżbiarki, aby zacząć wieczną wędrówkę. W pomieszczeniu
zawirowało powietrze. Był to znak, że robi wszystko tak, jak powinna. Nie
wiedziała kiedy nabiera powietrza. Melodia trwała nieprzerwanie. Kiedy była już
w połowie, stało się to, na co czekała. Leżąca na podłodze Wróżbiarka
zaczerpnęła powietrza. Otworzyła nagle oczy. Zajaśniały one na biało. Był to
znak mocy, której służyła przez całe życie. Dziewczyna obawiała się tej chwili.
Nie wiedziała co zobaczy. Nie była pewna, czemu służyła Wróżbiarka. Wiedziała,
że teraz może już dokończyć obrzęd oczyszczania ze zła. Melodia wzniosła się na
wyższe dźwięki. Kobieta otworzyła usta. Pojawiło się światło, takie samo jakim
jaśniały oczy. Głos dziewczyny zaczął opadać. Dźwięki były coraz niższe i
cichsze. Tuż przed tym, jak przestały być słyszalne, światło eksplodowało. Cała
komnata spowita została jasnością. Przez jedno uderzenie serca. Chociaż miała
zamknięte oczy „widziała” to. Jednak po chwili wszystko wróciło do normy. Wtedy
też jej głos umilkł. Powoli otworzyła oczy. Popatrzyła na ciało Wróżbiarki. Nie
było śladu po krwi. Nie było też najmniejszego znaku po tym, co się stało przed
chwilą. Czyli udało jej się. Dusza Wróżbiarki została uwolniona. Powoli wstała.
Popatrzyła na mężczyznę, który ciągle stał w tym samym miejscu. Tylko że teraz
nie było już duchów, które go powstrzymywały. Już nie zagrozi Wróżbiarce.
Pierwsza bitwa została wygrana przez nią. Miała tylko nadzieję, że pozostałe
też wygra. Skłoniła lekko głowę przed nim i odwróciła się. Nie chciała tutaj
przebywać nawet chwili dłużej. Popatrzyła na półki. Księgi Wróżbiarki zniknęły.
Nie dowie się o sekretach wiedzącej. Nie pozna też wiedzy Wróży, a to było w
tej chwili bardzo ważne. Powoli otworzyła drzwi. Miała właśnie przez nie
przejść, kiedy nagłe przeczucie kazało jej się pochylić i odwrócić. Nad jej
głową przeleciał sztylet. Ten sam, od którego zginęła Wróżbiarka. Wbił się we
framugę. Wyprostowała się.
-Nie radzę robić tego w
przyszłości.- powiedziała opanowanym głosem. Czegoś takiego właśnie się
spodziewała i nie zawiodła się. Jednak mężczyzna nie skończył na tym. Złączył
ręce ze sobą. Między dłońmi zaczęła wirować moc. Czerwone światło nie wyglądało
przyjaźnie. Utworzył z niego kulę. Kulę ognia, żeby ją spaliła. Jakaś
część dziewczyny miała ochotę krzyczeć i uciekać. Opanowała ją jednak szybko.
Nie mogła tak postąpić. Od dzisiaj już nie. Miała wrażenie jakby coś się w niej
obudziło. Coś wielkiego i potężnego. Nie potrafiła jednak powiedzieć czy to
coś, wewnątrz niej jest dobre czy złe. Patrzyła na maga. Musi uważać. Nie miała
zamiaru spłonąć. Musiała żyć, bo musiała chronić klany, tak jak to czyniła
dotychczas Wróżbiarka. Nie było nikogo innego. Tylko ona. Kula niebezpiecznie
rosła w dłoniach mężczyzny. Kiedy była już wielkości głowy człowieka, wypuścił
ją z rąk. Szybko leciała w jej kierunku. Wyciągnęła przed siebie rękę.
-Stój.- wyszeptała. Sama
nie wiedziała czego się powinna spodziewać, ale na pewno nie tego co nastąpiło.
Kula spełniła jej żądanie i zatrzymała się w miejscu, tuż przed jej wyciągniętą
dłonią. Czuła gorąco, jakim emanowała. Między jej dłonią a kulą zaczęły
pojawiać się świecące pasma. To czar Sępa. Jeśli kula nie spopieli jej od razu,
to zrobi to po chwili.
-Ziemia.- wyszeptała
takim samym głosem jak poprzednio. Nitki ognia przestały dotykać jej dłoni, a
zaczęły sięgać do podłogi. Drewniana podłoga nie zajęła się ogniem. Płomienie
dosięgały posadzki i nagle gasły. Domyśliła się dlaczego tak się działo. To nie
był prawdziwy ogień lecz moc. Poczekała, aż całe zaklęcie zostanie wchłonięta
przez ziemię pod posadzką. Kiedy to się stało, opuściła rękę. Spojrzała znowu
na mężczyznę. Patrzył na nią bez słowa. Miał dziwne spojrzenie.
-To ciebie szukałem.-
powiedział lekko skrzeczącym głosem. Poczuła jak robi jej się zimno. Ten
chłód... To on go sprowadził. Musiał być bardzo potężnym magiem.
-Skoro tak uważasz.-
odpowiedziała obojętnym głosem. Nie miała zamiaru pokazywać po sobie lęku,
ponieważ jak się odkryje z własna słabością, on to wykorzysta.
-Tak właśnie jest...
Ciszo.-
Znowu poczuła zimno.
Zapamiętał podane przez nią imię. Zastanawiała się, co ma teraz zrobić.
Przypomniała sobie o sztylecie. Popatrzyła na framugę. Nadal tkwił w niej,
wbity prawie po rękojeść. Dotknęła go. Poczuła lekki ból. Cofnęła szybko rękę.
Popatrzyła znowu na mężczyznę. Na jego twarzy znajdował się złośliwy uśmieszek.
Był pewny wygranej. Odwróciła od niego wzrok. Znowu dotknęła sztyletu. To on
był źródłem zimna. Tym razem jednak nie cofnęła dłoni, gdy poczuła ból. Z całej
siły pociągnęła za rączkę. Nic. Jeszcze raz spróbowała. Włożyła w to wszytki
swoje siły. Nóż lekko drgnął. Do trzech razy sztuka. Zaparła się mocno na
nogach i raz jeszcze pociągnęła. Sztylet powoli wysunął się z drewnianej
framugi. Trzymała go przez chwilę w ręce. Nagle opuściła go na podłogę. Nie
chciała go dłużej dotykać. Nie mogła. Ręka paliła ja żywym ogniem. Nie miała
odwagi na nią spojrzeć, wolała patrzeć na to, co się dzieje ze sztyletem. Kiedy
wypuściła go z ręki, zaczął się palić. Gdy dotknął podłogi, buchnęły z niego
płomienie. Po chwili nie został nawet po nim ślad. Nic, tylko kupka popiołów.
Popatrzyła na mężczyznę. Nie uśmiechał się już. Był poważny.
-Nie pozwolę nikogo
skrzywdzić.- twardo powiedziała do niego. Po tych słowach odwróciła się i
wyszła. Nie zawołał za nią. Nie wysłał też żadnego czaru. To akurat ją
cieszyła. Nie była pewna, czy potrafiłaby raz jeszcze odeprzeć atak. Wychodziła
powoli, ciężkim krokiem. W dłoniach trzymała skrzynkę kowala. Nawet nie
wiedziała, kiedy ją wzięła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to nie ona
ją wzięła, że sama szkatułka w momencie, kiedy wychodziła, znalazła się w jej
rękach. Jakby właśnie teraz znalazła sobie nowego właściciela. Cisza zagryzła
wargi. Nigdy nie chciała być niezwykła, a tutaj... nawet nie potrafiła opisać
tego, co się jej dzisiaj przydarzyło. Powietrze w chacie nadal przepojone było
złem. Na szczęście wnet znalazła się na podwórzu.
Zerwał się wiatr. Nie
zapowiadał on jednak burzy śnieżnej. Popatrzyła na szkatułkę, którą trzymała w
rękach. Zobaczyła, że od prawej dłoni cała została zabarwiona na czerwono. To
krew. Jej krew. Było jej już wszystko obojętne. No prawie wszystko.
Najważniejsze było to, że poradziła sobie ze złym magiem. Na jak długo, nie
wiadomo, ale na pewno chwilowo nie pokusi się na żadne używanie ciemnej strony
mocy. Patrzyła na szkatułkę. Stefan. Już wiedziała, gdzie powinna ją zanieść.
Szybko przemierzyła drogę prowadzącą do domostwa kowala. Zajrzała do kuźni. Na
szczęście nie było w niej nikogo, oprócz chłopaka. Weszła do środka. Nie była
pewna jak Stefan zareaguje na jej pojawienie się. Stał w tym samym miejscu, co
wtedy jak wychodziła. Nadal obrabiał kawałek metalu. Jak tylko weszła, odwrócił
się w jej kierunku. Zostawił to co robił i podszedł do niej. Popatrzył na nią z
ciekawością. Musiała go ostrzec.
-Posłuchaj mnie
uważnie.- mówiła spokojnym głosem, takim samym jak w domostwie Wróżbiarki.
Czuła się jak ktoś inny, jak Cisza, osoba która posiada moc.- W osadzie pojawił
się mag ciemnej ścieżki, który podaje się za Wróża. Oszukał w jakiś sposób
dorosłych. Nie wypowiadaj nigdy przy nim swojego Imienia. Nigdy też nie mów mu
o kamieniu. Przekaż to samo L... – powstrzymała się od wymówienia imienia
dziewczynki - czwartej. A to - wyciągnęła przed siebie skrzynkę. Popatrzył na
przedmiot ze zmarszczonymi brwiami. Dotknął czerwonej plamy. Cisza wiedziała, że
nie będzie można jej usunąć. Na zawsze zostanie jako pamiątka dzisiejszych
wypadków. Prawie wcisnęła mu w ręce skrzynkę. Nie mogła już jej dłużej trzymać.
Miała wrażenie, że straciła rękę. Na szczęście zrozumiał i wziął szkatułkę.
Szybko zawinęła dłoń w chustkę. Zaczęła mówić dalej.- To należy teraz do
ciebie. Nikt inny nie będzie mógł dotknąć skrzynki bez twojej zgody. Pamiętaj o
tym. A jeśli chodzi o imiona, to przybierzcie inne. Już ja postaram się o to,
żeby pod nimi znano was w klanach. Ja nazywam się od dzisiaj Cisza. Pamiętaj.-
zawiesiła głos. Patrzył na nią uważnie, jakby oczekiwał, że powie jeszcze coś
ważnego. Racja, to ona powinna wybrać dla niego nowe imię. Dla niej imię wybrał
Ilhion. Dotknęła kamienia, który nadal emanował przyjaznym ciepłem. Już
wiedziała jakie imiona musi podać.
-Od dziś niech ludzie
znają ciebie jako Sokoła. Niech Stefan odejdzie na zawsze w zapomnienie w
pamięci ludzi, a niech Sokół zastąpi jego miejsce. To jest ten sam człowiek.
Niech i tak stanie się w przypadku dziewczynki znanej dotychczas Leilą. Niech
od dzisiaj znana będzie jako Wiara, ponieważ to ona kiedyś przypomni o tym, w
co powinno się wierzyć, kiedy zawodzi rozum.- nie była pewna czy dobrze
postępuje, ale nie miała wyboru. Stefan... nie Sokół skinął głową na znak, że
przyjmuje imię. Szybko wyszedł z kuźni. Nie wiedziała w jaki sposób przekaże
Wierze jej nowe imię, ale wiedziała, że to zrobi. Kamień mu w tym pomoże.
Skrzynkę wziął ze sobą. Na pewno będzie chciał gdzieś ją ukryć. Cisza też
wyszła z kuźni. Zobaczyła jak ludzie śpieszą do największego domostwa w
osadzie, czyli do domu kowala, gdzie odbywały się obrady Rady. Chcieli zobaczyć
nowego Wróża. Nie mogła na to patrzeć. Powoli zaczęła iść w stronę bramy
wychodzącej na puszczy. Nie zdziwiło ją, że nie było przy niej wartowników.
Otworzyła małą furtkę, znajdującą się obok bramy i wyszła na zewnątrz wałów. To
nie tak miało być. Wróżbiarka powinna żyć. Chciała wykrzyczeć swój żal, ale nie
miała odwagi. Pozwoliła jednak płynąć łzom. Do tej pory je powstrzymywała, ale
teraz już nie mogła. Furtka sama zatrzasnęła się za nią. Kiedyś wykradła do
niej klucz. Będzie miała jak wrócić. Szła ścieżką w stronę puszczy. Nie chciała
wracać. Osada przestała być jej osadą. Teraz należała do jednego człowieka
–maga. A ona nie wiedziała nic o mocy. To czego nauczyła się od duchów nie
wystarczy, żeby się jemu przeciwstawić. Zaczęła iść dalej przed siebie. Weszła
do lasu. Wielka puszcza zaczynała się dalej, jednak nie miała odwagi do niej
wchodzić. Oparła się o buk. Przysiadła na jego korzeniu. Spojrzała na ręce.
Jedna była czerwona niczym po oparzeniu, a druga obwinięta przesiąkniętą krwią
chustką. Delikatnie odwinęła ją. Skrzywiła się na widząc jak wszystkie blizny
popękały i leje się z nich nadal krew. Miała zamiar z powrotem owinąć ją w
chustkę, kiedy usłyszała głos.
-Ciszo, jesteśmy.-
popatrzyła w kierunku skąd on pochodził. Zobaczyła cztery postacie. Rozpoznała
Ilhiona i duchy. Jednak czwartej postaci nie znała. Był to elf, ale inny od
Ilhiona. Czarne, długie włosy miał rozpuszczone i sięgały mu poniżej pasa. Były
przewiązane czarną przepaską ze znakiem Równowagi. Nie miał źrenic ani
tęczówek. Patrzyła na niego zdumiona. Nieznajomy elf przykucnął obok niej.
Uśmiechnął się lekko i popatrzył prosto w oczy. Dopiero teraz zobaczyła, że zarówno
jego źrenice jak i tęczówki są prawie białe. Wyglądał jak ślepiec, ale nim nie
był. Dotknął jej obu dłoni. Poczuła jak ból odchodzi. Zamiast niego pojawiła
się ulga. Sama nie wiedziała, kiedy odwzajemniła uśmiech. Poczuła instynktowne
zaufanie do tego elfa. Może dlatego, że nie bał się jej dotknąć. A może
dlatego, że nie wyczuła w nim żadnego zła. Dopiero słysząc Ilhiona, oderwała
oczy od nieznanego elfa.
-Ciszo, przedstawiam ci
Cień. Od dziś będzie uczył ciebie, czym jest moc. A szczególnie czym jest jasna
a czym ciemna strona mocy. Zna je obie.
Wszyscy patrzyli na nią
wyczekująco. Nie wiedziała co powinna odpowiedzieć, nie wiedziała, czy powinna
cokolwiek odpowiadać. Milczała. Widocznie jednak nie oczekiwano od niej żadnych
słów. Pomyślała, że znowu okazało się prawdziwe dawne powiedzenie: „uważaj
czego sobie życzysz, ponieważ możesz to dostać”. Jeszcze więcej będzie
musiała się uczyć, jeszcze mniej będzie miała wolnego czasu. Ze zdziwieniem
zauważyła, że po raz pierwszy od wielu tygodni nie czuje bólu głowy. To również
zawdzięczała najprawdopodobniej Cieniowi. Chociaż jedna dobra rzecz ją dzisiaj
spotkała. Chociaż jedna.