Wykleci - Granitowy Wierch


Go to content

Rozdzial XV

Ksiazka > Rozdzial 15-23

Rozdział piętnasty Zmrok
Rozdział piętnasty                              Zmrok

 

 

 

Cisza tak bardzo skoncentrowała się na stawianiu kroku za krokiem, że zdawało się, iż wszystko wokół niej przestało istnieć. Liczyło się tylko to, żeby nie zostać za daleko w tyle za idącymi na zebranie Rady Mistrzów. Wiedziała, że gdyby wcześniej nie usłyszała głosu, który zmusił ją do wykorzystania mocy, to teraz nie byłaby aż tak słaba. Skrzywiła się, kiedy weszła do Granitowego Wierchu. Tutaj, gdzie nie dochodziły ani promienie słońca, ani miesiąca, było jeszcze gorzej. Musiała polegać na własnych siłach i modlić się do Zapomnianego, żeby to wystarczyło. Tępym wzrokiem patrzyła na ludzi idących przed nią. Byli prawie niewidoczni, chociaż wiedziała, że magiczne lampy świecą jasno. Lecz nie dla niej. Ona była na granicy dwóch światów, a tam nie ma jasności. Tam jest tylko półmrok, wszechobecny cień. Była za słaba, nawet żeby skontaktować się z Ziu. Teraz wiedziała, że błędem było połączenie całej mocy z ziemią. Ale wtedy nie myślała o tym, że powinna zostawić trochę mocy na utworzenie osłony przeciwko dzwonowi. Najważniejszy był Ceresh. Chciała, żeby było już po zebraniu Rady, aby wszystko się już wyjaśniło i mogła odpocząć. Zasługiwała na to. Żałowała, że uzdrowiciele mocy nie zauważyli, iż jej też powinni pomóc, no ale co zrobić. W końcu dotarła do otwartych drzwi, za którymi zniknęli mistrzowie. Nadszedł już czas, aby poznać kolejny nieznany pokój w Granitowym Wierchu. A znała ich już wiele. Czasami krążyła korytarzami bez celu, przemierzając różne poziomy. Znalazła kilka sekretnych przejść, które można było uruchomić nakierowując w określone miejsce swoją energię. Tylko że wtedy pozostawiało się tam swój znak. Musiała potem go rozwiewać, aby jakiś mistrz, albo adept z wyższego roku nie zauważył niczego.

Obraz w końcu przestał jej tak bardzo pulsować przed oczami. Ból jednak pozostał. Co prawda nie był już tak wszechogarniający jak poprzednio, ale nadal czaił się gdzieś na obrzeżach świadomości. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym zbierała się Rada. Znajdowało się tutaj wiele stołów ustawionych w okrąg. Z trzech stron znajdowały się kominki, w których teraz paliło się coś. Coś ponieważ nie było to drewno, zresztą drewnem nie palono wewnątrz Granitowego Wierchu, chyba że w kuchni. Kominki dawały ciepło, ponieważ zrobiło jej się gorąco. Ściągnęła pelerynę i przewiesiła ją przez torbę. Prawie potknęła się o nie kiedy szła do Granitowego Wierchu. W ten sposób przypomniała sobie, że powinna zabrać je ze sobą. Miała ochotę usiąść i odpocząć, ale nie zaproponowano jej krzesła. Musiała więc stać. Poczuła gorycz. Tylko przez sześć tygodniu udało jej się ukryć swoje umiejętności i to, jak wpływał na nią dzwon. Już tego nie zmieni. Mistrzowie właśnie zajęli miejsca. Starzec i varg usiedli na samym środku, naprzeciwko wejścia. Musiał zajmować bardzo wysoką pozycję w Radzie, skoro przynależało do niego to miejsce. Zauważyła, że szczupły, niewysoki mężczyzna siada po jego prawej stronie, a po lewej jakiś inny mistrz, będący magiem jasnej strony mocy. Reszta mistrzów siadała chyba w przypadkowej kolejności, tak jak wchodziła do sali. Podeszła trochę do przodu i stanęła obok pozostałych uczniów, wezwanych na Radę. Miała obok siebie drobnego chłopaka o okrągłej buzi, który wyrwał Mistrzynię Cecylię z odrętwienia. Ceresh, Woken, Orish, Dirk i jeszcze jeden chłopiec, imienia którego nie znała stali dalej. Pochyliła głowę. Nie chciała, aby zobaczyli jej oczy. Zresztą nie chciałaby, żeby coś zostało przez nią zniszczone, tak jak lustro. Jej wzrok błądził po twarzach i przedmiotach, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej. Zauważyła, że nad kominkiem znajdującym się naprzeciwko wejścia wisiał ogromny obraz. Nie, to była ogromna mapa całego imperium. Chciała, aby w końcu jakiś mistrz przemówił. Zostały jeszcze cztery wolne krzesła. Mistrzowie siedzieli i nie mówili nic do siebie. Czuła, że czekają na coś, albo kogoś. W końcu ktoś wszedł. To był smok w ludzkiej postaci. Usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Była pewna, że pęknie pod jego ciężarem, ale nic takiego nie nastąpiło. W tej samej chwili szczupły Bezimienny siedzący po prawej stronie starca z vargiem podniósł się i zaczął mówić. Miał głęboki głos, który powinien należeć do barda, a nie Bezimiennego.

- Pozostała trójka nie pojawi się, ponieważ wykonuje swoje zadania. Potem przekażemy im relację z obrad. Teodor - wskazał na może dwudziestoletniego mężczyznę, który siedział obok niego z piórem i kałamarzem oraz stertą pergaminów przed sobą. Był bardzo blady, prawie przeźroczysty, tylko jego głowa płonęła pomarańczowymi włosami.- od dziś będzie zapisywał relacje z obrad. Powinniśmy zawsze dokładnie wiedzieć jakie tematy były poruszane, a czasami zapominamy o tym. Teodor pisze najszybciej ze wszystkich znanych mi ludzi i jest moim byłym uczniem.- Teodor wstał. Widziała, że jest mocno zdenerwowany. Drżały mu nogi. Skłonił się głęboko przed zebranymi. Widocznie nie był tak pewny swoich umiejętności jak jego Mistrz. Spłonął czerwonym rumieńcem identycznym w kolorze jak jego włosy. Po chwili Teodor opadł na krzesło. Chwycił za pióro, rozłożył pierwszy pergamin, pochylił gotowy. Nie podniósł już więcej oczu na zebranych.

- Przejdźmy do sprawy, która zadecydowała o tej Radzie. Dzisiaj na dziedzińcu doszło do użycia Wielkiej Mocy przez jedną z uczennic, ale jeszcze wcześniej miało miejsce coś, czego nie rozumiem. Może Mistrzyni Cecylia zabierze głos i opowie, czego była świadkiem. Nasz jasnowidzący i Wróże muszą mieć dokładne informacje, zanim wejrzą w przyszłość bądź w przeszłość.

Mistrzyni Cecylia wyglądała na mocno zaskoczoną, że powołano ją na świadka, lecz posłusznie wstała i po chwili wahania zaczęła mówić, słabym, niepodobnym do swojego zwyczajnego głosu.

- Miałam zajęcia z grupą, w skład której wchodzą uczniowie wyklętych. Uczniowie jak zwykle wzięli kamienie, które mają im zapewnić jednorazowy powrót na ziemię i zaczęli wchodzić w trans. Zanim jednak weszli w niego do końca coś się stało. Jeden z uczniów krzyknął „nie”. Po chwili zauważyła, że trzech uczniów unosi się w powietrzu. Krzyknęłam, żeby użyli jednorazowego czaru, ale oni nadal latali. Nie potrafiłam się ruszyć. Teraz sądzę, że ktoś rzucił na mnie czar, ale nie wiem jak to się stało, ponieważ nigdy jeszcze mi się to nie przytrafiło. Zawsze byłam bardzo ostrożna i nadal jestem. Jeszcze nigdy nie musiałam interweniować na zajęciach, wystarczała moc kamieni. W każdym bądź razie nie pamiętam co się działo później. Dopiero jak Konrad mnie dotknął - wskazała ręką na chłopca stojącego obok Ciszy, ale mistrzowie i tak popatrzyli na dziewczynę, na znak na jej czole, którego nie mogła w pełni ukryć przepaska. - zobaczyłam, że trzech chłopców nie może powrócić samodzielnie na ziemię. Po chwili zauważyłam, że trzech innych uczniów unosi się w powietrze, kontrolując swoją moc. Konrad przekazał mi, że sprowadzą na ziemię dwóch, a dla mnie zostawili trzeciego, Craga. W normalnych okolicznościach nie pozwoliłabym na coś takiego, ale to nie były zwyczajne okoliczności. Tu chodziło o życie trzech uczniów, a to byli wyklęci. Nie miałam wyboru. Uniosłam się w powietrze i sprowadziłam na ziemię Craga. Dopiero jak to zrobiłam, zobaczyłam, że ktoś uwalnia moc. Nie mogłam nic zrobić.

Po tych słowach Mistrzyni zamilkła. Cisza zerkała na nią od czasu do czasu. Nie potrafiła zrozumieć o co chodziło z tym uwolnieniem mocy.

-Dirku, albo ty Cragu, czy pamiętacie jak to się stało, że nagle zaczęliście unosić się w powietrzu?

Znowu ten sam Bezimienny zadał pytanie. Widocznie był przewodniczącym Rady. Wzrok Ciszy prześlizgiwał się po mistrzach. Liczyła ich. Zebranych było pięćdziesięciu siedmiu. Znajdowali tutaj się chyba wszyscy mistrzowie nauczający z Granitowym Wierchu.

-Miałem wrażenie, że coś nagle we mnie uderzyło. Nie mam pojęcia co to mogło być, panie.- powiedział bardzo cicho chłopiec o kwadratowej budowie i ciemnych, wyglądających na mokre włosach. To był Crag. Mógł mieć dwanaście lat. Jego głos załamał się pod koniec wypowiedzi i „panie” powiedział falsetem. Widocznie biedak przechodził mutację. Chłopak spłonął rumieńce i chyba powziął decyzję, że nie powie już nawet słowa.

-No cóż, Cragu, wiele nam to nie wytłumaczyło, ale dziękujemy tobie, że powiedziałeś cokolwiek.- Mistrzowi widocznie też przyszło to do głowy, ponieważ nie pytał go już więcej o nic.- Teraz musimy się nad tym zastanowić. Ty i Dirk możecie odejść do komnat swoich Mistrzów. A ty Konradzie, czy chciałbyś coś powiedzieć?- zapytał chłopca stojącego obok niej. Ci, którym pozwolił odejść nie zastanawiali się i prawie wybiegli z sali, nie żegnając się z nikim. Cisza zauważyła, że nikt nie zwrócił uwagi na ich odejście. Przecież ich Mistrzowie powinni coś powiedzieć, dodać im trochę otuchy. Mogli dzisiaj zginąć.

-Ja, Mistrzu, nie mam wiele do powiedzenia. Jestem jednym z uczniów na kapłana i od razu zauważyłem, że dzieje się coś niedobrego. Wtedy podeszła do mnie ta dziewczyna - wskazał na Ciszę, widocznie nie wiedział kim ona jest. Była pewna, że skoro jest głównym tematem plotek, to każdy ją zna, ale widocznie była nazbyt pewna siebie. Słuchała z uwagą dalszych słów Konrada.- i powiedziała, żebym dotknął używając swojej mocy Mistrzynię Cecylię, a wtedy ona zostanie wyrwana z otępienia. Powiedziała też, że sama zajmie się Cereshem. Postanowiłem postąpić tak jak powiedziała, bo i mnie wydawało się, że Mistrzyni jest pod działaniem jakiegoś czaru, nie wiedziałem tylko czy moja moc wystarczy, ale najwidoczniej ona - znowu wskazał ręką na Ciszę.- wiedziała, co czyni. Kiedy obejrzałem się za siebie, zobaczyłem, że zaczyna unosić się nad ziemią. Dotknąłem Mistrzyni, wtedy stało się coś, ale nie wiem co i po chwili Mistrzyni zaczęła też unosić się w powietrzu. Nie wiedziałem co dalej powinienem zrobić, ale doszedłem do wniosku, że przecież pozostali Mistrzowie powinni wiedzieć, co się dzieje na dziedzińcu, więc zacząłem biec w stronę Wierchu, ale Mistrzowie już sami zaczęli się pojawiać na dziedzińcu. Ja... nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć.- zakończył niezdarnie. Zaczął wpatrywać się w podłogę, jakby właśnie zauważył tam coś bardzo ciekawego. Cisza rozumiała go doskonale. Sama najchętniej schowałaby się w jakieś ustronne miejsce, gdzie nie patrzyłoby na nią tyle ciekawych oczu. I nie czułaby podejrzliwości pochodzącej od mistrzów.

-Skoro już poznaliśmy twoją wersję wypadków możesz odejść, Konradzie.- Mistrz, który zwołał spotkanie miał spokojny głos. Przepełniony pewnością siebie.

-Ależ, Szary Wilku...- zaczął jakiś inny Mistrz.

-To ja prowadzę Radę, nie ty Rajmundzie.- upomniał go spokojnie nazwany Szarym Wilkiem. Cisza nie mogła się powstrzymać i spojrzała na niego. Mimo drobnej sylwetki wydawał się bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Może to dlatego, że był Bezimiennym, a może dlatego, że tak jak ona nosił przybrane imię. Zauważyła kątem oka, że Mistrz Rajmund siada na miejsce bez słowa. Z trudem powstrzymała się od uśmiechu zadowolenia. Należało mu się takie upomnienie.

-Możesz już odejść. Jeśli jednak zajdzie taka potrzeba, to zostaniesz wezwany na Radę, ale wątpię, czy będzie to konieczne. Dziękuję, że nam opowiedziałeś swoją wersję.- mówił tak, jakby przed chwilą nie upominał innego mistrza. Cisza była ciekawa jaką zajmował pozycję na Radzie skoro mógł sobie na to pozwolić i że nikt inny nie zareagował.

-Dziękuję, Mistrzu.- Konrad skłonił głowę i powoli wyszedł. Zauważyła, że był blady jak pergamin. To nie było dla niego łatwe przeżycie. Będzie musiała potem z nim porozmawiać na temat zdarzeń tego dnia. Ale najpierw musi jakoś wybrnąć z sytuacji, w której się znajdowała. Pomyślała, że Mistrzowie mogliby pozwolić im usiąść. Musieli ciągle stać. Zerknęła na Ceresha. Wyglądał okropnie. Jego oczy jaśniały nadal i było oczywiste, że całkowicie stracił panowanie nad swoją mocą. Dobrze, że chociaż czterech uzdrowicieli mocy otaczało go nadal osłoną.

-Skoro już wysłuchaliśmy kilku wersji czas poznać kolejną. Orishu, czy mógłbyś nam opowiedzieć jak ty się wplątałeś w tę kabałę.

- Z własnej, nieprzymuszonej woli, Mistrzu.- chłopak uśmiechnął się lekko. Cisza zauważyła, że i jego oczy jaśnieją mocą, ale w przeciwieństwie do Ceresha całkowicie nad nią panował. Musiał zrobić niesamowite postępy w osłonach od pierwszych zajęć, kiedy to widziała jak sobie radzi.- Na początek chcę zauważyć, że tak jak pozostali uczniowie, którzy tutaj zostali, jestem wyklętym. Dlatego zauważyłem szybko na co się zanosi. Od razu poczułem, że zaklęcia straciły przyczepność w ziemi, ale nie wiedziałem, co mogę zrobić. Zauważyłem, że Cisza ma jakiś pomysł więc uznałem, że przyda jej się moja i Wokena pomoc. Tak też zrobiłem. Obaj mieliśmy sprowadzić bezpiecznie Dirka na ziemię i udało nam się to, chociaż nie było to łatwe.

-Ale w jaki sposób poradziliście sobie?-

-Jesteśmy wyklętymi.- odpowiedział po prostu Woken, jakby to wszystko wyjaśniało.

-To jednak nie wyjaśnia pytania, które zadałem.

-Ja myślę, Mistrzu, że wyjaśnia.- znowu odpowiedział Woken. On również nie wyglądał za dobrze. Blada twarz prawie zlewała się z jasnymi włosami, a żółte oczy świeciły jak u kota. Nie było łatwo na niego patrzeć. Ale on też panował nad swoją mocą. I to całkowicie sam. Nie korzystał już z uziemienia, które wykonała dla niego przed pięcioma tygodniami. Poczuła żal. Radził już sobie doskonale sam. Nie potrzebował jej pomocy.

Po sali rozszedł się szmer wzburzenia. Mistrzom najwidoczniej nie spodobał się sposób w jaki odpowiedział Woken. Chłopak patrzył na Szarego Wilka. Cisza wiedziała, co kryło się za jego zachowaniem. Nie chciał w sali Rady zostać chwili dłużej. Wśród niechęci mistrzów. A dotyczyła ona tylko pierwszego roku uczniów wyklętych. Dziwne.

-Skoro nie macie nic więcej do powiedzenia....- Szary Wilk zawiesił głos, jakby miał nadzieję, że jednak coś jeszcze powiedzą, jednak oni milczeli. – Skoro nie macie nic więcej do powiedzenia Radzie, wnioskuję, że wasza obecność nie będzie dłużej potrzebna. Możecie już odejść.

Orish i Woken skłonili głowy. Ceresh nie był w stanie tego uczynić. Wyglądał na otępiałego. Jakby nie było dla niego ważne co się dzieje wokół niego. Cisza doszła do wniosku, że uzdrowiciele mocy już dawno powinni sobie z tym poradzić. Ona pomogła mu tylko powrócić na ziemię. Nie zrobiła mu krzywdy. Nie potrafiłaby, nawet przypadkiem. Jutro zastanowi się nad tym. Dzisiaj nie myślała jasno.

- Powinniście zabrać tego chłopaka stąd. Musi zostać poddany leczeniu mocy.- Szary Wilk spojrzał na Ceresha i chyba dopiero teraz zauważył to, co od dłuższego czasu było dla niej oczywiste. Przecież i tak nie będą w stanie zadać pytań Cereshawi. No, pytania to mogliby zadawać sobie do woli, ale chłopak na pewno na żadne by nie odpowiedział. Chyba nawet by ich nie usłyszał.

-Dlaczego on tu jeszcze jest?- dopytywał się przewodniczący Rady, szukając winnego. Ale winnego nie było. Ceresh znajdował się tutaj, bo to on kazał przyprowadzić wszystkich, którzy brali udział w zdarzeniu na dziedzińcu. - Zaprowadźcie go do komnat, gdzie leżą ranni i chorzy, jest puste.

Na te słowa czterech uzdrowicieli podniosło się z miejsc. To byli ci, którzy ciągle otaczali Ceresha swoimi uzdrowicielskimi osłonami nie pozwalając zrobić mu krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu. Ceresh patrzył ciągle niewidzącym wzrokiem przed siebie. Cisza wzdrygnęła się jak spoczął on na niej. Przecież ona nie zrobiła nic złego! Ona tylko uziemiła jego moc. To, że był w takim stanie to nie była jej wina. Co prawda musiała na siłę pomóc Cereshowi, co wyrządziło pewne szkody, ponieważ teraz będzie musiał sam złamać jej czar, albo będzie musiała zrobić to sama i dopiero wtedy będzie mógł sam postawić nowe osłony, ale to nie powinno mu przeszkadzać w chodzeniu. Czuła się winna, winna temu że mogła niechcący wyrządzić mu jakąś krzywdę. Jeśli jednak użyła w zły sposób mocy? Przecież taka ewentualność też istniała... poczuła niepewność... a może to ona źle postąpiła i mistrzowie mieli rację traktując ją z taką podejrzliwością. Nie, nie może w ten sposób myśleć! Fala bólu pomogła jej pozbyć się wątpliwości. Zmarszczyła brwi walcząc z nim. Poczucie winy nie pochodziło od niej, ale było wywołane przez podejrzliwość mistrzów. Miała pewność, że nie uwierzą w jej tłumaczenia.

-Skoro zostałaś już tylko ty, to powinniśmy usłyszeć twoją wersję wydarzeń.- Szary Wilk nie powiedział jednak tego do niej, ale do zebranych, jakby chciał ich przekonać, że powinni wysłuchać jej relacji. Spróbowała zmusić zmęczony umysł do pracy

- Zajęcia zaczęły się tak jak zwykle. – mówiła ze spokojem i głośno - Ja w każdym bądź razie nie zauważyłam niczego niezwykłego. Nagle poczułam, że coś się zmieniło w otaczającej mnie energii. Zobaczyłam, że trzech uczniów unosi się w powietrzu. Nie kontrolowali swojego lotu. Mistrzyni krzyczała, żeby wykorzystali kryształy, ale oni nie potrafili tego uczynić. Dopiero po chwili zauważyłam, że coś zniszczyło czar i że są bezbronni. Zauważyłam też, że Mistrzyni jest pod wpływem zaklęcia oszałamiającego. Nie miałam odwagi jej dotknąć, bo...- zawahała się na ułamek sekundy, niepewna czy powinna im mówić o pozostałych swoich umiejętnościach. Lepiej będzie je przemilczeć. Postanowiła powiedzieć częściową prawdę. - ... bo nie znałam tego czaru i nie widziałam na jakich zasadach on działa. Wiedziałam jednak, że kapłani mogą bezkarnie dotykać nawet opętanych mocą, a chłopak stojący obok mnie był właśnie uczniem na kapłana, więc poprosiłam go, żeby wyrwał spod czaru Mistrzynię. Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Orish podszedł do mnie i powiedział, że on i Woken zajmą się jednym z chłopców. Ja postanowiłam sprowadzić na ziemię Ceresha. Nie wiem dlaczego tak zadecydowałam - dodała szybko widząc jak mistrzowie otwierają usta, żeby zdać to pytanie. – Potrafię dobrze latać, więc szybko dotarłam do Ceresha i go uziemiłam.

Wolała nie wdawać się w szczegóły. Nie miała sił zagłębiać się w jakikolwiek temat. Zerknęła na świecę znajdującą się na stole. Wskazywała szóstą miarkę. Nagle poczuła, że ktoś próbuje odczytać jej myśli. Wzmogła czujność. Nazbyt wiele tajemnic skrywała, żeby ujrzały one światło dzienne. Podniosła spojrzenie. Teraz było jej już obojętne czy komuś zrobi krzywdę czy nie. Musiała odnaleźć niebezpieczeństwo. To Szary Wilk próbował dowiedzieć się jakie są jej myśli. Uśmiechnęła się lekko do niego i skinęła głową, pokazując mu, że doskonale wie o tym, co właśnie robi. Mistrz nie wydawał się zdziwiony. Widocznie spodziewał się, że tak zareaguje. Usłyszała nagle jego głos w swojej głowie. Był mocny i gdyby nie podtrzymywała zawsze swoich osłon, niezależnie od tego czy używała mocy czy nie, to najprawdopodobniej by się one zawaliły.

-Powiedz mi!- to nie była prośba. To był rozkaz. A ona nie słuchała niczyich rozkazów.

-Nie.- odpowiedziała głośno. Mistrzowie popatrzyli na nią zdziwieni, jakby nie widzieli o co chodzi. Ale on wiedział. W jej głosie nie było ani prośby, ani groźby. To był cichy, zdecydowany głos osoby pewnej swoich umiejętności. Nie wzmocniła osłon. Prowadzący raz jeszcze spróbował przełamać jej osłony. Bała się tego co jej osłony mogą mu zrobić jeśli za mocno w nie uderzy.

-Mogę niechcący skrzywdzić ciebie Mistrzu, więc nie róbcie tego. Proszę.- powiedziała w myślach tylko do niego. Jej osłony działały na innych zasadach niż kiedyś. Ktokolwiek chciałby je sforsować, zostałby zgnieciony przez jej moc. Albo chociaż na chwilę oszołomiony. Znalazła ten czar w jednej z trzech ksiąg zabranych z biblioteki. Podczas używania mocy, nie naruszała nigdy swoich osłon, więc wiedziała, że zadziałają one tak jak powinny, zgodnie z zaklęciem obronnym wplecionym w nie. Zauważyła, że Mistrz cofa się o krok, jakby się przestraszył jej głosu. Na pewno był pewny, że ona nie potrafi się porozumieć w ten sposób. No cóż, człowiek uczy się przez całe życie i głupi umiera. Szybko jednak udało mu się opanować zdziwienie.

- Ale w jaki sposób dokonałaś trwałego uziemienia. Teraz ten chłopak nie będzie mógł przez miesiąc nawet latać na swoim smoku, nie mówiąc o używaniu mocy.- Szary Wilk i widocznie postanowił zadawać jej następne pytania, licząc, że jednak coś mu odpowie.

- To uziemienie nie działa tak jak typowe.- zaczęła powoli. Musiała im w sposób prosty i zrozumiały przedstawić zasadę czaru uziemienia, który rzuciła na Ceresha. Zmarszczyła brwi, próbując się skoncentrować, żeby dobrać jak najlepsze słowa. Jak ich nie przekona o tym, że doskonale wiedziała jak powinna pomóc Cereshowi, to ją oskarżą o wszystko co się wydarzyło na dziedzińcu. - Normalne uziemienie polega na stawieniu osłon, które są zaczepione w ziemi, natomiast latanie polega na kontrolowaniu własnej mocy.- popatrzyła po zebranych. Jak dotychczas szło jej całkiem dobrze. Wyglądali na takich co dotychczas wszystko rozumieją. Zobaczymy jak długo. - Jednorazowy czar uziemienia powoduje, że energia spoza osłon zostaje zaczepiona w ziemi. Ale co zrobić, jeśli ktoś nie ma osłon? Nie można przecież na siłę, zamiast tej osoby stworzyć osłonę zaczepioną w ziemi, ponieważ wtedy uzależniłoby się ją od siebie. Zamiast tego, postanowiłam połączyć te dwie eeee...- zawahała się przez moment. Nie była pewna czy dobrze to określi. Znowu popatrzyła po twarzach zebranych Mistrzów. Nie wyglądali już na takich co rozumieją. Nie chcieli zrozumieć, ponieważ nie potrafili pojąć, że uczennica mogła zrobić coś, czego połowa z nich nie umie, a druga połowa potrzebuje do tego chociaż dwóch uzdrowicieli mocy. Najdłużej zatrzymała wzrok na Szarym Wilku. Korzystał z czaru sprawdzającego czy mówi prawdę. Jej nie zależało na tym aby ktokolwiek jej uwierzył. I tak powie prawdę. -  te dwa zaklęcia. Dzięki temu uziemiłam Ceresha, ale nie będzie on ode mnie zależny.

Na tym skończyła mówić. Wiedziała, że na pewno chcieliby usłyszeć o wiele więcej, ale w tej chwili właśnie postanowiła mówić im tylko to, co będzie musiała. Ani słowa więcej. I tak nie uda im się zmusić ją do mówienia.

-Dlaczego postąpiłaś właśnie tak, zamiast rzucić zwykły czar uziemienia?- zapytał Szary Wilk.

-Musiałam to zrobić ponieważ ... -zawahała się jednak. Zerknęła na Mistrza Zwyczajów. Chciała powiedzieć prawdę. Wyczuła właśnie, że Mistrz nie powiedział Radzie o tym, że Ceresh ma kłopoty z osłonami. Ryzykował katastrofę. Moc mogła w każdej chwili wymknąć się spod niepewnego panowania nad nią Ceresha i zrobić komuś krzywdę. Przecież mógł niechcący spowodować śmierć innych uczniów podczas zajęć! Ale co powinna teraz zrobić? Jeśli powie prawdę Mistrz zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. Może nawet zostać ukarany i wypalą w nim moc. Nie mogła powiedzieć prawdy. Zacisnęła usta. Nie powie już niczego. A potem sama jakoś pomoże Cereshowi. Czuła rosnące napięcie w miarę mijania długich jak nieskończoność minut.

- Dlaczego nic nie mówisz?

Nie wytrzymał w końcu jakiś mistrz. Po głosie rozpoznała Rajmunda. On nigdy nie grzeszył cierpliwością. Wpatrywała się w czarną posadzkę. Milczała. Znowu jak fala napłynęło zmęczenie. Coś kazało jej popatrzeć na wprost. Varg wpatrywał się w nią, nie mrugając nawet. Wiedziała, że mówi coś do swojego Mistrza. Jednak ona nie usłyszała tych słów. Starzec skinął głową i ... jego ślepe oczy spoczęły na niej. Poczuła się nieswojo. Jeszcze nigdy tak się nie czuła. On widział! Starzec patrzył tak, jakby wszytko widział. Ale przecież to niemożliwe. Był ślepcem. To była zapłata za to, że posiadł moc większą niż ktokolwiek mógłby zamarzyć. Ale nie była to moc wyklętych, ani nie była to moc uzdrowicieli mocy, czy białych magów. Kim on więc był? Nie potrafiła zmusić się do myślenia. Jego wzrok ją hipnotyzował. Przecież nie mógł tego zrobić! Nie może zmusić ją do powiedzenia prawdy. Nigdy! Nigdy nie zgodzi się na wdarcie się do jej umysłu, ani jemu ani nikomu innemu. Chyba, że będzie chciała sama kogoś dopuścić. Przed jej oczami pojawiła się sylwetka Ilhiona. Tak samo szybko jak się pojawiła – zniknęła. Nie zdradzi przyjaciół. Poczuła jak budzi się w niej moc. Ogromna moc. O wiele potężniejsza niż dotychczas. Nawet nie myślała o tym skąd się ona bierze. Wiedziała, że jej oczy zaczynają świecić coraz bardziej, a na czole i rękach pojawia się znak. Nie dbała o to teraz. Najważniejsze było nie dopuszczenie do wymknięcia się spod kontroli tej mocy. Nie może na to pozwolić! Zacisnęła oczy. Mimo że tak postąpiła, nadal wszystko widziała. Ale inaczej. Widziała świat Mocy i Cieni. Pulsujący swoim wewnętrznym światłem, wewnętrzną energią. Głowa pulsowała jej bólem. Nie miała pojęcia, dzięki czemu jeszcze stoi na nogach. Wezwać duchy? Ta myśl pojawiła się szybko i równie szybko zniknęła. Nie, nie wezwie ich, bo wtedy dowiedzieliby się, że jest już prawie prawdziwą Bezimienną. Zbyt wielu rzeczy chciała się jeszcze nauczyć. Zacisnęła jeszcze mocniej powieki. Jednak świat Mocy i Cieni nie zniknął. Zresztą nie spodziewała się tego. Moc była ogromna. Nie pochodziła ona z niej- zdała sobie nagle z tego sprawę. Ktoś uwolnił moc obok niej. Chciał ją w ten sposób zabić. Chciał aby ta moc zabiła najpierw ją a potem tylu Mistrzów ilu zdoła. Wszyscy i tak by sądzili, że to była jej wina. Musi opanować tę moc. Musi! Otworzyła oczy. Poczuła przerażenie. Ale to nie było jej przerażenie. Musi o tym pamiętać. Ona nie czuła strachu. Lęk osłabia. Nagle zyskała pewność, że wszystkie wypadki dzisiejszego dnia zostały dokładnie zaplanowane, aby ją maksymalnie osłabić, aby stała się bezbronna i żeby móc ją zabić. Najpierw atak na nią i osłabienie jej osłon. Potem zniszczenie czaru uziemienia, ponieważ wiedział, że nie zawaha się i pośpieszy z pomocą Cereshowi. A teraz w końcu tutaj wśród mistrzów. Na to czekał. Żeby zabić ją i mistrzów. Ten ktoś nie mógł dowiedzieć się o kamieniu zawieszonym na jej szyi. Zdała sobie sprawę, że cokolwiek zrobi, postąpi źle. Dzisiaj już dwa razy korzystała z mocy. Jak zrobi to po raz trzeci to zginie. Ale jeśli nie stworzy osłon i nie uwolni swojej mocy, prawdziwej Mocy, która nigdy nie była jeszcze naruszona, Mocy danej przez Zapomnianego Boga, to i tak zostanie zabita przez wrogi czar. Nie dbała już o nic.

-Niech Zapomniany ma nas w swojej pieczy.

Powiedziała w myślach do wszystkich zebranych. Krótka modlitwa nigdy nie zaszkodzi a może tylko pomóc. Zaklęcie rzucane przez osobę, której nie znała, było bardzo złożone. Dzięki temu miała trochę czasu. Ale i tak było go mało. Czas więc zacząć, nieprawdaż? Jeszcze przez jedną chwilę, nie dłuższą niż uderzenie serca, zbierała w sobie siły i tłumiła wątpliwości. W końcu otworzyła oczy. Zaczęła uwalniać Moc. Wszystko w pomieszczeniu zaczęło się unosić. Stoły... pergaminy... pióra i kałamarze... a na samym końcu krzesła z siedzącymi na nich Mistrzami. Zobaczyła jak ktoś snuje pajęczynę mocy czaru. Dwa światy przeplatały się. Każdy z nich był prawdziwy, bowiem nie ma nieprawdziwych światów. Kilku Mistrzów krzyknęło z przerażenia. Ale nie wszyscy. Większość z nich była skupionych i próbowała odnaleźć osobę, która rzucała czar. Ci Mistrzowie wiedzieli, że to nie była ona. Dla niej jednak znalezienie celu nie było w tej chwili istotne. I tak nie potrafiłaby zabić tego kogoś. Nie mogła nawet się ruszyć a co dopiero kogoś zaatakować. Pozostała jej tylko obrona. Rysy Mistrzów wirujących wokół ogromnej sali były rozmazane przez moc, która ich otaczała. Tylko ona stała spokojnie na nogach. I jeszcze ktoś- Szary Wilk. Złączyła powoli dłonie przed sobą. Zaczęła budować zaklęcie. Lekko rozsunęła ręce... między nimi pojawiła się moc. Ona nie pulsowała. Ona jaśniała. Jaśniała blaskiem jaśniejszym od słońca. Moc... To była jej Moc. Było jej coraz więcej. Rozsuwała ręce coraz szerzej. Tak. Niech jej będzie coraz więcej. Niech czar będzie coraz silniejszy. Niech ten ktoś myśli, że chce go zaatakować. Niech się zawaha... To była jej jedyna szansa na powodzenie. Przechytrzenie przeciwnika. W końcu mocy było tak wiele, że ją objęła. Nadal nie chciała ujawnić, jaka jest prawdziwa istota zaklęcia. Wyczuła, że przeciwnik się zawahał. Właśnie na to czekała. Przestał na chwilę snuć czar i zaczął się zastanawiać czy nie powinien stworzyć silniejszych osłon. To go zdradziło. Wiedziała już gdzie jest. Zobaczyła jego twarz. Podawał się za jednego z mistrzów. Przytrzymała moc jedną ręką, a drugą machnęła szybko przed swoimi oczami. Czar iluzji przestał działać. Pozostali też już zobaczyli, gdzie jest przeciwnik. Ale on w tym czasie zdążył już wzmocnić osłony. Coś za coś. To była jedna z głównych zasad rządzących mocą. Znowu objęła swoją moc. Była lodowato zimna. Ledwo mogła utrzymać ją w swoich objęciach. Znowu poczuła ból. Prawie rzucił ją na kolana. Zbliżała się do granicy. Do granicy życia i śmierci. Musi teraz wykorzystać ten ból. Ból to też moc. Zapanowała nad nim, tak jak panowała nad wszystkim innym. Wypuściła moc z objęć. Uniosła się do góry. Tak właśnie to sobie zaplanowała. Zatrzymała się pod sufitem. I zaczęła się rozprzestrzeniać. Jednak nie zerwała połączenia z zaklęciem. Ono ciągle potrzebowało jej mocy. Nić energii zaczęła się od niej unosić i nieprzerwaną falą płynąć do czaru. Idealne. Jeśli przeżyje to będzie się z tego cieszyć. Nie trwało to jednak długo. Może trzy, może cztery uderzenia serca. W końcu zaklęcie zaczęła opadać po ścianach do podłogi i po niej pełznąć. W końcu cała komnata była otoczona jej Mocą. W momencie kiedy wszędzie już był czar, stoły pękły na dwoje. Nie mogła tego powstrzymać. Jednak postarała się o to, żeby krzesła razem z siedzącymi na nich Mistrzami delikatnie stuknęły o posadzkę. Tak.... dokładnie tak. Teraz postąpiła krok do przodu. Zaczęła iść w kierunku człowieka, który to spowodował. On jeszcze się nie bał... nie czuł lęku... No cóż, niedługo pozna co to strach. Uśmiechnęła się niemiło. Ilhionowi na pewno by się nie spodobał ten uśmieszek... Czuła jak budzi się w niej coś złego... coś co chciało zabić tego człowieka, zabrać mu całą moc i życie. Zabić... zniszczyć... wykorzystać.... Znajdowała się już tylko kilka kroków od niego. Miał włosy zgolone, a karnację tak jasną, że prawie przeźroczystą. Nadal się nie bał... Zabić! Coś w niej krzyczało, że powinna go zabić tak samo, jak on próbował ich zabić. Zabić go i przejąć jego moc. Nie! Nagle stanęła w miejscu. Nie pozwoli, żeby zapanowały nad nią złe uczucia. Gdyby na to pozwoliła, wtedy stałaby się taka zła jak on. Nie mogłaby już wtedy mieć za przyjaciela elfa. Ale musiała go zabić. Jeśli przeżyje to Mistrzowie będą chcieli dowiedzieć się skąd pochodzi i na czyje zlecenie działał. A jeśli ktokolwiek będzie chciał go przesłuchać, to zostanie zakażony ciemnością. On dzisiaj umrze. Ale będzie to taka śmierć, jaką zsyłają na swoich nieprzyjaciół elfy. Zrobiła lekki ruch ręką. Poczuła w dłoni kawałek metalu. Sztylet od przyjaciela. Rzuciła go, celując w serce. Znajdowała się jakieś dziesięć metrów od niego, ale nie miała odwagi podejść bliżej. Nie mogła. I tak była za blisko ciemności. Nie wiedziała, czy gdyby postąpiła jeszcze krok do przodu, to czy przezwyciężyłaby pragnienie przejęcia mocy. Ciemnej strony mocy. Beznamiętnie śledziła lot sztyletu. Mag nie czuł niepokoju. Znowu uśmiechnęła się. Tak, nie spodziewa się tego, co zaraz nastąpi. Sztylet przeciął pierwszą z jego osłon. Zobaczyła zaskoczenie. Pojawił się nagły błysk, a sztylet leciał dalej. Musiał. W końcu miał na sobie jej pieczęć i jej moc. To były ułamki sekund. Sztylet przeciął drugą i trzecią osłonę. Jego ostrze rozjarzyło się do czerwoności. W końcu trafił do celu. Poczuła jeszcze przerażenie. Przerażenie i zaskoczenie. To były ostatnie jego uczucia zanim zginął. Uwolniła jego duszę. Niech wzleci do jego boga. Ona nie pozwoli jego duchowi błąkać się po świątyni. Wyciągnęła sztylet i go schowała. Rozproszyła moc. I zaczęła wchłaniać swoje zaklęcie. Moc powracała do niej tak samo jak z niej wypływała. Im było jej więcej w niej, to ból był większy. Upadła na kolana. Nie potrafiła już ustać na nogach. Czuła ból. Tylko ból... Jednak nie wydobyła z siebie głosu. Cierpiała w milczeniu. Te stoły, które dotychczas nie pękły, właśnie roztrzaskały się na drobiny. Podobnie stało się z krzesłami pod mistrzami. Jej moc niszczenia musiała objąć sobie jakiś cel i dobrze, że to były tylko krzesła. Na tyle nad nią jeszcze panowała, żeby nie uderzyć w żadne żywe stworzenie.

Nagle, bez ostrzeżenia otoczyła ją ciemność. Nic już nie widziała... Nic... Trwało to bardo długo. Nagle coś zobaczyła. Jakaś postać szła w jej kierunku... Ale nie był to człowiek.... Stworzenie poruszało się z niesamowitą gracją jak na coś tak dużego. W końcu rozpoznała je. To był varg. Ale to nie był Grot... Stworzenie stanęło tuż obok niej. Było całkowicie czarne. A ślepia miało żółte.

-Jestem Zmrok. Od dzisiaj zawsze będę już przy tobie.-

To był jego głos. Nagle pojawił się w jej głowie, a ona wiedziała, że nie może należeć do nikogo innego. Był lekko zawodzący... przebijała w nim tęsknota... Za czym on tęsknił?

Zaczęła znów opadać w ciemność. Zmrok jednak nie pozwolił jej zatracić się w niej. Trzymał ją w świecie ludzi. Kraina Światła i Cienia musiała jeszcze na nią zaczekać. Musiała jeszcze zaczekać... Teraz jeszcze była na tym świecie. Ale i tak prędzej czy później trafi do ciemności. Miała tylko nadzieję, że wtedy pojawi się jasne światło nadziei, którego teraz nie było.

Powoli, bardzo wolno i z wielkim trudem zaczęła regenerować swoje siły. Wiedziała, że potrwa to długo, ale w końcu jej się uda. A wtedy powróci. Zmrok czuwał nad nią. On pomoże jej wrócić. Będzie jej pomagał wracać... za każdym razem... Tylko nie wiedziała jaka była cena, którą będzie musiała zapłacić. Zaczęła zbierać rozproszoną swoją moc... wolno...

Ale było jej coraz więcej.

 


Uwagi dotyczące strony lub książki proszę wpisywać do "Komentarza". Dziękuję. | barbarakosinska@[SKASUJ-ZAWARTOŚĆ-NAWIASU]op.pl

Back to content | Back to main menu