Main menu:
Ksiazka > Rozdzial 15-23
Cisza tak bardzo
skoncentrowała się na stawianiu kroku za krokiem, że zdawało się, iż wszystko
wokół niej przestało istnieć. Liczyło się tylko to, żeby nie zostać za daleko w
tyle za idącymi na zebranie Rady Mistrzów. Wiedziała, że gdyby wcześniej nie
usłyszała głosu, który zmusił ją do wykorzystania mocy, to teraz nie byłaby aż
tak słaba. Skrzywiła się, kiedy weszła do Granitowego Wierchu. Tutaj, gdzie nie
dochodziły ani promienie słońca, ani miesiąca, było jeszcze gorzej. Musiała
polegać na własnych siłach i modlić się do Zapomnianego, żeby to wystarczyło.
Tępym wzrokiem patrzyła na ludzi idących przed nią. Byli prawie niewidoczni,
chociaż wiedziała, że magiczne lampy świecą jasno. Lecz nie dla niej. Ona była
na granicy dwóch światów, a tam nie ma jasności. Tam jest tylko półmrok,
wszechobecny cień. Była za słaba, nawet żeby skontaktować się z Ziu. Teraz
wiedziała, że błędem było połączenie całej mocy z ziemią. Ale wtedy nie myślała
o tym, że powinna zostawić trochę mocy na utworzenie osłony przeciwko dzwonowi.
Najważniejszy był Ceresh. Chciała, żeby było już po zebraniu Rady, aby wszystko
się już wyjaśniło i mogła odpocząć. Zasługiwała na to. Żałowała, że
uzdrowiciele mocy nie zauważyli, iż jej też powinni pomóc, no ale co zrobić. W
końcu dotarła do otwartych drzwi, za którymi zniknęli mistrzowie. Nadszedł już
czas, aby poznać kolejny nieznany pokój w Granitowym Wierchu. A znała ich już
wiele. Czasami krążyła korytarzami bez celu, przemierzając różne poziomy.
Znalazła kilka sekretnych przejść, które można było uruchomić nakierowując w
określone miejsce swoją energię. Tylko że wtedy pozostawiało się tam swój znak.
Musiała potem go rozwiewać, aby jakiś mistrz, albo adept z wyższego roku nie
zauważył niczego.
Obraz w końcu przestał jej tak bardzo
pulsować przed oczami. Ból jednak pozostał. Co prawda nie był już tak
wszechogarniający jak poprzednio, ale nadal czaił się gdzieś na obrzeżach
świadomości. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym zbierała się Rada.
Znajdowało się tutaj wiele stołów ustawionych w okrąg. Z trzech stron
znajdowały się kominki, w których teraz paliło się coś. Coś ponieważ nie było
to drewno, zresztą drewnem nie palono wewnątrz Granitowego Wierchu, chyba że w
kuchni. Kominki dawały ciepło, ponieważ zrobiło jej się gorąco. Ściągnęła
pelerynę i przewiesiła ją przez torbę. Prawie potknęła się o nie kiedy szła do
Granitowego Wierchu. W ten sposób przypomniała sobie, że powinna zabrać je ze
sobą. Miała ochotę usiąść i odpocząć, ale nie zaproponowano jej krzesła.
Musiała więc stać. Poczuła gorycz. Tylko przez sześć tygodniu udało jej się
ukryć swoje umiejętności i to, jak wpływał na nią dzwon. Już tego nie zmieni.
Mistrzowie właśnie zajęli miejsca. Starzec i varg usiedli na samym środku,
naprzeciwko wejścia. Musiał zajmować bardzo wysoką pozycję w Radzie, skoro
przynależało do niego to miejsce. Zauważyła, że szczupły, niewysoki mężczyzna
siada po jego prawej stronie, a po lewej jakiś inny mistrz, będący magiem
jasnej strony mocy. Reszta mistrzów siadała chyba w przypadkowej kolejności,
tak jak wchodziła do sali. Podeszła trochę do przodu i stanęła obok pozostałych
uczniów, wezwanych na Radę. Miała obok siebie drobnego chłopaka o okrągłej buzi,
który wyrwał Mistrzynię Cecylię z odrętwienia. Ceresh, Woken, Orish, Dirk i
jeszcze jeden chłopiec, imienia którego nie znała stali dalej. Pochyliła głowę.
Nie chciała, aby zobaczyli jej oczy. Zresztą nie chciałaby, żeby coś zostało
przez nią zniszczone, tak jak lustro. Jej wzrok błądził po twarzach i
przedmiotach, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej. Zauważyła, że nad
kominkiem znajdującym się naprzeciwko wejścia wisiał ogromny obraz. Nie, to
była ogromna mapa całego imperium. Chciała, aby w końcu jakiś mistrz przemówił.
Zostały jeszcze cztery wolne krzesła. Mistrzowie siedzieli i nie mówili nic do
siebie. Czuła, że czekają na coś, albo kogoś. W końcu ktoś wszedł. To był smok
w ludzkiej postaci. Usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Była pewna, że pęknie
pod jego ciężarem, ale nic takiego nie nastąpiło. W tej samej chwili szczupły
Bezimienny siedzący po prawej stronie starca z vargiem podniósł się i zaczął
mówić. Miał głęboki głos, który powinien należeć do barda, a nie Bezimiennego.
- Pozostała trójka nie pojawi się,
ponieważ wykonuje swoje zadania. Potem przekażemy im relację z obrad. Teodor -
wskazał na może dwudziestoletniego mężczyznę, który siedział obok niego z
piórem i kałamarzem oraz stertą pergaminów przed sobą. Był bardzo blady, prawie
przeźroczysty, tylko jego głowa płonęła pomarańczowymi włosami.- od dziś będzie
zapisywał relacje z obrad. Powinniśmy zawsze dokładnie wiedzieć jakie tematy
były poruszane, a czasami zapominamy o tym. Teodor pisze najszybciej ze
wszystkich znanych mi ludzi i jest moim byłym uczniem.- Teodor wstał. Widziała,
że jest mocno zdenerwowany. Drżały mu nogi. Skłonił się głęboko przed
zebranymi. Widocznie nie był tak pewny swoich umiejętności jak jego Mistrz.
Spłonął czerwonym rumieńcem identycznym w kolorze jak jego włosy. Po chwili
Teodor opadł na krzesło. Chwycił za pióro, rozłożył pierwszy pergamin, pochylił
gotowy. Nie podniósł już więcej oczu na zebranych.
- Przejdźmy do sprawy, która
zadecydowała o tej Radzie. Dzisiaj na dziedzińcu doszło do użycia Wielkiej Mocy
przez jedną z uczennic, ale jeszcze wcześniej miało miejsce coś, czego nie
rozumiem. Może Mistrzyni Cecylia zabierze głos i opowie, czego była świadkiem.
Nasz jasnowidzący i Wróże muszą mieć dokładne informacje, zanim wejrzą w
przyszłość bądź w przeszłość.
Mistrzyni Cecylia wyglądała na mocno
zaskoczoną, że powołano ją na świadka, lecz posłusznie wstała i po chwili
wahania zaczęła mówić, słabym, niepodobnym do swojego zwyczajnego głosu.
- Miałam zajęcia z grupą, w skład
której wchodzą uczniowie wyklętych. Uczniowie jak zwykle wzięli kamienie, które
mają im zapewnić jednorazowy powrót na ziemię i zaczęli wchodzić w trans. Zanim
jednak weszli w niego do końca coś się stało. Jeden z uczniów krzyknął „nie”.
Po chwili zauważyła, że trzech uczniów unosi się w powietrzu. Krzyknęłam, żeby
użyli jednorazowego czaru, ale oni nadal latali. Nie potrafiłam się ruszyć.
Teraz sądzę, że ktoś rzucił na mnie czar, ale nie wiem jak to się stało,
ponieważ nigdy jeszcze mi się to nie przytrafiło. Zawsze byłam bardzo ostrożna
i nadal jestem. Jeszcze nigdy nie musiałam interweniować na zajęciach,
wystarczała moc kamieni. W każdym bądź razie nie pamiętam co się działo
później. Dopiero jak Konrad mnie dotknął - wskazała ręką na chłopca stojącego
obok Ciszy, ale mistrzowie i tak popatrzyli na dziewczynę, na znak na jej
czole, którego nie mogła w pełni ukryć przepaska. - zobaczyłam, że trzech
chłopców nie może powrócić samodzielnie na ziemię. Po chwili zauważyłam, że
trzech innych uczniów unosi się w powietrze, kontrolując swoją moc. Konrad przekazał
mi, że sprowadzą na ziemię dwóch, a dla mnie zostawili trzeciego, Craga. W
normalnych okolicznościach nie pozwoliłabym na coś takiego, ale to nie były
zwyczajne okoliczności. Tu chodziło o życie trzech uczniów, a to byli wyklęci.
Nie miałam wyboru. Uniosłam się w powietrze i sprowadziłam na ziemię Craga.
Dopiero jak to zrobiłam, zobaczyłam, że ktoś uwalnia moc. Nie mogłam nic
zrobić.
Po tych słowach Mistrzyni zamilkła.
Cisza zerkała na nią od czasu do czasu. Nie potrafiła zrozumieć o co chodziło z
tym uwolnieniem mocy.
-Dirku, albo ty Cragu, czy pamiętacie
jak to się stało, że nagle zaczęliście unosić się w powietrzu?
Znowu ten sam Bezimienny zadał
pytanie. Widocznie był przewodniczącym Rady. Wzrok Ciszy prześlizgiwał się po
mistrzach. Liczyła ich. Zebranych było pięćdziesięciu siedmiu. Znajdowali tutaj
się chyba wszyscy mistrzowie nauczający z Granitowym Wierchu.
-Miałem wrażenie, że coś nagle we
mnie uderzyło. Nie mam pojęcia co to mogło być, panie.- powiedział bardzo cicho
chłopiec o kwadratowej budowie i ciemnych, wyglądających na mokre włosach. To
był Crag. Mógł mieć dwanaście lat. Jego głos załamał się pod koniec wypowiedzi
i „panie” powiedział falsetem. Widocznie biedak przechodził mutację. Chłopak
spłonął rumieńce i chyba powziął decyzję, że nie powie już nawet słowa.
-No cóż, Cragu, wiele nam to nie
wytłumaczyło, ale dziękujemy tobie, że powiedziałeś cokolwiek.- Mistrzowi
widocznie też przyszło to do głowy, ponieważ nie pytał go już więcej o nic.-
Teraz musimy się nad tym zastanowić. Ty i Dirk możecie odejść do komnat swoich
Mistrzów. A ty Konradzie, czy chciałbyś coś powiedzieć?- zapytał chłopca
stojącego obok niej. Ci, którym pozwolił odejść nie zastanawiali się i prawie
wybiegli z sali, nie żegnając się z nikim. Cisza zauważyła, że nikt nie zwrócił
uwagi na ich odejście. Przecież ich Mistrzowie powinni coś powiedzieć, dodać im
trochę otuchy. Mogli dzisiaj zginąć.
-Ja, Mistrzu, nie mam wiele do
powiedzenia. Jestem jednym z uczniów na kapłana i od razu zauważyłem, że dzieje
się coś niedobrego. Wtedy podeszła do mnie ta dziewczyna - wskazał na Ciszę,
widocznie nie wiedział kim ona jest. Była pewna, że skoro jest głównym tematem
plotek, to każdy ją zna, ale widocznie była nazbyt pewna siebie. Słuchała z
uwagą dalszych słów Konrada.- i powiedziała, żebym dotknął używając swojej mocy
Mistrzynię Cecylię, a wtedy ona zostanie wyrwana z otępienia. Powiedziała też,
że sama zajmie się Cereshem. Postanowiłem postąpić tak jak powiedziała, bo i
mnie wydawało się, że Mistrzyni jest pod działaniem jakiegoś czaru, nie
wiedziałem tylko czy moja moc wystarczy, ale najwidoczniej ona - znowu wskazał
ręką na Ciszę.- wiedziała, co czyni. Kiedy obejrzałem się za siebie,
zobaczyłem, że zaczyna unosić się nad ziemią. Dotknąłem Mistrzyni, wtedy stało
się coś, ale nie wiem co i po chwili Mistrzyni zaczęła też unosić się w
powietrzu. Nie wiedziałem co dalej powinienem zrobić, ale doszedłem do wniosku,
że przecież pozostali Mistrzowie powinni wiedzieć, co się dzieje na dziedzińcu,
więc zacząłem biec w stronę Wierchu, ale Mistrzowie już sami zaczęli się
pojawiać na dziedzińcu. Ja... nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć.-
zakończył niezdarnie. Zaczął wpatrywać się w podłogę, jakby właśnie zauważył
tam coś bardzo ciekawego. Cisza rozumiała go doskonale. Sama najchętniej schowałaby
się w jakieś ustronne miejsce, gdzie nie patrzyłoby na nią tyle ciekawych oczu.
I nie czułaby podejrzliwości pochodzącej od mistrzów.
-Skoro już poznaliśmy twoją wersję
wypadków możesz odejść, Konradzie.- Mistrz, który zwołał spotkanie miał
spokojny głos. Przepełniony pewnością siebie.
-Ależ, Szary Wilku...- zaczął jakiś
inny Mistrz.
-To ja prowadzę Radę, nie ty
Rajmundzie.- upomniał go spokojnie nazwany Szarym Wilkiem. Cisza nie mogła się
powstrzymać i spojrzała na niego. Mimo drobnej sylwetki wydawał się bardzo
niebezpiecznym człowiekiem. Może to dlatego, że był Bezimiennym, a może
dlatego, że tak jak ona nosił przybrane imię. Zauważyła kątem oka, że Mistrz
Rajmund siada na miejsce bez słowa. Z trudem powstrzymała się od uśmiechu
zadowolenia. Należało mu się takie upomnienie.
-Możesz już odejść. Jeśli jednak
zajdzie taka potrzeba, to zostaniesz wezwany na Radę, ale wątpię, czy będzie to
konieczne. Dziękuję, że nam opowiedziałeś swoją wersję.- mówił tak, jakby przed
chwilą nie upominał innego mistrza. Cisza była ciekawa jaką zajmował pozycję na
Radzie skoro mógł sobie na to pozwolić i że nikt inny nie zareagował.
-Dziękuję, Mistrzu.- Konrad skłonił
głowę i powoli wyszedł. Zauważyła, że był blady jak pergamin. To nie było dla
niego łatwe przeżycie. Będzie musiała potem z nim porozmawiać na temat zdarzeń
tego dnia. Ale najpierw musi jakoś wybrnąć z sytuacji, w której się znajdowała.
Pomyślała, że Mistrzowie mogliby pozwolić im usiąść. Musieli ciągle stać.
Zerknęła na Ceresha. Wyglądał okropnie. Jego oczy jaśniały nadal i było
oczywiste, że całkowicie stracił panowanie nad swoją mocą. Dobrze, że chociaż
czterech uzdrowicieli mocy otaczało go nadal osłoną.
-Skoro już wysłuchaliśmy kilku wersji
czas poznać kolejną. Orishu, czy mógłbyś nam opowiedzieć jak ty się wplątałeś w
tę kabałę.
- Z własnej, nieprzymuszonej woli,
Mistrzu.- chłopak uśmiechnął się lekko. Cisza zauważyła, że i jego oczy
jaśnieją mocą, ale w przeciwieństwie do Ceresha całkowicie nad nią panował.
Musiał zrobić niesamowite postępy w osłonach od pierwszych zajęć, kiedy to
widziała jak sobie radzi.- Na początek chcę zauważyć, że tak jak pozostali
uczniowie, którzy tutaj zostali, jestem wyklętym. Dlatego zauważyłem szybko na
co się zanosi. Od razu poczułem, że zaklęcia straciły przyczepność w ziemi, ale
nie wiedziałem, co mogę zrobić. Zauważyłem, że Cisza ma jakiś pomysł więc
uznałem, że przyda jej się moja i Wokena pomoc. Tak też zrobiłem. Obaj mieliśmy
sprowadzić bezpiecznie Dirka na ziemię i udało nam się to, chociaż nie było to
łatwe.
-Ale w jaki sposób poradziliście
sobie?-
-Jesteśmy wyklętymi.- odpowiedział po
prostu Woken, jakby to wszystko wyjaśniało.
-To jednak nie wyjaśnia pytania,
które zadałem.
-Ja myślę, Mistrzu, że wyjaśnia.-
znowu odpowiedział Woken. On również nie wyglądał za dobrze. Blada twarz prawie
zlewała się z jasnymi włosami, a żółte oczy świeciły jak u kota. Nie było łatwo
na niego patrzeć. Ale on też panował nad swoją mocą. I to całkowicie sam. Nie
korzystał już z uziemienia, które wykonała dla niego przed pięcioma tygodniami.
Poczuła żal. Radził już sobie doskonale sam. Nie potrzebował jej pomocy.
Po sali rozszedł się szmer
wzburzenia. Mistrzom najwidoczniej nie spodobał się sposób w jaki odpowiedział
Woken. Chłopak patrzył na Szarego Wilka. Cisza wiedziała, co kryło się za jego
zachowaniem. Nie chciał w sali Rady zostać chwili dłużej. Wśród niechęci
mistrzów. A dotyczyła ona tylko pierwszego roku uczniów wyklętych. Dziwne.
-Skoro nie macie nic więcej do
powiedzenia....- Szary Wilk zawiesił głos, jakby miał nadzieję, że jednak coś
jeszcze powiedzą, jednak oni milczeli. – Skoro nie macie nic więcej do
powiedzenia Radzie, wnioskuję, że wasza obecność nie będzie dłużej potrzebna.
Możecie już odejść.
Orish i Woken skłonili głowy. Ceresh
nie był w stanie tego uczynić. Wyglądał na otępiałego. Jakby nie było dla niego
ważne co się dzieje wokół niego. Cisza doszła do wniosku, że uzdrowiciele mocy
już dawno powinni sobie z tym poradzić. Ona pomogła mu tylko powrócić na
ziemię. Nie zrobiła mu krzywdy. Nie potrafiłaby, nawet przypadkiem. Jutro
zastanowi się nad tym. Dzisiaj nie myślała jasno.
- Powinniście zabrać tego chłopaka
stąd. Musi zostać poddany leczeniu mocy.- Szary Wilk spojrzał na Ceresha i
chyba dopiero teraz zauważył to, co od dłuższego czasu było dla niej oczywiste.
Przecież i tak nie będą w stanie zadać pytań Cereshawi. No, pytania to mogliby
zadawać sobie do woli, ale chłopak na pewno na żadne by nie odpowiedział. Chyba
nawet by ich nie usłyszał.
-Dlaczego on tu jeszcze jest?-
dopytywał się przewodniczący Rady, szukając winnego. Ale winnego nie było.
Ceresh znajdował się tutaj, bo to on kazał przyprowadzić wszystkich, którzy
brali udział w zdarzeniu na dziedzińcu. - Zaprowadźcie go do komnat, gdzie leżą
ranni i chorzy, jest puste.
Na te słowa czterech uzdrowicieli
podniosło się z miejsc. To byli ci, którzy ciągle otaczali Ceresha swoimi
uzdrowicielskimi osłonami nie pozwalając zrobić mu krzywdy ani sobie, ani
nikomu innemu. Ceresh patrzył ciągle niewidzącym wzrokiem przed siebie. Cisza
wzdrygnęła się jak spoczął on na niej. Przecież ona nie zrobiła nic złego! Ona
tylko uziemiła jego moc. To, że był w takim stanie to nie była jej wina. Co
prawda musiała na siłę pomóc Cereshowi, co wyrządziło pewne szkody, ponieważ
teraz będzie musiał sam złamać jej czar, albo będzie musiała zrobić to sama i
dopiero wtedy będzie mógł sam postawić nowe osłony, ale to nie powinno mu
przeszkadzać w chodzeniu. Czuła się winna, winna temu że mogła niechcący
wyrządzić mu jakąś krzywdę. Jeśli jednak użyła w zły sposób mocy? Przecież taka
ewentualność też istniała... poczuła niepewność... a może to ona źle postąpiła
i mistrzowie mieli rację traktując ją z taką podejrzliwością. Nie, nie może w
ten sposób myśleć! Fala bólu pomogła jej pozbyć się wątpliwości. Zmarszczyła
brwi walcząc z nim. Poczucie winy nie pochodziło od niej, ale było wywołane
przez podejrzliwość mistrzów. Miała pewność, że nie uwierzą w jej tłumaczenia.
-Skoro zostałaś już tylko ty, to
powinniśmy usłyszeć twoją wersję wydarzeń.- Szary Wilk nie powiedział jednak
tego do niej, ale do zebranych, jakby chciał ich przekonać, że powinni
wysłuchać jej relacji. Spróbowała zmusić zmęczony umysł do pracy
- Zajęcia zaczęły się tak jak zwykle.
– mówiła ze spokojem i głośno - Ja w każdym bądź razie nie zauważyłam niczego
niezwykłego. Nagle poczułam, że coś się zmieniło w otaczającej mnie energii.
Zobaczyłam, że trzech uczniów unosi się w powietrzu. Nie kontrolowali swojego
lotu. Mistrzyni krzyczała, żeby wykorzystali kryształy, ale oni nie potrafili
tego uczynić. Dopiero po chwili zauważyłam, że coś zniszczyło czar i że są
bezbronni. Zauważyłam też, że Mistrzyni jest pod wpływem zaklęcia
oszałamiającego. Nie miałam odwagi jej dotknąć, bo...- zawahała się na ułamek
sekundy, niepewna czy powinna im mówić o pozostałych swoich umiejętnościach.
Lepiej będzie je przemilczeć. Postanowiła powiedzieć częściową prawdę. - ... bo
nie znałam tego czaru i nie widziałam na jakich zasadach on działa. Wiedziałam
jednak, że kapłani mogą bezkarnie dotykać nawet opętanych mocą, a chłopak
stojący obok mnie był właśnie uczniem na kapłana, więc poprosiłam go, żeby
wyrwał spod czaru Mistrzynię. Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Orish
podszedł do mnie i powiedział, że on i Woken zajmą się jednym z chłopców. Ja
postanowiłam sprowadzić na ziemię Ceresha. Nie wiem dlaczego tak zadecydowałam
- dodała szybko widząc jak mistrzowie otwierają usta, żeby zdać to pytanie. –
Potrafię dobrze latać, więc szybko dotarłam do Ceresha i go uziemiłam.
Wolała nie wdawać się w szczegóły.
Nie miała sił zagłębiać się w jakikolwiek temat. Zerknęła na świecę znajdującą
się na stole. Wskazywała szóstą miarkę. Nagle poczuła, że ktoś próbuje odczytać
jej myśli. Wzmogła czujność. Nazbyt wiele tajemnic skrywała, żeby ujrzały one
światło dzienne. Podniosła spojrzenie. Teraz było jej już obojętne czy komuś zrobi
krzywdę czy nie. Musiała odnaleźć niebezpieczeństwo. To Szary Wilk próbował
dowiedzieć się jakie są jej myśli. Uśmiechnęła się lekko do niego i skinęła
głową, pokazując mu, że doskonale wie o tym, co właśnie robi. Mistrz nie
wydawał się zdziwiony. Widocznie spodziewał się, że tak zareaguje. Usłyszała
nagle jego głos w swojej głowie. Był mocny i gdyby nie podtrzymywała zawsze
swoich osłon, niezależnie od tego czy używała mocy czy nie, to
najprawdopodobniej by się one zawaliły.
-Powiedz mi!- to nie była prośba.
To był rozkaz. A ona nie słuchała niczyich rozkazów.
-Nie.- odpowiedziała głośno.
Mistrzowie popatrzyli na nią zdziwieni, jakby nie widzieli o co chodzi. Ale on
wiedział. W jej głosie nie było ani prośby, ani groźby. To był cichy,
zdecydowany głos osoby pewnej swoich umiejętności. Nie wzmocniła osłon.
Prowadzący raz jeszcze spróbował przełamać jej osłony. Bała się tego co jej
osłony mogą mu zrobić jeśli za mocno w nie uderzy.
-Mogę niechcący skrzywdzić ciebie
Mistrzu, więc nie róbcie tego. Proszę.- powiedziała w myślach tylko do
niego. Jej osłony działały na innych zasadach niż kiedyś. Ktokolwiek chciałby
je sforsować, zostałby zgnieciony przez jej moc. Albo chociaż na chwilę
oszołomiony. Znalazła ten czar w jednej z trzech ksiąg zabranych z biblioteki.
Podczas używania mocy, nie naruszała nigdy swoich osłon, więc wiedziała, że
zadziałają one tak jak powinny, zgodnie z zaklęciem obronnym wplecionym w nie.
Zauważyła, że Mistrz cofa się o krok, jakby się przestraszył jej głosu. Na
pewno był pewny, że ona nie potrafi się porozumieć w ten sposób. No cóż,
człowiek uczy się przez całe życie i głupi umiera. Szybko jednak udało mu się
opanować zdziwienie.
- Ale w jaki sposób dokonałaś
trwałego uziemienia. Teraz ten chłopak nie będzie mógł przez miesiąc nawet latać
na swoim smoku, nie mówiąc o używaniu mocy.- Szary Wilk i widocznie postanowił
zadawać jej następne pytania, licząc, że jednak coś mu odpowie.
- To uziemienie nie działa tak jak
typowe.- zaczęła powoli. Musiała im w sposób prosty i zrozumiały przedstawić
zasadę czaru uziemienia, który rzuciła na Ceresha. Zmarszczyła brwi, próbując
się skoncentrować, żeby dobrać jak najlepsze słowa. Jak ich nie przekona o tym,
że doskonale wiedziała jak powinna pomóc Cereshowi, to ją oskarżą o wszystko co
się wydarzyło na dziedzińcu. - Normalne uziemienie polega na stawieniu osłon,
które są zaczepione w ziemi, natomiast latanie polega na kontrolowaniu własnej
mocy.- popatrzyła po zebranych. Jak dotychczas szło jej całkiem dobrze.
Wyglądali na takich co dotychczas wszystko rozumieją. Zobaczymy jak długo. -
Jednorazowy czar uziemienia powoduje, że energia spoza osłon zostaje zaczepiona
w ziemi. Ale co zrobić, jeśli ktoś nie ma osłon? Nie można przecież na siłę,
zamiast tej osoby stworzyć osłonę zaczepioną w ziemi, ponieważ wtedy
uzależniłoby się ją od siebie. Zamiast tego, postanowiłam połączyć te dwie
eeee...- zawahała się przez moment. Nie była pewna czy dobrze to określi. Znowu
popatrzyła po twarzach zebranych Mistrzów. Nie wyglądali już na takich co
rozumieją. Nie chcieli zrozumieć, ponieważ nie potrafili pojąć, że uczennica
mogła zrobić coś, czego połowa z nich nie umie, a druga połowa potrzebuje do
tego chociaż dwóch uzdrowicieli mocy. Najdłużej zatrzymała wzrok na Szarym
Wilku. Korzystał z czaru sprawdzającego czy mówi prawdę. Jej nie zależało na
tym aby ktokolwiek jej uwierzył. I tak powie prawdę. - te dwa zaklęcia. Dzięki temu uziemiłam
Ceresha, ale nie będzie on ode mnie zależny.
Na tym skończyła mówić. Wiedziała, że
na pewno chcieliby usłyszeć o wiele więcej, ale w tej chwili właśnie
postanowiła mówić im tylko to, co będzie musiała. Ani słowa więcej. I tak nie
uda im się zmusić ją do mówienia.
-Dlaczego postąpiłaś właśnie tak,
zamiast rzucić zwykły czar uziemienia?- zapytał Szary Wilk.
-Musiałam to zrobić ponieważ ...
-zawahała się jednak. Zerknęła na Mistrza Zwyczajów. Chciała powiedzieć prawdę.
Wyczuła właśnie, że Mistrz nie powiedział Radzie o tym, że Ceresh ma kłopoty z
osłonami. Ryzykował katastrofę. Moc mogła w każdej chwili wymknąć się spod
niepewnego panowania nad nią Ceresha i zrobić komuś krzywdę. Przecież mógł
niechcący spowodować śmierć innych uczniów podczas zajęć! Ale co powinna teraz
zrobić? Jeśli powie prawdę Mistrz zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.
Może nawet zostać ukarany i wypalą w nim moc. Nie mogła powiedzieć prawdy.
Zacisnęła usta. Nie powie już niczego. A potem sama jakoś pomoże Cereshowi.
Czuła rosnące napięcie w miarę mijania długich jak nieskończoność minut.
- Dlaczego nic nie mówisz?
Nie wytrzymał w końcu jakiś mistrz.
Po głosie rozpoznała Rajmunda. On nigdy nie grzeszył cierpliwością. Wpatrywała
się w czarną posadzkę. Milczała. Znowu jak fala napłynęło zmęczenie. Coś kazało
jej popatrzeć na wprost. Varg wpatrywał się w nią, nie mrugając nawet.
Wiedziała, że mówi coś do swojego Mistrza. Jednak ona nie usłyszała tych słów.
Starzec skinął głową i ... jego ślepe oczy spoczęły na niej. Poczuła się
nieswojo. Jeszcze nigdy tak się nie czuła. On widział! Starzec patrzył tak,
jakby wszytko widział. Ale przecież to niemożliwe. Był ślepcem. To była zapłata
za to, że posiadł moc większą niż ktokolwiek mógłby zamarzyć. Ale nie była to
moc wyklętych, ani nie była to moc uzdrowicieli mocy, czy białych magów. Kim on
więc był? Nie potrafiła zmusić się do myślenia. Jego wzrok ją hipnotyzował.
Przecież nie mógł tego zrobić! Nie może zmusić ją do powiedzenia prawdy. Nigdy!
Nigdy nie zgodzi się na wdarcie się do jej umysłu, ani jemu ani nikomu innemu.
Chyba, że będzie chciała sama kogoś dopuścić. Przed jej oczami pojawiła się
sylwetka Ilhiona. Tak samo szybko jak się pojawiła – zniknęła. Nie zdradzi
przyjaciół. Poczuła jak budzi się w niej moc. Ogromna moc. O wiele potężniejsza
niż dotychczas. Nawet nie myślała o tym skąd się ona bierze. Wiedziała, że jej
oczy zaczynają świecić coraz bardziej, a na czole i rękach pojawia się znak.
Nie dbała o to teraz. Najważniejsze było nie dopuszczenie do wymknięcia się
spod kontroli tej mocy. Nie może na to pozwolić! Zacisnęła oczy. Mimo że tak
postąpiła, nadal wszystko widziała. Ale inaczej. Widziała świat Mocy i Cieni.
Pulsujący swoim wewnętrznym światłem, wewnętrzną energią. Głowa pulsowała jej
bólem. Nie miała pojęcia, dzięki czemu jeszcze stoi na nogach. Wezwać duchy? Ta
myśl pojawiła się szybko i równie szybko zniknęła. Nie, nie wezwie ich, bo
wtedy dowiedzieliby się, że jest już prawie prawdziwą Bezimienną. Zbyt wielu
rzeczy chciała się jeszcze nauczyć. Zacisnęła jeszcze mocniej powieki. Jednak
świat Mocy i Cieni nie zniknął. Zresztą nie spodziewała się tego. Moc była
ogromna. Nie pochodziła ona z niej- zdała sobie nagle z tego sprawę. Ktoś
uwolnił moc obok niej. Chciał ją w ten sposób zabić. Chciał aby ta moc zabiła
najpierw ją a potem tylu Mistrzów ilu zdoła. Wszyscy i tak by sądzili, że to
była jej wina. Musi opanować tę moc. Musi! Otworzyła oczy. Poczuła przerażenie.
Ale to nie było jej przerażenie. Musi o tym pamiętać. Ona nie czuła strachu.
Lęk osłabia. Nagle zyskała pewność, że wszystkie wypadki dzisiejszego dnia
zostały dokładnie zaplanowane, aby ją maksymalnie osłabić, aby stała się
bezbronna i żeby móc ją zabić. Najpierw atak na nią i osłabienie jej osłon.
Potem zniszczenie czaru uziemienia, ponieważ wiedział, że nie zawaha się i
pośpieszy z pomocą Cereshowi. A teraz w końcu tutaj wśród mistrzów. Na to
czekał. Żeby zabić ją i mistrzów. Ten ktoś nie mógł dowiedzieć się o kamieniu
zawieszonym na jej szyi. Zdała sobie sprawę, że cokolwiek zrobi, postąpi źle.
Dzisiaj już dwa razy korzystała z mocy. Jak zrobi to po raz trzeci to zginie.
Ale jeśli nie stworzy osłon i nie uwolni swojej mocy, prawdziwej Mocy, która nigdy
nie była jeszcze naruszona, Mocy danej przez Zapomnianego Boga, to i tak
zostanie zabita przez wrogi czar. Nie dbała już o nic.
-Niech Zapomniany ma nas w swojej
pieczy.
Powiedziała w myślach do wszystkich
zebranych. Krótka modlitwa nigdy nie zaszkodzi a może tylko pomóc. Zaklęcie
rzucane przez osobę, której nie znała, było bardzo złożone. Dzięki temu miała
trochę czasu. Ale i tak było go mało. Czas więc zacząć, nieprawdaż? Jeszcze
przez jedną chwilę, nie dłuższą niż uderzenie serca, zbierała w sobie siły i
tłumiła wątpliwości. W końcu otworzyła oczy. Zaczęła uwalniać Moc. Wszystko w
pomieszczeniu zaczęło się unosić. Stoły... pergaminy... pióra i kałamarze... a
na samym końcu krzesła z siedzącymi na nich Mistrzami. Zobaczyła jak ktoś snuje
pajęczynę mocy czaru. Dwa światy przeplatały się. Każdy z nich był prawdziwy,
bowiem nie ma nieprawdziwych światów. Kilku Mistrzów krzyknęło z przerażenia.
Ale nie wszyscy. Większość z nich była skupionych i próbowała odnaleźć osobę,
która rzucała czar. Ci Mistrzowie wiedzieli, że to nie była ona. Dla niej
jednak znalezienie celu nie było w tej chwili istotne. I tak nie potrafiłaby
zabić tego kogoś. Nie mogła nawet się ruszyć a co dopiero kogoś zaatakować.
Pozostała jej tylko obrona. Rysy Mistrzów wirujących wokół ogromnej sali były
rozmazane przez moc, która ich otaczała. Tylko ona stała spokojnie na nogach. I
jeszcze ktoś- Szary Wilk. Złączyła powoli dłonie przed sobą. Zaczęła budować
zaklęcie. Lekko rozsunęła ręce... między nimi pojawiła się moc. Ona nie
pulsowała. Ona jaśniała. Jaśniała blaskiem jaśniejszym od słońca. Moc... To
była jej Moc. Było jej coraz więcej. Rozsuwała ręce coraz szerzej. Tak. Niech
jej będzie coraz więcej. Niech czar będzie coraz silniejszy. Niech ten ktoś
myśli, że chce go zaatakować. Niech się zawaha... To była jej jedyna szansa na
powodzenie. Przechytrzenie przeciwnika. W końcu mocy było tak wiele, że ją
objęła. Nadal nie chciała ujawnić, jaka jest prawdziwa istota zaklęcia.
Wyczuła, że przeciwnik się zawahał. Właśnie na to czekała. Przestał na chwilę
snuć czar i zaczął się zastanawiać czy nie powinien stworzyć silniejszych
osłon. To go zdradziło. Wiedziała już gdzie jest. Zobaczyła jego twarz. Podawał
się za jednego z mistrzów. Przytrzymała moc jedną ręką, a drugą machnęła szybko
przed swoimi oczami. Czar iluzji przestał działać. Pozostali też już zobaczyli,
gdzie jest przeciwnik. Ale on w tym czasie zdążył już wzmocnić osłony. Coś za
coś. To była jedna z głównych zasad rządzących mocą. Znowu objęła swoją moc.
Była lodowato zimna. Ledwo mogła utrzymać ją w swoich objęciach. Znowu poczuła
ból. Prawie rzucił ją na kolana. Zbliżała się do granicy. Do granicy życia i
śmierci. Musi teraz wykorzystać ten ból. Ból to też moc. Zapanowała nad nim,
tak jak panowała nad wszystkim innym. Wypuściła moc z objęć. Uniosła się do
góry. Tak właśnie to sobie zaplanowała. Zatrzymała się pod sufitem. I zaczęła
się rozprzestrzeniać. Jednak nie zerwała połączenia z zaklęciem. Ono ciągle
potrzebowało jej mocy. Nić energii zaczęła się od niej unosić i nieprzerwaną
falą płynąć do czaru. Idealne. Jeśli przeżyje to będzie się z tego cieszyć. Nie
trwało to jednak długo. Może trzy, może cztery uderzenia serca. W końcu
zaklęcie zaczęła opadać po ścianach do podłogi i po niej pełznąć. W końcu cała
komnata była otoczona jej Mocą. W momencie kiedy wszędzie już był czar, stoły
pękły na dwoje. Nie mogła tego powstrzymać. Jednak postarała się o to, żeby
krzesła razem z siedzącymi na nich Mistrzami delikatnie stuknęły o posadzkę.
Tak.... dokładnie tak. Teraz postąpiła krok do przodu. Zaczęła iść w kierunku
człowieka, który to spowodował. On jeszcze się nie bał... nie czuł lęku... No
cóż, niedługo pozna co to strach. Uśmiechnęła się niemiło. Ilhionowi na pewno
by się nie spodobał ten uśmieszek... Czuła jak budzi się w niej coś złego... coś
co chciało zabić tego człowieka, zabrać mu całą moc i życie. Zabić...
zniszczyć... wykorzystać.... Znajdowała się już tylko kilka kroków od niego.
Miał włosy zgolone, a karnację tak jasną, że prawie przeźroczystą. Nadal się
nie bał... Zabić! Coś w niej krzyczało, że powinna go zabić tak samo, jak on
próbował ich zabić. Zabić go i przejąć jego moc. Nie! Nagle stanęła w miejscu.
Nie pozwoli, żeby zapanowały nad nią złe uczucia. Gdyby na to pozwoliła, wtedy
stałaby się taka zła jak on. Nie mogłaby już wtedy mieć za przyjaciela elfa.
Ale musiała go zabić. Jeśli przeżyje to Mistrzowie będą chcieli dowiedzieć się
skąd pochodzi i na czyje zlecenie działał. A jeśli ktokolwiek będzie chciał go
przesłuchać, to zostanie zakażony ciemnością. On dzisiaj umrze. Ale będzie to
taka śmierć, jaką zsyłają na swoich nieprzyjaciół elfy. Zrobiła lekki ruch
ręką. Poczuła w dłoni kawałek metalu. Sztylet od przyjaciela. Rzuciła go,
celując w serce. Znajdowała się jakieś dziesięć metrów od niego, ale nie miała
odwagi podejść bliżej. Nie mogła. I tak była za blisko ciemności. Nie
wiedziała, czy gdyby postąpiła jeszcze krok do przodu, to czy przezwyciężyłaby
pragnienie przejęcia mocy. Ciemnej strony mocy. Beznamiętnie śledziła lot
sztyletu. Mag nie czuł niepokoju. Znowu uśmiechnęła się. Tak, nie spodziewa się
tego, co zaraz nastąpi. Sztylet przeciął pierwszą z jego osłon. Zobaczyła
zaskoczenie. Pojawił się nagły błysk, a sztylet leciał dalej. Musiał. W końcu
miał na sobie jej pieczęć i jej moc. To były ułamki sekund. Sztylet przeciął drugą
i trzecią osłonę. Jego ostrze rozjarzyło się do czerwoności. W końcu trafił do
celu. Poczuła jeszcze przerażenie. Przerażenie i zaskoczenie. To były ostatnie
jego uczucia zanim zginął. Uwolniła jego duszę. Niech wzleci do jego boga. Ona
nie pozwoli jego duchowi błąkać się po świątyni. Wyciągnęła sztylet i go
schowała. Rozproszyła moc. I zaczęła wchłaniać swoje zaklęcie. Moc powracała do
niej tak samo jak z niej wypływała. Im było jej więcej w niej, to ból był
większy. Upadła na kolana. Nie potrafiła już ustać na nogach. Czuła ból. Tylko
ból... Jednak nie wydobyła z siebie głosu. Cierpiała w milczeniu. Te stoły,
które dotychczas nie pękły, właśnie roztrzaskały się na drobiny. Podobnie stało
się z krzesłami pod mistrzami. Jej moc niszczenia musiała objąć sobie jakiś cel
i dobrze, że to były tylko krzesła. Na tyle nad nią jeszcze panowała, żeby nie
uderzyć w żadne żywe stworzenie.
Nagle, bez ostrzeżenia otoczyła ją
ciemność. Nic już nie widziała... Nic... Trwało to bardo długo. Nagle coś
zobaczyła. Jakaś postać szła w jej kierunku... Ale nie był to człowiek....
Stworzenie poruszało się z niesamowitą gracją jak na coś tak dużego. W końcu
rozpoznała je. To był varg. Ale to nie był Grot... Stworzenie stanęło tuż obok
niej. Było całkowicie czarne. A ślepia miało żółte.
-Jestem Zmrok. Od dzisiaj zawsze
będę już przy tobie.-
To był jego głos. Nagle
pojawił się w jej głowie, a ona wiedziała, że nie może należeć do nikogo
innego. Był lekko zawodzący... przebijała w nim tęsknota... Za czym on tęsknił?
Zaczęła znów opadać w
ciemność. Zmrok jednak nie pozwolił jej zatracić się w niej. Trzymał ją w
świecie ludzi. Kraina Światła i Cienia musiała jeszcze na nią zaczekać. Musiała
jeszcze zaczekać... Teraz jeszcze była na tym świecie. Ale i tak prędzej czy
później trafi do ciemności. Miała tylko nadzieję, że wtedy pojawi się jasne
światło nadziei, którego teraz nie było.
Powoli, bardzo wolno i z
wielkim trudem zaczęła regenerować swoje siły. Wiedziała, że potrwa to długo,
ale w końcu jej się uda. A wtedy powróci. Zmrok czuwał nad nią. On pomoże jej
wrócić. Będzie jej pomagał wracać... za każdym razem... Tylko nie wiedziała
jaka była cena, którą będzie musiała zapłacić. Zaczęła zbierać rozproszoną
swoją moc... wolno...
Ale było jej coraz
więcej.